Protokół po "Elizabeth i jej ogrodzie" Elizabeth von Arnim
Dzień guten Morgen, evening lub Nacht (w zależności od pory czytania niniejszego protokołu, narodowości czytającej/go lub jej/jego
preferencji geograficznych tudzież lingwistycznych)!
Wrześniowe Spotkanie Pod Pretekstem Książki spędziłyśmy w
ogrodzie Elizabeth von Arnim, a było ono obfite w emocje i dyskusje w obszarach
wszelakich.
1. Pierwszym tematem była Gazela oraz jej sprawozdanie z
pierwszego miesiąca w nowym stanie cywilnym, a także ich (tj. Gazeli i
Gazelowego małżonka) wysiłki w budowaniu podstawowej komórki społecznej. Panu
Gazelowi dziękujemy za udzielenie zgody swojej dopiero co poślubionej żonie na
spędzenie piątkowego wieczoru w naszym towarzystwie. Oprócz weselnego wina
Gazela przyniosła własnoręcznie wykonane przekąski z wsadem frankfurterkowym,
które były więcej niż sehr gut.
2. Drugim tematem była książka wieczoru, czyli „Elizabeth i jej
ogród”. Lektura ta jest dość lekka, miejscami zabawna, zawiera kilka ciekawych
fragmentów, które zostały skrzętnie wynotowane przez Strunę i Królową, jednakże
z powodu tematu nr 3 (poniżej) nie było jakoś nastroju, aby urządzać pojedynki
na cytaty. Wielu z nas główna bohaterka nie przypadła do gustu z racji swojego
lenistwa, nieróbstwa, pasożytniczego trybu życia, który polegał tylko na
bywaniu, spełnianiu swoich zachcianek i kaprysów, balowaniu, wycieczkowaniu
się, odpoczywaniu oraz wydawaniu dyspozycji i rozkazów służbie. Choć z drugiej
strony niektóre uczestniczki poszperały w Internecie i znalazły więcej
informacji o autorce książki, która, jak się okazuje, była inteligentna,
niezależna w osądach, stanowcza i jak na ówczesne czasy dość wyzwolona. A
poglądy głoszone przez szowinistycznego niemieckiego męża Elizabeth można
określić zdaniem: „jak się kobiety nie bije, to jej wątroba gnije”. Jak
doskonale wiemy, ponad sto lat po napisaniu „Elizabeth…” ciągle znaleźć można
wielu zacofanych bezmózgich tępaków i buców, którzy wyznają tę zasadę. Żenada.
3. Trzecim tematem było widoczne
na naszych twarzach i ogólnie w sylwetce zmęczenie wynikające z przepracowania,
zbliżającej się jesieni, a także trosk codziennych domowych. Zwłaszcza Struna
była jakaś taka nie nastrojona, nie napięta, nie naciągnięta, nie drżąca. Zmęczenie
to jednakże nie zdominowało naszego spotkania, w czasie którego było kilka
wielce radosnych momentów m.in. ucieszył nas podbój Warszawy dokonany przez Polannę
i jej sukces na gruncie zawodowym - na fali gratulacyjnej wychylono niejeden
puchar pełen wina za naszą zdolną, mądrą i pracowitą Polannę, z której jesteśmy
wszystkie takie dumne!
4. Czwartym tematem były książki, dziesiątki książek. Otóż
omówiono krążące obecnie po fejsie i ogólnie w Internecie „łańcuszki”
ulubionych książek czy podsumowania zawierające najważniejsze tytuły literatury
światowej. Posługując się jedną z takich list książek, które „trzeba przeczytać
przed śmiercią”, dokonano powrotu do czasów szkolnych i nieco późniejszych,
przypominając sobie wszystkie znaczące lektury oraz okoliczności zapoznania się
z nimi. W przeprowadzonym naprędce plebiscycie wyłoniono kilkanaście tytułów
książek, które chciałybyśmy przeczytać i przedyskutować w ramach naszych
kolejnych Spotkań –wygląda na to, że jeśli po drodze nie pojawi się jakaś „must
read” nowość, to wiemy już, jakie będą nasze książkowe preteksty w ciągu
najbliższych kilku lat! Ten fragment wieczoru należy zaliczyć do szczególnie
inspirujących literacko, gdyż w niewymuszony, a wynikający najzwyczajniej z
wewnętrznej potrzeby zapoznania się z klasyką, sposób motywuje do czytania and reading
und lesen. A jak mawiał Frank Zappa: „Tak wiele książek, tak mało czasu”.
5. Oprócz różnorodności w tematach rozmów, na stole także widać
było wielorakość: smaków i kolorów. Gastronomiczny misz-masz miał jednak swoje
uzasadnienie jednoznacznie wynikające z treści książki wieczoru. Była zatem
niemiecka Kartoffelsalat (Koralina). Były bułeczki drożdżowe z sauerkraut i
pieczarkami. Były czekoladki, waflowe rureczki oraz żelkowe misie zakupione w sklepie
należącym do niemieckiej sieci marketów. Wspomniane w punkcie pierwszym niniejszego
protokołu przekąski z frankfurterkami oraz Wurst dodany do przygotowanego przez
Strunę leczo były kolejnymi daniami nawiązującymi do Niemiec. Do „Elizabeth…”
odwoływała się też sałatka śledziowa (a śledź to był nasz, polski, bałtycki),
jak i kruche ciasteczka w kształcie różyczek. Polanna postawiła na stole
wykwintne śliwki w alkoholu, ale poczekamy z ich spożyciem (wypiciem?) do
listopada- wtedy będą nam lepiej smakowały.
6. Róże były na okładce książki, w formie ciasteczek, a przede wszystkim
w wazonie. Subtelne, bladoróżowe, powoli otwierające swe główki w cieple
naszych oddechów, zachwycające świeżością. Same sprawiłyśmy sobie tak cudny
prezent, gdyż w pełni, bez specjalnego uzasadnienia zasługujemy na to, żeby
otaczać się zachwycającymi kwiatami, ot, po prostu dlatego, że jesteśmy
kobietami, i to w dodatku wrażliwymi na piękno.
7. Również w obszarze muzyki przeniesiono się do ogrodu - dwukrotnie wysłuchano utworu „W moim ogrodzie”
Daabu, odtworzono jedną z płyt zespołu Soundgarden. A przez resztę czasu tło
dźwiękowe tworzyły piosenki angielskie z repertuaru m.in. Coldplay i Starsailor.
8. W związku ze zbliżającymi się jesiennymi chłodnymi
wieczorami i nocami uznano, że dobrym pomysłem będzie zaopatrzenie się w
poduszki elektryczne rozgrzewające (najlepiej energooszczędne, user friendly,
wymiary powierzchni grzewczej ok. 180
cm x 50
cm x 25
cm, przystojne, nie za stare, łatwe w użytkowaniu lub z dołączoną instrukcją
obsługi). Osoby będące w posiadaniu informacji o miejscu, w którym można nabyć
wspomniane poduszki, proszone są o bezpośredni kontakt z administratorami tej
strony.
9. Na wniosek Karoliny PL następne spotkanie odbędzie się w
sobotę 11 października. Za sprawą „Księgi Diny” Wassmo Herbjørg przeniesiemy
się do Norwegii. Brunost już jest, łosie i łososie zapewne też wkrótce się pojawią.
Poszukamy jeszcze jakichś innych specjałów kuchni norweskiej.
10. And last but not least. Niech Państwo Gazelowie, a zwłaszcza
nasza osobista, wyhodowana na naszej własnej piersi Gazela, przyjmą od
wszystkich mniej lub bardziej regularnych uczestniczek spotkań książkowych
życzenia tego, aby w zgodzie, miłości (M-I-Ł-O-Ś-C-I) i obopólnym szczęściu
przeżyli każdy dzień z tych wielu, które przed nimi. Mamy też cichą nadzieję,
że Gazela nie zapomni o nas i że będzie na bieżąco czytać uzgodnione książki,
doskonalić się w sztuce gotowania, której efekty chcemy degustować na
spotkaniach i że będzie dzielić się z nami swoimi ogólnymi refleksjami na temat
bycia żoną. Niech Gazela pamięta, że w naszym gronie wciąż mamy stare panny,
które jak kania dżdżu łakną wiedzy i porad w zakresie pakowania się w związki
małżeńskie.
To tyle na dziś.
Niniejszym kolejne spotkanie książkowe przechodzi do
blogowych annałów.
Danke oraz thank you za ten przemiły wspólny wieczór.
k.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz