niedziela, 28 października 2018

"Miasto ślepców" José Saramago

 Protokół po "Mieście ślepców" José Saramago

Oi!
Nikt nie przypuszczał, że październikowa książka klubikowa, która wybrana została według banalnego klucza („Jakiej kuchni jeszcze nie było na spotkaniu? Portugalskiej. Kto jest znanym pisarzem portugalskim? Na przykład Jose Saramago. To weźmy jakąś jego książkę.”), okaże się tak wielowątkowa i wzbudzająca wielkie emocje.

1. Gościem specjalnym spotkania była bardzo dawno NIEWIDZIANA Karolina z Mazowsza, która jednakże jest stałą czytelniczką naszego bloga i na bieżąco śledzi to, co się omawia na klubiku. Karolinę namawiamy do częstszego udziału w naszych dyskusjach o książkach na żywo. W czasie rozmów o „Mieście ślepców” brakowało głosu Poldzi, która pewnie miałaby wiele do powiedzenia na temat medycznych aspektów zaraźliwej ślepoty opisanej przez Saramago.

2. Podczas gorącej dyskusji o książce najpierw zastanawiano się nad formą powieści, nad zastosowaniem pisowni strumieniowej, czyli bez wyraźnie wyodrębnionych dialogów, z nieczęstymi akapitami. Wbrew pozorom ten zabieg pisarski nie utrudnia czytania, a prawdopodobnie ma pomóc czytelnikowi wyobrazić sobie, wczuć się w rolę jednej z postaci pobocznych - ślepego pisarza, który, mimo braku wzroku, spisywał historie związane z rozprzestrzeniającą się białą zarazą.

3. „Miasto ślepców” poruszyło wszystkich uczestników spotkania, niektórymi nawet wstrząsnęło. Większość bardzo przeżywała przedstawione  w książce opisy przemocy, gwałtów, walki o byt, przewagi silniejszych nad słabszymi, sceny pokazujące człowieka w jego najprymitywniejszej, niemal zwierzęcej formie. Jedyną w opozycji do większości była Gazela, której książka się nie podobała i z trudem dobrnęła do jej końca. To nie przeszkadzało Gazeli wywołać burzliwą dyskusję na temat głównej bohaterki „Miasta…” i tego, gdzie przebiega granica między zabiciem kogoś w obronie własnej a zabiciem z premedytacją.

4. Lektura wieczoru przywołuje skojarzenia z „Dżumą” Camusa, „Władcą much” Goldinga czy z literaturą obozową i łagrową. Oślepłych bohaterów „Miasta…” porównano też do Żydów w czasach drugiej wojny światowej, którzy również bez sprzeciwu poddawali się terrorowi narzuconemu przez niewielką grupkę agresorów.

5. Stefa była jedyną w towarzystwie, która obejrzała film nakręcony na podstawie książki Saramago, i podzieliła się swoimi wrażeniami. Kilka osób widziało trailer tego filmu z 2008 roku, a byli i tacy, którzy się zarzekali, że po przeczytaniu książki na pewno nie chcą widzieć jej ekranizacji. Stefa zwróciła też uwagę na to, że w książce ślepcy pokazani są często w sytuacjach intymnych, które w świecie widzących zwykle dzieją się z dala od oczu nawet najbliższych osób.

6. Uczestników spotkania zastanowił jeszcze jeden wątek w „Mieście ślepców”: bezimienność bohaterów. „Imionami” poszczególnych postaci są ich role społeczne lub cechy wyglądu. Być może ten zabieg Saramago służył temu, by podkreślić „zwierzęcość” niewidomego człowieka, który korzysta, jak psy, głównie z zapachu, by poznać, zidentyfikować innych.

7. Rozmawiano także o niejednoznacznym zakończeniu książki i dalszych losach głównej bohaterki –jedynej widzącej. Nie wiemy, czy po tym, jak epidemia ślepoty ustąpiła, ona straciła wzrok czy może przestała widzieć.

8. W „Mieście…” ważną rolę pełnił pies-pocieszyciel, który zlizywał łzy żony lekarza. Przy omawianiu tego wątku nie mogło zabraknąć opowieści o domowych pupilach uczestników spotkania. Błyskawica ma już 4 koty, w tym dwa podrzucone jej ostatnio kocięta i jednego 3-łapego kota. Karolina z Mazowsza ma dwa koty, z których jeden –kotka- jest jej alter ego, co można stwierdzić na przykład po tym, że obie załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne w tym samym czasie: Karolina do toalety, a kotka do kuwety. Żywą scenografią do rozmów o książce były dwa bookdogi , Grudosława i Azoriusz, oraz młodziutki jeszcze nowy bookcat.

9. Tematami pozaksiążkowymi były: emocje i wrażenia związane z niedawnymi wyborami samorządowymi, rozpoczęty sezon na grypy, przeziębienia i poważne choroby, związek między chorowaniem a żywieniem (podobno sedno tkwi w jelitach), antybiotyki, różnice w podejściu do dziecięcych chorób i ubierania na przykładzie Norwegii, Wielkiej Brytanii i Polski.

10. Najwięcej śmiechu spowodowała rozmowa zainicjowana przez Gazelę, która opowiedziała o Panu Gazelu, piorącym codziennie swoje mocno zużyte już skarpety. To lawinowo rozwiązało języki pozostałych uczestniczek, które opowiadały z kolei o beznadziejnie rozwleczonych męskich slipach czy 20-letnich znoszonych koszulkach, a to wywołało falę przytakiwań w stylu „O, skąd ja to znam! Mój też tak ma!”. Na zakończenie w obecności Pana Rexa przytoczono jego wypowiedź o tym, że on na wczasy wziął tylko dwie pary majtek, które nosił przód, tył, prawa lewa, co w sam raz wystarczyło na 8 dni.

11. Muzycznie rozmowom towarzyszył Pan Kleks i jego Akademia. Początkowo Mały Lord nie pozwalał na zmianę repertuaru, jednak w końcu przeniósł swoją uwagę na liczne ciocie, a w szczególności na czytającą mu książeczki Stefę. Udało się więc wysłuchać ścieżki dźwiękowej do filmu „Tańcząc w ciemnościach” oraz jednej z płyt zespołu Blind Melon.

12. Raczono się potrawami kuchni portugalskiej. Stefa przygotowała krokieciki z dorsza (pastejis bacalhau) z sosem koperkowym. Ku zaskoczeniu wszystkich Gazela przyniosła własnoręcznie zrobioną sałatkę z tuńczyka z czerwoną fasolą (sałatkę udekorowała mama Gazeli, zdziwiona, że mała miseczka ma starczyć dla wszystkich; starczyło, a nawet jeszcze zostało). Struna wymyśliła „oczy ślepca”, czyli maleńkie roladki naleśnikowe z farszem serowo-łososiowym i plasterkami czarnych oliwek imitujących źrenice. Przygotowana przez Strunę była także zachwycająca swą prostota pasta z portugalskich sardynek na grzankach. Powodzeniem cieszył się również chocolate chourico, czyli czekoladowy salceson. Sardynka w sosie pomidorowym też była, ale została zjedzona na śniadanie dopiero następnego dnia przez Pana Rexa. Błyskawica najpierw upiekła chleb, a potem nałożyła nie niego pastę tuńczykową. Mazowiecka Karolina przywiozła prażonki, czyli potrawę ziemniaczaną, oraz białe (nawiązanie do bieli, którą widzieli ślepcy opisani przez Saramago) wino. Winem wzniesiono toast za otrzymanie mandatu radnej przez wizytującą Karolinę. Ze smakiem zjedzono też caldo verde, to znaczy zielony rosół z włoskiej kapusty. Opisane w „Mieście…” palce ślepców błądzące po ścianach miały odniesienie w drożdżowych paluchach przyniesionych przez Strunę.

13. Na zakończenie uzgodniono datę następnego spotkania: 16 listopada. Omówimy „5 osób, które spotkamy w niebie” Mitcha Alboma. Obowiązywać będzie kuchnia niebiańska.

A zatem korzystajmy z daru, jakim jest nasz wzrok.
Adeus! DO ZOBACZENIA!
k.





wtorek, 23 października 2018

Przypominajka przed "Miastem ślepców" José Saramago


Październikowa klubikowa lektura już puka do naszych drzwi niczym ślepiec proszący do przygarnięcie i odrobinę uwagi. A zatem w najbliższy piątek otwieramy drzwi na oścież w lokalu tym co zwykle. Wszystkie obecne pary oczy zwrócone będą na książkę portugalskiego noblisty José Saramago. Potrawy, miejmy nadzieję, będą nieco bardziej wyszukane niż te opisane w lekturze wieczoru – proszę się inspirować kuchnią portugalską.
See you ;-)

poniedziałek, 1 października 2018

"Myszy i ludzie" Johna Steinbecka


Myszy i ludzie - Steinbeck John Protokół po "Myszach i ludziach" Johna Steinbecka

Ladies and gentlemen!

W ubiegły piątek miało miejsce pierwsze w tym roku jesienne Spotkanie Pod Pretekstem Książki.

1. Również po raz pierwszy uczestnicy spotkania obradowali w gościnnym, ciepłym, przytulnym, wypełnionym artystyczną atmosferą lokalu Państwa Poldów. Pierwszy raz, i jesteśmy pewni, że nie ostatni, w spotkaniu wzięła udział osobista siostra Poldzi, czyli Hutniczka z Młyna lub Młynarka z Huty, czy jakoś tak. Pierwszy raz na spotkaniu była także młodsza, śliczna latorośl Państwa Poldów (książkowy Lennie miałby używanie, widząc jej piękne, długie włosy), która wprawdzie nie brała głosu w dyskusji, ale kulinarnie uświetniła jej przebieg. Pan Pold, dosiadający swój powleczony końską skórą fotel w kształcie szezlongu (lub szezlong w kształcie fotela), najpierw wyraził swe wątpliwości, czy podczas tych naszych klubikowych spotkań stałe grono w ogóle rozmawia o książkach, potem krótko przedstawił opinię na temat twórczości Steinbecka, a następnie zajął się degustacją wyśmienitych potraw serowych, zaSERwowanych tego wieczoru. Uczestnicy spotkania mieli również okazję poznać w przelocie nastolatka Państwa Poldów, sławnego psa Poldka oraz ich młodą, aczkolwiek już wysterylizowaną kotkę (Poldzia nie chciała zostać babcią w tak młodym wieku).

2. Pretekstem do spotkania były „Myszy i ludzie” Johna Steinbecka. Lektura niewielka objętościowo, jednak bogata w treść i wątki do dyskusji. Wszyscy uczestnicy spotkania stwierdzili, że to smutna książka. Wszyscy (oprócz Stefy) ją przeczytali, a niektórzy (Pan Pold) zapoznał się dodatkowo z „Gronami gniewu”, za które Steinbeck dostał Nobla. Wszystkimi wstrząsnęła ostatnia scena książki, w której George zabija swojego niepełnosprawnego przyjaciela Lenniego, co mama Poldzi i Hutniczki zaocznie podsumowała: „…tak go humanitarnie zabił”. Nie mniejsze wrażenie zrobił opis „sądu” nad starym, schorowanym psem, którego pozwolił uśmiercić jego bardzo z nim związany właściciel. Książka zmusza do refleksji nad tym, do czego zobowiązuje przyjaźń, nad tym, do czego prowadzi życie marzeniami w sytuacji, gdy te marzenia mają realną szansę przeistoczyć się w rzeczywistość. O książce mówiono w kontekście samotności (Struna i Królowa przytoczyły odpowiednie fragmenty). Zwrócono uwagę na to, jak bardzo człowiek potrzebuje drugiego człowieka do szczęścia. „Myszy i ludzie” na pewno na długo pozostaną w pamięci tych, którzy je przeczytali.

3. Dość wnikliwie omówiono przypadłość Lenniego – wielkoluda mocarza czującego nieodparty pociąg do wszystkiego co miękkie, ciepłe, włochate, puszyste. Stefa wyjawiła, że, podobnie jak Lenny, ma na swoim koncie jednego zwierzaka, który był skonał na skutek jej nadmiernego głaskania, tulenia i ściskania. Nie ukrywajmy tego: we wczesnym dzieciństwie Stefa zamiętosiła na śmierć kota Elwiska.

4. Ścieżką dźwiękową do spotkania były pocharkiwania psa Poldka, domagającego się tym samym od zebranych kontynuacji pieszczot. Ilustracją do książkowego wątku o Lenniem był Poldek rozwalony na fotelu z łapkami do góry i głową swobodnie zwisającą poniżej poziomu ciałka, drapany, głaskany, miziany, przytulany, rozmiękczany głównie przez Hutniczkę.

5. Sporą część wieczoru poświęcono rozmowom o wyjazdach, wczasach, urlopach i wojażach – o przygodach medycznych, które się w czasie nich wydarzyły, o obejrzanych miejscach, poznanych ludziach, o egzotycznych pysznościach, o sposobach podróżowania, o luksusach, o różnicach między wczasami all inclusive a samodzielnie zorganizowanymi od A do Z wyprawami krajoznawczymi, o podróżowaniu z małymi dziećmi i nieparzyście w towarzystwie pary. Królowa wręczyła stałym uczestniczkom spotkania (podobno) ręcznie malowane maleńkie miseczki.

6. Błyskawica nie pochwaliła się nawet, ale wszyscy o tym wiedzą, że we wrześniu po raz kolejny stanęła na podium – bardzo szybko biega, ta nasza Błyskawica. Jej sukcesów biegowych nie omówiono, za to z zainteresowaniem przyjęto kilka informacji na temat pięknej córki Błyskawicy, którą kilka miesięcy temu stałe uczestniczki spotkań miały okazję poznać i od tego czasu traktują ją niemal jak własną córkę.

7. Z tematów dodatkowych, wzbudzających wiele emocji, omówione zostały: matki Polki (które heroicznie przy więcej niż jednym dziecku umiejętnie żonglują obowiązkami w domu i w pracy, nie przejmują się konsystencją kupek czy kolejnymi wysypkami u dzieci), globus w gardle Stefy, stosunek mieszkańców polskiej wsi do psów i kotów (niejednokrotnie barbarzyństwo) i stosunek tychże mieszkańców do osób, którym los psich i kocich czworonogów nie jest obojętny (w najłagodniejszej wersji stukanie się w czoło), zbliżające się wybory samorządowe, pierwsze doświadczenia przedszkolne (tak, tak, małe Gazelątko jest już przedszkolakiem!).

8. Tytułowe myszy zaprowadziły nas kulinarnie do sera. SERwowane potrawy były pyszne i wbrew pozorom wymyślne. Młoda Poldówna przygotowała wyśmienitą tartę serową Filadelfia. Struna przyniosła tortille (nawiązanie do innej powieści Steinbecka „Tortilla flat”) z serem, grillowanym bakłażanem, fetą, serem żółtym, cieciorką, guacamole i pomidorami. Błyskawica zrobiła serową roladę na ostro. Poldzia własnoręcznie zakupiła sernik. Hutniczka na wykałaczki misternie nanizała różne produkt spożywcze, w efekcie czego oczy i podniebienia zebranych cieszyły 4 rodzaje koreczków z serem w roli głównej (z uwagi na obecność rodzynków jeden rodzaj koreczków został nazwany „bobki preriowe” / „bobki królicze”, co było kulinarnym ukłonem w stronę Lenniego). Po raz kolejny na stole klubikowym pojawił się ser koryciński (poprzednio był przy okazji omawiania „Białowieży szeptem”) – tym razem z czarnuszką i z orzechami. Stefa podzieliła się przywiezionymi z bałkańskich wojaży figami, a Królowa podała aż cztery rodzaje tureckich serów. Jedzono również paluszki serowe oraz serowe nachos i ser camembert. Wszystkie te smakowitości popijano winem maryjnym / mszalnym długo dojrzewającym (jak sery).

9. Kolejne spotkanie książkowe odbędzie się 26 października, a omówione zostanie „Miasto ślepców” José Saramago. Obowiązywać będzie kuchnia portugalska.

10. Na zakończenie cytat z „Myszy i ludzi”: „Książki są psa warte. Człowiek musi mieć kogoś bliskiego. Dostaje fioła, jak nikogo nie ma”.
My mamy książki, mamy psy, a co najważniejsze, mamy siebie nawzajem i naszych najbliższych. Fioł nam nie grozi.

Do zobaczenia w październiku!
k.