Protokół po "Wielkim lesie" Zbigniewa Nienackiego
Darz bór!
Sierpniowa lektura była omawiana w pierwszym dniu
września, który w tym roku nie był jednak rozpoczęciem nowego roku szkolnego,
dzięki czemu na spotkaniu książkowym dał się wciąż czuć wakacyjny duch. W
dodatku zebrano się na działce rodziców Struny. Tylko zmrok zapadł wcześniej,
niżby tego oczekiwano.
1. Zbigniew Nienacki – tak, tak, ten sam, który napisał
uwielbianą przez tłumy serię o przygodach Pana Samochodzika. W „Wielkim lesie” zaskoczył,
pokazał swoją drugą, nieznaną, przeznaczoną raczej dla dorosłego czytelnika twarz.
Błyskawica była po lekturze jego dwóch „pełnoletnich” książek i na podstawie
jej recenzji stwierdzono, że u Nienackiego występuje motyw kobiety zgwałconej,
którą opiekuje się stary mężczyzna.
2. Książka się podobała prawie wszystkim, Stefa sprawiała
wrażenie wręcz zachwyconej nią. Długo rozmawiano o instynktach, które rządzą
człowiekiem, o strachu, popędzie seksualnym. O seksie w ogóle sporo
dyskutowano: że seks rządzi światem, że przygodne kontakty seksualne wśród
znajomych zdarzają się może nawet częściej niż w książkach, że Nienacki opisał
kobiety jakby były przedmiotem w rękach mężczyzn (ciekawe, czy gdyby „Wielki
las” ukazał się dzisiaj, feministki podniosłyby larum, a stróże obyczajności
zakazaliby wydania książki z szokującą okładką z 1990 roku?). Tę część rozmowy
podsumowano stwierdzeniem: po co nam Grey, skoro mamy Nienackiego?
3. Niektóre fragmenty książki, zwłaszcza te dotyczące
Horsta Soboty i jego walki z lasem, który zabrał mu najbliższych, przypominały
Strunie serial „Twin Peaks”. Swoje skojarzenia Struna zilustrowała biorąc czule
w objęcia drewniany pieniek i chodząc z nim dookoła ogniska ze słowami „Ogniu,
krocz za mną”.
4. W książce niepotrzebny nieco, zagmatwany i jakiś
taki dziwny wydał nam się element szpiegowski i zagraniczna działalność
agenturalna Józwy Maryna – nie wiadomo co, kto i jak. Ale za to dość wnikliwie
rozpatrzono temat poszukiwania miłości doskonałej i czy to, co połączyło Józwę
i Weronikę, to była właśnie ta miłość czy wspólne im obojgu pragnienie
znalezienia takiej miłości – odpowiedzi na to pytanie w czasie spotkania nie
znaleziono.
5. Również Mały Lord w swoisty dla siebie sposób (dużo
śliny oraz wyrażeń w stylu „aaaa” oraz „eeee” i „guuu”) zabrał głos w sprawie obrazu
opisanego przez Nienackiego, który zapadł w pamięć wszystkim czytającym. W „Wielkim
lesie” jest mianowicie wypowiedź jednej z kobiet karmiących piersią swoje
liczne potomstwo – karmi ona swe maleńkie dzieci tylko jedną piersią, drugą
zachowując dla męża. Mały Lord oświadczył, że on z nikim się nie dzieli i sam z
zapałem ssie obie piersi swojej mamusi. W czasie spotkania Mały Lord był bardzo
grzeczny (za co został pochwalony przez Poldzię), z zainteresowaniem patrzył na
drzewa, kwiaty oraz ognisko (widział je po raz pierwszy). Nadchodzącą powoli
burza ułatwiła mu także ucięcie sobie krótkiej drzemki w wózku pod jabłonką.
6. Opowiadano o minionych wakacjach, o nadrobionych
zaległościach w czytaniu, o wyjazdach i wyprawach tu i tam. Stefa (z nowym fryzem) zdała
szczegółową relację ze swojego pierwszego w życiu wypadu w Bieszczady, skąd
przywiozła piwo „Bies-czadzkie – piekielnie czarne” (degustacja została
przełożona na następne spotkanie). Poldzia podjęła nowe wyzwania w sferze
aktywności fizycznej – udoskonalenie pływania i joga. Błyskawica przeczytała „Wszystko
za Everest” i jest pod wrażeniem. Wakacje Struny zaczęły się i zakończyły
muzycznie. A Królowa (z zapalonymi oskrzelami) zastanawia się, jak szybko i skutecznie pozbyć się 10 kg
nadwagi (gdyby od tego zastanawiania się spalało się kalorie, Królowa już dziś byłaby
jak szczypiorek).
7. Kulinarnie było po mazursku („Wielki las” rozgrywa
się w Mordęgach na Mazurach). Błyskawica przygotowała cepeliny, czyli kartacze.
Królowa upiekła farszynki, czyli coś jakby ziemniaczane krokiety. Stefa zrobiła
kakol, czyli babkę ziemniaczaną. Struna zrobiła w kociołku nad ogniskiem nasze
swojskie prażonki oraz podała tartinki z poziomkami. Do lasu nawiązywały
przyniesione przez Poldzię ciastka z kremem –orzeszki. Naprędce wymyślono
historię o tym, że delicje były z wiśniami z sadu Horsta Soboty, a borówki
zapewne zostały nazbierane w mazurskich lasach.
8. Wrześniowa lektura omówiona zostanie we wrześniu
(22-go), a będą nią „Moje córki krowy” Kingi Dębskiej - Poldzia gwarantuje, że, czytając, będziemy
się śmiać do rozpuku. Obowiązywać będzie kuchnia krowia, czyli wołowina i
produkty mleczne. Z uwagi na to, że w listopadzie porozmawiamy o „Dzikich
łabędziach. Trzech córkach Chin” Jung Chang (zarekomendowana po raz drugi przez
naszą ulubioną podróżniczkę Beatę z Wielkopolski), które są opasłym tomiskiem,
zaleca się rychłe zdobycie i rozpoczęcie lektury.
9. Z serca gratulujemy szefowej naszej warszawskiej filii – en’ca
minnita została mamą! Życzymy zdrowia oraz rychłej radości ze wspólnego
odkrywania fascynującej literatury dziecięcej.
Niech bór będzie w Wami!
k.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz