Protokół po "Sprawie Hoffmanowej" Katarzyny Zyskowskiej
Pochwolony!
Na październikowym spotkaniu umówiono poleconą przez
Stefę książkę nieznanej nam wcześniej pisarki – „Sprawę Hoffmanowej” Katarzyny
Zyskowskiej. Jednak zanim się to stało, szampanem wzniesiono toast za naszą
najnowszą Noblistkę – Olgę Tokarczuk. Przy okazji zrewidowano jej dorobek
literacki i uznano, że trzeba będzie kiedyś jeszcze omówić na klubiku którąś z
jej książek (może niekoniecznie „Księgi Jakubowe”. Toast wzniesiony był także
za Małego Lorda, który w ostatnim czasie poczynił duże postępy rozwojowe, a ze
swoją rodzicielką zrobił wręcz milowe kroki na drodze ku samodzielności.
1. Generalnie oceniono „Sprawę...” pozytywnie, choć
najwięcej krytycznych uwag na jej temat miała Struna. Ta oparta na
autentycznych wydarzeniach powieść została pochwalona przede wszystkim za
ciekawie prowadzoną narrację. Autorka wykonała potężną pracę, aby uautentycznić
przedstawione przez nią Zakopane z lat 30-tych XX wieku jako miejsce rozpusty,
artystycznych spotkań i inspiracji, kontrowersji z przemykającym jak zjawa w
mroku Witkacym. Ogromnie zaskakujące rozwiązanie zagadki Miry Mey nie przypadło
do gustu Strunie (stwierdziła, że wątek relacji Miry i Jula zakończył się w stylu
serialu brazylijskiego), ale doceniono kunszt pisarki w takiej konstrukcji, że
po ujawnieniu rozwiązania wszystkie elementy powieści ułożyły się w całość jak
kawałki puzzli. Ostatni rozdział książki, niby oderwany od historii, która się
wydarzyła na Lodowej Przełęczy w 1933 roku (a tak naprawdę w 1925), niedopowiedziany,
wprawia jednak czytelnika w osłupienie, zostawia go z niemym protestem na
ustach: „Ale jak to? To nie mogło się tak skończyć!”.
2. Rozmowa o książce Zyskowskiej przywołała inne tytuły.
Na przykład „Sprawę Gorgonowej” Łazarewicza, w której, podobnie, opisana jest
potężna moc mediów (w latach 30-tych głównie prasy) i opinii publicznej, na
podstawie pomówień i poszlak wydającej wyrok, piętnującej, oskarżającej i
nieodwracalnie niszczącej komuż życie. Być może Zyskowska, poprzez nadanie
tytułu swojej książce również zaczynającego się od „sprawa”, świadomie
nawiązała do głośnej historii Rity Gorgonowej. Hoffmanowa skojarzyła nam się również
z bohaterką powieści Hannah Kent „Skazana”. Struna znalazła ciekawą
kontranalogię do omawianego miesiąc temu „Purezento”: u Bator jest o tym, że
można skleić połamaną na kawałki duszę, a Zyskowska twierdzi wręcz przeciwnie –nie
da się poskładać „do kupy” tego, co rozbite, roztrzaskane.
3. Tajemniczość historii opisanej przez Zyskowską została
podkreślona przez zdarzenie, które było udziałem Stefy. Otóż jakiś czas temu,
będąc w jednym z antykwariatów łódzkich, zupełnie przypadkiem znalazła maleńką,
stareńką (z ’56 roku) książkę „Tragedie tatrzańskie”. W spisie treści nie było
o dramacie Kaszniców (pierwowzorze Hoffmanów) na Lodowej Przełęczy. Okazało się
jednak, że prawdziwe wydarzenia, które Zyskowska przerobiła na potrzeby swojej
powieści, miały miejsce na Zamarłej Turni, o czym w antykwarycznym znalezisku
Stefa już przeczytała.
4. Książka wieczoru sprowokowała rozmowy o zaburzeniach
psychicznych, samookaleczeniach, zwłaszcza w kontekście współczesnej młodzieży.
Dyskutowano też o polskim systemie edukacji i dzieciach oczywiście- własnych i
cudzych. Błyskawica zrelacjonowała ostatnie poczynania swoich dorosłych już
pociech.
5. Ścieżkę dźwiękową spotkania stanowiły: płyta „Na
siedem” Zakopower, „Noc w wielkim mieście” Jazz Bandu Młynarski-Masecki i „Trzeszcząca
płyta” Kaczkowskiego- dwie ostatnie wspaniale nawiązujące do muzycznej strony
Zakopanego sprzed prawie stu lat.
6. Trochę przyszłościowo rozmawiano o „Motorach”, które
są w czytaniu przed klubikiem w listopadzie. Stefa powiedziała, że dała
Zegadłowiczowi szansę i przeczytała pierwsze 30 stron. Ale więcej czytać nie
będzie, bo to jest książka właściwie tylko i wyłącznie o dupie. Przy okazji
przywołano wspomnienia rodziców, którzy w czasach swej młodości pożyczali sobie
pod ławką trudno dostępne egzemplarze „Motorów” (czasem okazywało się, że kilku kartek
z najbardziej pikantnymi opisami w tych egzemplarzach brakowało) lub na
maszynie do pisania kopiowali niektóre fragmenty.
7. Uczestniczki spotkania zaczęły robić mentalną listę
książek, które można by omówić w przyszłym roku. Nominowane do tytułu „książkowej
bohaterki/książkowego bohatera wieczoru klubikowego” są między innymi: „Gra w
klasy” Cortazara lub coś Jorge
Luisa Borgesa, “Czarodziejska góra”, biografia Olgi Boznańskiej czy “Ostatnie
historie” Tokarczuk. Jak widać, to dopiero skromny początek propozycji
czytelniczych, więc należy gromadzić ciekawe tytuły, żeby móc z czego wybierać
przy tworzeniu listy. Przy okazji Królowa nie polecała niedawno przeczytanej
biografii Jana Brzechwy, ale przytoczyła kilka zabawnych fragmentów z
pseudoanalizy jego wierszy dla dzieci.
8. “Sprawie
Hoffmanowej” towarzyszyła kuchnia zakopiańska, tatrzańska, która wypadła bardzo
fajnie: były moskale z masełkiem, oscypki i korbacze, kanapki z jajeczną pastą oscypkową,
kwaśnica na wędzonych żeberkach i chleb górski posmarowany osełką górską,
podany z boczkiem bacy i serowymi warkoczami (własnoręcznie uplecionymi z
korbaczy przez Strunę, która tym samym chciała nawiązać do warkoczy Miry Mey z
czasów jej niewinności). Pito herbatkę z owoców lasu. Na deser było podane na
sposób góralski w wykrochmalonej serwecie ciasto drożdżowe ze śliwkami i
jabłkami. Wszystko było pycha!
9. Następne spotkanie
odbędzie się 22 listopada. Mimo zniechęcenia Stefy, spróbujemy zmierzyć się z “Motorami”
Zegadłowicza. Obowiązywać będzie kuchnia motorowa (okrągła jak koło motoru? Jedzona
w czasie jazdy motorem? Przydrożna, czyli coś, co można zjeść na trasie? Uprasza
się o samodzielną interpretację tematu przewodniego gastronomicznego).
Uważajcie, idąc w
góry, a zwłaszcza w Tatry, bo “rację mają ci, którzy twierdzą, że w górach tkwi
jakaś niepojęta, magnetyczna moc. One przyciągają do siebie i przytępiają
rozsądek”.
Bezpiecznych
powrotów ze szlaku.
k.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz