środa, 17 września 2025

"Demon Copperhead" Barbary Kingsolver

 

Protokół po "Demonie Copperheadzie" Barbary Kingsolver

Hello!

Dawno nie było na klubiku tak poruszającej, tak wielowątkowej, tak wciągającej książki.

Ale od początku.

1. Należy zacząć od tego, że swojego lokalu mieszkalnego na potrzeby obrad klubowych użyczyła Stefa. Nic więc dziwnego, że sporo dyskutowano o planowanych przez nią zmianach w obszarze aranżacji wnętrz. Przy okazji powrotu we wspomnieniach do czasów dzieciństwa Stefy, rozmawiano też o zaradności i ogólnie o zdobywaniu doświadczenia życiowego nie tylko w zakresie obcowania z ludźmi, ale i praktycznych umiejętności codziennych.

2. Sporą część spotkania poświęcono omówieniu studium przypadku – osobowości manipulatorskiej, żmijowatej, wyrachowanej i ogólnie nieprzyjemnej, z którą większość Uczestniczek miała kontakt i nie wspomina tego zbyt dobrze. Kicia, nieznająca rzeczonego przypadku, została przestrzeżona przed zawieraniem z nim jakiejkolwiek znajomości.

3. Nawiązano do pretekstu sierpniowego – Stefa podzieliła się wrażeniami po dokończeniu „Nad Niemnem”: delektowała się lekturą, jest zachwycona Janem Bohatyrowiczem, w którym widzi podobieństwo do Wawrzona z „Akuszerek”.

4. A książka wrześniowa? Bardzo się podobała. Choć niektóre opisy trudno było czytać bez ściśniętego serca, bez pytania „Co jeszcze temu biednemu chłopakowi może się przydarzyć?!?”. Współczesne Stany Zjednoczone przedstawione w „Demonie” zaskakują, bo znacząco różnią się od tych Stanów z pocztówki czy hollywoodzkich filmów. Ale wygląda na to, że to prawdziwy obraz kraju, prawdziwszy, niż sami Amerykanie chcieliby przyznać. USA mają problem, wiele problemów. A ponieważ akcja książki rozgrywa się współcześnie, wydaje się, że nie mają na razie pomysłu, jak podnieść z kolan upadłą potęgę, jak ożywić mit o świetności Ameryki. Patologia, uzależnienia, niewydolny system opieki zdrowotnej i społecznej, dyskryminacja – z tym boryka się i inne kraje, ale Stany Zjednoczone są wielkie, więc i skala tych zjawisk jest zatrważająca.

5. Uczestniczki stwierdziły, że mimo całej beznadziei opisanej w „Demonie” końcówka przynosi szczyptę optymizmu – chce się wierzyć, że miedzianowłosy bohater książki jednak sobie poradzi, że najgorsze ma już za sobą, a los zacznie się wreszcie do niego uśmiechać. Postawiono też pytanie o cechy charakteru niezbędne do tego, żeby unieść te wszystkie ciężary życiowe, które wrzucone zostały małemu Demonowi na barki.

6. Rozmawiano sporo o wyznawaniu religii, uczęszczestnictwie w lekcjach religii w szkole, chrzczeniu dzieci, chodzeniu do kościoła, edukacji zdrowotnej i o tym, jak do tego wszystkiego mają się utrwalone w społecznościach zwyczaje, obyczaje, zachowania i „betonizm umysłowy” widoczny zwłaszcza w poglądach starszego pokolenia. Tym, którzy w jakikolwiek sposób nie idą z prądem, mają odmienne zdanie i niestandardową wizję wychowania swoich dzieci, łatwo nie jest, zwłaszcza, gdy mieszkają na wsi lub w małym miasteczku. Ale to się zmienia, więc może tym dzieciom, kiedy już dorosną, będzie łatwiej decydować w powyższych tematach bez narażania się na ostracyzm.

7. Progenitura klubikowa rośnie, czy to się Uczestniczkom podoba, czy nie. Kicia wróciła do pracy, więc Kiciątko kilka godzin dziennie jest pod opieką babci. Mały Lord rozwija się, przeistacza z dziecka w chłopca i ucznia. Struniątko pakuje walizy, żeby ruszyć w swoją pierwszą samodzielną podróż życiową – zaczyna studia. Przy okazji rozmawiano o książce „Żelazny Jan” i o zanikającym we współczesnym cywilizowanym świecie procesie oddawania nastolatków pod opiekę mężczyzn, co powinno ich nauczyć bycia mężczyzną w tym dobrym, naturalnym znaczeniu.

8. „Demonowi Copperheadowi” towarzyszyła kuchnia z USA. Stefa upiekła tak zwanego „amerykana”, czyli ciasto z jabłkami i bakaliami. Przygotowała też mini hot dogi i mini pizze wegetariańskie, które można było spożyć ze zrobionym przez nią ketchupem z cukinii. Struna przyniosła wege mini burgery oraz M&M’sy (Demon jadł je w drodze nad ocean). Królowa przyniosła „paj”, czyli okrągłe kruche ciasto z owocowym nadzieniem (między innymi z brzoskwiniami, które są symbolem stanu Georgia, którego stolicą jest Atlanta, do której pojechali Demon, June i Everett, żeby wyciągnąć z meliny Emmy) oraz mac&cheese, czyli makaron (w kształcie muszelek – w nawiązaniu do oceanu, który chciał zobaczyć Demon) z cheddarowym sosem. Jednak potrawę połączoną z książką wieczoru w najbardziej pokrętny sposób przyniosła Kicia: ciasto chałwowe, bo chałwa zrobiona jest z ziaren sezamu, a sezam jest bardzo bogaty w … w co? W miedź, oczywiście! Szach i mat. Tło muzyczne zapewniły ścieżki dźwiękowe do bardzo amerykańskich filmów „Into the wild” i „Flag day”.

9. Wyżej wspomniany stan Georgia obecny był też w drugiej części opowieści Stefy o jej wyprawie do Gruzji (ang. Georgia), skąd przywiozła dla Uczestniczek magnesy na lodówkę i sól swańską wraz z instrukcją jej użytkowania. Struna podczas swoich wakacyjnych podróży pamiętała o spierzchniętych ustach Uczestniczek, więc przywiozła im ochronne szminki w opakowaniach z białym krzyżem na czerwonym tle. Królowa przywidziała na wieczór czerwoną apaszkę, żeby oddać hołd opisanym w „Demonie” redneckom, a Struna założyła skarpety w kolorach amerykańskiej flagi.

10. W październiku, siedemnastego, spotkanie będzie pod pretekstem książki „Wybrakowane. Jak leczono kobiety” Eleanor Cleghorn. Można przynieść potrawy wybrakowane, przypalone, pokruszone, z zakalcem – będą pasować do lektury.

Przyjemnej jesieni!

k.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz