Protokół po Spotkaniu Pod Pretekstem... " Za dużo słońca Toskanii" Dario Castagno
Ciao belissimas!
Kolejny wieczór książkowy za nami. Atmosfera, jak donoszą
uczestniczki, jest coraz lepsza, spotkania coraz bardziej wyczekiwane, poziom
dyskusji o literaturze rośnie. W ostatni piątek spotkanie odbyło się pod
pretekstem książki „Za dużo słońca Toskanii” Dario Castagno, choć bardziej na
miejscu byłaby chyba lektura „Za dużo wina Toskanii” tegoż autora. Spotkanie
miało coś w sobie z mitycznych bachanalii. Ale po kolei:
1. Książka
miła, łatwa i przyjemna, ale na kolana nie powala. Jak na lekturę o Toskanii,
trochę za mało w niej… Toskanii. To raczej opowieść o amerykańskich turystach w Toskanii. Autor-
przewodnik chyba już się trochę skomercjalizował. Zastanawiałyśmy się, czy nie
zamówić jego usług podczas naszej wyprawy do Włoch. Polanna zaskoczyła nas
wiadomością, że ma Dario „Kasztana” wśród swoich znajomych na fejsie.
2. Kulinarnie
było wyśmienicie: sery (gorgonzola dolce, parrmigiano reggiano mezzano,
pecorino fresco, fromaggio con rucola, mozarella con pomodoro a basilia–czyż te
nazwy nie brzmią jak muzyka?), oliwki, pesto, salami, salcissio curva piccante,
ciasteczka amaretti i te drugie z migdałami, pizza, tiramisu - na wspomnienie
tych pyszności dostaję ślinotoku.
3. Napojowo,
bez zdradzania wszystkich tajemnic i konsekwencji odczuwalnych dnia następnego,
mogę powiedzieć, że były między innymi
wina chianti z znaczkiem oryginalności oraz inne wina prawdziwie włoskie.
4. Każdej
przybywającej na spotkanie uczestniczce została odtworzona z płyty CD i
zadedykowana piosenka „Felicita”.
5. Dało
się zauważyć u niektórych uczestniczek spotkania, że wino wyraźnie wpływa na
ich zdolność mówienia w językach obcych- im więcej wina, tym płynniejszy
angielski czy włoski.
6. Bezdzietne
uczestniczki spotkania zasługują na pochwałę za wysłuchanie bardzo
szczegółowych opowieści dzietnych uczestniczek spotkania o ich porodach
(naturalnym i przez cesarskie cięcie). Efekt tych historii jest chyba odwrotny
do zamierzonego, bo bezdzietne, zamiast zabierać się do prokreacji, miały raczej
przerażenie w oczach.
7. Na
pochwałę i uznanie klubu zasługuje też małżonek Koraliny, który wiernie, bez szemrania
odholował do domów 3/5 grona książkowego po zakończeniu spotkania. Biorąc pod
uwagę dzikie chichoty, miękkie ściany i podłogę w przedpokoju, problemy z
zakładaniem obuwia, odholowanie było konieczne.
8. Słowa
uznania należą się też Polannie, która podejmuje dużo wysiłku, żeby dotrzeć na
nasze spotkania z Krakowa (piątek po południu, korki, zatłoczone busy,
znerwicowani pasażerowie -brrr)- szacun, Polanna.
9. Najczęściej
padającym w naszych rozmowach słowem, odmienianym przez wszystkie przypadki,
był „orgazm”. Pozostawiam to bez komentarza.
10. Na
kolejne spotkanie, które odbędzie się 19 października o godz. 17:30, uzgodniony
został Mirek Nahacz z Beskidu Niskiego. Jednak po przeprowadzonych w Internecie
poszukiwaniach, autor zostaje zmieniony ze względu na prawie całkowitą
nieosiągalność książek Nahacza. W związku z tym, po przeprowadzonej szybkiej
konsultacji sms-owej, w październiku na warsztat bierzemy Filipa Springera
„Miedzianka. Historia znikania”. Czyli literatura polska. Czyli napojowo… o
nie, nie, nie wódka- spróbujemy nalewek („Babuni” na przykład). Kulinarnie-
zobaczymy, do czego natchnie nas lektura. Koralina zadeklarowała gotowość
zaserwowania bigosu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz