piątek, 24 października 2025

"Wybrakowane. Jak leczono kobiety w świecie stworzonym przez mężczyzn" Elinor Cleghorn


Protokół po "Wybrakowanych" Elinor Cleghorn

Na zdrowie!

1. Po takich książkach jak „Brakująca połowa dziejów” czy „Chłopki” oczekiwania Uczestniczek względem „Wybrakowanych” były spore. Lektura okazała się nieco rozczarowująca.

A to dlatego, że, po pierwsze, została napisana przez cierpiącą na chorobę przewlekłą kobietę. Po drugie, koncentruje się na Stanach Zjednoczonych i Anglii, po macoszemu traktując resztę świata, w której przecież również są chorujące kobiety. Po trzecie, temat leczenie kobiet na przestrzeni wieków opisuje z perspektywy kobiety historycznie skrzywdzonej przez mężczyzn, nie siląc się na obiektywizm, uznający między innymi ogólnie nikłą wiedzę medyczną dostępną dawniej.

To prawda: historia leczenia kobiet to ogromny temat, wymagający wielkich nakładów czasu i pracy. Autorka być może nimi nie dysponowała, stąd brak szerszego spojrzenia z jednej strony, ale z drugiej strony ujęcia dodatkowych elementów (zestawienie ze sposobem leczenia mężczyzn w analogicznym okresie, podejście medyczne w przypadku kobiet ze świata „niezachodniego” czy innych kategorii chorób).

Ze stronic książki słychać głos domagający się prawa kobiet do dokonywania wyboru, do samostanowienia o swoim ciele, co stoi nieco w sprzeczności z równoczesnym domaganiem się wzięcia części odpowiedzialności przez mężczyzn za antykoncepcję i aborcję.

Autorce chyba trudno pogodzić się z tym, że mimo tylu wieków „eksperymentowania” medycznego na kobietach, lekarze nadal są bezradni, stawiają błędne diagnozy lub leczą po omacku, że wiele chorób jest nadal niewyjaśnionych i nieuleczalnych.

Po lekturze „Wybrakowanych” ma się wrażenie, że autorka dotarła do materiałów udowadniających jakąś zmowę, spisek, wielki plan całkowitego podporządkowania sobie (a może nawet zniszczenia) kobiet przez mężczyzn, a zwłaszcza mężczyzn w sutannach. Elinor Cleghor utożsamia się z kobietami doświadczającymi bólu i poniżenia na przestrzeni wieków – cierpi razem z nimi.

Dużo w tej książce również żalu nad sobą, nad tym, jak ten świat jest urządzony, nad byciem chorą kobietą we współczesnej Anglii. „Wybrakowane” to trochę forma autoterapii – i w porządku, jeśli to pomoże autorce poczuć się lepiej w chorobie, to trzymamy za nią kciuki i życzymy wszystkiego najlepszego.

2. Uczestniczki generalnie są w dobrym zdrowiu. Bo przecież nie warto wspominać o chrypce będącej pozostałością infekcji gardła (Struna), okazjonalnym kaszlu po wirusie złapanym gdzieś podczas wyjazdu urlopowego (Królowa) czy kichaniu i alergicznie zakatarzonym nosie (Mały Lord). Głowy też (a może przede wszystkim) w porządku. Jednak przy takiej lekturze nie mogło zabraknąć rozmów o niedomaganiach bliskich i znajomych, sprzyjającej przeziębieniom i depresjom jesieni czy o chorobach autoimmunologicznych (Stefa była pod wrażeniem ostatnio przeczytanej na ten temat książki).

3. Więcej niż o chorobach mówiono na szczęście o zdrowiu, a właściwie o sprawnym ciele i umyśle, które nadal pozwalają na pracę, spotkania, podróże. Właśnie, podróże – każda z Uczestniczek i każdy z Uczestników miał coś do powiedzenia w tym zakresie. Gruzja, Bałkany, Pieniny.

4. Dyskutowano również o początkach samodzielnego życia i studiowania Struniątka, o rybach (Uczestniczki zostały delikatnie zmuszone do obejrzenia zdjęć z dwóch oceanariów odwiedzonych w ostatnim czasie przez Małego Lorda) i rybkach (w tym przypadku Uczestniczki były zaciągnięte do pokoju Małego Lorda, w którym zademonstrowano im akwarium z 9 rybkami i 1 ślimakiem). Rozmawiano też o trudnym, zwłaszcza dla osób mieszkających w pojedynkę, temacie mieszkaniowych usprawnień i tzw. „męskich” robót domowych, a także meblach, frontach meblowych, odnawianiu płytek kuchennych, akcesoriach remontowo-budowlanych oraz o tzw. „fachowcach”.

5. Książce wieczoru towarzyszyła kuchnia wybrakowana: były słodkie ścinki, czyli kawałki wafli odrzucone podczas produkcji „miśków” napełnionych piankową masą. Były ciasteczka kruche – kokosowe, przywiezione z południa Europy. Były waflowe różowe rurki z różowym przesłodkim kremem z limitowanej edycji - z różową wstążeczką, będącą symbolem walki z rakiem piersi, na opakowaniu. Było brownie wybrakowane, bo bezglutenowe (brak glutenu wcale nie pogorszył smaku ciasta). Była sałatka z różnych dobrych dla zdrowia składników: z żurawiną (drogi moczowe), gruszką (tarczyca), dynią (witamina A), orzechami włoskimi (mózg) oraz roszpunką, tofu i kabaczkiem (błonnik i witaminy). Były mandarynki – nierówne i nieidealne, bo prosto z mandarynkowej plantacji. Była zapiekanka z warzywami z własnego ogródka, które na pewno nie spełniały wyśrubowanych norm unijnych dotyczących wielkości poszczególnych egzemplarzy. Był burek z salami i serem wędzonym – na cześć wszystkich kobiet, które przez zaborczych mężczyzn i religię zmuszane są do noszenia burki. Był spleśniały ser. A do picia melisa w wersji extra strong – na ogólne ukojenie i wyluzowanie.

6. Słuchano kobiet: płyty „Sweet Relief” z piosenkami chorującej na stwardnienie rozsiane Victorii Williams, „Home Alive: Art Of Self Defense” i Bjork (nie wiadomo, na co choruje, ale jest już w takim wieku, że na pewno jej coś dolega).

7. Na kolejne spotkanie (14 listopada), którego bohaterem będzie „Wieloryb i koniec świata”, zapowiedziano prace nad dopełnieniem listy pretekstów książkowych na 2026 rok. Obowiązywać będzie kuchnia wielorybia (uprasza się o niekrzywdzenie tych zdumiewających zwierząt), kornwalijska lub nadmorska.

8. A na zakończenie: będąc w dojrzałym już wieku, Uczestniczki mogą chcieć zapamiętać poniższe zdanie z „Wybrakowanych” i potraktować je jako pigułkę na poprawę humoru: „Menopauza w istocie oznacza początek etapu życia kobiety, który przynosi wolność, zmianę i sprawczość”.

Bądźcie zdrowe!

k.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz