Protokół po "Komu bije dzwon" Ernesta Hemingwaya
Salud!
1. Muchas gorąco było podczas Spotkania Pod Pretekstem „Komu
bije dzwon”. Osoby obecne w ogrodzie, w którym prosto na głowę leciały
papierówki i śliwki renklody, ledwie dychały, wachlowały się czym popadło (w tym oryginalnym made in China hiszpańskim wachlarzem), ale
z dużym zaangażowaniem prowadziły rozmowy o odwlekanej od ponad dwóch lat
książce wieczoru.
2. Strunie książka się podobała bardzo (cyt: „Kawał dobrej
literatury”), Królowej też. Poldzi się nie podobała. Błyskawica nie skończyła
jej jeszcze czytać, ale jak na razie miała na jej temat pozytywną opinię. Polanna
książki nie przeczytała. Koralina w ogóle nie podjęła starań, aby książkę
zdobyć i przeczytać (choć trzeba nadmienić, że pożyczyła egzemplarz od Struny z
zamiarem zapoznania się z lekturą).
3. Hemingway niezmiernie nas zaskoczył - nie spodziewałyśmy się
po nim takiej wrażliwości emocjonalnej, takiego pięknego pióra w opisach
rodzącej się miłości psychicznej i fizycznej. W czasie lektury jak zwykle naszą
uwagę przyciągnęła kobieta nietuzinkowa, silna, sprytna i dzielna – Pilar. Ochoczo
wplatano w tok dyskusji wyrażenia z książki: co rusz kazano się komuś
odplugawić, fajdano w czyjeś mleko, a jako przecinek wykorzystywano que va. Podczas
zajadania słodkich, soczystych, rozpływających się w ustach kawałków arbuza
przytoczono fragment książki mówiący o tym, że „melon kastylijski jest dobry do
samogwałtu, a melon z Walencji do jedzenia”. Nadmieniono, że Królowa swego czasu była w
miejscu, w którym urodził się Ernest Hemingway.
4. „Komu bije dzwon” pojawiła
się na naszym spotkaniu w idealnym momencie: Polanna wyjeżdża do słonecznej
Espanii! Fakt ten został przyjęty ze smutkiem, gdyż Spotkania bez Polanny na
pewno nie będą miały takiego charakteru jak te z Polanną. Ale cieszymy się jej
szczęściem, podziwiamy za odwagę, trzymamy kciuki i życzymy wszystkiego co
najlepsze na nowej, hiszpańskiej drodze życia. Aby zmotywować Polannę do
zachowania w pamięci naszego skromnego czytelniczo-dyskusyjno-konsumpcyjnego
grona, ofiarowano jej souvenir, który służy do czytania i do konsumowania, a
przy okazji do dyskutowania.
5. Ważnym elementem spotkania były rozmowy na temat relacji
damsko-męskich, małżeńskich. Mówiono o partnerstwie w związkach i o związkach
bez partnerstwa. Mówiono o życiu zakonnym, o chorobach (jednoznaczny objaw
starzenia się), o remontach, nowych kuchniach i budowach domów, o wyjazdach wakacyjnych
bliższych (Beskidy) i dalszych
(Australia!!). Wymieniono spostrzeżenia związane z pracą przeszłą, teraźniejszą
i przyszłą. Na gałęzi jabłonki wisiał maleńki tranzystorek, którego jednak nikt
nie słuchał, ponieważ tłem muzycznym naszych rozmów było bicie dzwonów (sic!) z
wieży kościelnej nieopodal (Struna zadała ważne pytanie: „Komu bije?”), śpiew
ptaków, trzask palących się w ognisku drewienek, skwierczenie piekących się na
grillu kiełbasek, cykanie świerszczy. A nad głowami zebranych bezszelestnie przeleciał
klucz ptaków zmierzających na zachód (pewnie do Hiszpanii).
6. Mimo osłabiających wysokich temperatur jedzono dużo i
smacznie: prażonki i cienkie kiełbaski (Struna), chlebek (Struna) z masłem
czosnkowym (Błyskawica), owoce (Polanna), ciasto drożdżowe w dwóch wersjach
(Błyskawica i Poldzia), szaszłyki mięsno-warzywne (Królowa), wybór win
(wszyscy). Godną polecenia była grappa, czyli coś pośredniego między cydrem a
winem – idealna na sierpniowe upały.
7. Wszyscy odczuli wyraźny brak na spotkaniu bookdoga –
niestety, wyposażona przez naturę w gęstą sierść Gruda w temperaturze powyżej
28 stopni C ogranicza swoją aktywność do leżenia w przeciągach i w łazience. Jednakże
we wrześniu, już w formie, na pewno zadowoli swoją obecnością wszystkie
uczestniczki i wszystkich uczestników Spotkania, którego tematem literackim
będzie „Żar” Sandora Maraiego. Widzimy się 11 września, kuchnia węgierska. Mniam.
8. Pod koniec dyskusji o książce stwierdzono, że w „Komu bije
dzwon” jest fragment, który wspaniale wpisuje się w motto naszego klubiku książkowego
i pasuje do wyjeżdżającej, aby podbić świat, Polanny, a mianowicie: „Więc się
nie martw, bierz, co masz, i rób swoje, a będziesz żył długo i bardzo wesoło. (…)
Ważne jest nie tyle to, czego się dowiadujemy, co ludzie, których spotykamy”.
Do zobaczenia!!!
Adios amigos!
Ech, pojechałabym do Was na Sandora... Kruca bomba, mało casu.
OdpowiedzUsuń