niedziela, 15 listopada 2015

"Frankenstein" Mary Shelley

Frankenstein - Shelley Mary Protokół po "Frankensteinie" Mary Shelley


Hello, Damen und Herren!
W piątek trzynastego listopada, czyli dokładnie w dzień kolejnej rocznicy urodzin Stwora powołanego do życia przez Wiktora Frankensteina, siedmioosobowe grono czytelniczo-dyskusyjne zasiadło dookoła dwóch stoliczków i pudla imitującego trzeci stoliczek, aby podzielić się wrażeniami z lektury dzieła Mary Wollstonecraft Shelley.

1. Po pierwsze, wszyscy zgodnie przyznali, że odkrycie prawdziwej tożsamości Frankensteina było niezmiernie zaskakujące. Od teraz już nigdy nie użyjemy określenia „Frankenstein” odnośnie kogoś, kto jest odrażający. Aby ułatwić sobie omawianie kwestii dotyczących bezimiennej postaci, która wyszła spod rąk Wiktora Frankensteina, uzgodniono, że na potrzeby spotkania o Stworze będzie się mówić „Franio” lub „Franky”.

2. Wobec książki padły zarzuty, że jest nudna, że nic się w niej nie dzieje, że opisy błyskawicznego samoedukowania się Stwora i jego kwiecista mowa oraz elokwencja w dogłębnej autoanalizie uczuć i emocji były tak nieprawdopodobne, że aż, nawet przy dobrej woli, trudno je było przełknąć. Poldzia odkryła wiele nieścisłości natury medycznej (na przykład kwestie immunosupresji i możliwości odrzutu przeszczepów). Niemniej jednak „Frankenstein”, opublikowany po raz pierwszy w 1818 roku, zdobył miano pierwszej książki z gatunku science fiction. I na pewno, jak na tamte czasy, był odkrywczy i rewolucyjny.

3. Koralina, która miała dość rozbudowane noty dodatkowe w swoim egzemplarzu książki, streściła nam dramatyczne losy Mary Shelley; szczególnie nawiązania do roli Mary jako matki kazały nam doszukiwać się analogii w dziejach poszczególnych bohaterów „Frankensteina”.   

4. Tak czy inaczej, „Frankensteina, czyli współczesnego Prometeusza” - powieść gotycką z elementami suspensu (wytłumaczono Poldzi, co to ów suspens jest) warto przeczytać. To opowieść o człowieku, który nie potrafił wziąć odpowiedzialności za to, co stworzył. To też opowieść o byciu odrzuconym przez społeczeństwo ze względu na inność. To także opowieść o odwiecznej potrzebie kochania i bycia kochanym. Na fali podsumowań lektury stwierdzono, że jest to również opowieść o transwestytach, a zarazem ostrzeżenie przed poddawaniem się operacjom plastycznym.

5. Na cześć poszukującego miłości i akceptacji Frania Struna przyrządziła sałatkę, którą nazwała „Słodycz i gorycz istnienia”. W ogóle, przy okazji „Frankensteina”, uczestnicy spotkania poczynili wiele eksperymentów kulinarnych, które wykonywane były po zmroku, w towarzystwie tajemniczych ingrediencji i intensywnych zapachów i smaków. Brakowało jedynie burzy z piorunami. Wyniki tych eksperymentów zachwycały. Na stole leżały części ciała, organy wewnętrzne, interesujące rezultaty kuchennej transplantologii. Były dwa rodzaje serc (ciasteczka herbatnikowe i piernikowe przytachane przez Gazelę). Były móżdżki-babeczki, wykonane z neurochirurgiczną precyzją przez Królową. Móżdżki wyglądały na tyle autentycznie, że tylko nielicznym starczyło odwagi, żeby się przebić zębami przez ich jedwabisty bezowy krem szwajcarski oraz miękki babeczkowy miąższ cytrynowy. Były oczy w szerokim asortymencie kolorów: niebieskie, zielone i czerwone (ze smakowitym owocowym ciałem szklistym zatopionym w piankowej kuli). Były żyły w cukrze. Były szczęki z wyraziście zaznaczonymi kłami. Były paluszki. Była sałatka z uszkami. Były orzechowe różnokolorowe kamyki nerkowe. Były kości drożdżowe wycięte z artystycznym zacięciem przez małżonka Poldzi. Były flaczki w wersji wege, czyli przypominający żyłkę nylonową makaron ryżowy z sosem pomidorowym. Dwa ostatnie danie nie miały konotacji medycznych, ale odnosiły się do prawdopodobnej diety Frania: Błyskawica przyrządziła znakomitą zupę dyniową, a Struną przygotowała, zgodnie z recepturą Nigeli Lawson, podudzia z kurczaka z czosnkiem i cytryną, podane ze wspomnianą powyżej buraczaną sałatką „Słodycz i gorycz istnienia”.

6. W związku z tym, że Gazela przyturlała się na spotkanie, będąc w wersji 2-w-1, dość intensywnie rozmawiano na tematy związane z ciążami, dolegliwościami, porodami, wodami płodowymi. Cieszymy się, że Gazela, jeszcze zanim małe Gazelątko przyjdzie na świat, już dba o to, żeby jej potomek przebywał w oczytanym, serdecznym i przyjaznym towarzystwie. Mamy nadzieję, że za miesiąc Gazela znajdzie w sobie jeszcze troszkę sił, żeby się wdrapać po schodach do lokalu klubowego na spotkanie.

7. Dyskutowano także na tematy zawodowe oraz wpływ środowiska pracy na popadanie w nałóg alkoholowy –moderatorką tej części spotkania była Koralina. Błyskawica zdała nam relację ze swej wyprawy do Australii i z biegu dookoła świętej góry Aborygenów - Uluru. Struna opowiedziała o krakowskich targach książki, w których uczestniczyła; co więcej, podzieliła się łupami z polowania poczynionego na targach. Generalnie rozmawiano o najświeższych zakupach książkowych (dużo tego!). Dzielono się wrażeniami z wyświetlanego obecnie w kinach filmu „Everest”, który w dużej mierze został nakręcony na podstawie książki „Wszystko za życie / Into Thin Air” dobrze nam znanego Jona Krakauera.

8. Wspaniale prezentowała się ścieżka dźwiękowa do wieczornych, listopadowych rozważań o „Frankensteinie”. Były „Only Lovers Left Alive” OST, „Murder Ballads” Nicka Cave’a and the Bad Seeds, „Blues Funeral” Marka Lanegana (z płytoteki Struny) oraz jeden z mrocznych albumów Toola. Niestety, zabrakło czasu, aby przesłuchać choćby jedną z płyt Dead Can Dance z kolekcji Królowej.

9. W osobnym punkcie trzeba opisać zatroskanie, które ogarnęło wszystkich (oprócz Koraliny) uczestników spotkania, spowodowane przez bookdoga Grudę. Otóż zwrócono uwagę, że Gruda jest ostatnio jakaś taka smutna, w jesiennym nastroju nostalgicznym. Pan Rex również ten smutek u Grudy zauważył, jednak wysnuł teorię, że jest to spowodowane ostatnio mocno ograniczonym Grudzie dostępem do kompostownika.

10. Rozmawiano także o bardzo odczuwalnym w ciągu ubiegłych kilku tygodni zanieczyszczeniu lokalnego powietrza, o smogu, o piecach i tym, co ludzie spalają, żeby ogrzać dom. Pan Rex, specjalista od teorii spiskowych, wyjawił tajemnice poliszynela dotyczące sposobów pozbywania się niepotrzebnych materiałów czy przeterminowanych produktów w zakładach produkcyjnych. Uczestnicy spotkania byli wyraźnie zaniepokojeni tymi doniesieniami.

11. Kolejne Spotkanie Pod Pretekstem Książki odbędzie się 18 grudnia. Omawiać będziemy „Złodziejkę książek” Markusa Zusaka. Kuchnia australijska – ekspertką będzie Błyskawica. Gdyby do tego czasu udało się komuś zdobyć aligatora, może go przetrzymywać w wannie (w zastępstwie karpia). Ale może chociaż rzucą w Lidrze jakieś steki z kangura. Natomiast między Świętami a Nowym Rokiem miejsce mieć będzie suplement do Spotkania, czyli wybierzemy się z mającą przyjechać niebawem Polanną do naszej ulubionej klubikowej kawiarenki, żeby się tam nacieszyć swoim towarzystwem.

A w przedświątecznym rozgardiaszu pomyślmy ciepło o stworach, potworach, brzydalach i samotnikach.
Do zobaczenia za miesiąc.
Wasza k.

PS. W tym samym czasie, gdy uczestnicy spotkania rozmawiali, jedli, pili, śmiali się i, nieświadomi tego, co dzieje się w innych zakątkach świata,  radowali się życiem, w Paryżu zapanowało zło, przemoc, strach i śmierć – ofiary zamachów terrorystycznych uczcijmy w sercach chwilą ciszy.


      

wtorek, 10 listopada 2015

Przypominajka przed "Frankensteinem" Mary Shelley



Listopadowy wieczór piątkowy to idealna pora, aby porozmawiać o mrokach ludzkiej natury, o jej skowyczącej potrzebie miłości i akceptacji i o sekretach nauki współczesnej.
I będziemy się radować tym, że nikt nie ucieka na nasz widok i że nie musimy wyruszać na biegun północny w poszukiwaniu przyjaźni czy w pogoni za wrogiem.
Zbiórka: 13 listopada, godzina 17:00.
Do zo!