Protokół po "Trzech panach w łódce (nie licząc psa)" Jerome'a K. Jerome'a
Good evening, Ladies and Gentlemen!
Kwietniowe Spotkanie Pod Pretekstem Książki odbyło
się w okolicznościach przedwielkanocnych, w aurze nieco brytyjskiej, lecz w
ogólnej atmosferze wiosennej i radosnej budzących się do życia istot. Spotkanie
rozpoczęło się od dyskusji na temat „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)”, a
skończyło się na – cytując Strunę –„trzech paniach w aucie, nie licząc
policjanta”.
1. Po wielu naciskach Królowej udało się wydobyć z
wszystkich uczestników spotkania wyznanie, że książka wieczoru była zabawna i
podobała im się. Nawet najbardziej oporna pod tym względem Poldzia przyznała,
że śmiała się w niektórych momentach lektury, aczkolwiek sugerując się
przypominajką, dodała, że była to jednak książka nudna. Poldzia podjęła również
wyzwanie znalezienia książki zabawnej, bez wątpienia podobającej się wszystkim.
A zatem czekamy na jej propozycję, która sprawi, że czytając posiusiamy się ze
śmiechu.
2. Książkę Jerome’a Klapki Jerome’a czyta się raczej szybko,
łatwo i przyjemnie. Przerzucano się wspomnieniami co zabawniejszych scenek,
wśród których wymienić należy tę o wuju wieszającym obraz na ścianie
(przypomina znaną współczesnym parę z czeskich filmów animowanych „Sąsiedzi”),
tę z pływającym w Tamizie łapkami do góry psem (Poldzia została uświadomiona,
że pływający w ten sposób pies był psem martwym), tę o trzech wędkarzach, z
których każdy przypisywał sobie zasługę złowienia wielkiej ryby wiszącej w
karczmie, tę o maskowaniu nieznajomości języka niemieckiego czy tę o robieniu
gulaszu. Omawianiu książki towarzyszył jeden cytat przytoczony przez Strunę o
tym, jak to narrator wszedł do biblioteki jako okaz zdrowia, a wyszedł jako
wrak człowieka (owa metamorfoza była spowodowana treścią czytanych w bibliotece
książek medycznych, a nie samym faktem chodzenia do biblioteki).
3. Wszystkim zebranym dał się odczuć brak bookdogów
Azoriusza i Grudosławy. Ich nieobecność wywołana była faktem, że pieski te wybrały się w krótką podróż drogą lądową. Najbardziej przybita absencją
Azoriusza była Poldzia, która w rozpaczy swej wypiła większą niż zwykle ilość
alkoholu. Niestety, Poldzi nie udało się zalać winem pustki po Azoriuszu, co
więcej, pustka ta do końca wieczoru przybrała rozmiary Rowu Mariańskiego i
pojawiły się problemy z jej umiejscowieniem: w duszy, w sercu czy w mózgu.
Wychodząc z lokalu Poldzia jak mantrę powtarzała, że jest w niej pustka. Coś
jak mantra brzmiało również zadawane przez Strunę od ponad miesiąca pytanie: „Czy
ktoś nie ma przypadkiem mojego przykrycia do naczynia żaroodpornego?”.
Niniejszym uprasza się wszystkich czytających te słowa o przeszukanie swoich
domostw w kierunku plączącego się gdzieś bezpańskiego przykrycia do naczynia
żaroodpornego.
4. Pozaksiążkowymi tematami rozmów były: sytuacja
geopolityczna w naszym kraju ze szczególnym uwzględnieniem poczynań partii
rządzącej, standardy na porodówkach i inne własne doświadczenia szpitalne,
sposoby kłócenia się w związkach damsko-męskich (z sondy przeprowadzonej przez
Stefę wynikło, że przeważa foch i obrażanie się, krzyki i dzikie awantury są w
mniejszości), uświadamianie nastolatków odnośnie życia seksualnego (Pan Rex
wielokrotnie sugerował posłużenie się bananem) czy wyprawy na oglądanie krokusów
w Dolinie Chochołowskiej (Błyskawica pokazała zdjęcia) i w Beskidach. W ramach
nawiązania do lektury z marca i planowanej za kilka miesięcy książki Oriany Fallaci
dyskutowano także o księżach, Kościele, chrześcijaństwie i islamie – przy tym
temacie dotkliwie odczuwano nieobecność Gazeli. Wszelkim rozmowom towarzyszyła
muzyka amerykańskiej formacji Three Fish. Miała pojawić się również ścieżka
dźwiękowa do filmu „Big Fish” Tima Burtona, jednakże znaleziono jedynie puste
opakowanie po CD. Prawdopodobnie w najbliższym czasie do mantrujących Poldzi
(pustka) i Struny (przykrywka od naczynia żaroodpornego) dołączy Królowa,
pytając: „Czy ktoś nie ma przypadkiem mojej płyty „Big Fish”?
5. Tematem przewodnim kulinarnym były ryby i inne
stworzenia pływające w wodzie. Stefa przygotowała pyszną mirunę po japońsku.
Błyskawica przyniosła sałatkę z tuńczykiem, ryżem i z przyjemnie chrupiącymi
świeżymi warzywami. Struny pomysłowa,
znakomita sałatka z tuńczykiem na krakersach wprawiła wszystkich w osłupienie
wzrokowe i smakowe. Królowa podała kanapeczki z pastą makrelową, a na ciepło (zainspirowane kuchnią Karola Okrasy) łososia pod porami i purée ziemniaczanym oraz
nietypowe fish and chips, czyli dorsza w panierce orzechowo-serowej z frytkami
selerowymi. Poldzia zeszła z oczywistej ścieżki rybnej i upiekła cudowne „topielce”
– finezyjne rogaliki z utopionego wcześniej w wodzie ciasta drożdżowego. Całość
uzupełniły tradycyjne wielkanocne angielskie bułeczki hot cross buns serwowane
z masłem i dżemem truskawkowym.
6. Z uwagi na mającą nastąpić lada dzień ogromną zmianę w życiu
rodzinnym Królowej, sporo czasu zajęło uczestnikom uzgodnienie terminu
kolejnego spotkania. W końcu zaplanowano, że książkę „Najgorszy człowiek na
świecie” Małgorzaty Halber omawiać będziemy 19 maja w tym lokalu co zwykle.
Jednak uczestnicy są przygotowani na ewentualność zmiany daty czy miejsca
spotkania - wszystko wyjaśni się w ciągu
najbliższego miesiąca. W czasie majowego spotkania w nawiązaniu do treści
omawianej książki podejmiemy temat kuchni detoksykacyjnej, czyli oczyszczającej.
Życzymy wszystkim radosnej Wielkanocy!
Good bye!
k.
No i proszę jak się ładnie w tym miesiącu zgraliśmy klubowo z książką, bo u Natalii również rozmawiałyśmy o tychże panach. Z tym jednak zastrzeżeniem, że nam się nie podobało. Mnie, ku swojemu zaskoczeniu (choć sama wybrałam) - przy drugim czytaniu również. Bo za pierwszym razem ubawiłam się po pachy - oto dowód: http://czytelniczy.blogspot.com/2014/08/rozwazania-angielskiego-dzentelmena-o.html
OdpowiedzUsuńNo i właśnie! "Sąsiedzi"! Dzięki za podpowiedź. Z czymś mi się to kojarzyło, a nie zdołałam powiązać myśli ;)
ps. Świetne menu - te topielice jak najbardziej w punkt zważywszy na przygodę trzech panów. A i rozmowy pozaksiążkowe zacne :)
Pozdrowienia