wtorek, 24 stycznia 2023

"Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" Zbigniewa Rokity


 Protokół po "Kajś. Opowieści o Górnym Śląsku" Zbigniewa Rokity

Witejcie!

W gronie zdziesiątkowanym przez choroby własne lub latorośli oraz chwilowe zawirowania życiowe omówiono książkę o Górnym Śląsku.

„Kajś” to lektura ważna, ponieważ opowiada o ludziach „zza miedzy”, a właściwie o zawiłej, niejednoznacznej historii tych, którzy na Śląsku mieszkali od zawsze albo pojawili się tam w wyniku historycznej zawieruchy co i rusz przechodzącej przez Europę.

Omawiając „Kajś” sformułowano tezę, że Śląsk to stan umysłu.

Jaka jest różnica miedzy Śląskiem a Zagłębiem? Skąd od czasu ten szum medialny wokół Ślązaków, mówiących o swojej odrębności, domagających się takich czy innych praw i przywilejów? Czy każdy dziadek każdego Ślązaka był w Wermachcie? Jeśli ktoś wcześniej zadawał sobie te czy podobne pytania, to w książce Zbigniewa Rokity „Kajś” znajdzie na nie odpowiedź.

Historia Śląska jest niezmiernie zawiła. Również dzieje współczesne są pełne paradoksów i trudnych tematów. Uczestniczki spotkania zgodnie stwierdziły, że TEN Śląsk stoi dziś w rozkroku, szuka swojej tożsamości. Autor w „Kajś” również szuka swoich korzeni i mierzy się z prawdą, dla wielu niewygodną i trudną, że nasi przodkowie niekoniecznie byli tacy, jakbyśmy chcieli. Znaleziono podobieństwo między Śląskiem a krajami skolonizowanymi przez mocarstwa, jak Wielka Brytania czy Francja, które przez lata wyzyskiwała kraje azjatyckie czy afrykańskie, drenując je z ich dóbr naturalnych, traktując jako swoją własność, a rdzennych mieszkańców maając za niewolników. Wydaje się, że Śląsk podobnie - jest takim „niechcianym dzieckiem”, które jednak można bez pardonu wyzyskać i wykorzystać – wcześniej przez robili to Niemcy, potem Polska. Śląsk to „ślepa kiszka Europy”, jak pisze Rokita. Wszystkie Uczestniczki spotkania zgodnie stwierdziły, że zakończenie „Kajś” jest bardzo zaskakujące.

Niezmiernie interesującym wątkiem uzupełniającym „Kajś” była opowieść Struny, ilustrowana przedwojennym zdjęciem z rodzinnego albumu, o cioci-babci Denisce, która przyjechała z rodzicami i rodzeństwem z Francji, osiadła w Zabrzu i do której w odwiedziny ze swoimi rodzicami jeździła w dzieciństwie Struna. Podróże do Cioci Deniski, w czasie których trzeba się było kilkukrotnie przesiadać między różnymi środkami lokomocji, kojarzą się Strunie również z bułką z pasztetem kupowaną na dworcu w Katowicach.

Stefa, dzięki książce Rokity, bardziej poznała region, o którym zaskakująco niewiele wiedziała, dotychczas podchodząc do tematu w stylu „Śląsk, wiadomo, to Śląsk”. Przy okazji Królowa poleciła Stefie „Czarny ogród” Małgorzaty Szejnert, jako lekturę dodatkową do poszerzania wiedzy o Śląsku, bo to książka o katowickich Giszowcu i Nikiszowcu.

Górny Śląsk – tuż za płotem. Śląska gwara obecna jest w naszej codziennej mowie – teraz już z większą świadomością będziemy nazywać kogoś chacharem czy ciućmokiem. Bryle, kibel, hasiok, styknie, dziołcha, bajtel – te słowa niepostrzeżenie przeniknęły do gwary beskidzkiej i przez to śląsko godka jest obecna w naszej mowie codziennej, a Śląsk przez to nam bliższy.

Rozmowom o „Kajś” towarzyszyła, a jakże, kuchnia śląska. Struna zrobiła niewiarygodnie smaczne kluseczki z dziurką podane ze skwarkami i modrą kapustą, potwierdzając tym samym swoje mistrzostwo w obszarze gastronomii. Gdyby Struna myślała kiedyś o zmianie pracy, to pewnym jest, że karierę zrobią i do bogactwa ją doprowadzą utoczone przez jej sprawne dłonie kluseczki śląskie właśnie. Stefa zrobiła szałot śląski, czyli pożywną sałatkę ziemniaczaną. Królowa podała ciapkapustę, arcyproste połącznie ziemniaków z kiszoną kapustą. Ziemniaki pojawiły się w jeszcze jednej genialnie zaskakującej odsłonie – jako idealne do maszkiecenia kartofelki marcepanowe. Modro kapusta była też w postaci kiszonej.

W sferze muzycznej sięgnięto po płyty artysty z mysłowickimi korzeniami, czyli Artura Rojka i jego projektu pobocznego, czyli Lenny Valentino. Wysłuchano też płyty formacji U2, ponieważ pochodzi z Irlandii, a tam, podobnie jak na Śląsku, też są kopalnie.

Tematy nieksiążkowe poruszone podczas spotkania to między innymi rekomendowany przez Stefę podcast „O zmierzchu”, bałagan w przepisach dotyczących podatków, a także jeden ze skeczy w programie scenicznym Kabaretu Moralnego Niepokoju, obejrzanym niedawno na żywo przez Królową, o tym, jak to ostatni, niepozorny, niedopity łyczek herbaty w kubku może stać się awanturą małżeńską prowadzącą niemal do rozwodu. Stefa zadała zebranym ciekawie pytanie na temat przyjemności – co ją sprawia?, co ją wywołuje? Po omówieniu odpowiedzi wysnuto wniosek, że prawdziwa przyjemność to ta, która uruchamia nasze zmysły, która dzieje się przez naszą sensorykę.

W trakcie rozmów Mały Lord ze Struną rozegrał partyjkę gry planszowej „Jamniki” (Struna wygrała, co Mały Lord przyjął zadziwiająco spokojnie). Para ta obejrzała wszystkie dotychczas wydane atlasy autorstwa Ewy i Pawła Pawlaków, a szczególnie wnikliwie zapoznała się z „Małym atlasem motyli”, przy którym Struna podzieliła się z zebranymi fragmentem swojej ogromnej wiedzy na temat tych owadów.

Kolejne spotkanie klubiku książkowego odbędzie się w piątek 17 lutego, czyli tak, jak to się wszystko zaczęło 11 lat temu. Przy potrawach kuchni żydowskiej omawiane będą „Księgi Jakubowe”.

Bydźcie zdrowi i adieu za miesiōnc.

k.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz