czwartek, 28 listopada 2024

"Łabędzie" Jacka Dehnela

 

Protokół po "Łabędziach" Jacka Dehnela

{…} nieme powitanie {…}

W „Łabędziach” historia anegdotą, a anegdota opowieścią rodzinną pogania. Tomisko, (a właściwie dwa tomy) będące połączeniem fragmentu sagi rodzinnej Bobolich, przodków autora, i kryminału sądowego z czasów PRL.

1. Spotkanie zaczęło się od relacji z zainspirowanego Dehnelem małego śledztwa porcelanowego przeprowadzonego przez Strunę. Otóż, korzystając z dobrodziejstw Internetu, odszukała rodowód niektórych filiżanek, talerzyków i miseczek przywiezionych z Ziem Odzyskanych przez jej Ciocię, wracającą po wojnie z robót w Niemczech. Porcelana wyprodukowana głównie z Bawarii z interesującymi sygnaturkami, ze złoconymi rantami i delikatnymi wzorami florystycznymi przywołuje obecnie wspomnienia związane z nieżyjącą już Ciocią, intryguje co do ich niemieckich właścicieli i stanowi zestaw pomocniczy do pojenia jakiegoś spragnionego psa gości czy do nalania wody święconej na wizytę duszpasterską, zwaną kolędą.

2. Egzemplarz „Łabędzi” Królowej okazał się białym krukiem: okładka tomu pierwszego jest okładką tomu drugiego, a okładka tomu drugiego jest okładką tomu pierwszego, co przy ciekawej formule „dwa tomy w jednym na odwrót” potęguje wrażenie zawiłości. Bo „Łabędzie” są zawiłe, zagmatwane, poplątane. Stefa lekko wymiękła przy drugim tomie, w którym ilość postaci przyprawia o zawrót głowy. Uczestniczki zgodnie stwierdziły, że najlepiej się czytało tom pierwszy, o rodzinie Bobolich. Przy okazji Struna nieustannie polecała Stefie zapoznanie się z „Lalą”. Ale drugi tom również warty jest uwagi, ponieważ mało jest wydawnictw opisujących życie bogatych ludzi w powojennej Polsce.

3. Dehnel pięknie pisze, z polotem, sprawy trudne przedstawia w możliwie przystępny i interesujący dla czytelnika sposób. Jest szczery, pracowity, wnikliwy, ciekawy tego, dokąd zaprowadzi go ta historia. To mistrz puenty – te jego „kropki” na końcu rozdziałów czy akapitów, krótkie i trafne podsumowania sprawiają, że przeczytany właśnie fragment nagle dostrzega się w zupełnie innym świetle, z innej perspektywy.

4. Muzyczne tło było dość oczywiste: najpierw pani z łabędziem, czyli Bjork z płytą „Vespertine”, a potem dwa łabędzie na okładce, czyli „The Twilight Singers”. A następnie, zupełnie od czapy, System of a Down - wybrany przez Małego Lorda rzecz jasna.

5. Z pieleszy domowych wiadomość Uczestniczkom spotkania przysłała Kicia – szczęśliwa mama półrocznego już prawie bobasa. Z dołączonych zdjęć wynika, że Kicia w wersji mini jest pogodnym maluszkiem przejawiającym spore zainteresowanie literaturą dziecięcą.

6. Uczestniczki klubiku przez chwilę zamieniły się w słuchaczki pokazu recytatorskiego zaprezentowanego przez Małego Lorda. Audytorium wysłuchało „W aeroplanie” Juliana Tuwima i zgłosiło drobne uwagi natury ogólnej do recytacji.

7. Sporo rozmawiano o polskim systemie edukacji – temat rzeka. Wysnuto wniosek, że atmosfera pracy i nauczania w danej szkole zależy głównie od dyrektora. Jeśli wielmożnie panującemu dyrektorowi, mającemu poparcie u włodarza gminy, nie zależy ani na uczniach, ani na nauczycielach, ani na rodzicach, to jest to prosty przepis na patologię, stan wojenny między tymi trzema grupami i sytuację, w której wartościowi nauczyciele czym prędzej odchodzą z pracy w poczuciu rozgoryczenia lub strachu.

8. Arcyciekawie wyglądała oprawa kulinarna do „Łabędzi”. Na niemieckim porcelanowym talerzu Struna podała „paczuszki przemytnika”, czyli naleśniki nafaszerowane warzywami z makaronem. Dodatkiem do tej potrawy były wręczone każdej Uczestniczce torebeczki z ziołowym suszem (bez obaw: to legalnie przywieziony z Egiptu i przebadany przez Sanepid tymianek). Stefa zrobioną przez siebie sałatkę nazwała „łabędź za tatarakiem”, a będący jednym z głównych składników por robił waśnie za ten tatarak. Królowa zrobiła „łabędzi puch” w dwóch wersjach: wytrawnej, jako sałatka warstwowa z ziemniakami, jajkami i kurczakiem, oraz słodkiej, jako ciasto z budyniowym kremem i kokosową posypką. Były też „złote monety”, czyli słone chrupiące przekąski. Ozdobą klubikowego stołu był łabędź wycięty z jajka na twardo – pokraczny, koślawy, niezgrabny, ale jednak łabędź.

9. Sporą część spotkania przeznaczono na tworzenie listy pretekstów książkowych na kolejny rok z hakiem. Oto zaplanowane na 2025 lektury:

Styczeń: Leopold Tyrmand „Zły”

Luty: Elżbieta Cherezińska „Sydonia. Słowo się rzekło”

Marzec: Laura Esquivel „Przepiórki w płatkach róży”

Kwiecień: Andrzej Stasiuk „Kucając” lub/i „Życie to jednak strata jest” lub/i „Rzeka dzieciństwa”

Maj: Eleanor Catton „Wszystko, co lśni”

Czerwiec: Magdalena Grzebałkowska „Dezorientacje. Biografia Konopnickiej”

Lipiec: Tamta Melaszwili „Kos, kos, jeżyna”

Sierpień: Eliza Orzeszkowa „Nad Niemnem”

Wrzesień: Barbara Kingslover „Demon Copperhead”

Październik: Eleanor Cleghorn „Wybrakowane. Jak leczono kobiety”

Listopad: John Ironmonger „Wieloryb i koniec świata”

Grudzień: Milan Kundera „Święto nieistotności”

I dalej…

Styczeń 2026: Nathan Hill „Wellness”

Luty: Henry James „Portret damy”

Marzec: Stefan Żeromski „Przedwiośnie”

Kwiecień: Joanna Ostrowska „Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej”

Maj: Morris Meterlinck „Inteligencja kwiatów”

Czerwiec: Ann Patchett „Tom Lake”

10. A ostatni miesiąc kończącego się roku poświęcony będzie Magdalenie Samozwaniec (z tych Kossaków) i jej „Na ustach grzechu”. Przy potrawach w stylu retro w atmosferze przedświątecznej klubik odbędzie się 13 grudnia.

Do zobaczenia!

k.







środa, 20 listopada 2024

Przypominajka przed "Łabędziami" Jacka Dehnela

O co chodzi z tymi łabędziami? Jak wyglądało życie bogatych ludzi w PRL-u? Czy więcej tu politycznej historii czy rodzinnej opowieści? Co się stało z łabędziami z Parku Saskiego? Po czym babcia Dehnelowa rozpoznawała wierność lub niewierność swojego wracającego z rejsu męża? I skąd w "Łabędziach" Tyrmand?

Dowiemy się w najbliższy piątek!