czwartek, 28 kwietnia 2022

"Wędrowny zakład fotograficzny" Agnieszki Pajączkowskiej


Protokół po "Wędrownym zakładzie fotograficznym" Agnieszki Pajączkowskiej

Cześć!

Ze sporym poślizgiem czasowym wjeżdżamy na scenę z protokołem.

1. Zacząć należy od tego, że Uczestniczki zostały dowiezione na spotkanie Wesołym Książkobusem, który, zbierając je kolejno z wyznaczonych miejsc przystankowych, objechał pół miasta i zaliczył co znaczniejsze korki. Rozmowy na temat „Wędrownego zakładu fotograficznego” zaczęły się już w trakcie tej fascynującej podróży.

2. W dużym skrócie książka się podobała. A w szczegółach: autorka opisała swoje obserwacje poczynione w czasie kliku wakacyjnych wypraw starym busikiem wzdłuż wschodniej granicy Polski. Te obserwacje przypominają zapiski z dziennika albo zdjęcia – fragmenty opowieści, niepełne historie, migawki, luźne wątki, które jednak, jak kawałki puzzli, układają się w obraz. Te „zdjęcia z podróży”, podobnie jak w przypadku prawdziwych fotografii, są przedstawione czytelnikowi do przyjrzenia się i własnej interpretacji. Tutaj nikt nikomu nie sugeruje, jacy generalnie są ludzie mieszkający tuż przy granicy z Białorusią czy Ukrainą. Czytelnik sam sobie musi połączyć te kawałki opowieści, żeby zrozumieć (albo choć próbować zrozumieć), co to jest ta Polska Wschodnia i dlaczego jest taka, jaka jest. Jednak według niektórych Uczestniczek brakuje głównej historii, a książka jest zbyt wielowątkowa.

3. Podczas lektury zwrócono uwagę na opisaną przez Pajączkowską gościnność swoich rozmówców. Daje się wyczuć, że ludzie mieszkający w regionach wschodnich jakoś bardziej żyją w zgodzie z naturą. Jednocześnie z tych „obrazków z podróży” wyłania się obraz biedy, tymczasowości i ciągłego strachu przed koniecznością ucieczki z tym, co można zapakować do torby w ciągu 15 minut.

4. Dyskusje towarzyszące dotyczyły chorób psychicznych dotykających jakby coraz większej ilości osób z coraz bliższego otoczenia. Mówiono o depresji i o starzeniu się. Mówiono o trwającej wojnie w Ukrainie i Ukraińcach, jak Polscy przed kilkudziesięciu laty, zmuszonych do zostawienia swoich domów, swojego kraju, bo ktoś postanowił zarobić na wojnie jeszcze trochę więcej -władzy, rozgłosu, pieniędzy. Mówiono o wojnie tak naprawdę trwającej cały czas, o wojnie tym bardziej bolącej, gdy rozgrywa się w którymś z afrykańskich krajów, o którym nawet nie wiadomo, gdzie na mapie dokładnie się znajduje. O wojnie za naszą granicą, u naszych sąsiadów, w Europie wie cały świat. O wojnie w krajach Trzeciego Świata się nie mówi.

5. Mały Lord pół wieczoru rysował auta we wszystkich kolorach tęczy. Wykorzystał do tego pachnące pisaki. Ta praca tak go zmęczyła, że zasnął zwinięty jak rogalik pod kocykiem w drugiej części spotkania.

6. Na wyobraźnię uczestniczek bardzo wpłynęła barwna opowieść Kici o tym, jak zanosiła kał do badania – chciała to zrobić dyskretnie, bo miała jednakże pewne opory w demonstrowaniu, że w torebce niesie swoje fekalia, ale odbiorczyni materiału do badania narobiła jej przy wszystkich obciachu, dopraszając się na korytarzu pełnym ludzi przekazania próbki.

7. „Wędrowny zakład fotograficzny” zainspirował Uczestniczki do przyniesienia jedzenia, które nadawałoby się na wycieczkę, czyli coś „na szybko”, coś gotowego, coś kupionego. Na stole pojawiły się zatem: sklepowe babeczki (nawiązanie do niedawnej Wielkanocy katolickiej i trwającej Wielkanocy prawosławnej) dostarczone przez Strunę oraz przygotowany przez nią wiosennie odświeżający chłodnik tatarski. Z „gotowców” były też chipsy, ciastka w kształcie opon autobusowych, chrupki reksie (nawiązujące do wiejskich Reksiów, Azorków i Burków) oraz rogaliki z marmoladą (które zwiodły prawie wszystkie Uczestniczki – smakowały jak domowe, a zostały zakupione w pobliskim GS-ie). Stefa zrobiła warstwową sałatkę „z puszki/puszczalską/puszczańską”, czyli taką, w skład której weszła między innymi fasola z puszki, a wiadomo, że w czasach młodości Uczestniczek zabieranie na wycieczki żywności w puszce (mielonka, paprykarz, pasztet) było standardem. Kicia i Królowa niezamierzenie zsynchronizowały swoje działania kuchenne – obie przygotowały tortille, w porcjach na jeden kąsek, znakomitych w podróży. Poldzia przyniosła wór pełen batoników – idealnie nadających się do uzupełnienia energii podczas wyczerpujących wędrówek, ale smakujących równie dobrze podczas leniwej konsumpcji w pozycji siedzącej na sofie. Do picia Stefa zaproponowała zieloną herbatę z truskawkową nutą, bo taka kompozycja smakowa kojarzy się z latem, wakacjami, zielenią.

8. Ilustracją muzyczną do spotkania ścieżka dźwiękowa do filmu „Into the Wild”, ze zdjęciem autobusu zagubionego wśród alaskańskich bezdroży na okładce. Słuchano też płyty „Wykorzenienie” zespołu Kapela Ze Wsi Warszawa.

9. Kolejne spotkanie będzie miało miejsce 20 maja. Kuchnią towarzyszącą będą potrawy z krajów, z których pochodzą bohaterowie książki Tomasza Michniewicza „Chrobot”.

Cieszmy się wiosną! Planujmy wakacyjne podróże!

k.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz