sobota, 13 września 2014

"Elizabeth i jej ogród" Elizabeth von Arnim

Elizabeth i jej ogród - Elizabeth von Arnim Protokół po "Elizabeth i jej ogrodzie" Elizabeth von Arnim




Dzień guten Morgen, evening lub Nacht (w zależności od pory czytania niniejszego protokołu, narodowości czytającej/go lub jej/jego preferencji geograficznych tudzież lingwistycznych)!

Wrześniowe Spotkanie Pod Pretekstem Książki spędziłyśmy w ogrodzie Elizabeth von Arnim, a było ono obfite w emocje i dyskusje w obszarach wszelakich.

1. Pierwszym tematem była Gazela oraz jej sprawozdanie z pierwszego miesiąca w nowym stanie cywilnym, a także ich (tj. Gazeli i Gazelowego małżonka) wysiłki w budowaniu podstawowej komórki społecznej. Panu Gazelowi dziękujemy za udzielenie zgody swojej dopiero co poślubionej żonie na spędzenie piątkowego wieczoru w naszym towarzystwie. Oprócz weselnego wina Gazela przyniosła własnoręcznie wykonane przekąski z wsadem frankfurterkowym, które były więcej niż sehr gut.

2. Drugim tematem była książka wieczoru, czyli „Elizabeth i jej ogród”. Lektura ta jest dość lekka, miejscami zabawna, zawiera kilka ciekawych fragmentów, które zostały skrzętnie wynotowane przez Strunę i Królową, jednakże z powodu tematu nr 3 (poniżej) nie było jakoś nastroju, aby urządzać pojedynki na cytaty. Wielu z nas główna bohaterka nie przypadła do gustu z racji swojego lenistwa, nieróbstwa, pasożytniczego trybu życia, który polegał tylko na bywaniu, spełnianiu swoich zachcianek i kaprysów, balowaniu, wycieczkowaniu się, odpoczywaniu oraz wydawaniu dyspozycji i rozkazów służbie. Choć z drugiej strony niektóre uczestniczki poszperały w Internecie i znalazły więcej informacji o autorce książki, która, jak się okazuje, była inteligentna, niezależna w osądach, stanowcza i jak na ówczesne czasy dość wyzwolona. A poglądy głoszone przez szowinistycznego niemieckiego męża Elizabeth można określić zdaniem: „jak się kobiety nie bije, to jej wątroba gnije”. Jak doskonale wiemy, ponad sto lat po napisaniu „Elizabeth…” ciągle znaleźć można wielu zacofanych bezmózgich tępaków i buców, którzy wyznają tę zasadę. Żenada.

3. Trzecim tematem było widoczne na naszych twarzach i ogólnie w sylwetce zmęczenie wynikające z przepracowania, zbliżającej się jesieni, a także trosk codziennych domowych. Zwłaszcza Struna była jakaś taka nie nastrojona, nie napięta, nie naciągnięta, nie drżąca. Zmęczenie to jednakże nie zdominowało naszego spotkania, w czasie którego było kilka wielce radosnych momentów m.in. ucieszył nas podbój Warszawy dokonany przez Polannę i jej sukces na gruncie zawodowym - na fali gratulacyjnej wychylono niejeden puchar pełen wina za naszą zdolną, mądrą i pracowitą Polannę, z której jesteśmy wszystkie takie dumne!

4. Czwartym tematem były książki, dziesiątki książek. Otóż omówiono krążące obecnie po fejsie i ogólnie w Internecie „łańcuszki” ulubionych książek czy podsumowania zawierające najważniejsze tytuły literatury światowej. Posługując się jedną z takich list książek, które „trzeba przeczytać przed śmiercią”, dokonano powrotu do czasów szkolnych i nieco późniejszych, przypominając sobie wszystkie znaczące lektury oraz okoliczności zapoznania się z nimi. W przeprowadzonym naprędce plebiscycie wyłoniono kilkanaście tytułów książek, które chciałybyśmy przeczytać i przedyskutować w ramach naszych kolejnych Spotkań –wygląda na to, że jeśli po drodze nie pojawi się jakaś „must read” nowość, to wiemy już, jakie będą nasze książkowe preteksty w ciągu najbliższych kilku lat! Ten fragment wieczoru należy zaliczyć do szczególnie inspirujących literacko, gdyż w niewymuszony, a wynikający najzwyczajniej z wewnętrznej potrzeby zapoznania się z klasyką, sposób motywuje do czytania and reading und lesen. A jak mawiał Frank Zappa: „Tak wiele książek, tak mało czasu”.

5. Oprócz różnorodności w tematach rozmów, na stole także widać było wielorakość: smaków i kolorów. Gastronomiczny misz-masz miał jednak swoje uzasadnienie jednoznacznie wynikające z treści książki wieczoru. Była zatem niemiecka Kartoffelsalat (Koralina). Były bułeczki drożdżowe z sauerkraut i pieczarkami. Były czekoladki, waflowe rureczki oraz żelkowe misie zakupione w sklepie należącym do niemieckiej sieci marketów. Wspomniane w punkcie pierwszym niniejszego protokołu przekąski z frankfurterkami oraz Wurst dodany do przygotowanego przez Strunę leczo były kolejnymi daniami nawiązującymi do Niemiec. Do „Elizabeth…” odwoływała się też sałatka śledziowa (a śledź to był nasz, polski, bałtycki), jak i kruche ciasteczka w kształcie różyczek. Polanna postawiła na stole wykwintne śliwki w alkoholu, ale poczekamy z ich spożyciem (wypiciem?) do listopada- wtedy będą nam lepiej smakowały.

6. Róże były na okładce książki, w formie ciasteczek, a przede wszystkim w wazonie. Subtelne, bladoróżowe, powoli otwierające swe główki w cieple naszych oddechów, zachwycające świeżością. Same sprawiłyśmy sobie tak cudny prezent, gdyż w pełni, bez specjalnego uzasadnienia zasługujemy na to, żeby otaczać się zachwycającymi kwiatami, ot, po prostu dlatego, że jesteśmy kobietami, i to w dodatku wrażliwymi na piękno.

7. Również w obszarze muzyki przeniesiono się do ogrodu -  dwukrotnie wysłuchano utworu „W moim ogrodzie” Daabu, odtworzono jedną z płyt zespołu Soundgarden. A przez resztę czasu tło dźwiękowe tworzyły piosenki angielskie z repertuaru m.in. Coldplay i Starsailor.

8. W związku ze zbliżającymi się jesiennymi chłodnymi wieczorami i nocami uznano, że dobrym pomysłem będzie zaopatrzenie się w poduszki elektryczne rozgrzewające (najlepiej energooszczędne, user friendly, wymiary powierzchni grzewczej ok. 180 cm x 50 cm x 25 cm, przystojne, nie za stare, łatwe w użytkowaniu lub z dołączoną instrukcją obsługi). Osoby będące w posiadaniu informacji o miejscu, w którym można nabyć wspomniane poduszki, proszone są o bezpośredni kontakt z administratorami tej strony.

9. Na wniosek Karoliny PL następne spotkanie odbędzie się w sobotę 11 października. Za sprawą „Księgi Diny” Wassmo Herbjørg przeniesiemy się do Norwegii. Brunost już jest, łosie i łososie zapewne też wkrótce się pojawią. Poszukamy jeszcze jakichś innych specjałów kuchni norweskiej.  

10. And last but not least. Niech Państwo Gazelowie, a zwłaszcza nasza osobista, wyhodowana na naszej własnej piersi Gazela, przyjmą od wszystkich mniej lub bardziej regularnych uczestniczek spotkań książkowych życzenia tego, aby w zgodzie, miłości (M-I-Ł-O-Ś-C-I) i obopólnym szczęściu przeżyli każdy dzień z tych wielu, które przed nimi. Mamy też cichą nadzieję, że Gazela nie zapomni o nas i że będzie na bieżąco czytać uzgodnione książki, doskonalić się w sztuce gotowania, której efekty chcemy degustować na spotkaniach i że będzie dzielić się z nami swoimi ogólnymi refleksjami na temat bycia żoną. Niech Gazela pamięta, że w naszym gronie wciąż mamy stare panny, które jak kania dżdżu łakną wiedzy i porad w zakresie pakowania się w związki małżeńskie.

To tyle na dziś.
Niniejszym kolejne spotkanie książkowe przechodzi do blogowych annałów.
Danke oraz thank you za ten przemiły wspólny wieczór.
k. 






wtorek, 9 września 2014

Przypominajka przed "Elizabeth i jej ogrodem" Elizabeth von Arnim



Przypominam, że w najbliższy Friday spotykamy się przy wurstach, sourkrautach i kartoflach.
Będziemy mieć róż na twarzy, róże w wazonie i rose w kieliszkach.
Podyskutujemy o książkach oraz o ogrodnikach, ogrodniczkach, ogródkach i ogrodach wszelakich. A także o tym, jak się nie dać jesiennej melancholii.
See you @ 16.30.
To będzie guten Abend!