niedziela, 19 lipca 2020

"Północ i Południe" Elizabeth Gaskell

Protokół po "Północy i Południu" Elizabeth Gaskell

Dzień dobry i dobry wieczór!

Od poprzedniego Spotkania Pod Pretekstem Książki minęła pełna pora roku, w okolicznych rzeczkach sporo wody upłynęło (głównie ze względu na wyjątkowo w tym roku deszczową wiosnę i pierwszą część lata), klubikowe dzieci podrosły i osiągnęły kolejne etapy rozwojowe i ogólnie bardzo się stęskniono za swoim towarzystwem. Kiedy w lutym omawiana była „Miłość”, nikt nie spodziewał się, że następne w kolejce „Północ i Południe” przedyskutujemy dopiero w lipcu. Życie zaskakuje, życie ma dla nas różne niespodzianki, więc motto klubikowe „Carpe diem” jest ciągle aktualne.

1. Sporo czasu w rozmowach zajął sprawca kilkumiesięcznej przerwy w spotkaniach książkowych, czyli wirus COVID-19. Mówiono dużo o tych najprzykrzejszych tygodniach narodowej kwarantanny i o sposobach radzenia sobie ze strachem, zamknięciem, z licznymi ograniczeniami. Porównywano prognozy dotyczące nadejścia kolejnej fali korona- czy innego wirusa. Dzielono się pomysłami na ujarzmienie epidemii we własnych głowach i wymieniano pozytywy, które mimo wszystko Covid przyniósł (mniejsza zachorowalność na rotawirusa, więcej czasu na czytanie książek i bycie z rodziną, większa biegłość w posługiwaniu się teleinformatycznymi  narzędziami, docenianie swobody i możliwości spotykania się z innymi).

2. W ramach dostosowywania się do wytycznych związanych z przeciwdziałaniem rozprzestrzenianiu się wirusa spotkanie we wczesnym etapie odbyło się na tarasie. Jednak po parunastu minutach zaczął padać deszcz ... i to było na tyle jeśli chodzi o zachowanie dystansu – obrady przeniosły się do lokalu klubikowego. Starano się nie kichać na siebie (wyjątkiem był Mały Lord, który, biedulek, mocno przeziębił się w reakcji na niedospanie i stres wynikające z pierwszych tygodni pobytu w przedszkolu), śmiano się półgębkiem (chyba że ktoś powiedział coś bardzo śmiesznego, wtedy jak zwykle śmiano się prosto z trzewi) i jedzono mając usta w ciup. Do kolejnego spotkania książkowego, które będzie 7 sierpnia, okaże się, czy ktoś się od kogoś czymś zaraził podczas klubikowych obrad.

3. Jedną z pierwszych czynności tego wieczora było odkorkowanie butelki szampana (korek wystrzelony z tarasu wylądował w skrzyni warzywniakowej) – wychylono kielichy za zdrowie i za narodziny malutkiej Gazelinki, miejmy nadzieję w przyszłości naszej siostry w czytaniu. Za Gazelę trzymamy kciuki i życzymy jej rychłego ustawienia rutyny domowej w ten sposób, żeby mogła jak najszybciej dołączyć do spotkań. Nadrobiono również zaległości urodzinowe: Kici i Poldzi.

4. W omawianiu książki wieczoru uczestniczyła między innymi dawno niewidziana en’ca minne z naszego warszawskiego klubiku-córki. Sporo czasu zajęło odświeżanie sobie treści przeczytanej kilka miesięcy wcześniej lektury. Po rzuceniu kilku haseł przypominających, sprawnie wymieniano się wątkami i cytatami. Zgodzono się, że najzabawniej przedstawioną postacią był opiekun głównej bohaterki, pan Bell. O Margaret pojawiły się różne zdania: a że to głupiutka panienka, a że północne Milton było dla niej pierwszym kontaktem z biedą, ciężką pracą, z chorobą i śmiercią, że i tak w końcu spikła się Thorntonem (ta informacja była dla tych, które nie przeczytały „Północy...” do końca). Książka wieczoru była fajna, choć nie zaszkodziłoby, gdyby była krótsza. Zgodnie stwierdzono, że spośród dwóch książek Elizabeth Gaskell  omawianych w ramach Spotkań, lepsze były „Panie z Cranford”.

5. „Północ i Południe” sprowokowała krótką dyskusję na temat często pojawiających się w literaturze XIX- wiecznej opisach zakochania czy miłości między kobietą a mężczyzną. Powątpiewano, czy młodzi ludzie byli w stanie pokochać się prawdziwie tylko rzucając sobie ukradkowe spojrzenia, dotykając się przelotnie końcami palców, w półzemdleniu wspierając się na ramieniu tej drugiej osoby. Przywołując własne doświadczenia z lat wczesnonastoletnich zgodzono się, że jeśli chodzi o kobiety, to byłoby to możliwe. Jeśli zaś idzie o młodych mężczyzn, to stwierdzono, że to raczej niemożliwe, bo facet to jednak facet. Niestety, nie wykorzystano obecności na spotkaniu Pana Rexa, aby doprecyzować temat. Jednak na kolejnym klubiku zada mu się podchwytliwe pytanie, żeby dowiedzieć się, czy młody chłopak jest w stanie pokochać dziewczynę tylko patrząc na nią lub zadowalając się jedynie widokiem części jej łydki.

6. Książce wieczoru towarzyszyła swobodnie interpretowana kuchnia kontrastowa. Kicia przyniosła fuczki, czyli połączenie bardzo bliskiego Wschodu (Bieszczady jako miejsce, w którym Kicia fuczki jadła po raz pierwszy) i Dalekiego Wschodu (kimchi domowej roboty jako główny składnik fuczków). Struna w swoich grzankach z tapenadą i oliwką i z suszoną śliwką połączyła południe z północą Europy. Królowa przygotowała pasiaste ciasto „zebra”, mufinki z bezami i owocami (znane a z nieznanym owocem w środku, słodkie a kwaśnawe, miękkie a lekko chrupiące) oraz koreczki, w których połączyła biel i czerń, twardość i miękkość. Pojawiła się również pavlova z borówkami i bitą śmietaną w aerozolu, która po parudziesięciu minutach leżenia na talerzu wyglądem wpisywała się w kuchnię zaplanowaną na kolejne spotkanie, czyli nieurodziwą. Były też dwa wina, maryjne i świętopiotrowe, stanowiące połączenie świętości i rozpusty, sacrum i profanum. Jeden z wzniesionych toastów był za Królową powracającą do alkoholizowania się.

7. Ogólne zaciekawienie, a wręcz zachwyt wzbudziła klapka vel packa na muchy: plastikowa w kształcie róży ze zmyślnymi szczypczykami na końcu służącymi do przenoszenia muszych trupków z miejsca egzekucji do kosza na śmieci lub innego punktu utylizacji. Historia klapki-róży, która była romantycznym prezentem sprawionym przez Pana Rexa swojej małżonce, wywołała wspomnienia o najbardziej praktycznych prezentach, jakie Uczestniczki otrzymały od swoich ukochanych.

8. Z okazji wejścia w dorosłość młodego Poldzia (któremu to królewiczowi składamy życzenia, żeby zawsze zdążył do domu przed północą, bynajmniej nie na dyni... to jest bani, i zanim z ostatnim wybiciem zegara zmieni się w ropucha) ustalano najwłaściwszy moment wręczenia dziecku pamiątek z jego dzieciństwa gromadzonych przez rodzicieli.

9. Bohaterami drugiego planu były klubikowe zwierzęta: bookdogi Azoriusz i Grudosława oraz kot. Z uwagi na to, że większość uczestniczek (z wyjątkiem Struny, jedynej „wierzącej, lecz nie praktykującej”) to jednak kociary, przerzucano się opowiastkami o ich własnych i znanych im sierściuchach. Szczególnie interesujące były historie o cotygodniowej lewatywie wykonywanej pewnemu pochodzącemu z podejrzanej hodowli kotu czy sposoby okazywania kociej wdzięczności takie jak przynoszenie upolowanych ptaków, kretów, myszy, ryjówek czy choćby ciem i zostawianie ich rozbebeszonych zewłoków na wycieraczkach.

10. W efekcie narodowej kwarantanny przeczytano już większość z zaplanowanych na ten rok książek, które ekspresowo omówiono, jednak nadal każda z nich będzie głównym pretekstem do spotkań. Następna w tej roli wystąpi „Krótka historia stowarzyszenia nieurodziwych dziewuch i inne opowiadania”.

Bądźcie zdrowi!
Do zobaczenia za 3 tygodnie!
k.