środa, 25 maja 2022

"Chrobot" Tomasza Michniewicza


 Protokół po "Chrobocie" Tomasza Michniewicza

Saluton!*

W ogóle to Kicia myślała, że omawiany będzie „Nowy wspaniały świat” (tak to jest, kiedy się czyta co drugie zdanie i słucha brzuchem zamiast uchem) i w związku z tym przyniosła potrawę futurystyczną, ale prędko dorobiła do niej nową bajkę i ciecierzyca  la soma sprytnie wpisała się w gastronomiczną cześć wieczoru poświęconemu „Chrobotowi” Tomasza Michniewicza.

1. Prawie cały czas słuchano muzyki z Zimbabwe. Według Juanity z Kolumbii „słuchanie muzyki jest jak czytanie książki. Wpływa na ciebie, oddaje nastrój, kształtuje myśli, przynosi obrazy. Muzyk zasiewa w tobie ziarno swoich emocji, które może potem kiełkować”. Emocje - książka wieczoru wzbudziła ich sporo, więcej, niż można by się spodziewać. Najbardziej rozemocjonowana była Królowa, która przez 2 tygodnie „trawiła” zapiski Michniewicza z rozmów przeprowadzonych z przedstawicielami siedmiu, bardzo różnych od siebie, krajów. Pierwsze wrażenia Królowej to bezsilność, bezradność, wstyd z powodu bycia mieszkanką bogatego kraju, bycia częścią Świata Zachodniego, z powodu posiadania więcej, niż milionom ludzi potrzeba do życia. Po jakimś czasie nieoczekiwanie pojawiła się złość na autora „Chrobotu”, że napisał książkę, która wpędza czytelnika w poczucie winy, że celowo pokazał mieszkańców Europy i USA jako uprzywilejowanych, w lepszej pozycji. Michniewicz wprost pisze, że każdy z nas, czytelników w węższym ujęciu, ludzi Zachodu w szerszym, przyczynia się do katastrofalnej sytuacji w krajach Trzeciego Świata. Ale są tu jeszcze dwie kwestie. Pierwsza, Michniewicz nie pisze o wysokiej cenie, którą Europejczycy czy Amerykanie płacą za bycie mieszkańcem kraju bogatego. A to są choroby cywilizacyjne, stres, zawały wywołane pogonią za pieniądzem (pogonią niejako mu narzuconą), samotność, choroby psychiczne z depresją na czele, zatracenie umiejętności przeżycia w zetknięciu z prawdziwą naturą – obowiązkowy udział w peletonie, w którym być może wielu nie chciało startować. Druga, „Chrobot”, z pozoru reportaż obiektywnie pokazujący różne oblicza współczesnego życia na świecie, jest jednak nacechowany perspektywą europejską – opis sytuacji w Ugandzie, Zimbabwe, Kolumbii czy Indiach narzuca ocenę zachodnią, wzbudza współczucie wobec osób żyjących za kilka dolarów miesięcznie, nie mających dostępu do edukacji czy śpiących na glinianej podłodze w namiocie z kartonów czy szmat. A jak tę książkę odebraliby mieszkańcy tych krajów? Czy oni również myśleliby o życiu w swoim kraju ze współczuciem? A może z poczuciem winy, że, choć biednie, i tak mają lepiej niż ludzie z Japonii, Finlandii czy USA?

2. W czasie rozmowy pojawiły się pytania o to, co można zrobić, czy ma się wpływ na los dziecka w Indiach czy Ugandzie? Padło pytanie, czy w jakiś sposób „Chrobot” zmienił życie jego autora? Stefę najbardziej zainteresował wątek modeli wychowania  - w każdym zakątku świata perspektywa na dziecko, na zapewnienie mu warunków rozwoju i przygotowanie do życia, jest inna. Stefa nie oceniała, gdzie dzieciom jest lepiej, ale spostrzegła, że coś, co w Polsce byłoby uznane za niewydolność wychowawczą czy zbytnie narażanie dziecka na niebezpieczeństwo, gdzie indziej jest normą i najwłaściwszym przygotowaniem do życia. Strunę najbardziej ujęła historia japońskiej nauczycielki. Początkowo niektórym przeszkadzała formuła książki: historie o kolejnych bohaterach wymieszane, poprzeplatane, utrudniające szybkie zorientowanie się w akcji. Ale z biegiem czytania wszystko zaczęło się składać w jeden obraz.

3. Dużo rozmawiano o naszych czasach, czyli współczesności, o konsumpcjonizmie, o materializmie, o dominacji pieniądza, o polityce opartej na wyzysku najbiedniejszych, o współczesnym nieustannym zaspakajaniu przerośniętych, wmówionych potrzeb. Zastanawiano się, co robimy lub co możemy zrobić, żeby wyjść ze spirali kupowania, używania (nie zużywania), wyrzucania, i znowu kupowania w ilości większej, niż naprawdę potrzeba. Wysnuto wnioski, że świata nie zmienimy, ale takie książki jak „Chrobot” pomagają w budowaniu świadomości, w autorefleksji na temat tego, że, być może w sposób niezależny od nas, jednak uczestniczymy w procesie bogacenia się bogatych i biednienia biednych. I nie o zrównanie tych nierówności tu chodzi, ale o świadomość ich istnienia. W „Chrobocie” jest napisane: „Jedni potrzebują, inni chcą pomóc, ale ktoś po prostu zarabia na tym pieniądze”.

4. Z dalekich krajów przeniesiono się na rodzime podwórko. Mówiono małych i dużych troskach domowych, o tym, że młodsze Poldziątko właśnie wkracza w dorosłość, o pociesznym wnuczęciu Błyskawicy. Stefa zaczęła interesujący temat: obserwując jedną ze scenek rodzajowych z udziałem swoich rodziców, zadała sobie pytanie, co ma po mamie. Odpowiedź na to pytanie znalazła, ale może warto na kolejnym klubiku poprosić pozostałe Uczestniczki o udzielenie informacji, co mają po swoich mamach.

5. Nie zabrakło tematów mniej poważnych. Poldzia opowiedziała o tym, w jak niedoskonałym stanie dostarczyła Poldziątku urodzinowy tort. Ważną rolę w jej zabawnych opowieściach udział wzięły również parówki. Błyskawica i Poldzia zdały relację z pewnego wyjazdu do SPA, w którym skorzystały z pakietu relaksacyjnego dla par.

6. Na osobny akapit zasługuje informacja o likwidacji sklepu, w którym wszystkie Uczestniczki zaopatrywały się w rewelacyjne majtki (jedne z nich, czerwone, były w przeszłości prezentem ofiarowanym przez Poldzię pozostałym Uczestniczkom). Zazdrośnie patrzono na te, które wcześniej zapobiegawczo zdążyły się w owym sklepie zaopatrzyć w odpowiednią ilość bielizny.

7. Jedzono potrawy z krajów opisanych w „Chrobocie”. Kicia naprędce przypisała huxleyowską somę z młodą kapustą do Indii, wszak ciecierzyca w kuchni hinduskiej jest powszechna. Zaserwowane przez nią danie wyróżniało się olbrzymią oryginalnością i po degustacji stwierdzono, że może zostać podane powtórnie na kolejnym spotkaniu książkowym. Struna oddała kulinarny hołd Kanae Takasaki z Tokio – przygotowała pyszne okonomi yaki. Stefa przyrządziła rybę po japońsku, aka po holendersku, aka po portugalsku (pomieszanie krajów jak w „Chrobocie”). Królowa zrobiła afrykańską pożywną zupę fistaszkową i amerykańskie strasznie słodkie i strasznie tłuste (2,5 kostki masła!) nanaimo bars, czyli czekoladowe batoniki domowe. Błyskawica przyniosła lody. A Poldzia, z racji tego, że książki nie przeczytała, przyniosła zupę „nic”, która wniosła wakacyjną świeżość i owocową lekkość. O dziwno na stole nie pojawił się rolex, czyli znany w Afryce płaski omlet z warzywami zwijany w rulonik – rolled eggs.

8. Wstępnie rozmawiano o konieczności ustalenia formuły wspólnego klubikowego świętowania urodzin. Dyskusję postanowiono kontynuować w mediach społecznościowych z udziałem wszystkich jubilatek czerwcowo-lipcowo-sierpniowych. Padło również hasło miejsca kolejnych spotkań. Przypomina się, że w tej kwestii nikt monopolu nie ma, więc spotkać można się u tego, kto wyrazi chęć goszczenia u siebie rozgadanej i często rozchichotanej, a bywa, że i pod wpływem alkoholu, grupki pań w średnim wieku.

9. W dzień zakończenia roku szkolnego Uczestniczki znowu się zbiorą, żeby omówić „Nowy wspaniały świat” Huxleya. Obowiązywać będzie kuchnia nowa, poprawiająca nastrój.

10. Podczas rozmów Uczestniczek Mały Lord siedział sobie na podłodze, bawił się klockami, układał puzzle, od czasu do czasu spróbował czegoś z klubikowego stołu. Dziecko – spokojne, bezpieczne, radosne. Otoczone kochającymi Rodzicami, Ciociami, bookdogami i bookkotem. Dziecko mające więcej niż jedną parę butów i więcej niż jedną książkę. Być może nie będzie nadużyciem porównanie Spotkań Pod Pretekstem Książki do ugandyjskiej wioski Marggie, w której „wszyscy sobie zawsze pomagali. Razem mają akurat tyle, żeby sobie jakoś poradzić (…). W takich wioskach dorastasz wiedząc, że nie żyjesz sam, a wśród innych. Trzeba być razem, bo warunki ciężkie, nigdy nie wiesz, co się wydarzy. Bez innych może sobie w ogóle nie poradzisz. Gdy się dzieje źle, ta świadomość przynosi dużą ulgę. Nie musisz być przez cały czas samowystarczalny, zawsze masz na kogoś liczyć”.

Życząc sobie znalezienia fińskiego poczucia stanu sielunrauha, żegnamy się do następnego spotkania za miesiąc.

k.

*Saluton! (esperanto) – Cześć!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz