Protokół po "Żarze" Sándora Máraiego
Było krótko, ale intensywnie.
Kolejne, wrześniowe Spotkanie Pod
Pretekstem Książki za nami. Głównym bohaterem wieczoru był 160-stronicowy
„Żar”, którego autorem jest węgierki pisarz Sándor Márai (właściwie Sándor
Károly Henrik Grosschmid de Mára).
1. Opinie były ekstremalnie różne:
Strunie „Żar” niezwykle się podobał, według Poldzi natomiast była to
najnudniejsza, najgorsza książka jaką kiedykolwiek czytała ever. Opinie
Koraliny i Królowej były dość pochlebne.
2. Konstrukcja książki nasuwała nam
na myśl sztukę teatralną, przypominała deski w teatrze, na których widzimy
tylko dwie postaci: Henryka i Konrada (i pojawiającą się czasem na drugim
planie nianię-staruszkę). Poddano analizie wiele wątków: mistrzowskie, finalne
niedopowiedzenie, zejście ze sceny bez udzielenia odpowiedzi na zasadnicze
pytania, potrzeba dopowiadania sobie brakującej treści do skrawków
rzeczywistości, przyjaźń chłopięca i potem młodzieńcza, różnice klasowe,
różnice w poziomie wrażliwości, różnice w dostrzeganiu i odbieraniu piękna.
3. Elementem dyskusji, dzięki
któremu Spotkania uzyskały kilka punktów na skali zawartości intelektualnej,
było porównanie, które poczyniła podczas lektury „Żaru” Struna. Otóż uważna ta
czytelniczka przy końcu strony 84 i dalej na stronie 85 znalazła fragment,
który jest ewidentnym nawiązaniem do „Uczty” Platona. To odkrycie wywołało u
jednych podziw dla Strunowej erudycji, a u drugich przywołało wspomnienia z
czasów studenckich, kiedy to bezskutecznie zmagano się z dziełami filozofów
starożytnych. Padła również propozycja, aby za miesiąc pochylić się nad
wspomnianą „Ucztą”.
4. Od tajemnic z „Żaru” płynnie
(sic! egri bikavér) towarzystwo przeszło do aktualnie poruszającego opinię
publiczną hitlerowskiego złotego pociągu odkrytego koło Wałbrzycha. Pan Rex,
specjalista od historii spiskowych, tajemniczych, niewyjaśnionych,
makabrycznych i ogólnie mrożących krew w żyłach, wyraźnie się ożywił przy tym
temacie, czego efektem było wygłoszenie kilku tyrad przyjętych z ogólnym
zainteresowaniem.
5. Przy okazji ujawniono tożsamość tajemniczego komentatora, podpisującego się jako „afrykander”, który na naszym blogu wyraził żal z powodu niemożności przybycia na spotkanie i podyskutowanie o twórczości Maraiego. My też żałujemy, ale mamy nadzieję, że Afrykander w końcu kiedyś nas nawiedzi.
6. Żarliwa dyskusja miała również miejsce w związku z sytuacją geopolityczną na świecie (uchodźcy i imigranci) i w naszym grajdołku (władza lokalna, Romowie). Niezwykle dużo emocji jak zwykle wywołała rozmowa na temat Kościoła i religii.
7. Wniosek, który wypłynął z powyższych rozmów, był następujący: picie alkoholu wpływa na obfity porost wąsów i brody u kobiet.
8. „Żarowi” towarzyszyła, jakże by inaczej, kuchnia węgierska. Pierwsze na stół poszło leczo (Królowa) oraz naleśniki z serem i salami (Struna), które zostały tak szybko poŻARte, że nie zdążono ich sfotografować. Potem, po zaspokojeniu pierwszego głodu, częstowano się ciastem ze śliwkami węgierkami, a także jedzono świeże śliwki węgierki oraz winogrona (też na W jak Węgry – Koralina). Struna przyniosła też pikantne papryczki nadziewane serem. Poldzia, jak zwykle, wprawiła w osłupienie zebranych swoją wymyślną potrawą - upiekła trdelniki, czyli drożdżowe zawijane rurki, które zwykle kojarzą się z Pragą lub ewentualnie Dolnym Śląskiem, jednak, jak zapewniła nas ich twórczyni, są tradycyjnym deserem węgierskim. Wszystko smakowało wybornie! A, no i oczywiście pito wspomnianą wcześniej „byczą krew”.
9. A za miesiąc, 16 października, w rocznicę wyboru Karola Wojtyły na papieża, będziemy rozmawiać o powieści inicjacyjnej, czyli o „Zmorach” Emila Zegadłowicza. Gastronomicznym wyzwaniem będzie przygotowanie potrawy bardzo lokalnej lub nawet domowej tj. charakterystycznej, opracowanej przez daną rodzinę, która nadała jej (potrawie) swoisty rys czy też niepowtarzalną nazwę.