sobota, 17 stycznia 2015

"Dom sióstr" Charlotte Link

Protokół po "Domu sióstr" Charlotte Link



Drogie Ladies, Drodzy Herren!

1. W ubiegły piątek pięć sióstr prawdziwych, rzeczywistych (nie było ani jednej jedynaczki) oraz spokrewnionych intelektualnie i duchowo w nastrojach różnorodnych, ale zdecydowanie pozytywnych (zwłaszcza pod koniec spotkania), zebrało się, aby jeść, pić, mówić i słuchać. Czyli to, co zawsze. I jak zawsze było serdecznie, relaksująco, obficie - naprawdę friendly atmosphere.

2. „Dom sióstr” - podobał się. Za sprawą głównej bohaterki, Frances Gray, przypominała nam się omawiana niedawno „Księgę Diny”- i w tej, i w tamtej książce dominującą, bardzo przemawiającą do czytelnika jest postać silnej kobiety, która dzielnie pokonuje przeciwności losu, stawia czoła wyzwaniom, podejmuje trudy. To model kobiety, która, czasem na swoje nieszczęście, jest inteligentna, myśląca, chłonąca świat całą sobą, chcąca się rozwijać, co zmuszą ją niejednokrotnie do podejmowania decyzji i dokonywania wyborów trudnych, bezkompromisowych i niestandardowych. Takie silne bohaterki są godne podziwu, ale generalnie mają w życiu przejebane (excuse le mot, ale niektóre sytuacje wymagają dosadnego określenia).

3. Książka wieczoru zainspirowała uczestniczki spotkania do rozmowy na temat młodości i starzenia się (po raz kolejny wróciłyśmy do jednej z naszych poprzednich klubikowych lektur, do „Portretu Doriana Graya” – na tę okoliczność Struna odświeżyła pamięć zebranych stosownym cytacikiem i wyznała, że podczas Świąt zapoznała się z ekranizacją „Portretu…”). Tę część dyskusji można podsumować stwierdzeniem, że nie rozpaczamy z powodu upływającego czasu, nie pragniemy być za wszelka cenę wiecznie młode i piękne (bo i tak jesteśmy). Potrafimy dostrzec zalety wieku dojrzałego i za Frances Gray możemy powiedzieć, że „wraz z wiekiem rośnie poczucie, że pozostało niewiele czasu. Ale rośnie także determinacja, aby nie robić już tego, czego się naprawdę nie chce”. Czyli luz-blus, chill out, take it easy, don’t worry be happy, lay back. Z powodu nadchodzących bardziej i mniej okrągłych rocznic urodzin poszczególnych uczestniczek rozważano odczucia wiążące się z osiągnięciem określonego wieku. Te nieco starsze dzieliły się swoim doświadczeniem ze tymi młodszymi. Chociaż tak naprawdę to i tak nie ma to żadnego znaczenia- w środku wszystkie mamy 24, no dobra, niech będzie - 26 lat maks.

4. Zwrócono uwagę, że w “Domu sióstr” znalazła się niebanalna definicja staropanieństwa oraz podany został ciekawy powód do niewychodzenia za mąż - zainteresowanych odsyłamy do lektury.


5. Do dawno nie uzupełnianego wokabularzyka wpisujemy użyte w książce wieczoru w różnych odmianach co najmniej ośmiokrotnie słowo „zdeprymowany”. Tytułowy dom często był nazywany domiszczem (nawet program Word podkreśla ten niecodzienny wyraz). Znaleziono również ciekawe sformułowanie: „To były fidrygałki”. Wypłynął wniosek, aby „Dom sióstr” przeczytać w oryginale, gdyż może się okazać, że wymowa i nastrój tej książki są zupełnie inne od tych zawartych w przekładzie polskim.

6. Po raz kolejny podjęto temat zalet i wad czytania książek w formie elektronicznej. Gazela, która przy okazji „Domu sióstr”, po raz pierwszy miała okazję skorzystać z Kindla, była zachwycona. Wyraziła opinię, że gdyby dostała do ręki tę książkę w wersji papierowej, to na pewno nie podjęłaby się przeczytania tych ponad 600 stron. A tak, nie dość, że połknęła „Dom sióstr” na czas, to jeszcze zaczęła czytać następną, zawartą na czytniku lekturę. 


7. Dyskutowano problemy gastryczne nękające uczestniczki w niedalekiej przeszłości, co z kolei skierowało rozmowę na temat sedesów, walorów klap samozamykających się, sposobów korzystania z toalety w miejscach publicznych i we własnych domach, różnych metod oddawania moczu przez mężczyzn i kobiety.
 
8. W trybie charakterystycznym dla interesujących spotkań, rozmowa płynnie przeniosła się na tematy judaistyczne. Struna ma bardzo ciekawe plany rozwojowo-edukacyjne z tym związane i została zobowiązana do podzielenia się zdobytą w swoim czasie wiedzą z pozostałymi uczestniczkami. Temat Żydów polskich był kontynuowany w kontekście lokalnym – przytaczałyśmy zasłyszane czy przeczytane informacje na temat miejsc i sytuacji związanych z Żydami mieszkającymi kiedyś w naszym miasteczku.


9. Mowa też była o księżach, spowiedzi, mszach, wizycie duszpasterskie zwanej kolędą, indywidualnych poszukiwaniach w sferze duchowej. Każda z uczestniczek miała tu coś do powiedzenia, jednak Gazela i Poldzia, choć różniące się w swoich poglądach i praktykach, były ekspertkami w tym zakresie (choć Gazela troszkę bardziej).

10. I znowu bardzo płynnie uczestniczki z tematu Kościoła, poprzez nauki przedmałżeńskie i wychowanie do życia w rodzinie przeszły do spraw związanych z edukacją seksualną, a także relacji między dziadkami, babciami i ciociami a najmłodszym pokoleniem w rodzinie. Różnie to bywa. Ale nasze dzieci bezapelacyjnie są cudowne, mądre, myślące, dobrze rokujące na przyszłość i we love them to bits. Przy okazji omawiania sytuacji rodzinnych Poldzia przyznała się do defraudacji pewnej sumy pieniędzy, którą to sumę jej młodsza progenitura dostała w prezencie z okazji swojej pierwszej komunii świętej. Otóż Poldzia, zabierając dziecku tuż po komunii pieniądze, w niedługim czasie potajemnie wydała je na podróż do Włoch – i to nie z rodziną, ale wraz ze swoimi koleżankami lub/i siostrami. Shame! Shame on you, dear Poldzia!

11. Rozmawiano na temat planów książkowych, wyzwań czytelniczych, lektur z ostatnich tygodni. Królowa wygrzebała z zakamarków swej pamięci znamienne wspomnienia z czasów, kiedy to dziecięciem będąc, pod wpływem znajdującej się tuż pod jej mieszkaniem filii biblioteki publicznej, stworzyła ze swojego skromnego wtedy księgozbioru „Bibljotekę prywatną” (pisownia oryginalna) z pieczęciami, numerami książek i prawdziwymi kartami bibliotecznymi.


12. Rzecz jasna nie mogło zabraknąć dyskusji na tematy damsko-męskie. Zdano relację z swoich ostatnich doświadczeń w tym zakresie (choć wszystkie uczestniczki chciałyby wreszcie podsumować ten fragment rozmowy innymi słowami, ale niestety, no nie dało się – jeśli chodzi o facetów, to można tylko powiedzieć: żenła!). Wspomniano też ciepło Polannę, która aktualnie zajęta jest troszczeniem się o wizytujące ją hiszpańskie Ciacho, a także Koralinę, której nieobecność w wiadomym kąciku sofy była wyraźnie odczuwalna.
 
13. Gastronomicznie tematem przewodnim był karnawał i wielokolorowość. Rzucała się w oczy feeria barw na stole, przepych i obfitość. Struna przygotowała małe dzieła sztuki: pomidorowo-mozarellowo-oliwkowe bałwanki oraz pomidorkowo-oliwkowe biedroneczki na krakersach (u nas na sucharach Bieszczadzkich). Struna ufundowała także składniki na zielono-żółtą sałatkę owocową, która okazała się potrzebnym zastrzykiem witaminowym w tym zimowym, ponurym czasie. Królowa przygotowała finezyjne kanapeczki, talerz z serami oraz tartę budyniową z jabłkowymi różyczkami obficie posypanymi cukrem pudrem (co kojarzyło się i z karnawałem, i z zamiecią śnieżną odgrywającą niebagatelną rolę w „Domu sióstr”). Błyskawica przyniosła zrobione misternie przez jej mamę, doskonale faworki, zwane też chrustem - oczywiście i one były posypane cukrem pudrem. Poldzia przytachała wieeelki talerz, na którym precyzyjnie ułożone spoczywały małe arcydzieła stworzone przez jej szanownego małżonka – panierowane kawałki szynki w miodzie (i jeszcze jednej tajemniczej substancji, której Poldzia nie zdradziła) przekładane plastrami ananasa. Potrawa ta, o chińskiej proweniencji, urzekła nas swoim oryginalnym smakiem. Oko cieszyły również kolorowe żelki owocowe. Wypito hektolitry herbaty Lady Grey – a jakże by inaczej!
     
14. Uczestniczki spotkania podejrzewają, że małżonek Poldzi, Pan Pold, stosując zasadę „przez żołądek do” ...grona tworzącego Spotkania Pod Pretekstem Książki, chce dostąpić zaszczytu i pojawić się na którymś z naszych kolejnych spotkań (podobno już sobie ostrzy ząbki na dyskusje o „Beksińskich. Portrecie podwójnym”). Zaleca się, aby Pan Pold wystosował podanie z własnym zdjęciem, zawierające prośbę o wyrażenie zgody na jego obecność na spotkaniu książkowym oraz dołączył do niego jako łapówkę coś równie smakowitego, jak owa szynka w miodzie. Podanie jego, w zależności od zdjęcia oraz od przygotowanej i przesłanej za pośrednictwem Poldzi łapówki, zostanie rozpatrzone w ciągu dwóch miesięcy od daty wpływu.

15. Aby uczcić zauważalny w ciągu kilku miesięcy spadek w ilości spożywanego na naszych spotkaniach alkoholu per capita, Gazela przyniosła aż dwie butelki zawierające napoje wyskokowe, które uszczupliły jej poweselną kolekcję (co na to współwłaściciel owej kolekcji, Pan Gazel?). Jedna butelka zawierała płyn o nazwie i smaku blackberry, który doskonale wchodził w przełyk i dalej. Na etykiecie na butelce drobnym drukiem było napisane „Kosher for Passover”, co wspaniale połączyło się z jednym z omawianych tego wieczora tematów. Druga butelka przyniesiona przez Gazelę pozostała w stanie dziewiczym i nienaruszona będzie czekać na otwarcie podczas przyszłego spotkania. A za miesiąc… Będzie się działo! Trzecie urodziny naszego klubiku książkowego! Szampan już się chłodzi!

16. W oczekiwaniu na następne spotkanie, które odbędzie się 20 lutego, uprasza się o przeczytanie „Greka Zorby”. Kuchnia – wiadomo jaka. Ouzo już jest.

No to see you soon,

always yours,

the notetaker,

która pisząc niniejszy protokół, dojadała resztki wczorajszej uczty i dopijała pozostałości w różnych butelkach, co sprawiło, że jest obecnie nieco tipsy.

PS. Królowa prosi o rozsądek i wstrzemięźliwość (wiecie, o czym mowa!) w czasie kolejnego spotkania i przypomina, że fakt, iż udostępnia klubikowi książkowemu na obrady lokal, nie czyni z niej osoby w żaden sposób uprzywilejowanej, gdyż wszystkie uczestniczki spotkań są równorzędnymi gospodyniami tychże spotkań.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz