poniedziałek, 14 marca 2022

"Między ustami a brzegiem pucharu" Marii Rodziewiczówny

 


Protokół po "Między ustami a brzegiem pucharu" Marii Rodziewiczówny

Привіт!

Trudno się spędza czas w miłym, przyjaznym towarzystwie przy suto zastawionym stole, mając świadomość, że tysiące kobiet i dzieci w pośpiechu opuszczają swoje domy, żeby uciec przed wojną. Podjęto jednak decyzję, że w tych wyjątkowych czasach spotkać się nawet trzeba, żeby nie być samej / samemu z całą paletą emocji wywołanych wojną w Ukrainie.

1. Książkowy pretekst do spotkania wiąże się z obecną sytuacją – Maria Rodziewiczówna opisuje czasy, kiedy to Polacy żyli w kraju okupowanym przez zaborców, Wielkopolska zagarnięta była przez Niemców. Wymowa książki jest bardzo patriotyczna, autorka podkreśla narodowe cechy Polaków: waleczność, dzielność, honor, nienawiść do Szwabów. Oczywiście Polki są cnotliwe, pracowite, piękne, stanowcze i mają zdecydowanie bardziej poukładane w głowie niż ich niemieckie równolatki, którym tylko hulanki i romanse na myśli. „Między ustami a brzegiem pucharu” jest o tym, że polskość, jak ta oliwa w przysłowiu, na wierzch wypłynie, nawet jeśli jest początkowo całkowicie przytłumiona niemieckością.

2. Choć babce głównych bohaterów książki, Tekli Ostrowskiej, Niemcy kojarzyli się z wszystkim co najgorsze, to wypowiedź Schöneicha, towarzysza berlińskich hulanek Wentzla/Wacława, jest na tyle uniwersalna, że można ją tu przytoczyć bez posądzania o brak patriotyzmu: „Żyj, używaj, kochaj i bądź zdrów! (…) Bądźmy szczerzy! Dajmy każdemu żyć, jak chce, a kogo warto, kochajmy i ceńmy”.

3. Przy okazji tej lektury zastanawiano się na fenomenem języka Rodziewiczówny – „Między ustami…” nie ma nawet dwustu stron, a czyta się ją dość długo, wymaga skupienia i wcale nie chodzi tu tylko o zbyt dużą ilości słów archaicznych, odnoszących się do przedmiotów dziś nieobecnych, a będących w powszechnym użyciu 140 lat temu. Warto jednak zadać sobie trud i poznać bliżej powieści, które wyszły spod pióra (sic!) Rodziewiczówny.

4. Rozmowy zdominowane były przez tematy bieżące społeczno-polityczne. Wiele dyskutowano o strachu przed niepewną przyszłością, o strachu o swoich najbliższych (czytanie zbyt wielu książek o tematyce związanej z II wojną światową może nieść negatywne skutki w przewidywaniu możliwych scenariuszy), o wojnie dezinformacyjnej, o manipulowaniu informacjami. Mówiono o tym, jak różni są ludzie i jak ekstremalnie różnie mogą się zachować o tych samych okolicznościach w obliczu tych samych wyzwań – wszędzie są ludzie, którzy chcą skorzystać z nadarzającej się okazji, wszędzie są ludzie, którzy chcą zarobić na krzywdzie ludzkiej, na szczęcie wszędzie są też ludzie, którzy bez zastanowienia pomagają potrzebującym, u których odruch serca jest silniejszy niż racjonalne myślenie czy wyrachowanie.

5. Dzieci – o nich mówiono bardzo dużo. Te ukraińskie, które musiały zostawić swoje zabawki, łóżeczka i chomiki i uciekać w nieznane. Te nasze malutkie, które poznają świat: wylewają cały olej na podłogę i patrzą na reakcję mamy, czy dowiadują się, na czym polega układanie klocków. Te nasze małe, które wyczuwają powagę sytuacji i potrzebują zapewnienia, że są bezpieczne w swoich polskich domach. Te nasze nastoletnie, które przepoczwarzają się emocjonalnie. Te nasze własne starsze, już prawie dorosłe, które planują przyszłość, podejmują pierwsze samodzielne decyzje.

6. Na stole pojawiły się potrawy mniej lub bardziej związane z powieścią Rodziewiczówny. Struna przygotowała makaronowe muszle nadziewane szpinakiem z ricottą, którym towarzyszył sos pomidorowy – danie nazwała „Usta pełne frazesów, usta pełne kłamstw”. W plastikowych kielichach Poldzia przyniosła „Puchary rozkoszy” – tortille z apetycznym wnętrzem. Gazela zinterpretowała temat kulinarny po męsku – przyniosła pizzę, piwo i chipsy, wpisujące się w „pucharowe zwycięstwo meczowe”. W glinianych pucharkach, przypominających Graal, Królowa zaserwowała warzywa zapiekane pod kruszonką z przygotowanym przez Pana Rexa sosem czosnkowym. W prawdziwym pucharze sportowym znalazł się gin zamknięty w czekoladowych rogalikach. Puchar ów wraz z „ustnym” flakonikiem po perfumach tworzyły dosłowną ilustrację tytułu omawianej książki.

7. Dyskusjom towarzyszyły dźwięki z najnowszej płyty Eddiego Veddera (przywołano m.in. piosenkę „Invincible”, czyli „niezwyciężony”), zespołu Brad pt. „United we stand” oraz  składankę sprzed ponad 20 lat „No Boundaries: A Benefit For The Kosovar Refugees” – niestety, jakże teraz aktualną, zamiast „Kosovar” należy jedynie wpisać „Ukrainian”.

8. Kolejny klubik książkowy odbędzie się w pierwszy piątek po Wielkanocy i za sprawą relacji Agnieszki Pajączkowskiej z jej wakacyjnych podróży reporterskich znowu skierujemy wzrok na naszą wschodnią granicę. Choć, jak pisze Rodziewiczówna, „między ustami a brzegiem pucharu wiele jeszcze zdarzyć się może”, miejmy nadzieję, że o wojnie w Ukrainie będziemy mówić już w czasie przeszłym. Książce „Wędrowny zakład fotograficzny” towarzyszyć będzie, co oczywiste, kuchnia wędrowno-fotograficzna.

9. Niniejszy protokół kończymy słowami babki Tekli Ostrowskiej, która nad grobem porucznika pułku piechoty poznańskiej modli się słowami: „Boże, daj dzieciom waszym inną dolę! (…) Inną śmierć i inne bohaterstwo. Daj im, Boże, być wolnymi ludźmi. Jak ginąć, to nie marnieć”.

Uważajcie na siebie! Do zobaczenia w spokojnych oby już czasach.

Amen, Amen, Amen!

k.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz