poniedziałek, 20 maja 2019

"Sto lat samotności" Gabriela Garcíi Márqueza

Okładka książki Sto lat samotności Protokół po "Stu latach samotności"Gabriela Garcíi Márqueza


¡Hola!

W okrojonym nieco składzie (nieobecność spowodowana grypą, pracą lub pieczeniem ciast) w promieniach zachodzącego, niewidzianego przez wiele dni słońca spotkano się, aby omówić najbardziej znane dzieło literackie Gabriela Garcii Marqueza.


1. Okazuje się, że ze „Sto lat samotności” prawie wszyscy mieli do czynienia dawno temu. I ciekawie było zderzyć to, co się z tego pierwszego czytania tej książki w młodości zapamiętało, z refleksjami po bieżącej lekturze. W odniesieniu do przeszłości wrażenia były w stylu: „to była moja ulubiona książka”, „prawie nic z niej nie pamiętam”, „pamiętam tylko, że książka była bardzo zawiła i zagmatwana”, „nie mogłam przez nią przebrnąć” (te opinie zostały wyrażone na poprzednich klubikach również przez nieobecne uczestniczki). A po przeczytaniu książki na potrzeby Spotkania ogólne wrażenia były trochę rozczarowujące, choć po przeanalizowaniu kilkunastu wątków okazało się, że powieść Marqueza jest rzeczywiście zakręcona jak świński ogon, ale wiele w niej interesujących czy zabawnych wątków.


2. Powieść Marqueza jest o osamotnieniu w obłędzie i obsesji, które, choć były udziałem wszystkich członków rodziny Buendia, to jednak dotyczyły każdego z nich indywidualnie. To również historia ludzi znikąd, którzy po stu latach zamieszkiwania odizolowanego od reszty świata Macondo odeszli w ruinę, zapomnienie i niebyt. To opowieść magiczna, fantastycznie realna i realnie fantastyczna z klątwą wiszącą nad tymi, którzy popełniają grzech kazirodztwa: im to urodzi się dziecko ze świńskim ogonem. Struna zadała sobie trud i zrobiła drzewo genealogiczne rodziny Josego Arcadii i Urszuli Buendiów. Przy tej okazji policzyła, że w książce występuje aż 20 mężczyzn o imieniu Aureliano, więc nic dziwnego, że czytelnik w pewnym momencie przestaje się orientować, kto jest kim. Wykazując się niemałym zboczeniem zawodowym, Struna wynotowała również zdanie 19-krotnie złożone! Królowa zaś określiła „Sto lat...” jako Twin Peaks w wersji latino – równie mroczne, poplątane, z granicy snu (a czasem koszmaru) i jawy, pełne dziwnych postaci i zaskakujących wydarzeń. Zupełnie na trzeźwo książkę podsumowano mówiąc, że Marquez na pewno wypił dużo wina w czasie jej pisania.


3. Bardzo interesująco wyglądały na stole talerze i miseczki wypełnione daniami kuchni kolumbijskiej: były wykonane przez Strunę arepas, czyli wypełnione nadzieniem plackowate kieszonki, i była barras de limon, czyli upieczone przez Królową ciasto lemonkowo-cytrynowe. Królowa popełniła też ciasto bananowo-ananasowo-kokosowe –najbardziej wyczuwalne w smaku były banany, co ładnie wiązało się z Kompanią Bananową występującą w książce Marqueza. Banany pojawiły się jeszcze w dwóch innych formach: suszone plasterki (zakupione przez Gazelę) i pianki w czekoladzie (zakupione przez Strunę). Na stole miały pojawić się także bezmięsne burgery, jednak receptura kolumbijska nie sprawdziła się w polskim klimacie, bo konsystencja burgerów okazała się zbyt luźna, w efekcie czego powstała smakowita soczewicowo-ciecierzycowa pasta do chleba. Gazela przyniosła również wino włoskie (kolumbijskiego nie było, ale to włoskie nawiązywało do stroiciela organów Pietra Crespiego) i kolumbijską kawę, której nie wypito, bo to jednak było trochę za późno na kawę. A Mały Lord brał aktywny udział w przygotowywaniu ciast degustowanych podczas biesiady –ilość dodanego przez niego do ciasta bananowego cynamonu była idealna.


4. Muzycznym tłem do spotkania miały być m.in. zakręcone dźwięki Toola czy A Perfect Circle, jednak Mały Lord zaraz na początku zażyczył sobie piosenki o tacie z repertuaru Małego VooVoo, którą, tańcząc z mamą, wysłuchał parokrotnie.


 5. Z tematów pozaksiążkowych poruszono też wątki dotyczące procesu odpieluszkowywania (Mały Lord chyba jeszcze nie zdaje sobie sprawy, co go czeka), objawów szkarlatyny (Gazelątko już prawie jest zdrowe), prawdopodobnego początku dojrzewania u Struniątka, najnowszych książek w biblioteczce Małego Lorda czy obecnie ulubionych bajek Gazelątka („Listonosz Pat”, który w Strunie obudził pytanie: „Czy Pani Coggings jeszcze żyje?”). Struna przedstawiła również listę bestsellerów przypisanych do danego roku począwszy od lat 60-tych dwudziestego wieku. Zainteresowanych stanem zdrowia usikującego bookdoga Grudosławy informujemy, że psiny nerki i pęcherz są zdrowe, jednak wiek i wykonana przed laty sterylizacja zaowocowały brakiem hormonów odpowiedzialnych za trzymanie moczu. Uczestniczki spotkania, myśląc o swojej przyszłości, były żywo zainteresowane nazwą lekarstwa, które przyjmuje Grudosława.


6. Następny klubik książkowy odbędzie się 21 czerwca. Ze względu na uroczysty charakter spotkania (urodziny, urodziny, urodziny!) nie będziemy omawiać planowanego wcześniej „Tatuażysty z Auschwitz”. Porozmawiamy za to o książce Mariusza Szczygła „Nie ma”. Idąc drogą wskazaną przez nazwisko autora, postanowiono, że obowiązywać będzie kuchnia ptasia.


Do zobaczenia w ostatni dzień roku szkolnego i w pierwszy dzień lata.

k. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz