czwartek, 25 kwietnia 2024

"Mój mały zwierzaku" Marieke Lukasa Rijnevelda

 

Protokół po "Moim małym zwierzaku" Marieke Lukasa Rijnevelda

Uczestniczki kwietniowego Spotkania Pod Pretekstem nie spodziewały się, że będą omawiać tak trudną, ciężką, straszną, a jednocześnie tak świetnie napisaną i tak głęboką, poruszającą książkę.

1. Weterynarz, specjalista od zwierząt, mąż i ojciec, osacza 14-letnią córkę swojego klienta – osacza ją jak zwierzę, wabi, oswaja, kusi, podchodzi, zastawia zasadzki, cierpliwie czeka, aż ofiara pojawi się na celowniku, sama wpadnie w zastawione wnyki. No i bezbronne, niewinne, cielaczek, zagubione zwierzątko finalnie kończy w łapach myśliwego. Nastolatka przeżywająca trudy dorastania, a dodatkowo obciążona odejściem matki i odrzucona przez ojca, to łakomy kąsek dla dorosłego, który tak naprawdę nigdy nie dorósł, bo mu na to nie pozwolono. A w tle żona weterynarza, nauczycielka, udająca, że nie widzi zachowania swojego męża, tuszuje sprawę, a w końcu całą winę zrzuca na dziewczynkę – ofiarę tej sytuacji. Pewne sceny, pewne wątki, zostaną z czytelnikiem na długo. A „Smells Like Teen Spirit” Nirvany już nigdy nie będzie brzmiał tak samo.

2. Marieke Lukas Rijneveld – rocznik ’91, młody niderlandzki pisarz, który stworzył zachwycająco straszny obraz umysłu pedofila i jego nastoletniej ofiary. Marieke – to imię żeńskie, Lukas – męskie. Z tyłu okładki książki spogląda ze zdjęcia twórca „Zwierzaka” – chłopak z długimi włosami o dziewczęcych rysach twarzy. Nastoletnia bohaterka książki przeżywała podobne rozdwojenie płci. Obie główne postacie są opisane z taką wnikliwością, głębią i znajomością złożoności tematu, że trzeba zapytać, czy aby na pewno ta powieść jest w całości tworem wyobraźni autora.  Wygląda na zbyt dobrze napisana, żeby była fikcją. Ale może jednak lepiej jest myśleć, że dogłębne potraktowanie tematu lepiej wynika z zasłyszanych opowieści, przestudiowanej literatury psychologicznej czy zmysłu obserwacji niż z własnego doświadczenia. Kicia stwierdziła, że to najobrzydliwsza książka, jaką kiedykolwiek przeczytała. A Stefa dodała, że „Mój mały zwierzaku” jest jak zło, przed którym się ucieka: zasłania się oczy rękami, żeby nie widzieć, żeby się nie bać, ale to zło kusi, więc patrzy się dalej przez szparę między palcami.

3. Narracja to, zgodnie z określeniem Struny, „rzyganie zdaniami”. Monolog, ciąg słów, który zdawał się nie mieć końca, dialogi wplecione w długaśne zdania – wizualnie trudno się to ogarnia. Ale, co ciekawe, dobrze się czyta. Dla czytelnika nie znającego języka angielskiego wyzwaniem może być wyłapanie kontekstu we fragmentach, w których ten angielski jest użyty - niestety, bez tłumaczenia; dla Holendrów angielski jest niemal drugim językiem ojczystym, dla Polaków raczej nie. Mimo to wielkie chapeau bas dla tłumacza, Jerzego Kocha za niebywały kunszt translatorki.

4. Muzycznie zaczęto od Nirvany, ma się rozumieć – wybrzmiały płyty „Nevermind” i „In Utero”. Potem był jeszcze album sąsiadów Holandii, czyli belgijskiej grupy Deus.

5. Tło gastronomiczne stanowiła kuchnia holenderska, ale nie tylko. Były więc suszone penisy wydry, czyli pieczone wegetariańskie paróweczki. Spod rąk Kici wyszły muffiny ze śliwkami (na szczęście bez pestek, bo tak bezpośredniego nawiązania do książki chyba by nikt nie przełknął) i z serkiem holenderskim. Struna miała przygotować szparagi pod sosem holenderskim, jednak obawiała się porażki przy tym swoim „pierwszym razie” z sosem, więc ostatecznie szparagi przykryte zostały zapieczonym kołdrą z sosu beszamelowego. Pojawiły się herbatniki holenderskie. Królowa upiekła „materace”, czyli wypełnione twarogiem z krowiego mleka ciastka. W nawiązaniu do popularnych w Niderlandach wafelków stroopwaffels Stefa przyniosła piszingera z masą krówkową. Wszystkie pyszności popito zieloną jak holenderskie pastwisko herbatą.

6. Dyskusję wieczorną przerwał Pan Rex oznajmiając zebranym, że Kicia przyjechała pojazdem, na którym ktoś na brudnej masce obraźliwie narysował męskie przyrodzenie symbolizujące potępienie za nieprawidłowe parkowanie gdzieś na mieście. Kicia nie zdołała sobie przypomnieć sytuacji, w której źle zaparkowała, więc zwaliła wszystko na chuliganów z osiedla. Ten incydent nie wpłyną znacząco na ogólną atmosferę spotkania, które w dużej mierze skoncentrowane było na 2-w-1 Kici i jej przygotowaniach do rychłego podjęcia nowej roli życiowej – mamy. Zapowiada się, że będzie Kiciątko płci męskiej – to dobra wiadomość w kontekście powszechnego stwierdzenia, że chłopcy (a potem mężczyźni) mają w życiu lepiej.

7. Rozmawiano o planach wakacyjnych. Zaspojlerowano trochę książkowy pretekst majowy i powiązano pochodzenie wiejskie z nadmiernym gromadzeniem artykułów spożywczych przez część z Uczestniczek, przeciwstawiając je równocześnie lodówkowej ascezie u Struny mającej miastowe korzenie rodzinne. Rozmawiano o zadziwiającej więzi matka-syn, jej odmianach i różnych konsekwencjach w życiu dorosłych już synów. Ilustracją do tej części dyskusji był Mały Lord przytulający się na potęgę do swojej mamy, prowadzący rzeczową konwersację z Ciociami, przysłuchujący się rozmowom i zabawiający się czołgami.

8. Kolejne spotkanie, zaplanowane na 10 maja, będzie poświęcone „Chłopkom” Joanny Kuciel-Frydryszak, a towarzyszyć jej będzie kuchnia chłopska, a raczej kuchnia chłopek.

Uważajcie na swoje nastoletnie dzieci.

Do zobaczenia za miesiąc!

k.






wtorek, 16 kwietnia 2024

Przypominajka przed "Moim małym zwierzakiem" Marieke Lucasa Rijnevelda

 „Mój mały zwierzaku” – brzmi niewinnie, jak tytuł książeczki dla dzieci, na przykład takiej o próbie zaprzyjaźnienia się chłopca z kotkiem albo liskiem. Ale o czym naprawdę jest ta druga powieść bardzo młodego holenderskiego pisarza Marieke Lucasa Rijnevelda? O dziecku, owszem, ale na pewno nie dla dzieci.

Widzimy się w najbliższy piątek około 17.00.

wtorek, 19 marca 2024

"Cynkowi chłopcy" Swietłany Aleksijewicz


 Protokół po "Cynkowych chłopcach" Swietłany Aleksijewicz

Witajcie!

Czytanie takiej książki jak „Cynkowi chłopcy” w czasie, kiedy za naszą wschodnią granicą ciągle trwa woja, a Rosja wciąż chce pokazać, że jest mocarstwem i że może robić, co chce, nie jest łatwe.

1. Ta pozycja, chyba nieco mniej znana w dorobku Aleksijewicz, tak jak po jej opublikowaniu w Białorusi wzbudza dyskusję, po raz kolejny stawia pytanie, jak to jest możliwe. Jak to się stało, że aż przez 10 lat młodzi ludzie byli wysyłani do Afganistanu po to tylko, żeby powrócić w trumnie lub, jeśli żywi, z rozwaloną psychiką, ze zrujnowanym życiem. Jak to się dzieje, że naród rosyjski od dziesiątek lat tkwi w totalitaryzmie, daje się karmić propagandą, wierzy we wszystko, co im szaleńcy u władzy powiedzą. Dlaczego od ponad dwóch lat, mając za sobą dramatyczne wydarzenia wojenne XX wieku, Europa i świat pozwalają na to, aby w Ukrainie płynęła ludzka krew. Wojna to gigantyczny biznes dla wielu krajów, nawet dla tych (a może przede wszystkim dla tych) pozornie z nią nie wiązanych. Ale pieniądze to nie jedyna odpowiedź na te pytania. Aleksijewicz pyta: „Kim jesteśmy? Dlaczego z nami można robić wszystko, co się chce?”.

2. Swietłana Aleksijewicz, specjalistka od reporterskich opowieści o życiu w ZSRR, w „Cynkowych chłopcach” próbowała zachować pamięć o tych ponad 15 tysiącach radzieckich żołnierzy „internacjonalistów”, którzy zginęli podczas trwającej 10 lat wojny w Afganistanie. Próbowała również zebrać i pokazać choć część emocji tych, którzy w sposób mniej lub bardziej pośredni byli ofiarami tej wojny. Niezmiernie ciekawe światło w kontekście „Cynkowych chłopców” rzuca opisany w drugiej części proces, który autorce wytoczyły niektóre z opisanych postaci, ale tak naprawdę, jak twierdzi Aleksijewicz, proces wytoczył jej dawny reżim.

3. Każda matka, która ma choć jednego syna, czytając tę książkę czuje trwogę. Każdy rodzic czytający co wieczór bajeczki swojemu dziecku zaczyna się zastanawiać, czy nieświadomie nie karmi go mitami, opowieściami o gierojach, niezniszczalnych bohaterach, którzy swoje życie poświęcą dla sprawującego władzę, dla ojczyzny, dla idei. Każdy wychowany w czasach PRL robi przegląd swoich lektur z młodości i zaczyna dostrzegać w nich propagandę, która ukształtowała wiele powojennych pokoleń.

4. Ze względu na emocjonalny ładunek trudno się czyta „Cynkowych chłopców”. To zdarzyło się przecież nie aż tak dawno. I w pewien sposób książka ma swoją kontynuację w formie napaści Rosji na Ukrainę. A jeszcze kiedy doda się bardzo wstępnie omówiony pretekst do spotkania w kwietniu, czyli „Mój mały zwierzaku”, to już zupełnie robi się ciężko, pesymistycznie i beznadziejnie. Obecna na spotkaniu Poldzia skrytykowała dobór lektur w tym roku – że wszystkie są takie dołujące, a ona potrzebuje czegoś optymistycznego. No cóż, nie zawsze da się śmiać, kiedy wojna nie pozostaje na kartach książki, ale dzieje się właściwie tuż za drzwiami. Niemniej jednak literatura może podnosić na duchu, uprasza się więc o przedstawienie propozycji książek radosnych, zabawnych, poprawiających humor, które mogłyby zostać omówione na kolejnych spotkaniach.

5. Muzycznym tłem były aż cztery albumy amerykańskiej formacji The Afghan Whigs: „1985”, „Black love”, „Congregation” i „Gentlemen”. Na stole pojawiły się potrawy kuchni białoruskiej i afgańskiej. Stefa upiekła ciasteczka z często używanym w Afganistanie kardamonem. Struna zrobiła cybriki białoruskie, czyli idealnie okrągłe ziemniaczane kuleczki, które podała z sosem jogurtowym. Królowa przygotowała sashni, czyli białoruskie placuszki z twarożkowym farszem. Przyrządziła też khayle, to znaczy górę ryżu basmati otoczoną zasiekami z zielonego omletu, według przepisu afgańskich żydów górskich. Poldzia przyniosła pistacjowe pociski i ciasteczkowe domy, które te pociski szczęśliwie ominęły. Było też ciasto przypominające surowe góry Afganistanu.

6. Rozmawiano o różnych aktualnych tematach. O kapuście kiszonej. O remontach. O wymianie tapicerki meblowej. O planach zdobycia umiejętności szycia na maszynie (Stefa, do dzieła!). O zmęczeniu pracą. O PIT-owej gorączce. O niepokojach sercowych. O urządzaniu mieszkania i zakupie książek. O katolicyzmie w wydaniu polskim, który wyprał mózgi wielu pokoleniom to tego stopnia, że człowiek stracił kontakt z samym sobą. O zbliżających się wyborach samorządowych. O Tylor Swift – podobno jakiejś celebrytce. O papierowych samolotach zrobionych przez Małego Lorda, które Struna ochrzciła mianem „białych tulipanów” (w kontraście do „czarnych tulipanów”, czyli samolotów przywożących z Afganistanu cynkowe trumny z ciałami zabitych tam żołnierzy). O tym, żeby nie dać się zwieść skomercjalizowanej literaturze okołoholokaustowej.

7. Kolejne spotkanie zaplanowane jest na 19 kwietnia. Omówiona zostanie kolejna ciężka książka – „Mój mały zwierzaku” młodego holenderskiego pisarza Marieke Lucasa Rijnevelda. Kuchnia, wiadomo, z polderów, z tulipanowych pól, z obór wypełnionych krowami holenderkami.

Zostańcie w pokoju!

k.









wtorek, 12 marca 2024

Przypominajka przed „Cynkowymi chłopcami” Swietłany Aleksijewicz

Każdego dnia gdzieś na świecie człowiek wyciąga broń przeciw innemu człowiekowi, codziennie ktoś umiera w wojnie, o której niewiele wie. Tego nie zmienimy, taka natura człowieka, że lubi wojny, bo wojny tym nielicznym przynoszą liczne korzyści.

W najbliższy piątek zarządzamy ogólnoświatowe zawieszenie broni, ogłaszamy dzień pełen braterskiej (a przede wszystkim siostrzanej) miłości. Dozwolone są jedynie merytoryczne spory w rozmowach o literaturze, o sztuce. Spotkanie zaczniemy od „Cynkowych chłopców” noblistki Aleksijewicz

wtorek, 20 lutego 2024

"Filary Ziemi" Kena Folleta


Protokół po "Filarach Ziemi" Kena Folletta 

Ad maiorem Dei gloriam!

Spotkania Pod Pretekstem Książki istnieją już 12 lat! Rocznica wprawdzie nie okrągła, ale wywołująca podziw tylko trochę mniejszy niż ten powstały w czasie patrzenia na sklepienie gotyckiej katedry.

1. Część oficjalną obchodów rocznicowych rozpoczął marsz triumfalny z opery „Aida” Verdiego. Nastrój podniosłości został spotęgowany wystąpieniem Królowej, która odczytała treść dyplomów wystosowanych do Uczestniczek i Uczestników spotkania przez Ministerstwo Kultury i Spraw Społecznych. Treść dyplomów przedstawia się następująco:

„Na podstawie dekretu Prezydium Krajowej Rady Narodowej z okazji 12-lecia powstania Spotkań Pod Pretekstem Książki w uznaniu zasług położonych w walce z wtórnym analfabetyzmem i zniewoleniem umysłowym oraz działań podjętych na rzecz krzewienia czytelnictwa, rozpowszechniania wiedzy o kulturze i obyczajach polskich i innych krajów, przywoływania z mroków pamięci literackiej autorów zapomnianych i niedocenionych przy jednoczesnej dbałości o najwyższe standardy towarzyskie, kulinarne i muzyczne nadaje się [i tu pojawia się imię każdej z Uczestniczek i każdego z Uczestników] ‘Medal Wolności i Zwycięstwa’”. Dyplom został podpisany przez kilkoro najznamienitszych przedstawicieli literatury polskiej oraz zwieńczony ozdobnym banerem z napisem „Carpe diem”. Wraz z dyplomem każdy otrzymał stosowny złoty medal oraz odznaczenie państwowe, które przybrało formę kota lub innego zwierza z książką.

2. Nawet Mały Lord, w roli pacholęcia trzymającego pudełko z medalami i odznaczeniami, poczuł doniosłość sytuacji, tym bardziej, że zgromadzenia książkowe odbywają się dłużej niż on ma lat, więc śmiało można powiedzieć, że Spotkania to całe jego życie.

3. „Filarom Ziemi” nie poświęcono tak dużo czasu, na ile zasługiwały, jednak ci, którzy przeczytali całość, mieli bardzo pochlebne opinie. Wbrew pozorom to nie jest historyczna książka o budowaniu średniowiecznej katedry, ale sensacyjna, trzymająca w napięciu opowieść o miłości, władzy, nienawiści, radzeniu sobie z przeciwnościami losu i o umiłowaniu piękna, które wtedy służyło wychwalaniu Boga, a wypływało prosto z wrażliwego wnętrza i wykorzystywało wrodzoną inteligencję. Blisko tysiąc lat temu życie większości ludzi było niezwykle trudne. Byli jednak na swój sposób niezmiernie odważni, odważniejsi niż dzisiaj ludzie mogą być, bo bez znajomości geografii, języków obcych, bez dostępu do środków komunikacji, bez pieniędzy wyruszali w dalekie podróże. I ci, którym się udawało, wracali do domów i przekazywali swoim pobratymcom zebraną w czasie długiej wędrówki wiedzę. Ken Follett, pisarz specjalizujący się w książkach szpiegowskich i thrillerach, wspaniale zawarł w „Filarach Ziemi” swoją fascynację gotyckimi kościołami. Pewnym jest, że dzięki „Filarom” każda z Uczestniczek przy najbliższej okazji inaczej spojrzy na bryłę średniowiecznej świątyni, na szczegóły architektoniczne i wspomni setki budowniczych i rzemieślników, którzy przed wiekami w krwi i pocie wznosili mury kościołów. Uprasza się, aby w przypadku sięgnięcia przez Uczestniczki po kolejne tomy z kontynuacją opowieści zaczętej w „Filarach Ziemi”, zdać z relację z lektury.

4. Zaserwowana kuchnia średniowieczna zacnie łączyła się z książkowym pretekstem. Stefa przygotowała sałatkę Jesień Średniowiecza – na bazie kaszy pęczak. Struna zrobiła wegańskie gołąbki (bo przecież każda katedra ma swoje gołębie) z kaszą gryczaną. Nieco orientalna w smaku była zupa mniszki Kici. Królowa podała frytki z warzyw korzeniowych (pietruszka, seler, ziemniaki, marchew), do których wyraziste dipy zrobił Pan Rex. Była również surówka z rzepy. Do przegryzania było zboże (orkisz dmuchany), ciasteczka „eucharystyczne” o smaku cappuccino (nazwa, jak wiadomo, pochodząca od zakonu kapucynów) oraz jabłka suszone. W zakresie napitków była herbata Owoce Lasu, selekcja win, szampan Piccolo oraz Prosecco (wypite w ramach aneksu do poprzedniego spotkania książkowego). Kulinarnym gwoździem programu był jednak rocznicowy tort bezowy – lekki, pnący się ku górze niczym gotyckie wieżyczki katedralne, wyborny w smaku, rozpływający się w ustach.

5. Zabrakło stricte średniowiecznej muzyki, ale ta, która zabrzmiała podczas spotkania, zgrabnie wpisywała się w tematykę wieczoru. Wysłuchano płyt „The Wall” zespołu Pink Floyd oraz „Into the Labyrinth” Dead Can Dance. Pojawił się również hymn Spotkań Pod Pretekstem Książki, czyli „Sex on Fire” Kings Of Leon. Z racji tego, że Królowa została obdarowana dwupłytowym zestawem z najlepszymi piosenkami Tiny Turner, Mały Lord katował wszystkich utworem „Goldeneye”.

6. Nie da się ukryć, że dyskusja zdominowana została przez kupy: rozmawiano o wydalaniu, stolcu, badaniach układu pokarmowego. Nawet Poldzia, przytłoczona ostrą migreną, żywo perorowała o kolonoskopii. Przebiegiem rozmowy zdegustowana mocno była Struna, o czym świadczyły jej wznoszone ku sklepieniu oczy i grymas twarzy.

7, Zawnioskowano o zmianę w harmonogramie czytelniczym na ten rok. Wniosek przyjęto, w związku z tym „Chłopki”, zaplanowane pierwotnie na wrzesień, będą omówione w maju, a „Chłopi” z maja zostają przeniesieni na wrzesień. Kolejne spotkanie książkowe odbędzie się 15 marca, a jego tematem będą „Cynkowi chłopcy” Swietłany Aleksijewicz. Towarzyszyć im będą potrawy z kuchni białoruskiej i/lub afgańskiej.

Benedicat vos omnipotens Deus, Pater, et Filius, et Spiritus Sanctus.

Amen.

k.










wtorek, 13 lutego 2024

Przypominajka przed "Filarami Ziemi" Kena Folletta

W godzinie nieszporów w trzeci piątek lutego rozpocznie się zebranie kongregacji osób świeckich czytających, mające na celu omówienie stworzonej przez autora książek sensacyjnych wciągającej powieści dotyczącej budowy średniowiecznej katedry - jakkolwiek karkołomnie to brzmi. Celebrowana będzie również kolejna rocznica istnienia Spotkań Pod Pretekstem Książki. Kto wie, może imprezka przeciągnie się aż do jutrzni.

poniedziałek, 15 stycznia 2024

"Jak się starzeć bez godności" Magdaleny Grzebałkowskiej i Ewy Winnickiej


Protokół po "Jak się starzeć bez godności" Magdaleny Grzebałkowskiej i Ewy Winnickiej

Uszanowanie!

No i nadszedł moment, w którym Uczestniczki i Uczestnicy Spotkań Pod Pretekstem Książki omawiają (kolejną już) książkę o starzeniu się i mają na ten temat tak dużo do powiedzenia, że na podstawie ich obserwacji i doświadczeń własnych mógłby powstać całkiem grubiutki tom. Tak, grono klubikowe starzeje się, na szczęście nie martwi się tym zbytnio, a wręcz ze śmiechem, powodującym pojawianie się kolejnych zmarszczek na twarzy, drwi ze swojego posuwania się w latach.

1. Panie Grzebałkowska i Winnicka, świetne reportażystki, wprawne pisarki, postanowiły zrobić sobie odskocznię od ciężkich, trudnych zagadnień, którymi się zajmują na co dzień. Z tej kooperatywy wyniknęła książka zabawna, przepełniona autoironią, obfita w śmieszne określenia i porównania, jednak, mimo tych wszystkich „heheszków”, dotykająca szalenie ważne tematy, jak choćby społeczna przeźroczystość osób w podeszłym wieku.

2. Niestety, Uczestniczki miały również kilka zastrzeżeń do „Jak się starzeć…”. Przede wszystkim względy ekologiczne - niepotrzebne są te wszystkie kolorowe kartki bez druku, bez nich, z korzyścią dla lasów, książka byłaby połowę chudsza. Poza tym zauważono, że książka jest marketingowo, wizualnie świetnie opracowana, ale nie po to, żeby się ją lepiej czytało, ale żeby się lepiej sprzedawała: ta okładka, te stylizowane zdjęcia z sesji fotograficznej, te krzyczące kolory. Na spotkaniu pojawiło się porównanie książki do teledysku czy określenie jej mianem ambitniejszego czytadła dla kobiet. Zauważono również pewną niekonsekwencję w podejściu autorek do starości i starzenia się. Bo z jednej strony afirmują je, mówią, jak fajnie jest być w wieku „przedstarczym”, a z drugiej strony chyba nie do końca tę starość akceptują, czego dowodzą „odmłodzone” zdjęcia autorek. Panie pewnie śmiertelnie by się obraziły, gdyby ktoś je określił mianem „stare pudernice”. Niby starzenie się jest naturalne, ale u Uczestniczek pojawiły się podejrzenia na temat autentycznej akceptacji tego stanu przez autorki. To trochę jak wołanie „Hej, starzejemy się i świetnie sobie z tym radzimy”, choć bardziej brzmi to jak próba przekonania głównie samych siebie, że tak właśnie jest. Zalatuje tu pozowaniem, pozorowaniem lub zakładaniem masek. I książka, i podkasty Grzebałkowskiej i Winnickiej to trochę takie dwuosobowe towarzystwo wzajemnej adoracji.

3. „Jak się starzeć…” natchnęła Uczestniczki spotkania do dopisania dodatkowych punktów do postulatów stworzonej przed duet przedstarczy Grzebałkowska-Winnicka Partii Ludzi Starzejących się Bez Godności. Wnioskuje się zatem o dodatnie dla członkiń i członków PLSBG:

- prawa do posiadania szydełkowanych poduszek na krzesła – na wypadek popuszczania moczu,

- prawa do przyznania z budżetu pańśtwa kwoty 500+ miesięcznie na zakup książek w wersji papierowej,

- prawa do zniżki na zakup biletów na koncerty takich dziadków jak na przykład Pearl Jam w wysokości proporcjonalnej do wieku (zniżka = cena biletu – x%, gdzie x oznacza wiek uczestnika/czki koncertu),

- prawa do posiadania chomików (w okolicach brody), pelikanów (na ramionach), kurzych łapek (przy oczach), skórki pomarańczowej i anielskich włosów,

- prawa do chomikowania przydasiów,

- prawa do pieczenia eklerów w kształcie penisów (peniptysiów) na niedzielne popołudnia dla wnuków,

- prawa do beży i plecionkowych sandałków,

- prawa do zniżki na konsumpcję kultury tj. zakup wina na klubik książkowy,

- prawa do wykonywania zawodów alternatywnych np. zarobkowego czytania książek (dla przyjemności, bez konieczności ich recenzowania).

4. Książkowemu pretekstowi do styczniowego spotkania się towarzyszyła kuchnia geriatryczna. Jako jedna z nielicznych w gronie klubikowym jeszcze w wieku przed-przedstarczym Kicia przygotowała starczą sałatkę z czosnkiem niedźwiedzim („stary niedźwiedź mocno śpi…”), z pomarszczonymi suszonymi pomidorami i zmarszczonymi orzechami włoskimi. Struna przyrządziła arabską sałatkę tabule, która po wnikliwym przeanalizowaniu składników uznana została za smakowity suplement diety, gdyż zawierała cały zestaw witamin, mikroelementów (np. estrogeny w tofu czy potas w pomidorach) i innego badziewia wymaganego dla zachowania zdrowia na odpowiednim poziomie. Stefa upiekła wytrawne mufinki, czyli pomarszczone babeczki. Królowa zamierzała podać kojarzące się jej ze starością trufle, ale coś poszło nie tak i zamiast cytrynowych kuleczek pojawił się mocno kaloryczny krem przeciwzmarszczkowy doustny. Na szczęście zapiekanka ziemniaczano-cukiniowa w konsystencji przypieczonej papki (żeby nie trzeba było gryźć) uratowała honor kulinarny Królowej. Były również inne słodkości: ciasta, pralinki, orzechy w czekoladzie (od razu wszystkim przypomniał się dowcip na temat pochodzenia tychże orzeszków).

5. Zadbano również o odpowiednie nawodnienie: była się herbata zimowa (z kawałkami goździków, które trzeba było podczas picia cedzić przez zęby), herbata owocowa, selekcja domowych nalewek oraz CinCin 0%, którym wzniesiono toast za godną starość w dobrym towarzystwie. Poldzia przyniosła również Prosecco, jednak zostanie ono prawdopodobnie wypite dopiero za miesiąc.

6. Starzejące się uszy Uczestniczek nakarmione zostały dźwiękami rockowych dziadków z Pearl Jam i jeszcze większego dziadka rockowego Neila - ha, ha, ha – Younga! Zaleca się zanotowanie w pamięci, że na następnym spotkaniu odtworzony z płyty CD musi zostać hymn Spotkań, czyli utwór „Sex on fire” zespołu Kings of Leon.

7. Towarzyskim gwoździem programu było pojawienie się na klubiku dawno niewidzianej Poldzi – została gromko przywitana, a bookdog Azoriusz o mało nie posiusiał się z radości na jej widok. Uczestniczki na spotkanie przyodziały się w elegancką szarość w różnych odcieniach. Po wypiciu całej butelki CinCina grupa zauważalnie poweselała i, korzystając ze świątecznych akcesoriów z wyprzedaży, zainspirowana sesją fotograficzną Grzebałkowskiej i Winnickiej, strzeliła sobie kilkanaście fotek przebierankowych.   

8. Znaczną część obrad wieczornych zajął temat poprawiania urody w gabinetach chirurgów plastycznych i/lub kosmetyczek - omówiono najnowsze trendy i orientacyjne ceny. Poruszono również zagadnienia dotyczące implantologii dentystycznej, paradontozy, menopauzy (Struna odpytała zebrane, czy to już). Przy okazji sprawdzania zapisków w kajecikach czy wiadomości oferowanych przez Wujka Gógle zaprezentowano sporą już w gronie klubikowym kolekcję okularów do czytania, do chodzenia, do robótek ręcznych, do pracy przy komputerze, do jazdy samochodem i do oglądania seriali na Netflixie. Do czytania treści na telefonie okulary nie są potrzebne, ponieważ można włączyć na nim dużą czcionkę dla seniorów. Ciekawym wątkiem w dyskusji było farbowanie włosów – owszem, stosuje się, jednak w sposób dyskretny. Szalone róże czy wrzosowe płukanki zostawiamy jednak na późniejszą starość. Ciekawym przypadkiem jest Struna, która jak do tej pory nie skalała swoich włosów żadną farbą, a fryzurę w kolorze i stylu nadal ma jak za młodu. Największe obawy ze starością Uczestniczki wiążą z ryzykiem pojawienia się demencji czy choroby Alzheimera. Oznaki niepamięci pojawiły się już u Królowej, która chciała opowiedzieć o niedawno widzianej w filmie bardzo pomarszczonej na twarzy angielskiej aktorce – niestety, ani Królowa, ani próbująca jej pomóc Struna, nie były w stanie przypomnieć sobie jej nazwiska (chodziło o Maggie Smith). Zapomniano również wspomnieć o niedawnych 79. urodzinach Małgorzaty Musierowicz. Być może już niedługo przy wejściu do lokalu klubikowego Uczestniczki otrzymają plakietki ze swoimi imionami, żeby odpowiednio reagowały na zawołanie i żeby wiedziały, jak się zwracać do innych. Oby w przypadku Uczestniczek nie spełniło się porzekadło, że właściciel upodabnia się do swojego psa (czy na odwrót?), bo jeśli tak, to nie nastraja optymizmem obraz leciwego już, 14-letniego bookdoga Grudosławy, która drapie w drzwi w środku nocy, bo chce wyjść, ale zaraz potem szczeka pod drzwiami, żeby ją wpuścić, bo zapomniała, po co chciała wyjść, żeby po chwili znowu drapać w drzwi, bo sobie przypomniała, że wcześniej chciała wyjść, bo chciała sikać, więc wychodzi i znowu szczeka, bo chce wrócić do domu, bo już się wysikała, ale znowu drapie w drzwi, bo chce wyjść, bo poprzednim razem wysikała się tylko trochę – i tak do rana.  

9. Protokół kończy się mottem wygłoszonym przez Stefę, że każda kobieta w pewnym momencie musi ustalić, ile ma lat, a potem trzymać się tej wersji. Uprasza się wobec tego o ustalenie sobie najwłaściwszego wieku i zażycie preparatu na poprawę pamięci, ażeby ten ustalony wiek pamiętać.

10. Kolejne spotkanie klubowe będzie, jak zwykle w lutym, wyjątkowe, bo rocznicowe – w tym roku świętować będziemy 12-lecie istnienia Spotkań Pod Pretekstem Książki!  

Do zobaczenia!

k.