poniedziałek, 14 listopada 2022

"Wiolonczelista z Sarajewa" Stevena Gallowaya


Protokół po "Wiolonczeliście z Sarajewa" Stevena Gallowaya

Polki i Polacy!

Pod łopoczącą biało-czerwoną, jako konkurencja dla wystąpienia prezesa wszystkich prezesów i towarzyszących mu protestów, z nieustającymi działaniami wojennymi w Ukrainie w tle miało miejsce spotkanie, w czasie którego omówiono „Wiolonczelistę z Sarajewa”.

Poprzez trwającą za naszą wschodnią granicą wojnę książka wieczoru stała się niestety znowu aktualna. Niewinni, bezbronni cywile znów są pod ostrzałem, znowu narażają swoje życie, żeby zdobyć wodę i jedzenie, znowu na ulicach leżą trupy. Żadna wojna, nawet ta na największą skalę, nawet ta pochłaniająca miliony istnień ludzkich, nie sprawia, że po jej zakończeniu człowiek wyciąga wnioski i robi wszystko, żeby do podobnych potworności nie doszło ponownie. Wręcz przeciwnie, przelana krew szybko wsiąka w ziemię, a konflikty, władza, polityka i pieniądze znowu dochodzą do głosu. Podczas wojny człowiek uwstecznia się cywilizacyjnie, nie myśli o rozwoju duchowym, kulturalnym, bo na pierwszy plan wychodzą pierwotne odruchy, zwierzęcy instynkt przetrwania, zaspokojenie podstawowych potrzeb. Okupant czeka, aż człowiek zapomni, jak było dawniej, że ludzie sobie pomagali bezinteresownie i bez obawy o utratę życia, że kiedyś żyli w cywilizowanym świecie.

„Wiolonczelista z Sarajewa” to powieść także o wojnach wewnętrznych, które człowiek toczy w sobie. O efektach codziennych decyzji, mogących prowadzić do większego upodlenia albo do ocalenia w sobie nadziei, „że świat wciąż jeszcze może być dobry”.

Rzecz jasna wysłuchano utwór, który wiolonczelista z Sarajewa, będąc pod snajperskim ostrzałem, grał przez 22 dni na, aby uczcić 22 osoby zabite w czasie stania w kolejce po chleb –  nawet w zaciszu domowym, w czasie pokoju „Adagio Albimoniego” przejmuje. Uszy zwrócono też na kraje byłej Jugosławii w szerszym znaczeniu: była Grupa Teatralno-Happenerska Próg ze swoim albumem „Poszukiwania muzyczne. Bałkany”, była PJ Harvey z „The Hope Six Demolition project”, była i składanka „No boundaries. A Benefit for The Kosovar Refugees”.

Kuchnia bałkańska przybrała następujące formy: musaka z cukinią upieczona przez Królową, burek ze szpinakiem i fetą z dodatkiem Ajvaru zrobione przez Stefę, cevapčici wegańskie z Ljutenicą przyrządzone przez Strunę i cevapčici wegetariańskie z sosem jogurtowym przygotowane przez Kicię oraz kromeczki z domowym ajvarem zrobionym przez Poldzię. Podano również wybór ciast i ciasteczek. Oprócz herbat pito również wino różowe i wino „Mołdawski smak”. Konsumowane potrawy można było sobie doprawić oliwą ziołową w buteleczce w kształcie wiolonczeli.

Tematy pozaksiążkowe omawiane podczas spotkania były jak zwykle bardzo różne. Poldzia opowiedziała, jak przebiegała jazda doszkalająca samochodem w warunkach trudnych, a nawet lekko ekstremalnych. Omówiono minione i planowane wycieczki zimowe górskie i letnie zagraniczne. Rozważano, czym jest piękno i czy może ono wzruszać do łez (oczywiście, że może). Sięgnięto nawet do przyszłości i zaczęto snuć wizje na temat Uczestniczek, które za 20 lat, wolne od dorosłych już wtedy dzieci (ale być może obarczone wnukami?), będą się spotykać na kolejnych klubikach książkowych i, o ile do czego czasu nie nabawią się alzheimera czy innej demencji, może będą pamiętały treść przeczytanych książek, a przynajmniej imiona współtowarzyszek spotkania.

Z racji zbliżających się Świąt zaplanowano, że kolejny klubik, poświęcony „Powrotowi z gwiazd” Stanisława Lema, odbędzie się 9 grudnia. Obowiązywać będzie kuchnia gwiezdna, gwiazdorska, z gwiazdką lub z *.

Pokoju na świecie, pokoju w sercach życzymy Wam i sobie.

k.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz