¡Hola! ¡Hola! ¡Hola!
Za oknem było szaro, buro, trędowato, no i mgliście… W nocy nadeszła
odwilż… Cienie drzew delikatnie głaskały chodniki… Było nostalgicznie,
tajemniczo…
…ale to tylko za oknem! Bo przy naszym stoliku było gorąco, radośnie i
głośno. Dzięki Carlosowi Ruizowi Zafonowi miałyśmy bardzo OBFITY wieczór-
obfity pod względem liczby uczestniczek, kulturalnym, dyskusyjnym i kulinarnym.
Oto kilka refleksji z kolejnego Spotkania Pod Pretekstem Książki, które, jak
wiele innych rzeczy w naszym życiu, przeszło już do przeszłości, do świata
cieni.
1.
Po kilkumiesięcznych oczekiwaniach
wreszcie przybyła na nasze spotkanie Karolina z Podkowy Leśnej (PL). Czapki z
głów za podjęcie trudu pokonania ponad 350km, aby dotrzeć do nas, posiedzieć z
nami i pogadać. Z otrzymanej od niej opinii zwrotnej wynika, że warto było
podjąć ten wysiłek. Gracias! I czekamy na dalsze wiadomości w związku z
zapowiadanym wydawnictwem…
2.
Po miesiącach nieobecności wróciła na nasze
stęsknione łono córka marnotrawna, Gazela. Uczciwie przyznała, że dyskutowanej
książki nie przeczytała, ale jest usprawiedliwiona: pięknie zdała wszystkie
egzaminy, przynosząc tym samym chlubę naszemu klubikowi. Kolejną okazją do
świętowania było uzyskanie przez Natalię tytułu „Bizneswoman”. Jednakże tej przedsiębiorczej
kobiecie nie wystarczyło nasze towarzystwo, bo wzięła i się zmyła dość
wcześnie, aby uczcić swój sukces w innym gronie. Niemniej jednak tym obu naszym
chicas gratulujemy.
3.
A teraz Pretekst, czyli „Cień
wiatru”. Fajnie się czyta, po jakichś stu pierwszych stronach zaczyna wciągać. Niestety,
dużo traci podczas powtórnego czytania. Cmentarz Zapomnianych Książek na
wszystkich zrobił niesamowite wrażenie. Deszczowa Barcelona zaskakuje. Fermin
jest najbardziej barwną postacią tej książki. Generalnie chyba oceniamy
skierowując kciuki w górę.
4.
Na wniosek Struny do działu „Słówko/wyrażenie
z lektury, które przenosimy do codziennego wokabularzyka” wpisujemy porównanie,
że jakiś facet zna się na kobietach jak na „brabanckich koronkach” (cytuję z
pamięci, więc może być jakaś nieścisłość).
5.
Przygody jednej z postaci
drugoplanowej „Cienia wiatru”, zegarmistrza, sprowokowały długą i ożywioną
dyskusję na temat homoseksualistów, gejów, pedałów i ciot, której w pewnym
momencie towarzyszyła, jak najbardziej à propos, ścieżka dźwiękowa (sic!).
Jednym z wysuniętych wniosków był apel, aby, w ramach praktyk równościowych,
nie mówić, że tylko dziewczyny się puszczają, a faceci to na przykład zaliczają
panienki itd. Mężczyźni też się puszczają, i to na prawo, na lewo, w przód i w
tył (w tył!). Z innych poruszanych tematów, które spowodowały wypieki na
twarzach zgromadzonych chicas, był Kościół i kościół. Dyskusja była burzliwa,
ale na fenomenalnym poziomie, przy poszanowaniu odmiennych opinii dyskutantek.
6.
Znany nam już dobrze Christian Grey
musi mieć australijskie korzenie, bo jako ten bumerang po raz kolejny wrócił na
nasze spotkanie. Jednak nie wzbudzał już takich emocji jak kiedyś. Nie było też
ekstatycznych deklaracji odnośnie chęci przeczytania pozostałych części. Ania
ma drugi tom, to przeczyta i nam streści –czekamy, choć bez przygryzania dolnej
wargi. Ale Gazela i Karolina PL, słuchając pozostałych, chyba nabrały ochoty na
osobiste poznanie Christiana- życzymy miłej lektury, ten pierwszy raz z Greyem
jest rozkoszny!
7.
Oprócz strawy duchowej, była
strawa dla ciała. ¡Dios mío! Ależ było obżarstwo! Stół się uginał od tych wszystkich pyszności.
Ekspertka Polanna Xavierowa wystawiła pozytywną ocenę efektom naszych eksperymentów
z kuchnią hiszpańską (nawet tortilla, która okazała się totalną, choć smaczną,
porażką, zdobyła jej uznanie). Nie będę wypisywać tego, co znalazło się w
naszych żołądkach, bo miejsca by brakło. Za przygotowanie, zakupienie i
przyniesienie jedzenia: ¡muchas gracias! W załączniku do protokołu przesyłam,
na prośbę uczestniczek spotkania, przepisy na leche frita, tartę migdałową de
Santiago i patatas bravas.
8.
Jeśli chodzi o picie, to, o cudzie!, nie było dnia następnego żadnych
dolegliwości, żadnego kaca, czy choćby lekko pogorszonego samopoczucia. Wręcz
przeciwnie: zauważono lecznicze właściwości wina, które skutecznie uzdrawiało
przeziębione ciało czy obolałą duszę. Wino lało się strumieniami (dla porządku:
6 flaszek poooszszszło). I w związku z tym, w trosce o nasze portfele, pojawia
się pytanie: czy ktoś wie, jak zdobyć kartę stałego klienta do hurtowni
monopolowej? Bo jakby nam się udało zaoszczędzić trochę pieniędzy na alkoholu,
to można by je wydać na zakup większej ilości… książek oczywiście.
9.
Struna obdarowała
nas aniołkami (piękne nawiązanie do zbliżających się świąt i innej książki
Zafona „Gra anioła”)- wisząc na domowych choinkach, będą naszym znakiem
rozpoznawczym. ¡Muchas gracias!, Struna. Przy okazji pojawił się też pomysł,
aby spotkać się jeszcze przed świętami w naszym czytającym gronie, na jakąś
wigilijkę (przy wypowiadaniu tego słowa należy przyłożyć ukośnie prawą dłoń do
boku szyi po prawej stronie). Pomysł został rozwinięty dnia następnego i
postanowiono, że w sobotę 22 grudnia, w godzinach wczesno popołudniowych udamy
się do Lanckorony do kawiarnio-galerii „Arka”, aby tam, przy kawie i herbacie
nacieszyć się swoim towarzystwem i złapać oddech przed bożonarodzeniowym
szaleństwem. Szczegóły zostaną ustalone w trakcie nadchodzącego tygodnia.
10. I ostatni temat: lektura na styczeń. Otóż w drodze dyskusji uzgodniono, że
spotykamy się 18 stycznia i porozmawiamy o Tove Jansson. Powiedzmy, że
oficjalnym pretekstem będzie jej biografia „Tove Jansson. Mama Muminków”
autorstwa Boel Westin. Jednakże biorąc pod uwagę ewentualne trudności w
zdobyciu tej książki (choć ja już mam, więc będę mogła pożyczyć), można
przeczytać jej powieść „Lato” (mam po angielsku, chętnie udostępnię) czy autobiograficzną
„Córkę rzeźbiarza”. Choć jeśli któraś z nas kocha Muminki, zna ich wszystkie
przygody, była zakochana we Włóczykiju, to może przedstawić czytającemu gronu
tę stronę Tove. Generalnie rzecz ujmując, następne spotkanie będzie nosić tytuł
jak z teleturnieju „Wielka Gra”: „Tove Jansson- życie i twórczość”. W kwestii
kulinarnej: możemy podjąć temat kuchni fińskiej (narodowość Tove), szwedzkiej
(w tym języku pisała) lub skandynawskiej ogólnie. Ale możemy też, w ramach
eksperymentu, wprowadzić małą odmianę: Skandynawia kojarzy się z bielą, więc
możemy sobie zrobić biały wieczór. Białe pieczywo, biała czekolada, biały
barszcz, kokos, marcepan, biały ser, beszamel, kalafior… - lista może być
długa, jest pole do popisu. I dobra wiadomość dla tych, które ucieszyły się na
myśl, że będzie Finlandia (ta do picia): jest przecież przeźroczysta, więc jak
najbardziej może się wpisać w nasz biały wieczorek. Muminki też są białe.
Pomyślcie nad tym, dajcie znać, co uważacie, potwierdzimy ostatecznie w e-mailu
przypominajkowym w styczniu.
Adios, drogie chicas. ¡ Muchas gracias! jeszcze raz. To był piękny wieczór!
Darz book,
pod choinką zwłaszcza.
I Wesołych Świąt!
Wasza Królowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz