Tu będzie o naszych inicjatywach pobocznych, które urodziły się podczas Spotkań.
piątek, 4 października 2013 r.
Spotkanie Pod Pretekstem Filmu ( do kwadratu)
Enraha !
Tak właśnie zamierzam rozpocząć ten protokół
( z wiadomych względów ;))
Na
drugie spotkanie filmowe przeniosłyśmy się , korzystając z zaproszenia
Polanny, do Krakowa i do jej mieszkania ( a już obawiałyśmy się, że to
ściema,
a sama gospodyni mieszka w DPS-ie ;)).
W
czteroosobowym gronie udało nam się spędzić niezwykle miły i intensywny
filmowo wieczór. Dzięki Koralinie za użyczenie sprzętu DVD i kabelków :)
Wybrałyśmy
dwa filmy: "Happy-go-lucky" Mike'a Leigh i "Ukryte pragnienia" Bernarda
Bertolucciego.
Oba nagradzane na festiwalach, docenione przez krytykę, w
przeszłości oglądane już przez nas, ale na tyle interesujące i
wciągające, że warte tego, by do nich wrócić. Na dodatek traktujące o
sprawach istotnych
i piękne wewnętrznie i zewnętrznie.
Polanna
ugościła przybyłe i głodne klubowiczki specjalnie przygotowaną na tę
okazję lazanią w rozmiarze XXL, hiszpańskim winem (szczep syrah),
świeżymi daktylami (pycha!), mieszanką herbat i przegryzek.
Ponadto
miałyśmy towarzystwo niezwykle przystojnego szkockiego burżuja "o kocim
spojrzeniu", naprawdę mocnego i rozpalającego od środka Macallana
(dobrego znajomego Polanny z Amsterdamu). Jeszcze pewnie się z nim
spotkamy :)
Po kulinarnych rarytasach przeszłyśmy do filmów. I tak:
Część A: "Happy-go-lucky"
1. Królowa zaczęła od leksyki- wyjaśniła znaczenie angielskiego idiomu użytego w tytule. Ustalono,
że "Happy-go-lucky" należy rozumieć jako: "szczęśliwi mają szczęście/ farta" lub "szczęśliwym los sprzyja"
.
2. Głównym zagadnieniem omawianym w trakcie seansu i po nim było nastawienie bohaterki do życia.
A niezły był z niej oryginał. Powinna być dla nas wzorem do naśladowania :)
Poppy (Sally Hawkins)-
singielka po trzydziestce, nauczycielka z prawdziwego zdarzenia,
mieszkająca
z przyjaciółką, ciesząca się życiem (nasze kochane "Carpe
diem" ), właścicielka wzorzastych rajstop, ubierająca się jak papuga
(czytaj: niebanalnie), cały czas śmiejąca się, strojąca miny i żarty,
obdarzona wyjątkową wrażliwością, optymizmem, pełna pasji i darząca
szacunkiem wszystkich ( nawet tego świra
od Enraha i 666- Scotta), podążająca własną drogą do szczęścia (niekoniecznie taką, na jakiej widziałaby ją rodzina i społeczeństwo).
3.Za
niezwykle ciekawy uznałyśmy wątek z flamenco, na naukę którego Poppy
zapisała się namówiona przez koleżankę z pracy. Do klubowego słowniczka
trafi ( poza "Enraha") wykonywane z hiszpańskim przytupem "My space!".
Poza tym spodobała nam się aktywna postawa bohaterki, która poszukuje
nowych wyzwań, doznań i dąży do samospełnienia i samorealizacji.
4.
Z niepokojem obserwowałyśmy lekcje nauki jazdy bohaterki z instruktorem
Scottem, który ze skwaszoną miną uczył ją zasad ruchu drogowego i
zakochiwał się w niej na swój pokręcony sposób. Scott to chyba
najbardziej ponura, smutna i tragiczna postać tego filmu. To, co
drażniło go w Poppy (buty, ciuchy, poczucie humoru,to, jak odrzuca
włosy), okazało się być jego fetyszem. A może zakochał się po prostu w
jej radości życia?
5.
Na uwagę zasługuje też świetna relacja, jaką bohaterka miała ze
współlokatorką Zoe i z innymi cooleżankami. Potrafiły nieźle balować,
ale i też rozumiały się i szanowały swoją odmienność i odrębność. Zero
babskich złośliwości, zazdrości, pms-u i innych.
6. Co do typowego
Angola - pracownika socjalnego Tima... już na pierwszej randce szybko i
gładko mu poszło (wiadomo dokąd i co ;))
7.No i jeszcze ta
symboliczna scena, jak Poppy i Zoe płyną do tyłu po jeziorze, nie
patrząc jak, gdzie,
po co i świetnie się przy tym bawią.
Kończąc
część A, pozwolę sobie stwierdzić, że "Happy-go-lucky" może okazać się
skutecznym sposobem na jesienną deprechę. Tylko gdzie zaopatrzyć się w
te "szałowe" rajstopy?
Część B: "Ukryte pragnienia"
Zacznę od zacytowania fragmentu wymiany sms-owej z Królową..
.
Ja: Mam "Ukryte pragnienia"!
Królowa: Każdy ma ukryte pragnienia!
Ot to :)
Drugi
film wprowadził nas w zupełnie inny klimat. Toskańskie pejzaże,
atmosfera włoskiej sjesty, cudownego lata...Wróciły wspomnienia
omawianej we wrześniu ubiegłego roku "Za dużo słońca Toskanii" Dario
Castagno oraz naszego lipcowego spotkania klubowego pod gołym niebem.
"Stealing Beauty" wyreżyserował w 1996 r. Bernardo Bertolucci.
1.Młoda
córka zmarłej pisarki wyrusza na wakacje do Toskanii, by dowiedzieć
się, kto jest jej biologicznym ojcem i spotkać miłość sprzed kilku lat.
Lucy ( w tej roli Liv Tyler) przebywa w towarzystwie grupy
artystów-przyjaciół i robi furrorę jako jedyna dziewica. Ponadto na
skrawkach gazet pisze wiersze, które niszczy,a jej subtelna uroda
sprawia, że kręci się przy niej wielu mężczyzn w różnym wieku.
2.Zwróciłyśmy
uwagę na początkowo dziwną i mocno podejrzaną postać umierającego
artysty (Jeremy Irons). Próbujący zbliżyć się do młodej dziewczyny i
chcący jeszcze raz poczuć przed śmiercią smak kobiety, życia w końcu
staje się powiernikiem i przyjacielem. Naszą (zgadza się?) odrazę budził
Richard lubiący się ostro zabawić (prawdziwy pies na baby). Podobnie
jak główna bohaterka byłyśmy rozczarowane (choć zaskoczone wcale)
młodzieńczą miłością Lucy. Nicolo (Roberto Zibetti) okazał się
skończonym gnojem i zwyczajnym dupkiem.
3. Przyglądałyśmy się z
rosnącym zainteresowaniem namiętnemu romansowi pomiędzy Noemi a dużo
młodszym i zakochanym w niej do szaleństwa Włochem. Komu potrzebne
metryczki ?
4. Mowa też była o przyczynach nieśmiałości niektórych
mężczyzn wobec kobiet (biedny Oswaldo / Ignazio Oliva). Scena pod
drzewem pokazała, jak szybko niedoświadczony, nieśmiały, lecz wrażliwy
chłopak nadrabia zaległości.
5. Wraz z powstawaniem rzeźby Lucy dojrzewa również ona jako kobieta i poznaje odpowiedź na pytanie, z którym tu przyjechała.
6. Film "Ukryte pragnienia" można określić jako inicjacyjny.
7.
Przepiękne krajobrazy, świetna ścieżka dźwiękowa (m.in. Portishead,
Hole), posiłki w gronie przyjaciół w sielskiej atmosferze i pod
toskańskim niebem, gaje oliwne (które służą nie tylko produkcji oliwy
;)), cykanie świerszczy i afirmacja życia jako ciągu niepowtarzalnych
chwil-wszystko to bardzo nam się podobało.
Jeszcze rano przy śniadaniu i porannej herbatce czy kawce dyskusjom nie było końca.
Do następnego seansu.
Ciao!
Struna
Spotkanie Pod Pretekstem Filmu "Once"
Hello & Ahoj!
W pierwszy piątek miesiąca (he, he) lipca wieczorną burzową
porą odbył się I filmowy (tym razem) sabat czarownic.
Pretekstem był "Once" w reżyserii Johna Carneya z
udziałem Glena Hansarda (The Frames) i Markety Irglovej w rolach głównych. Film
z 2006 r. doceniono na festiwalu w Sundance, a za piosenkę"Falling
Slowly" dostał Oscara.
Do emisji przymierzano się od dłuższego czasu, ale na
wniosek Polanny postanowiono przejść od słów do czynów i dokonać wspólnego
oglądania.
Niech moce nadprzyrodzone i energia kosmosu (a były z nami
!) odwdzięczą się Gazeli, która zaprosiła do siebie, nie obawiając się o swoje
przytulne i wygodne lokum oraz licząc się z pogardą w oczach sąsiadów od dnia
następnego. W dodatku wykazała się talentem organizacyjno-kulinarnym,
umieszczając przybyłe w salonie oraz serwując kanapeczki i inne chrupaczki.
Ukłon w stronę Stefy za pyszne wytrawne ciasteczka z serem i szpinakiem. Strawę
zapijano piwem w różnych odsłonach, a z racji irlandzkich przesłanek królował
(dzięki Koralinie) ciemny Guinness, która to marka pojawiała się kilkakrotnie w
filmie.
Gościem honorowym, wyjątkowym i rozpieszczanym była
nieodłączna towarzyszka naszych książkowych spotkań - Grudosława B., dla
przyjaciół - Grudzia.
Choć większa część uczestniczek dyskusyjnego klubiku
filmowego oglądała już "Once", uznałyśmy, że film należy obejrzeć
wspólnie, gdyż tkwi w nim siła, magia, fabuła jest wciągająca, a muzycznie-rewelacja.
Od pierwszej do ostatniej sceny przewijają się piosenki Hansarda z jakże
ponadczasowymi i aktualnymi tekstami dotyczącymi damsko- męskich komplikacji. Do gustu zebranych przypadły utwory
:"Falling Slowly","Gold", "If You Want
me","Fallen from The Sky", "Trying to Pull Myself
Away". Gdyby komuś było wciąż mało i chciał posłuchać jeszcze,
Królowa ma soundtrack!
Ponadto zwróciłyśmy uwagę na sceny, które przejdą do naszej
historii kina.
Oto one:
1) Gdy On (z gitarą) i Ona (przy fortepianie) siedzą w
sklepie z instrumentami muzycznymi i wspólnie zaczynają grać i śpiewać
"Falling Slowly". Pięknie zaczyna się wtedy między nimi coś
więcej, coś ponad słowami i nutami...
2)Gdy Ona i On są na jakiejś imprezie miejscowego światka
artystycznego. Wszyscy tam świetnie się bawią, wspólnie śpiewają, grają. Co za
atmosfera! Zupełnie jak na naszych Spotkaniach pod Pretekstem!
3)Gdy On, Ona i zapoznani grajkowie z ulicy wchodzą do
studia, żeby nagrać płytę. Serce się raduje, widząc przemianę zblazowanego
dźwiękowca, który
na szczęście poznał się na dobrej muzie.
Teraz o relacji, która połączyła bohaterów "Once".
Choć wiele razy padało podczas oglądania pod adresem Glena : "typowy
facet", "chciał ją tylko przelecieć", "boi się nowego
związku" itp., to jednak i tak zyskał naszą sympatię (pewnie dlatego, że
czarował swoim głosem i urokiem irlandzkiego barda).
Ona - słowiańska dusza, z innego świata, delikatna, patrząca
i mówiąca prosto w oczy, co myśli i czuje (mały cytacik : "On:
Miłujesz ho? Ona: Miłuje tebe.
On: What?"), ale z przeszłością, z maminką
i z dzieckiem (Ivonką :)),
no i z zepsutym odkurzaczem.
Chyba wszystkie w myślach zadawałyśmy sobie pytania: Po co
on rozdrapuje rany, rozgrzebuje związek z dziewczyną, która zostawiła go dla
innego, a nie chce tego "czegoś" z holką-emigrantką? Czy naprawdę tak
kochał tę byłą?
A może tylko nie może o niej zapomnieć? A może woli
"stare, wygodne, choć dziurawe już kapcie"?
Z drugiej strony On- ze złamanym sercem - nie traci nadziei
na to, że tamta przyjmie go z powrotem i postanawia jechać za nią do Londynu,
by jeszcze powalczyć. A może przekona się, że równie ważna jest już dla niego
Ta, czyli Ona?
Natomiast Ona mimo uczucia, które i tak się pojawiło,
chciałaby, ale nie widzi sensu komplikowania swojego losu jeszcze bardziej.
Łączy ich muzyka i to "COŚ"- nić porozumienia
dwóch nieszczęśników, którzy mimo uwikłań w sprawy z przeszłości i tak się
potrzebują.
"Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?"- jak
pisał wieszcz Mickiewicz,
a potem śpiewał Grechuta.
Co do techniki… Widownia zauważyła (już nie wiem konkretnie
kto),
że "Once" został nakręcony w sposób bliski skandynawskiej
dogmie, aby nadać mu autentyczności i podkreślić zwyczajność sytuacji (?).
Zwrócono również uwagę na pewnie prywatną odzież aktorów-muzyków-głównych
bohaterów. Był też polski akcent: nasi polscy chłopcy ( jak określiła Koralina:
„nasze polskie pyry” J) przychodzący na telewizję do Niej.
Szczegół meteorologiczny.
W trakcie emisji chyba wyzwoliłyśmy magiczne moce, bo
rozpętała się straszna burza, która siała spustoszenie i strach w całym
powiecie. Możliwe, że za naszą przyczyną doszło do lokalnych zalań i podtopień
w: Wysokiej, Zebrzydowicach ,Witanowicach, Stanisławiu Dolnym,
Przytkowicach... W Wieprzu spalił się dach prywatnego domu. Kto nie wierzy,
niech sprawdzi w necie.
Mocno podejrzanym i godnym odnotowania jest związek
szalejącej
nad głowami mieszkańców Wadowic i okolic burzy z gigantyczną czkawką
Królowej. Wygląda na to, że nagromadzone w niej ostatnio pokłady endorfin
w
połączeniu z browarem wpływają na pogodę w regionie.
Równie zastanawiające jest wyznanie Koraliny, która potrafi
wzrokiem przywołać i wywołać u nieznanego mężczyzny "Cześć". Co
będzie, jak jeszcze poćwiczy? ;)
Możliwe też, że wszystkie, kiedy się spotykamy, siejemy
zamęt i zniszczenie.
Niech więc moc zawsze będzie z nami!
Do historii przejdzie również wspomnienie z dzieciństwa -
marzenie Królowej
o długich włosach. Jak przystało na twórczą i nietuzinkową
dziewczynkę postanowiła sobie sprawić wymarzoną fryzurę za pomocą 3 par rajstop
fantazyjnie założonych na głowę, z których zaplatała warkocze. Czyżby Królowa w
dzieciństwie była fanką programu pt. "Zrób to sam" legendarnego Adama
Słodowego? :)
Na dodatek, Święty Patryku, okazało się, że wnętrze puszek
Guinnessa kryje
w sobie kulki! Niektórym ze zgromadzonych udało się zdobyć te
kultowe już przedmioty. Tak, tak, moje drogie, nie trzeba będzie wysyłać
Polanny do Amsterdamu, ani zaopatrywać się w regionalne rękodzieło w
Lanckoronie.
Dwa guinnessy i ... komplet gotowy ;)!
Spotkanie niezwykle radosne, choć opłakane w skutkach dla
mieszkańców powiatu, w oparach browaru i ozonu zakończono, gdy tylko Królowej zelżała
czkawka ( więc i burza). Czarownice nie na miotłach, ale pod parasolami wróciły
do swoich domków na kurzych stopkach, nucąc muzykę z filmu.
Ku pamięci zamieszczam dwa cytaty z tekstów Hansarda.
"Najlepiej bądź sobą
i rób wszystko to
co tylko możesz robić
w czasie kiedy chodzisz po promieniach księżyca
wpatrując się w morze"
„GOLD”
"Weź tę tonącą łódź i zawróć do domu
Wciąż mamy czas
Unieś swój pełen nadziei głos
Masz wybór
Właśnie teraz go dokonujesz"
„FALLING SLOWLY”
Wasza Struna :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz