niedziela, 10 grudnia 2017

Jak pokochać centra handlowe" Natalia Fiedorczuk

Jak pokochać centra handlowe Protokół po "Jak pokochać centra handlowe" Natalii Fiedorczuk

Siema!
„Jak pokochać centra handlowe”, która zdobyła Paszport Polityki 2016, była bohaterką grudniowego Spotkania Pod Pretekstem Książki.

1. Od razu pojawiło się pytanie: za co ten Paszport został przyznany Natalii Fiedorczuk, bo książka jest w porządku, można o niej trochę porozmawiać, skłania do refleksji nad własnym stanem psychicznym i macierzyństwem, ale żeby od razu wychwalać ją pod niebiosa i nagradzać… Struna przyniosła dwie płyty  (z dedykacją) Fiedorczuk, której ciepły głos towarzyszył  rozmowom. Struna radziła, żeby Fiedorczuk została przy śpiewaniu, bo wychodzi jej to dużo lepiej niż pisanie.

2. Precelka miała przyjechać na spotkanie, ale po przeczytaniu książki wirtualnie stwierdziła, że to „lektura lekka, łatwa i nieprzyjemna” i że „błogosławione są kobiety bezdzietne”. Potem dodała, że książka jest nudna jak flaki z olejem, choć znalazł się w niej jeden fragment, który mocno przemówił do Precelki: „Jak to się wszystko pięknie układa, kiedy dba się o zdrowie psychiczne”.

3. Osoby zebrane na spotkaniu zgodnie uznały, że „Jak pokochać…” powstała prawdopodobnie jako forma autoterapii autorki. Obecne matki zrobiły rachunek sumienia, czy emocje, których doświadczały po urodzeniu dziecka, były zwykłą burzą hormonów, spadkiem nastroju, baby blues, czy już depresją  poporodową – odpowiedzi były różne, jednak każda e wczesnym macierzyństwie przez dłuższy lub krótszy okres przeżywała coś, co nie było ani radosne, ani piękne.

4. Struna w czasie lektury zwróciła uwagę na „gdakanie”, czyli specyficzny język matek, używany przez nie głównie w miejscach publicznych. Wszystkie uczestniczki spotkania – zarówno dzietne jak i bezdzietne – sporo rozmawiały o sprzątaniu, potrzebie czystości i ładu dla zachowania dobrego samopoczucia. Porządkowanie poprawia nastrój, relaksuje psychicznie, choć z czasem, wraz ze zwiększającą się liczbą członków rodziny, wzrasta tolerancja na bałagan (jest na niego prosty sposób: przechodząc przez wymagające sprzątania pomieszczenie w domu, należy zamknąć oczy). Królowa natomiast przywołała fragment książki, w którym Fiedorczuk zauważa ważne zjawisko: od kobiet zajmujących się wychowywaniem dzieci wymaga się, aby się temu dziecku całkowicie poświęcały, ciągle je stymulowały, były z nim cały czas, a jednocześnie społeczeństwo wymaga, żeby te kobiety były zawsze zadbane, ze zrobioną fryzurą, makijażem i paznokciami, z sylwetką jak sprzed ciąży. Stefa przytoczyła historię swojej znajomej, która po powrocie z urlopu macierzyńskiego do pracy została określona przez swojego pracodawcę jako mniej wartościowa, gorsza.

5. Z tematów innych i, co więcej, ważniejszych: z kilkumiesięcznym poślizgiem świętowano okrągłe urodziny Gazeli, która została obdarowana praktycznym prezentem oraz okolicznościową opaską z gwiazdami (parę godzin później opaskę od Gazeli zabrało Gazelątko, nałożyło sobie na głowę i złamało – znaczy to, że dla Stefy na jej okrągłe urodziny trzeba będzie nabyć nową opaskę). Gazela podczas spotkania poświęciła dużo czasu Małemu Lordowi. Mały Lord natomiast bez skrępowania wykorzystywał to, że wszystkie uczestniczki spotkania są chętne go nosić, zabawiać, spacerować z nim, mówić do niego i ogólnie się nim zachwycać.

6. Odnotowania wartym wydarzeniem był również fakt, że po raz pierwszy chyba Struna przybyła na spotkanie bez swojego notesika z wypisanymi fragmentami omawianych książek. Zamiast tego jej egzemplarz „Jak pokochać…” oblepiony był kolorowymi znacznikami. Lecz aby zachować równowagę w przyrodzie, z nowym notesem na zapiski książkowe pojawiła się na spotkaniu Poldzia.

7. Sporo rozmawiano o nauczaniu religii w szkole, podejściu do tego tematu samych dzieci i młodzieży, a także konsekwencji przymuszania dziatwy szkolnej do uczestnictwa w tych wszystkich mszach, roratach, gorzkich żalach, różańcach i innych nabożeństwach.

8. Ciekawy był fragment spotkania dotyczący pierwszego wrażenia, które wywołują w innych poszczególne uczestniczki. Jak wyniknęło z dyskusji i przytaczanych przykładów za najbardziej srogą i niedostępną odbierana jest Poldzia. Jest to jednak, jak wszyscy doskonale wiemy, bardzo mylne wrażenie, gdyż Poldzia to kobieta miła, serdeczna i troskliwa, a jej jedyną wadą jest to, że nie chce dawać buzi Azoriuszowi tak często, jak on by sobie tego życzył.

9. Prawie wszystkie uczestniczki spotkania miały coś do powiedzenia na temat zdrowia własnego: ze względu na wiejący halny Błyskawica czuła się ogólnie podle, Struna dalej słabuje na sercu, a Stefa chyba ogólnie miała spadek nastroju, co przejawiało się jej wzmożoną negatywną samokrytyką. Nawet Mały Lord miał minimalny, choć zauważalny spadek formy przez ząbkowanie i  męczące go katar i kaszel.

10. Wątek zagubionych, pozostawionych i odnalezionych naczyń kontynuuje Poldzia, która zostawiła w lokalu miseczkę koloru oliwkowego. W miseczce był przygotowany przez nią kurczak po grecku – protokolantka niestety nie zakodowała jego związku z przewodnim tematem kulinarnym wieczoru, czyli z kuchnią fastfoodową. Oprócz kurczaka na stole pojawiły się także burgery (sponsored by Gazela, odgrzane i dojedzone do końca po powrocie z pracy by Pan Rex), minipizze (zrobione by Stefa), zdrowe frytki wielowarzywne i sandwiczki z kotlecikami z ciecierzycy (przygotowane by Królowa) i chipsy (przyniesione by Błyskawica). Struna zrobiła minihotdogi (przez Gazelątko nazwane hotdogi-dzidziusie) i pierożki z ciasta francuskiego z konfiturą z dyni. Były też muffinki z jabłkami.

11. Pojawiło się kilka tytułów książek, które być może staną się pretekstem do spotkań w przyszłym roku. A zatem będzie prawdopodobnie jakaś biografia – Fridy Kahlo, Wandy Rutkiewicz lub Simony Kossak. Znowu wrócimy do Zegadłowicza – tym razem na warsztat weźmiemy „Motory”. W związku z rokiem Conradowskim chcemy przeczytać „Jądro ciemności”. Przy okazji „Listów starego diabła do nowego” może uda nam się zanurzyć w temat wiary. Czeka też na nas „Czerwone i czarne” Stendhala. Gdy tylko zdobędziemy więcej egzemplarzy „Domu duchów” („Domu dusz”) Allande, zaraz się za niego zabieramy. Z nowości Gazela i Królowa polecają „Historię pszczół”. No i może będzie coś Wilkie Collins. A tymczasem w styczniu bohaterem spotkania będzie tegoroczny noblista Kazuo Ishiguro i jego „Okruchy dnia”. Obowiązywać będzie kuchnia okruszkowa. Spotkamy się 12 stycznia.

12. W trakcie całego spotkania wiele razy powracał temat macierzyństwa i tego, jako ono łączy się ze strachem, obawami, zmorami, wyzbyciem się egoizmu przy jednoczesnym zachwycie nad swoją własną progeniturą. Uczestniczki na zakończenie wyściskały się serdecznie, życząc sobie samych dobroci na święta. Życzenia na nowy rok zostaną wymienione między uczestniczkami podczas tradycyjnej już wyprawy do ich ulubionego miasteczka na poświąteczną kawę i ciasto czekoladowe z musem malinowym.

Świąt pełnych miłości i radości życzymy Wam wszystkim!!!

k.




poniedziałek, 4 grudnia 2017

Przypominajka przed "Jak pokochać centra handlowe" Natalii Fiedorczuk

Siemka!
W najbliższy piątek, piątunio, piąteczek widzimy się znów. Tym razem gorąco dyskutować będziemy głównie o macierzyństwie, zakupach i książkach (przypominamy o przyniesieniu swoich propozycji książkowych na przyszłoroczne spotkania). Kuchnia fastfoodowa, ale może być w wersji zdrowej, domowej.

Nara!

niedziela, 26 listopada 2017

"Dzikie łabędzie. Trzy córy Chin" Jung Chang

Dzikie łabędzie. Trzy córy Chin Protokół po "Dzikich łabędziach. Trzech córach Chin" Jung Chang

Było tłumnie niczym na Wielkim Murze w dniu święta narodowego. Było nas tyle, że gdyby spotkanie odbywało się  w Chinach, musielibyśmy wcześniej postarać się o pozwolenie władz na odbycie tego zgromadzenia. Było wyjątkowo, bo o Chinach usłyszeliśmy wiele, wiele historii opowiedzianych nam przez osobę, która właśnie wróciła stamtąd po ponad dwóch latach pobytu.

1. Nasza Precelka - Beata, niestrudzona podróżniczka, wielkopolski pracuś, chudzinka joginka - w swoich opowieściach przedstawiła nam Chiny współczesne, co było dopełnieniem książki wieczoru i niezwykle cenną „pocztówką” z kraju, o którym, jak się okazuje, wiemy bardzo mało. Precelka, która w Chinach żyła, pracowała, podróżowała, przyznała, że mimo wielu starań nie udało jej zrozumieć Chińczyków, ale dzięki „Dzikim łabędziom” rozumie, dlaczego są tacy inni, dziwni i trudni do zrozumienia przez ludzi Zachodu.

2.Uczestnicy spotkania ze zdumieniem słuchali o chińskim systemie edukacji, o rodzicielstwie i macierzyństwie (mali Chińczycy do ukończenia pierwszego roku życia nie wychodzą z domu i przez pierwsze trzy lata obowiązkowo śpią z rodzicami w łóżku, a kobiety w czasie ciąży i przez kilka lat po urodzeniu dziecka mają zakaz podróżowania), o pracy, relacjach małżeńskich i rodzinnych, o braku wakacji i urlopów, o ogromnym znaczeniu koneksji i bogactwa materialnego w codziennym życiu, o infantylizmie w biżuterii dla dorosłych i majętnych, o chińskim kanonie piękna. Zaskakujące były obserwacje Precelki na temat Chińczyków, którzy nie potrafią spędzać czasu w samotności, wszystko robią gromadnie. Jedyną rzeczą, którą uczestniczki spotkania chętnie zaadoptowałyby z Chin, jest tamtejszy zwyczaj, że mężczyźni prawie wszędzie i zawsze płacą za kobiety (nie że je kupują, ale że płacą za robione przez kobiety zakupy, za ich podróże i rozrywki). W czasie pobytu w Chinach Precelka uczestniczyła także w indywidualnych spotkaniach z mężczyznami chińskimi, którzy, mimo posiadania żony, dzieci, byłej żony i jej dzieci, zainteresowani byli Precelką jako żywo - pewnie chcieli ją zaprosić do gry w (rozbieranego) ping-ponga. Jednak jeśli chodzi o Precelkę, to (parafrazując znaną pisarkę dziecięcą) granie w ping-ponga jej nie pociąga.

3. Oprócz chińskich tematów rozmawiano także o sprawach sercowych Struny (nie, nie zakochała się, …chyba że w swoim kardiologu), depresji wieku średniego (bez wskazywania palcem, ale zjawisko jest dość powszechne), o wymuszonych remontami wędrówkach ludów (dzięki czemu Mama Królowej po raz pierwszy czynnie brała udział w spotkaniu), o powrocie bookdogów marnotrawnych Grudosławy i Azoriusza na klubikowe łono (Poldzia podejrzewa podmiankę Azoriusza – ten aktualny jest uprzejmy wobec niej, spokojny, przymilny, śpiący z łebkiem na jej stopach; natomiast Struna niczym całun wyniosła ze spotkania odciśnięty na swoim bucie ślad łapki Grudosławy). Dyskutowano też o podróżowaniu po Indiach (Precelka rzecz jasna) oraz dalekich i bliskich miejscach praktykowania jogi.

4. A książka wieczoru? Zrobiła wrażenie. Mimo że poruszała tematy trudne, bolesne, zawierała przerażające opisy tragedii rodzinnych, tortur, okrucieństwa, oskarżania, obłędu w kulcie Mao. Długo rozmawiano o nieludzkim zwyczaju łamania i wiązania stóp małym Chinkom. Książka jest naszpikowana polityką w najgorszym wydaniu, jednak historia autorki oraz jej matki i babci były na pierwszym planie, co nie pozwala czytelnikowi zapomnieć, że za wszystkimi dramatycznymi faktami historycznymi i politycznymi kryje się człowiek – ze swoimi emocjami i naturalnymi potrzebami. Ale jeśli tym człowiekiem jest Chińczyk i w dodatku kobieta, to robi się naprawdę nieciekawie. Niektórych uczestników spotkania męczyła w książce narracja, która nie pozwalała szybko zorientować się, czy w danym opisie chodzi o babkę, matkę czy córkę. „Dzikie łabędzie” to gruba, trudna książka, ale na pewno warta przeczytania. Choćby po to, by docenić, w jak luksusowych warunkach żyjemy.

5. Wszyscy uczestnicy spotkania zostali obdarowani przez naszą chińską reporterkę pięknymi zakładkami do książek. Zadziwia fakt, że tak wymyślne, tak różnorodne i w tak wielkiej ilości zakładki są produkowane w kraju, w którym podobno prawie w ogóle nie czyta się książek. Czytelników naszego bloga zainteresowanych otrzymaniem jednej z tych pięknych zakładek prosimy o danie jakiegoś sygnału tutaj lub za pośrednictwem profili na portalu społecznościowym poszczególnych uczestników Spotkań.

6. Precelka podczas swojej bytności w Chinach pojechała zobaczyć słynne tarasowe pola ryżowe. Zilustrowane filmikiem Precelki opowieści o plastikowej, oszukanej żywności chińskiej stały w wielkiej kontrze do autentycznych, pachnących, smakowitych potraw zaserwowanych w czasie spotkania. Co dziwne, nikomu ten ryż się nie znudził, choć znajdował się na każdym – oprócz jednego - talerzu, w każdej miseczce, półmisku, a nawet w filiżance  (pito bowiem zieloną herbatę z ryżem). Niczym chińska rewolucjonistka Struna wyłamała się z ryżowego kanonu i przygotowała kurczaka po syczuańsku w cieście naleśnikowym. Ciasteczka z kleiku ryżowego podano aż w trzech wariantach: z dżemem, z wiórkami kokosowymi i z rodzynkami. Jedzono także czekoladę z dmuchanym ryżem. Stefa zrobiła świetne batoniki czekoladowe z ryżem preparowanym oraz sałatkę ryżową. Inną sałatkę, po syczuańsku, przygotowała Błyskawica. Na stole znalazły się także nadziewane smażone kulki ryżowe, wytrawny ryż kokosowy ze smażoną cebulą, pieczone risotto oraz sprezentowane przez kolegę Pana Rexa szyszki z ryżu dmuchanego. Mały Lord po raz pierwszy aktywnie uczestniczył w kulinarnej części spotkania – z dużym apetytem spałaszował wafelek ryżowy. Po tym jak Precelka przywiozła zestaw pałeczek, ze stołu zniknęły widelce  - uczestnicy radzili sobie z pałeczkami całkiem dobrze, a tych, którzy mniej sprawnie nimi władali, można było rozpoznać po kręcących się w pobliżu bookdogach.

7. Muzycznie towarzyszył nam David Bowie ze swoją piosenką „China girl”.

8. Następne spotkanie odbędzie się 8 grudnia. Omawiać będziemy „Jak pokochać centra handlowe”. Obowiązywać będzie kuchnia obecna w centrach handlowych, czyli taka jakby fastfoodowa. Uczestnicy spotkania proszeni są o przygotowanie swoich propozycji książkowych na przyszły rok.

Składając głęboki pokłon, żegnamy się do następnego spotkania.

k.







wtorek, 21 listopada 2017

Przypominajka przed "Dzikimi łabędziami. Trzema córami Chin" Jung Chang

Już w najbliższy piątek: Chiny, jakich nie znacie. Historie przerażające, o których świat nie wie (lub udaje, że nie wie). Geniusz Mao, który zawładnął umysłami miliardów ludzi. Pokolenia, które uważają, że żyją w najlepszym, demokratycznym kraju.

Kuchnia ryżowa. Czerwone książeczki z myślami Mao obowiązkowe.

niedziela, 22 października 2017

"Wszystko za życie" Jon Krakauer

 Protokół po "Wszystko za życie" Jona Krakauera

Ahoj!
A więc było tak:
1. Spotkanie pod pretekstem „Wszystko za życie” w ostatniej chwili zostało przeniesione z piątku na sobotę. A z uwagi na zaplanowany na niedzielę finał potyczek Poldzi i Błyskawicy w zdobywaniu biegowych klejnotów, towarzystwo rozeszło się dość szybko, choć to, co miało być powiedziane na temat książki, zostało powiedziane, a to, co miało być zjedzone, zostało zjedzone. Jedynie to, co miało być wypite, nie zostało wypite – zamiast picia A jak alkohol, uczestniczki wcieliły się w role A jak abstynentki.
  
2. Jeśli chodzi o lekturę wieczoru, to Struna i Królowa nieustannie od kilku już lat są pod ogromnym wrażeniem losów Chrisa Mccandlessa vel Alexa Supertrampa. Poldzia, zwyczajowo w opozycji, aż tak bardzo nie była zachwycona książką – stwierdziła, że jest dość zagmatwana, trudno się odnaleźć w gąszczu wątków z życia Chrisa poprzeplatanych z fragmentami dotyczącymi samego autora. Poldzi najbardziej podobały się wprowadzenia do poszczególnych rozdziałów, będące cytatami z książek Londona, Thoreau, Tołstoja. Błyskawicy książka się podobała, choć bardziej skłonna była podzielić zastrzeżenia Poldzi niż zachwyty Struny i Królowej. W dużym uproszczeniu „Wszystko za życie” to książka o młodym człowieku, w którym odkrycie, że jego ojciec przez lata prowadził podwójne życie, wyzwala potrzebę znalezienia prawdy przez duże P.

3. Struna porównała Mccandlessa do średniowiecznego ascety świętego Aleksego, który, podobnie jak bohater „Wszystko za życie”, był ekscentrycznym, ambitnym, radykalnym w poglądach i działaniu młodym poszukiwaczem sensu życia. Struna miała w swoim kajeciku wynotowanych sporo interesujących fragmentów, jak na przykład ten o Alasce – miejscu łudzącym, że swoją dzikością wypełni pustkę w człowieku. W dalszej wymianie opinii o książce, która miała miejsce na portalu społecznościowym, Struna napisała, że to książka „o wyznaczaniu nowych horyzontów zewnętrznych i wewnętrznych. I jeszcze taka współczesna wersja historii Ikara”- piękne porównianie. Królowa dla porządku przytoczyła cytat z Tołstoja, którego znaczenie Chris odkrył tuż przed swą tragiczną śmiercią: "Szczęście prawdziwe, tylko gdy dzielone".

4. Królowa i Struna gorąco polecały również wyreżyserowany przez Seana Penna na podstawie książki Krakauera film oraz ścieżkę dźwiękową do tego filmu skomponowaną przed Eddiego Veddera, którą, rzecz jasna, dwukrotnie w skupieniu wysłuchano.

5. Mały Lord rozświetlał październikowy mrok bielą swych dwóch nowiuteńkich ząbków, a na okoliczność lektury wieczoru przywdział bluzę z wizerunkiem niedźwiedzia grizzly i napisem „Let’s go down to the woods today”.

6. Niestety, podczas spotkania nie było dzikiego bookdoga Azoriusza, który w dalszym ciągu przebywa na wakacjach (zapewne wybrał się na nie w celu poszukiwania swojego sensu życia), aczkolwiek powrót jego oraz bookdoga Grudosławy planowany jest na nieodległą przyszłość.

7. Strunie najwyraźniej podobały się odniesienia w protokołach z poprzednich spotkań do jej poszukiwań zagubionego, a potem notorycznie zapominanego przykrycia do naczynia żaroodpornego, gdyż w lokalu klubowym pozostawiła miesiąc temu kobaltową miseczkę, której póki co nie zamierza odebrać. O dalszych losach miseczki szukającej swej drogi powrotnej do domu będziemy szanownych państwa informować.

8. Bardzo ciekawe były dyskusje dotyczące powrotu do pracy po urodzeniu dziecka. Szukano też odpowiedzi na pytanie, kiedy można zacząć podawać dziecku zupę z buraczkami czerwonymi. Poldzia zachęcała do zakupów bielizny z wykorzystaniem jej karty rabatowej.

9. Świetnie wypadło kulinarne tło wieczoru. Zajadano się potrawami na A jak Alaska. Były zatem arachidowe orzeszki. Był ananas świeży i kandyzowany. Było awokado w formie pasty z jajkiem na upieczonym w domu chlebie. Był deser agrestowy fool. Był tort ajerkoniakowo-czekoladowy. Były kukurydziane rureczki „Alaska”. Były także bakłażany (po angielsku aubergines) w formie roladek z nadzieniem serowym.

10. Kolejne spotkanie odbędzie się 24 listopada, a jego tematem przewodnim będą rekomendowane przez naszą ulubioną podróżniczkę Beatę z Wielkopolski „Dzikie łabędzie. Trzy córy Chin”. Obowiązywać będzie kuchnia ryżowa.

A zatem do zobaczenia za miesiąc! I uważajcie na siebie!
Arrivederci! Auf wiedersehen! A bientôt!
k.




wtorek, 17 października 2017

Przypominajka przed "Wszystko za życie" Jona Krakauera

Być czy mieć? Żyć w mieście czy w dzikiej głuszy? Samotnie czy wśród ludzi? Bać się przyrody czy być częścią niej? Zostawić przeszłość za sobą czy utrzymywać kontakty i relacje? Jeść apetyczne ananasy czy awangardowe antrykoty? Pić alkohol czy nie pić? Jak daleko trzeba zajść, żeby znaleźć samego siebie? Na te i inne pytanie spróbujemy znaleźć odpowiedź w najbliższy piątek. Obecność obowiązkowa!

sobota, 23 września 2017

"Moje córki krowy" Kinga Dębska

Moje córki krowy Protokół po "Moich córkach krowach" Kingi Dębskiej

Witamy Czytających ten protokół!
„Moje córki krowy” – to nie była śmieszna książka. Nawet lekko zabawna nie była. I gdyby nie to, że na poprzednim spotkaniu nastąpiła nadinterpretacja słów wypowiedzianych na temat tej książki przez Poldzię, byłaby ona (Poldzia, nie książka) oskarżona o wprowadzenie w błąd, wypaczone spojrzenie na rzeczywistość, brak empatii i wisielczy humor.  Bo to było tak:

1. Poldzia 3 tygodnie temuuu podobno nie gwarantowała, że będziemy się śmiać do rozpuku, czytając „Moje córki krowy”, ale powiedziała, że ją śmieszyła ta książka, a przynajmniej śmieszyły ją w niej tragikomiczne dialogi. Gdy została wyjaśniona kwestia tego, co powiedziała Poldzia, czego nie powiedziała i co zrozumiały pozostałe uczestniczki spotkania, zaczęto rozmawiać na temat książki pióra Kingi Dębskiej. I cóż: to smuuutna książka. O chorobach, umieraniu, zakręconych relacjach rodzinnych. O przemijaniu, o tym, że trzeba carpe diem, bo życie jest tylko chwilką, czyli o oczywistych oczywistościach. Ta książka to również skarga i zażalenie na polską służbę zdrowia i pean na cześć niezbadanych jeszcze, niesamowitych możliwości ludzkiego móóózgu. Autorka tak przekonywująco opisała ułomności NFZu, a frustracja bohaterek książki na panujące w szpitalach procedury jest tak autentyczna, że wydaje się wielce prawdopodobne, że Kinga Dębska w dużej mierze sama przechodziła przez to, co przypisała tytułowym córkom –Marcie i Kasi. Książka nie jest zbytnio głęboka, ale za to jakby napisana obrazami gotowymi do przeniesienia ich na ekran filmowy (i tak też się stało- książka została zekranizowana).

2. Czekając na Poldzię, Struna, Błyskawica oraz Królowa rozpoczęły spotkanie od dyskusji na temat literatury dziecięcej. Zrobiono przegląd najnowszych nabytków książkowych Małego Lorda, który tak żywo zainteresowany był tym tematem, że aż mu ślinka pociekła na widok książeczek o pieskach. W dalszej części wieczoru Mały Lord brał udział w rozmowach na tematy różniaste, odpowiednio do sytuacji komentując wszystko zwięzłym, ale jakże na miejscu pełnym emocji „muuu” (względnie „maaa” lub „yyy”).

3. Gdy Poldzia dołączyła do wcześniej zebranych, od razu razem ze Struną zaczęła doić wino. Jak zwykle wraz ze wzrostem ilości wypijanego wina rosła również jej gadatliwość, ale malał sens i gubił się wątek przewodni poruszanych zagadnień. W ostatnim etapie spotkania Poldzia wychlała również resztkę wina, nie wiadomo kiedy otwartego, ale nawet zapach stęchlizny wydobywający się z butelki oraz wizja konania w męczarniach z powodu skrętu kiszek dnia następnego nie przeszkodziły Poldzi opróżnić butelki do dna.

4. W związku z tym, że „Moje córki krowy” nie były tą zapowiadaną przez Poldzię bardzo śmieszną książką, w dalszym ciągu czekamy na jej propozycję naprawdę zabawnej lektury. 

5. Bardzo dużo rozmawiano o progeniturze własnej. Najpierw o owockach, warzywkach, zupkach w słoiczku i kaszkach (Mały Lord). Potem rozmawiano o dzieciach w przededniu dojrzewania (Struniątko przejawiające typowe dla uczniów w jego wieku zabarwione dekadentyzmem znudzenie szkołą). Potem o młodszej młodzieży (Poldziątka) i o starszej młodzieży (dzieci Błyskawicy). Żeby nie być w tyle za potomkami swymi zebrani wymieniali się aktualnymi, zasłyszanymi od swoich dzieci wyrażeniami slangowymi. Uaktualniono również wiedzę na temat najmodniejszych fryzur preferowanych przez progeniturę: na jutubera Dealera, na Lewandowskiego, na samuuuraja czy na Piasta Kołodzieja (na szczęście Mały Lord jest jeszcze zbyt mały, aby protestować wobec zrobionego mu przez mamuuusię uczesania).

6. Ciekawym tematem okazała się sprawa bród, a dokładniej zarostu na brodach – tu wypowiedziała się specjalistka Poldzia, która obszernie opisała brodę Pana Polda oraz swój skromny jeszcze, ale jednak obiecujący zarost na brodzie. Gdyby Poldzia chciała zmienić pracę, wróżymy jej karierę we freak show. Choć wygląda na to, że Poldzia nie będzie mogła zarabiać na swojej rosnącej brodzie, gdyż zamierza zaszyć się w pustelni w pobliskich górach, by tam stanowić ciekawostkę dla zbłąkanych turystów.

7. Błyskawica poruszyła bardzo ważny temat – widoczny w „Moich córkach…”, ale nie wybijający się na pierwszy plan. Otóż rozmawiano o roli kobiety jako piastunki ogniska domowego. Dom, w którym brakuje kobiety, matki, jest często domem zimnym, pustym, smuuutnym. To zwykle matki robią gołąbki, pieką smakowite, pachnące ciasta, sprawiają, że dzieci, mimo wyfruwania z gniazdka, chcą wracać do domuuu, by poczuć stabilność i bezpieczeństwo. To ważne zadanie wykonywane przez obecne na spotkaniu Matki Polki nie przeszkadza im realizować się, podejmować indywidualne wyzwania – przykładem niech będą znakomite biegaczki Błyskawica i Poldzia, które znoszą do domu kolejne elementy „złomuuu”, czyli medale (Królowa obecnie jedynie może powspominać, jak to kiedyś szybko i daleko biegała).

8. Jedynym muuuzycznym nawiązaniem do książki wieczoru był Neil Young & Crazy Horse (bo od konia w miarę blisko do krowy). Za to Królowa opowiedziała stary, ale jakże pasujący do lektury dowcip:
-Dlaczego „zespół napięcia przedmiesiączkowego” nazywa się „zespołem napięcia przedmiesiączkowego”?
-Bo nazwa „choroba wściekłych krów” jest już zajęta.

9. Ku zaskoczeniu wszystkich w krowim menu towarzyszącym lekturze nie było ani jednej potrawy zawierającej wołowinę czy cielęcinę. Były natomiast: cukierki-krówki, ciasto „Krówka”, ciasteczka z Milki w kształcie krów, babka z ajerkoniakiem i krówkami. Nabiał reprezentowany był przez serowe kulki opiekane oraz zupę serową z roladą biszkoptową, a także pomidorki koktajlowe nadziewane wędzonym serem białym. Najbardziej wymyślne danie przygotowała jednak Struna: tortilla (bo krowie placki) ze szpinakiem (bo trawa, którą jedzą krowy), z serem korycińskim (bo z pełnego mleka) i z kukurydzą (bo pasza), której towarzyszył dip na bazie śmietany i muuusztardy. Wszystko było jak zwykle wyśmienite.

10. W październiku spotykamy się w trzeci piątek miesiąca, czyli dwudziestego. Omawiać będziemy książkę mającą ogromne znaczenie dla powstania naszego klubiku książkowego (patrz komentarz Struny do wpisu w zakładce „Jak to się wszystko zaczęło”) – „Wszystko za życie” Jona Krakauera. Obowiązywać będzie kuchnia na A jak Alaska, czyli mogą być andruty, arbuzy, arachidowe orzeszki, alkohol, a wołowina też przejdzie.

No to komuuu w drogę, temuuu czas.

k. 



wtorek, 19 września 2017

Przypominajka przed "Moimi córkami krowami" Kingi Dębskiej

I Ty muuusisz być na najbliższym spotkaniu książkowym! Bo będziemy słuchać muuuzyki, jeść krówki oraz rozmawiać o swoich siostrach, mamuuusiach i tatusiach. Zresztą, jak zwykle będzie mnóóóstwo ciekawych tematów do omóóówienia. Widzimy się w piątek, piątuuunio. Można się schodzić od 17.00. 

sobota, 2 września 2017

"Wielki las" Zbigniew Nienacki

Wielki las - Nienacki Zbigniew Protokół po "Wielkim lesie" Zbigniewa Nienackiego

Darz bór!
Sierpniowa lektura była omawiana w pierwszym dniu września, który w tym roku nie był jednak rozpoczęciem nowego roku szkolnego, dzięki czemu na spotkaniu książkowym dał się wciąż czuć wakacyjny duch. W dodatku zebrano się na działce rodziców Struny. Tylko zmrok zapadł wcześniej, niżby tego oczekiwano.

1. Zbigniew Nienacki – tak, tak, ten sam, który napisał uwielbianą przez tłumy serię o przygodach Pana Samochodzika. W „Wielkim lesie” zaskoczył, pokazał swoją drugą, nieznaną, przeznaczoną raczej dla dorosłego czytelnika twarz. Błyskawica była po lekturze jego dwóch „pełnoletnich” książek i na podstawie jej recenzji stwierdzono, że u Nienackiego występuje motyw kobiety zgwałconej, którą opiekuje się stary mężczyzna.

2. Książka się podobała prawie wszystkim, Stefa sprawiała wrażenie wręcz zachwyconej nią. Długo rozmawiano o instynktach, które rządzą człowiekiem, o strachu, popędzie seksualnym. O seksie w ogóle sporo dyskutowano: że seks rządzi światem, że przygodne kontakty seksualne wśród znajomych zdarzają się może nawet częściej niż w książkach, że Nienacki opisał kobiety jakby były przedmiotem w rękach mężczyzn (ciekawe, czy gdyby „Wielki las” ukazał się dzisiaj, feministki podniosłyby larum, a stróże obyczajności zakazaliby wydania książki z szokującą okładką z 1990 roku?). Tę część rozmowy podsumowano stwierdzeniem: po co nam Grey, skoro mamy Nienackiego?

3. Niektóre fragmenty książki, zwłaszcza te dotyczące Horsta Soboty i jego walki z lasem, który zabrał mu najbliższych, przypominały Strunie serial „Twin Peaks”. Swoje skojarzenia Struna zilustrowała biorąc czule w objęcia drewniany pieniek i chodząc z nim dookoła ogniska ze słowami „Ogniu, krocz za mną”.  

4. W książce niepotrzebny nieco, zagmatwany i jakiś taki dziwny wydał nam się element szpiegowski i zagraniczna działalność agenturalna Józwy Maryna – nie wiadomo co, kto i jak. Ale za to dość wnikliwie rozpatrzono temat poszukiwania miłości doskonałej i czy to, co połączyło Józwę i Weronikę, to była właśnie ta miłość czy wspólne im obojgu pragnienie znalezienia takiej miłości – odpowiedzi na to pytanie w czasie spotkania nie znaleziono.

5. Również Mały Lord w swoisty dla siebie sposób (dużo śliny oraz wyrażeń w stylu „aaaa” oraz „eeee” i „guuu”) zabrał głos w sprawie obrazu opisanego przez Nienackiego, który zapadł w pamięć wszystkim czytającym. W „Wielkim lesie” jest mianowicie wypowiedź jednej z kobiet karmiących piersią swoje liczne potomstwo – karmi ona swe maleńkie dzieci tylko jedną piersią, drugą zachowując dla męża. Mały Lord oświadczył, że on z nikim się nie dzieli i sam z zapałem ssie obie piersi swojej mamusi. W czasie spotkania Mały Lord był bardzo grzeczny (za co został pochwalony przez Poldzię), z zainteresowaniem patrzył na drzewa, kwiaty oraz ognisko (widział je po raz pierwszy). Nadchodzącą powoli burza ułatwiła mu także ucięcie sobie krótkiej drzemki w wózku pod jabłonką.

6. Opowiadano o minionych wakacjach, o nadrobionych zaległościach w czytaniu, o wyjazdach i wyprawach tu i tam. Stefa (z nowym fryzem) zdała szczegółową relację ze swojego pierwszego w życiu wypadu w Bieszczady, skąd przywiozła piwo „Bies-czadzkie – piekielnie czarne” (degustacja została przełożona na następne spotkanie). Poldzia podjęła nowe wyzwania w sferze aktywności fizycznej – udoskonalenie pływania i joga. Błyskawica przeczytała „Wszystko za Everest” i jest pod wrażeniem. Wakacje Struny zaczęły się i zakończyły muzycznie. A Królowa (z zapalonymi oskrzelami) zastanawia się, jak szybko i skutecznie pozbyć się 10 kg nadwagi (gdyby od tego zastanawiania się spalało się kalorie, Królowa już dziś byłaby jak szczypiorek).

7. Kulinarnie było po mazursku („Wielki las” rozgrywa się w Mordęgach na Mazurach). Błyskawica przygotowała cepeliny, czyli kartacze. Królowa upiekła farszynki, czyli coś jakby ziemniaczane krokiety. Stefa zrobiła kakol, czyli babkę ziemniaczaną. Struna zrobiła w kociołku nad ogniskiem nasze swojskie prażonki oraz podała tartinki z poziomkami. Do lasu nawiązywały przyniesione przez Poldzię ciastka z kremem –orzeszki. Naprędce wymyślono historię o tym, że delicje były z wiśniami z sadu Horsta Soboty, a borówki zapewne zostały nazbierane w mazurskich lasach.

8. Wrześniowa lektura omówiona zostanie we wrześniu (22-go), a będą nią „Moje córki krowy” Kingi Dębskiej -  Poldzia gwarantuje, że, czytając, będziemy się śmiać do rozpuku. Obowiązywać będzie kuchnia krowia, czyli wołowina i produkty mleczne. Z uwagi na to, że w listopadzie porozmawiamy o „Dzikich łabędziach. Trzech córkach Chin” Jung Chang (zarekomendowana po raz drugi przez naszą ulubioną podróżniczkę Beatę z Wielkopolski), które są opasłym tomiskiem, zaleca się rychłe zdobycie i rozpoczęcie lektury.

9. Z serca gratulujemy szefowej naszej warszawskiej filii – en’ca minnita została mamą! Życzymy zdrowia oraz rychłej radości ze wspólnego odkrywania fascynującej literatury dziecięcej.


Niech bór będzie w Wami!
k.