niedziela, 21 grudnia 2014

"Wielkie nadzieje" Charles Dickens

Wielkie nadzieje - Charles DickensProtokół po "Wielkich nadziejach" Karola Dickensa



Good evening, Ladies and Gentlemen!

W trzeci piątek miesiąca spowite w grudniowy mrok zebrały się różne Miss, Mrs oraz Ms, aby nacieszyć się swoim towarzystwem oraz podyskutować o “Wielkich nadziejach” Dickensa.

1. „Great expectations” – tak jest po angielsku. Polskie tłumaczenie tytułu, „Wielkie nadzieje”, jest nieco nieprecyzyjne i chyba bardziej pasuje tutaj ten drugi, rzadziej spotykany w obiegu, czyli „Wielkie oczekiwania”. Książka bardzo nam się podobała. Spodziewałyśmy się trudnej do przełknięcia kobyły, niestrawnego języka czy treści nie trafiającej w nasze gusta literackie. A tu surprise! Dickens pisze z dużym poczuciem humoru, z sarkazmem kreśli sylwetki poszczególnych postaci, wykazuje się niebywałą wrażliwością na los dziecka krzywdzonego. Dużo rozmawiałyśmy o dojrzewaniu głównego bohatera, Pipa, o jego samoświadomości, o różnorodnych emocjach, które nim targały. Analizowałyśmy też inne, wielce interesujące osoby występujące w książce: wychowywaną na „zimną sukę” Estellę, Miss Havisham, której tragedia miłosna doprowadziła ją do ewidentnej choroby psychicznej (w książce jest więcej zwariowanych kobiet: siostra Pipa czy rodząca kolejne dzieci pani Pocket), wyrozumiałą Biddy, prostego i szczerego szwagra Pipa, Joego, prowadzącego podwójne życie Wemmicka czy zdradzającego objawy zaburzeń kompulsywno-obsesyjnych Jaggersa. „Wielkie nadzieje” są na tyle dobre, że skutecznie zachęcają do sięgnięcia po inne powieści Dickensa, co niniejszym zamierzamy uczynić, jednak już we własnym zakresie.

2. Discussions. Na fali analizy charakterologicznej bohaterów książki-pretekstu poddałyśmy również pod dyskusję cechy osobowościowe różnych postaci współczesnych z kręgów bliższych i dalszych, znajomych, lokalnych celebrytów i lanserów.

3. Ho, ho, ho! Święta za pasem, muzyka z dzwoneczkami, gorączka, szaleństwo w sklepach, dodatkowe działania, jęzor wywieszony, głowa pełna spraw do załatwienia, rzeczy do zrobienia. Na szczęście przy naszym stoliczku jest czas na złapanie oddechu, na ciszę, na rozmowy bez pośpiechu, na refleksje, na śmiech. To lubimy. To nam dodaje sił. To nam pozwala przetrwać wiele trudnych momentów. A propos X-mas Koralina staje się ekspertką w sprawach home decorations - w jej głowie już od jakiegoś czasu rodzą się różne pomysły na bożonarodzeniową aranżację przestrzeni pod antresolą w lokalu naszym klubikowym. However, ze względu na ograniczenia finansowe, brak na podorędziu żywych zwierząt innych niż pies oraz nieobecność odpowiedniego kandydata do roli Józefa z przykrością informujemy, że wizje Koraliny, roztaczane z takim rozmachem, w tym roku nie zostaną zrealizowane.

4. Health. Królowa zaniemogła w sposób przewlekły. Lista jej kontuzjowanych części ciała jest długa, a informacje, które usłyszała od rehabilitanta i po raz kolejny zrelacjonowała uczestniczkom spotkania, były mrożące krew w żyłach. Ale będzie żyć i będzie nadal biegać, zatem zasadnym wydaje się znalezienie odpowiedzi na pytanie, gdzie zawiśnie specjalna gablota na jej rosnącą kolekcję trofeów sportowych.

5. Polish. Podano kilka kazusów, które poruszyły do głębi nasze czułe na poprawność językową wnętrza. Włos się na głowie jeży w sytuacjach, gdy nasi zwierzchnicy, współpracownicy czy znajomi roszczą sobie prawo do bycia językoznawcami i wyroczniami polonistycznymi, robiąc jednocześnie kosmiczne błędy. W odróżnieniu od nich my jesteśmy świadome, że nie znamy wszystkich zasad poprawnej polszczyzny, dlatego też często sięgamy do słowników. Jesteśmy Polkami i podejmowanie starań, aby mówić i pisać poprawnie po polsku, jest wyrazem naszego patriotyzmu. Poza tym pisanie bez błędów choćby SMS-ów jest formą szacunku wobec drugiej osoby. (To był punkt w ramach kącika dydaktyczno-moralizatorskiego).

6. Food. Zainspirowane kolorem sukni Estelli na okładce książki uczestniczki spotkania przygotowały oraz spożyły czarne jedzenie: czarne żelki Frugo, czarne oliwki, ciasto murzynek, makowiec, barwione sepią czarne pierożki tortellini z nadzieniem łososiowym (Strunie i Koralinie nie przypadły do gustu), sopa negra, czyli czarna polewka po kostarykańsku, czarna, gorzka czekolada oraz czarny makaron tagiatelle, który Struna podała z sosem pomidorowo-tuńczykowo-czarnooliwkowym. Jedynym elementem przełamującym kolorystyczną monotonię produktów spożywczych na stole były, wprowadzające akcent świąteczny, mandarynki i precelki, zaspakajające potrzeby podniebienia słono- i pikantnolubnej Koraliny.

7. Drinks. Jola (znana też jako Błyskawica) po raz pierwszy skosztowała cydru - smakował jej. Struna przodowała w ilości spożytego alkoholu - w jednym kieliszku miała cydr, w drugim KaDARKę (zbieżność z motywem przewodnim kulinarnym nie jest przypadkowa). Ponadto wypito dzbanek czarnej kawy zbożowej Anatol i aż cztery czajniczki czarnej herbaty Earl Grey.

8. Books. Przygotowano wstępną listę książkowych pretekstów na najbliższe 12 miesięcy. Wygląda na to, że:
-w styczniu porozmawiamy o „Domie sióstr” Charlotte Link,
-na lutowe spotkanie czytamy „Greka Zorbę” Nikosa Kazantzakisa (bo kuchni greckiej jeszcze u nas na spotkaniu nie było),
-na przednówku, w chwilach, kiedy będziemy już wycieńczone przedłużającą się zimą, zaaplikujemy sobie „Radość życia” Emila Zoli,
-w kwietniu będzie „Modlitwa za Owena” Johna Irwinga (święta Wielkanocne wypadają w tym roku w kwietniu właśnie),
-w maju pełno jest w przyrodzie pachnącego kwiecia, zatem decyzja o wspólnym czytaniu „Pachnidła” Patricka Suskinda jest jak najbardziej uzasadniona,
-Sandor Marai i jego „Żar” na czerwiec to wybór chyba zrozumiały dla wszystkich,
-w lipcu przeczytamy którąś z książek mistrzyni reportażu Małgorzaty Szejnert,
-sierpień poświęcimy Ernestowi Hemingwayowi – prawdopodobnie porozmawiamy o książce „Komu bije dzwon”, choć brany pod uwagę jest również „Stary człowiek i morze”,
-wrzesień idealnie nadaje się do tego, żeby dyskutować o „Beksińskich. Portrecie podwójnym” Magdaleny Grzebałkowiskiej,
-w październiku robi się słotno i mrocznie, więc poczytamy „Zmory” Emila Zegadłowicza,
-w listopadzie jest jeszcze mroczniej, jeszcze paskudniej, jeszcze bardziej dołująco, więc pretekstem do spotkania będzie „Frankenstein” Mary Shelley,
-a z okazji przypadającego 4 grudnia Dnia Górnika, czyli Barbórki, bierzemy na warsztat książkę Kazimierza Kutza „Piąta strona świata”.
Oczywiście w razie potrzeby, ochoty czy konieczności zmienimy to i owo, ale to wyjdzie w praniu.

Kolejne nasze spotkanie odbędzie się 16 stycznia, a kulinarnie idziemy w karnawał, kolor i potrawowy kicz.

See you in 2015, a tymczasem merry Christmas!
Love,
always yours
notetaker

  



wtorek, 16 grudnia 2014

Przypominajka przed "Wielkimi nadziejami" Charlesa Dickensa

Mam nadzieję, że pamiętacie o kolejnym spotkaniu pod pretekstem książki - piątek ok. 16.30.
Mam nadzieję, że "Great Expectations" przeczytane.
Mam nadzieję, że przedświąteczna gorączka Was jeszcze nie ogarnęła.
Mam wielką nadzieję, że spotkamy się w komplecie i że jak zwykle spędzimy razem miły wieczór.
See you on Friday.
k.

poniedziałek, 24 listopada 2014

"Sońka" Ignacy Karpowicz


Protokół po "Sońce" Ignacego Karpowicza

1. „Sońkę” dobrze się czyta w listopadzie. Bo opowieść o Sońce jest smutna. Ładnie napisana. I choć takich Soniek jest pewnie w historii Polski więcej, to ta opowiedziana przez Karpowicza jest na swój sposób wyjątkowa: trochę bajkowa, zapętlona w czasie i przestrzeni, uwięziona mieczy życiem i śmiercią. Ciekawy w książce był motyw przenikania się losów Sońki i Ignacego/Igora – ich wzajemne młodnienie i starzenie się. Nieco dekoncentrujący i troszkę psujący całość był wątek żydowski w samej końcówce – nie do końca potrafiłyśmy zrozumieć, czemu miał służyć. Dość szczegółowo omówiona została urojona, wyobrażona miłość Sońki do Niemca Joachima. Polanna zgłosili wniosek, aby w najbliższym czasie, w związku z obecną porą roku, nie czytać już książek smutnych i dołujących.  

2. Skoro już wywołali Polannę do tablicy, to trza odnotować, że Polanna wrócili ze swoich zagranicznych wojaży zrelaksowana, wypoczęta, wręcz troszku rozleniwiona. W swej świadomości nadal Polanna przebywają w ciepłym klimacie śródziemnomorskim, na błyszczącej w słońcu plaży. Polanna przejawiali również pewne objawy rozwydrzenia – nie udzielając się dotychczas zbytnio w sferze przygotowywania potraw na spotkania, zachciewajkowo dyktowała motywy przewodnie kulinarne obecne na kolejnych posiedzeniach naszego klubiku. Kaprysy jej nie zostaną spełnione, jednak dostarczone przez nią śliweczki w alkoholu znów chętne spożyjemy.  

3. Wbrew powszechnie panującej w pewnych środowiskach opinii, że podczas naszych spotkań my tylko jemy i pijemy  i ewentualnie od czasu do czasu coś tam o jakiejś książce powiemy, obwieszcza się wszem i wobec, że my na spotkaniach książkowych rozmawiamy bardzo dużo o bardzo wielu różnych książkach. A ponieważ jest sprawą oczywistą, że nic tak nie umila rozmów o literaturze jak dobre wino i wyszukane, współgrające z lekturą potrawy wprawiające nasze podniebienia w smakowy orgazm, no to trudno- musimy jeść i pić. Zbliżające się spotkanie z autorem książki „Przyjdzie Mordor i nas zje” stało się pretekstem do rozmów o paru polskich pisarzach współczesnych, nowościach wydawniczych, a także elektronicznych czytnikach książek – dzielono się wrażeniami z obcowania z e-bookami.
  
4. Ponieważ nie na książkach świat się kończy, dyskutowano również o muzyce na żywo (Struna chodzą na koncerty takich niszowych zespołów, że to aż zastanawia, skąd ona o nich wie) i z płyt (w trakcie obrad dźwiękowo towarzyszyli nam m.in. Kapela ze Wsi Warszawa oraz podlaska Nathalie and The Loners).

5. Jedna z uczestniczek spotkania, znana do tej pory jako Monika z Bewerlyhils, zostali przechrzczeni i od tej pory będą tu występowali jako Poldzia. Wrócono też wspomnieniami do zarania działalności blogerskiej uczestniczek spotkań i genezy stworzonego na jej potrzeby pseudonimu Struny. „Sońka” stała się okazją do wygrzebania ze swoich rodzinnych historii elementów wschodnich: Polanna z rozrzewnieniem wspominali potrawy z dzieciństwa spędzonego w Jarosławiu, Struna zabrzmieli nutą spod Grodna, Królowa opowiedzieli anegdotkę o pradziadku spode Lwowa.

6. Królowa upraszają, żeby zaprzestać wynoszenia z lokalu na swej odzieży drogocennej sierści bookclub doga Grudzi, gdyż, zainspirowana opowieścią en’ca minne w czasie jej wizytacji w sierpniu, postanowili zrobić długi, miękki szal z psiej sierści w kolorze rudym podpalanym –na zimę będzie jak znalazł.

7. Zwyczajowo poruszono tematy towarzyskie: międzypłciowe, międzypartyjne (pokłosie ostatnich wyborów samorządowych) oraz lokalne celebryckie (będące w ścisłym związku ze zmieniającą się sceną polityczną w naszym grajdołku). Przy okazji Królowa użalali się nad sobą z powodu obecnie niezmiernie ograniczającej jej życie towarzyskie opryszczki, która oszpeca ją znacznie w obszarze ust, uniemożliwia całowanie oraz jest objawem jej chwilowego (oby) spadku odporności i formy.

8. Jedli: pierekaczewnik na słodko z serem białym (Poldzia), bigos według receptury grodzieńskiej z bułką orkiszową (Struna przy okazji wyjaśnili, że podczas wojny, gdy brakowało pszenicy i żyta, jedzono orkisz właśnie), podlaską zapiekankę z kaszy gryczanej z twarogiem i pieczone ziemniaki z farszem (Królowa). W nawiązaniu do obecnego w ostatnim rozdziale „Sońki” elementu żydowskiego spałaszowali gwiazdę drożdżową z nutellą.
Jedli i pili: śliwki w nalewce i nalewkę ze śliwkami.
Pili: wino gruzińskie oraz wino nie gruzińskie. Wynik spożycia rozczarowywująco słaby, jednakże przyczyną tego faktu jest to, że, choć wydawać się to może niewiarygodne, Królowa nie spożyli ani kropelki alkoholu przez cały wieczór.

9. Następne spotkanie odbędzie się 19 grudnia i poświęcone zostanie „Wielkim nadziejom” Dickensa. Motyw przewodni kulinarny: czerń. Z racji tego być może pojawi się na stole czarna polewka, jednak nie będziemy zwracać uwagi na jej ukryty przekaz. A na styczeń szykujemy „Dom sióstr” Charlotte Link.

Boh z wami.
k.


środa, 19 listopada 2014

Przypominajka przed "Sońką" Ignacego Karpowicza



"Sońkę" przeczytali? Zdanie na jej temat sobie wyrobili? Nastawieni są na spędzenie kilku godzin w małej wspólnocie czytających kobiet?
No to przyjdą na spotkanie w sobotę. Tak kole pół po czwartej.
Z Bookiem.
k.

wtorek, 14 października 2014

"Księga Diny" Herbjørg Wassmo



   Protokół po "Księdze Diny" Herbjørg Wassmo

A jesień była piękna tego roku….
Ciepło, gorąco nawet. Kolorowe liście klonu w roli obrusa, winobluszcz i liście sumaka jako sezonowa dekoracja wnętrza. Krwawy Księżyc.
W tych okolicznościach przyrody sześcioosobowa drużyna plus pies dyskutowała długo w noc.

1. Pretekstem do spotkania była „Księga Diny” Herbjørg Wassmo. Gruba książka, ale, jak zgodnie stwierdziłyśmy, bardzo wciągająca, dobrze napisana. Wassmo bardzo obrazowo, „zmysłowo” opowiedziała historię tajemniczej, dziwnej, niezależnej i ekscentrycznej Diny. Diny, która zabijała tych, których kochała.
Dużo rozmawiałyśmy o Dinie, jaką była kobietą, co miało wpływ na jej zachowanie, czy nie cierpiała na chorobę psychiczna, czy nie była w jakiś sposób niepełnosprawna, czy wykorzystywała, czy była wykorzystywana. Zastanawiałyśmy się, kto tak naprawdę był ojcem jej syna Beniamina. Analizowałyśmy ciekawą relację istniejącą miedzy Diną a jej teściową. Grupowo zakochałyśmy się w Tomaszu. Koralina dokonała porównania zakończenia książki i filmu nakręconego na jej podstawie. „Księgę Diny” polecamy, choć jednym zapadnie ona w pamięć bardziej i na dłużej, a u innych nie pozostawi znaczących śladów.

2. W naszym gronie powitałyśmy Jolę, która równocześnie przynależy do sekcji biegaczej wyodrębnionej w naszym książkowym klubiku. Po raz kolejny w nasze skromne progi zawitała wciąż pachnąca bieszczadzkim wiatrem Karolina PL.

3. Po spotkaniu poziom kwasu omega 3 w naszych organizmach przekroczył poziom normy o 600%. To za sprawą przygotowanych przez nas norweskich przysmaków z rybą w roli głównej. Struna zaserwowała tartę z makrelą wędzoną i pieczarkami. Koralina poczęstowała wszystkich wykwintnymi, perfekcyjnie (wiadomo!) wykonanymi roladkami: łosoś z serkiem i dużą ilością czosnku (wiadomo!) zawinięte w ciasto szpinakowe. W poręcznych aluminiowych pakuneczkach Jola przyniosła dorsza zapiekanego z warzywami. Monika BH wywołała zbiorowy opad szczęki u pozostałych uczestniczek swoją rybą w rybie, czyli łososiem ukrytym w rybie uformowanej z wielką dbałością o szczegóły z ciasta drożdżowego. Królowa była autorką krokiecików rybno-ziemniaczanych z sosem koperkowym, tartinek ze szprotkami na pieczywie chrupkim oraz bułeczek skoleboller z budyniem i kokosem. Nie mogło zabraknąć również naszego ulubionego sera karmelowego Brunost, który dotarł do nas prosto z Norwegii (to bardzo ujmujące, że mamy swoich wielbicieli dbających o to, żeby w naszej lodówce zawsze był kawałek Brunosta).

4. Uszy pieściły dźwięki muzyki skandynawskiej- czasami mrocznej i dołującej, czasami zabarwionej bitami perkusji elektrycznej.

5. Próbowano przy pomocy Internetu połączyć się wizualnie z Polanną, która obecnie wygrzewa swoje piękne ciałko na ciepłych hiszpańskich plażach. Niestety, na Skype coś poszło nie tak, więc nastąpiła jedynie wymiana pozdrowień i serdeczności drogą pisemną przez Fejsa.
       
6. Podczas spotkania dość uaktywniła się frakcja psiar –prym wiodła Monika BH opowiadająca historię życia swojego rodzinnego teriera. Temat mundurków szkolnych również wzbudził wiele emocji –obecne w naszym gronie matki i nauczycielki szczegółowo analizowały zasadność ubierania dziatwy szkolnej w jednakowe stroje.

7. Ciągle stosunkowo nowa antresola uruchomiła naszą wyobraźnię i sprowokowała nas do wykorzystania jej (antresoli, nie wyobraźni) podczas zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. Postanowiono, że dolna część antresoli zostanie zaadaptowana na szopkę, w której ustawione zostaną figurki naturalnej wielkości. Bookclub dog Gruda będzie pełniła rolę owieczki. Casting na odtwórcę Józefa trwa. Przestrzeń pod antresolą w sezonie poświątecznym będzie wykorzystana do zainstalowania w niej wygodnego hamaka.

8. W ostatniej części spotkania dokonano przeglądu ofert kawalerów i facetów z odzysku, którzy reklamują się w sieci jako chłopcy do wzięcia. Uczestniczki spotkania ustaliły, że oferenci mogą człowieka zdołować maksymalnie swoim brakiem autorefleksji w zakresie wizerunku własnego, swoim lenistwem, wycofaniem, rozdźwiękiem między deklaracjami a czynami oraz ogólną ciapowatością czy wręcz dupowatością i zeschizowaniem. Generalnie: załamka.

9. Następne spotkanie będzie w piątek 21 listopada. Przyjrzymy się „Sońce” Ignacego Karpowicza. W międzyczasie zaczynamy czytać „Wielkie nadzieje” Dickensa, bo to gruba książka, a mamy ją zaplanowaną do dyskusji na grudzień. Osoby planujące uczestnictwo w spotkaniu listopadowym są proszone o kontakt z protokolantką celem dogrania kwestii kulinarnych. Biorąc pod uwagę czas akcji „Sońki” wstępnie  ustalamy, że będzie to „biedna kuchnia” polska.

Życząc miłej i radosnej jesieni słowa podziękowania za kolejne cudowne spotkanie kieruje do Was
k.




 

wtorek, 7 października 2014

Przypominajką przed „Księgą Diny” Herbjørg Wassmo



Hei!
Malin moroszek nie będzie. Ale będzie brunost.
Suszonych ryb też nie będzie. Ale będą ryby, rybki, rybeczki w wielu innych postaciach i formach.
Zorzy polarnej nie będzie, ale będą ogniste kolory jesieni na drzewach za oknem.
 „Księgę Diny” podnosimy z podłogi, gdzie służyła nam za bloczek do ćwiczenia jogi, lub z krzesła, na którym pełniła funkcję poddupka dla 2-latka próbującego samodzielnie zjeść obiad przy stole.
Z „Księgą…” pod pachą przybywamy tłumnie na kolejne Spotkanie
Widzimy się (wyjątkowo) w sobotę.
Vi sees  w lørdag!

sobota, 13 września 2014

"Elizabeth i jej ogród" Elizabeth von Arnim

Elizabeth i jej ogród - Elizabeth von Arnim Protokół po "Elizabeth i jej ogrodzie" Elizabeth von Arnim




Dzień guten Morgen, evening lub Nacht (w zależności od pory czytania niniejszego protokołu, narodowości czytającej/go lub jej/jego preferencji geograficznych tudzież lingwistycznych)!

Wrześniowe Spotkanie Pod Pretekstem Książki spędziłyśmy w ogrodzie Elizabeth von Arnim, a było ono obfite w emocje i dyskusje w obszarach wszelakich.

1. Pierwszym tematem była Gazela oraz jej sprawozdanie z pierwszego miesiąca w nowym stanie cywilnym, a także ich (tj. Gazeli i Gazelowego małżonka) wysiłki w budowaniu podstawowej komórki społecznej. Panu Gazelowi dziękujemy za udzielenie zgody swojej dopiero co poślubionej żonie na spędzenie piątkowego wieczoru w naszym towarzystwie. Oprócz weselnego wina Gazela przyniosła własnoręcznie wykonane przekąski z wsadem frankfurterkowym, które były więcej niż sehr gut.

2. Drugim tematem była książka wieczoru, czyli „Elizabeth i jej ogród”. Lektura ta jest dość lekka, miejscami zabawna, zawiera kilka ciekawych fragmentów, które zostały skrzętnie wynotowane przez Strunę i Królową, jednakże z powodu tematu nr 3 (poniżej) nie było jakoś nastroju, aby urządzać pojedynki na cytaty. Wielu z nas główna bohaterka nie przypadła do gustu z racji swojego lenistwa, nieróbstwa, pasożytniczego trybu życia, który polegał tylko na bywaniu, spełnianiu swoich zachcianek i kaprysów, balowaniu, wycieczkowaniu się, odpoczywaniu oraz wydawaniu dyspozycji i rozkazów służbie. Choć z drugiej strony niektóre uczestniczki poszperały w Internecie i znalazły więcej informacji o autorce książki, która, jak się okazuje, była inteligentna, niezależna w osądach, stanowcza i jak na ówczesne czasy dość wyzwolona. A poglądy głoszone przez szowinistycznego niemieckiego męża Elizabeth można określić zdaniem: „jak się kobiety nie bije, to jej wątroba gnije”. Jak doskonale wiemy, ponad sto lat po napisaniu „Elizabeth…” ciągle znaleźć można wielu zacofanych bezmózgich tępaków i buców, którzy wyznają tę zasadę. Żenada.

3. Trzecim tematem było widoczne na naszych twarzach i ogólnie w sylwetce zmęczenie wynikające z przepracowania, zbliżającej się jesieni, a także trosk codziennych domowych. Zwłaszcza Struna była jakaś taka nie nastrojona, nie napięta, nie naciągnięta, nie drżąca. Zmęczenie to jednakże nie zdominowało naszego spotkania, w czasie którego było kilka wielce radosnych momentów m.in. ucieszył nas podbój Warszawy dokonany przez Polannę i jej sukces na gruncie zawodowym - na fali gratulacyjnej wychylono niejeden puchar pełen wina za naszą zdolną, mądrą i pracowitą Polannę, z której jesteśmy wszystkie takie dumne!

4. Czwartym tematem były książki, dziesiątki książek. Otóż omówiono krążące obecnie po fejsie i ogólnie w Internecie „łańcuszki” ulubionych książek czy podsumowania zawierające najważniejsze tytuły literatury światowej. Posługując się jedną z takich list książek, które „trzeba przeczytać przed śmiercią”, dokonano powrotu do czasów szkolnych i nieco późniejszych, przypominając sobie wszystkie znaczące lektury oraz okoliczności zapoznania się z nimi. W przeprowadzonym naprędce plebiscycie wyłoniono kilkanaście tytułów książek, które chciałybyśmy przeczytać i przedyskutować w ramach naszych kolejnych Spotkań –wygląda na to, że jeśli po drodze nie pojawi się jakaś „must read” nowość, to wiemy już, jakie będą nasze książkowe preteksty w ciągu najbliższych kilku lat! Ten fragment wieczoru należy zaliczyć do szczególnie inspirujących literacko, gdyż w niewymuszony, a wynikający najzwyczajniej z wewnętrznej potrzeby zapoznania się z klasyką, sposób motywuje do czytania and reading und lesen. A jak mawiał Frank Zappa: „Tak wiele książek, tak mało czasu”.

5. Oprócz różnorodności w tematach rozmów, na stole także widać było wielorakość: smaków i kolorów. Gastronomiczny misz-masz miał jednak swoje uzasadnienie jednoznacznie wynikające z treści książki wieczoru. Była zatem niemiecka Kartoffelsalat (Koralina). Były bułeczki drożdżowe z sauerkraut i pieczarkami. Były czekoladki, waflowe rureczki oraz żelkowe misie zakupione w sklepie należącym do niemieckiej sieci marketów. Wspomniane w punkcie pierwszym niniejszego protokołu przekąski z frankfurterkami oraz Wurst dodany do przygotowanego przez Strunę leczo były kolejnymi daniami nawiązującymi do Niemiec. Do „Elizabeth…” odwoływała się też sałatka śledziowa (a śledź to był nasz, polski, bałtycki), jak i kruche ciasteczka w kształcie różyczek. Polanna postawiła na stole wykwintne śliwki w alkoholu, ale poczekamy z ich spożyciem (wypiciem?) do listopada- wtedy będą nam lepiej smakowały.

6. Róże były na okładce książki, w formie ciasteczek, a przede wszystkim w wazonie. Subtelne, bladoróżowe, powoli otwierające swe główki w cieple naszych oddechów, zachwycające świeżością. Same sprawiłyśmy sobie tak cudny prezent, gdyż w pełni, bez specjalnego uzasadnienia zasługujemy na to, żeby otaczać się zachwycającymi kwiatami, ot, po prostu dlatego, że jesteśmy kobietami, i to w dodatku wrażliwymi na piękno.

7. Również w obszarze muzyki przeniesiono się do ogrodu -  dwukrotnie wysłuchano utworu „W moim ogrodzie” Daabu, odtworzono jedną z płyt zespołu Soundgarden. A przez resztę czasu tło dźwiękowe tworzyły piosenki angielskie z repertuaru m.in. Coldplay i Starsailor.

8. W związku ze zbliżającymi się jesiennymi chłodnymi wieczorami i nocami uznano, że dobrym pomysłem będzie zaopatrzenie się w poduszki elektryczne rozgrzewające (najlepiej energooszczędne, user friendly, wymiary powierzchni grzewczej ok. 180 cm x 50 cm x 25 cm, przystojne, nie za stare, łatwe w użytkowaniu lub z dołączoną instrukcją obsługi). Osoby będące w posiadaniu informacji o miejscu, w którym można nabyć wspomniane poduszki, proszone są o bezpośredni kontakt z administratorami tej strony.

9. Na wniosek Karoliny PL następne spotkanie odbędzie się w sobotę 11 października. Za sprawą „Księgi Diny” Wassmo Herbjørg przeniesiemy się do Norwegii. Brunost już jest, łosie i łososie zapewne też wkrótce się pojawią. Poszukamy jeszcze jakichś innych specjałów kuchni norweskiej.  

10. And last but not least. Niech Państwo Gazelowie, a zwłaszcza nasza osobista, wyhodowana na naszej własnej piersi Gazela, przyjmą od wszystkich mniej lub bardziej regularnych uczestniczek spotkań książkowych życzenia tego, aby w zgodzie, miłości (M-I-Ł-O-Ś-C-I) i obopólnym szczęściu przeżyli każdy dzień z tych wielu, które przed nimi. Mamy też cichą nadzieję, że Gazela nie zapomni o nas i że będzie na bieżąco czytać uzgodnione książki, doskonalić się w sztuce gotowania, której efekty chcemy degustować na spotkaniach i że będzie dzielić się z nami swoimi ogólnymi refleksjami na temat bycia żoną. Niech Gazela pamięta, że w naszym gronie wciąż mamy stare panny, które jak kania dżdżu łakną wiedzy i porad w zakresie pakowania się w związki małżeńskie.

To tyle na dziś.
Niniejszym kolejne spotkanie książkowe przechodzi do blogowych annałów.
Danke oraz thank you za ten przemiły wspólny wieczór.
k. 






wtorek, 9 września 2014

Przypominajka przed "Elizabeth i jej ogrodem" Elizabeth von Arnim



Przypominam, że w najbliższy Friday spotykamy się przy wurstach, sourkrautach i kartoflach.
Będziemy mieć róż na twarzy, róże w wazonie i rose w kieliszkach.
Podyskutujemy o książkach oraz o ogrodnikach, ogrodniczkach, ogródkach i ogrodach wszelakich. A także o tym, jak się nie dać jesiennej melancholii.
See you @ 16.30.
To będzie guten Abend!