poniedziałek, 24 listopada 2014

"Sońka" Ignacy Karpowicz


Protokół po "Sońce" Ignacego Karpowicza

1. „Sońkę” dobrze się czyta w listopadzie. Bo opowieść o Sońce jest smutna. Ładnie napisana. I choć takich Soniek jest pewnie w historii Polski więcej, to ta opowiedziana przez Karpowicza jest na swój sposób wyjątkowa: trochę bajkowa, zapętlona w czasie i przestrzeni, uwięziona mieczy życiem i śmiercią. Ciekawy w książce był motyw przenikania się losów Sońki i Ignacego/Igora – ich wzajemne młodnienie i starzenie się. Nieco dekoncentrujący i troszkę psujący całość był wątek żydowski w samej końcówce – nie do końca potrafiłyśmy zrozumieć, czemu miał służyć. Dość szczegółowo omówiona została urojona, wyobrażona miłość Sońki do Niemca Joachima. Polanna zgłosili wniosek, aby w najbliższym czasie, w związku z obecną porą roku, nie czytać już książek smutnych i dołujących.  

2. Skoro już wywołali Polannę do tablicy, to trza odnotować, że Polanna wrócili ze swoich zagranicznych wojaży zrelaksowana, wypoczęta, wręcz troszku rozleniwiona. W swej świadomości nadal Polanna przebywają w ciepłym klimacie śródziemnomorskim, na błyszczącej w słońcu plaży. Polanna przejawiali również pewne objawy rozwydrzenia – nie udzielając się dotychczas zbytnio w sferze przygotowywania potraw na spotkania, zachciewajkowo dyktowała motywy przewodnie kulinarne obecne na kolejnych posiedzeniach naszego klubiku. Kaprysy jej nie zostaną spełnione, jednak dostarczone przez nią śliweczki w alkoholu znów chętne spożyjemy.  

3. Wbrew powszechnie panującej w pewnych środowiskach opinii, że podczas naszych spotkań my tylko jemy i pijemy  i ewentualnie od czasu do czasu coś tam o jakiejś książce powiemy, obwieszcza się wszem i wobec, że my na spotkaniach książkowych rozmawiamy bardzo dużo o bardzo wielu różnych książkach. A ponieważ jest sprawą oczywistą, że nic tak nie umila rozmów o literaturze jak dobre wino i wyszukane, współgrające z lekturą potrawy wprawiające nasze podniebienia w smakowy orgazm, no to trudno- musimy jeść i pić. Zbliżające się spotkanie z autorem książki „Przyjdzie Mordor i nas zje” stało się pretekstem do rozmów o paru polskich pisarzach współczesnych, nowościach wydawniczych, a także elektronicznych czytnikach książek – dzielono się wrażeniami z obcowania z e-bookami.
  
4. Ponieważ nie na książkach świat się kończy, dyskutowano również o muzyce na żywo (Struna chodzą na koncerty takich niszowych zespołów, że to aż zastanawia, skąd ona o nich wie) i z płyt (w trakcie obrad dźwiękowo towarzyszyli nam m.in. Kapela ze Wsi Warszawa oraz podlaska Nathalie and The Loners).

5. Jedna z uczestniczek spotkania, znana do tej pory jako Monika z Bewerlyhils, zostali przechrzczeni i od tej pory będą tu występowali jako Poldzia. Wrócono też wspomnieniami do zarania działalności blogerskiej uczestniczek spotkań i genezy stworzonego na jej potrzeby pseudonimu Struny. „Sońka” stała się okazją do wygrzebania ze swoich rodzinnych historii elementów wschodnich: Polanna z rozrzewnieniem wspominali potrawy z dzieciństwa spędzonego w Jarosławiu, Struna zabrzmieli nutą spod Grodna, Królowa opowiedzieli anegdotkę o pradziadku spode Lwowa.

6. Królowa upraszają, żeby zaprzestać wynoszenia z lokalu na swej odzieży drogocennej sierści bookclub doga Grudzi, gdyż, zainspirowana opowieścią en’ca minne w czasie jej wizytacji w sierpniu, postanowili zrobić długi, miękki szal z psiej sierści w kolorze rudym podpalanym –na zimę będzie jak znalazł.

7. Zwyczajowo poruszono tematy towarzyskie: międzypłciowe, międzypartyjne (pokłosie ostatnich wyborów samorządowych) oraz lokalne celebryckie (będące w ścisłym związku ze zmieniającą się sceną polityczną w naszym grajdołku). Przy okazji Królowa użalali się nad sobą z powodu obecnie niezmiernie ograniczającej jej życie towarzyskie opryszczki, która oszpeca ją znacznie w obszarze ust, uniemożliwia całowanie oraz jest objawem jej chwilowego (oby) spadku odporności i formy.

8. Jedli: pierekaczewnik na słodko z serem białym (Poldzia), bigos według receptury grodzieńskiej z bułką orkiszową (Struna przy okazji wyjaśnili, że podczas wojny, gdy brakowało pszenicy i żyta, jedzono orkisz właśnie), podlaską zapiekankę z kaszy gryczanej z twarogiem i pieczone ziemniaki z farszem (Królowa). W nawiązaniu do obecnego w ostatnim rozdziale „Sońki” elementu żydowskiego spałaszowali gwiazdę drożdżową z nutellą.
Jedli i pili: śliwki w nalewce i nalewkę ze śliwkami.
Pili: wino gruzińskie oraz wino nie gruzińskie. Wynik spożycia rozczarowywująco słaby, jednakże przyczyną tego faktu jest to, że, choć wydawać się to może niewiarygodne, Królowa nie spożyli ani kropelki alkoholu przez cały wieczór.

9. Następne spotkanie odbędzie się 19 grudnia i poświęcone zostanie „Wielkim nadziejom” Dickensa. Motyw przewodni kulinarny: czerń. Z racji tego być może pojawi się na stole czarna polewka, jednak nie będziemy zwracać uwagi na jej ukryty przekaz. A na styczeń szykujemy „Dom sióstr” Charlotte Link.

Boh z wami.
k.


środa, 19 listopada 2014

Przypominajka przed "Sońką" Ignacego Karpowicza



"Sońkę" przeczytali? Zdanie na jej temat sobie wyrobili? Nastawieni są na spędzenie kilku godzin w małej wspólnocie czytających kobiet?
No to przyjdą na spotkanie w sobotę. Tak kole pół po czwartej.
Z Bookiem.
k.