piątek, 25 października 2024

"Migot. Z krańca Grenlandii" Ilony Wiśniewskiej i "Dolina Kwiatów" Niviaq Korneliussen

 


Protokół po "Migocie. Z krańca Grenlandii" Ilony Wiśniewskiej i "Dolinie Kwiatów" Niviaq Korneliussen

Na Grenlandii jest lód, stąd i protokół z kilkudniowym poślizgiem.

1. W czasie wciąż jeszcze letnim, ale tuż przed zimowym, z perspektywy Polek, Europejek, osób wychowanych w tzw. kulturze zachodniej popatrzono na Grenlandię i jej rodzimych mieszkańców. Nie da się całkiem od tej perspektywy odciąć, więc uwierają opisy polowania i zabijania fok, a trzymane w ciepełku bookdogi Grudosława i Azoriusz, gdyby potrafiły czytać, zapłakałyby nad losem ich psich braci karmionych surowym foczym mięsem co trzy dni. Ale Ilona Wiśniewska wykonała kawał dobrej roboty - pokazała czytelnikom, że na życie w Grenlandii nie można patrzeć przez okulary Zachodu. Zanim podniesie się głos nawołujący do zaprzestania polowań i zabijania tych słodkich, egzotycznych dla nas zwierząt, zanim się powie, że z depresję można leczyć, a samobójstwom należy bardziej stanowczo przeciwdziałać, Inughuitów trzeba próbować zrozumieć. Jednak dopóki w ogrodzie czerwienią się jabłka i mienią kolorami drzewa, dopóki lodówka pełna, a do supermarketu i lekarza najwyżej 15 minut piechotą, to zrozumienie będzie trudne.

2. „Migot” i „Dolina Kwiatów” bardzo się uzupełniają, dopełniają. Obie są przygnębiające, obie walą czytelnika między oczy, obie wprowadzają w dyskomfort emocjonalny. Podobnie jak „27 śmierci Toby’ego Obedy”. Porównanie nie jest przypadkowe, bo i tu palec wskazujący skierowany jest na „białych”, którzy prawdopodobnie jako jedyni skorzystali z „cywilizacji” Inuitów. No i rola Danii w tych dwóch opowieściach – dyskretny, niemy niemal wyrzut za uczynienie z Grenlandii krainy podległej i zależnej.

3. Autorka „Migotu” to bardzo odważna kobieta, niebywale wrażliwy człowiek, jej książki chce się czytać wielokrotnie, choć nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Autorka „Doliny Kwiatów” to kobieta stamtąd, z Grenlandii – z jednej strony współczesna, nowoczesna, bywająca w świecie, ale z drugiej strony zakorzeniona w inuickiej kulturze, postrzegająca się wciąż jako inna, niepasująca. „Dolina Kwiatów” – piękna nazwa przywołująca rajskie skojarzenia, ale gdy się ją przeczyta, czar pryska. Obie autorki piszą o tym, że życie na Grenlandii jest ekstremalnie trudne nawet dla tych, którzy tam od zawsze mieszkają.

4. Literacka podróż na Grenlandię zmusiła Uczestniczki do refleksji, że dzisiaj nie umiemy milczeć, nie wiemy, jak radzić sobie z ciszą, że żyjemy w szaleństwie aktywności, zajęć dodatkowych, w które od wczesnych lat życia wciągamy dzieci, że ogromną trudność sprawia nam najpierw znalezienie 10 minut w wypełnionym harmonogramie dnia na to, żeby usiąść w hamaku, a jeśli nawet te 10 minut się znajdzie, to nie potrafimy bezrefleksyjne gapić się na chmury, tak bez myślenia, co się zrobi zaraz po zejściu z tego hamaka. My, ludzie „kultury Zachodu” gdzieś się w tym wszystkich chyba trochę zagubiliśmy.

5. W czasie spotkania sporo czasu poświęcono nowym tytułom, które wpisane zostały na listę pretendentów do książkowych pretekstów spotkań w 2025 albo w 2026 roku. Wśród nominowanych znalazła się „Kobieta zdobywa świat” Janiny Brzostowskiej, choć, jeśli nie będzie wznowienia tej książki, to raczej długo posiedzi na liście oczekujących do omówienia – jedyne wydanie z 1937 roku jest praktycznie nieosiągalne.

6. Ważnym tematem rozmów były relacje rodzinne, a szczególnie wpływ więzi matka-dziecka na dorosłe życie syna. Przysłuchujący się dyskusji Mały Lord, który na ten wieczór przyjął pseudonim Gumowe Ucho, wyjątkowo mocno przytulał się do swojej mamusi, jakby chciał oznajmić całemu światu, że mimo tego, co gadają te wszystkie uczone psychologi, on jej nie opuści przez następne co najmniej 50 lat.

7. Jak zwykle było smacznie. Struna przygotowała „narwale”, czyli roladki z burakiem imitującym posokę i wykałaczką w roli rogu (uwaga, przy przyrządzaniu tej potrawy nie ucierpiał żaden narwal ani żadne inne zwierzę). Stefa przyniosła ciasto „śnieżny puch” z kokosową posypką i różaną herbatę Earl Grey. Królowa upiekła ciasto z jabłkami, które obficie posypane cukrem pudrem przypominało podbiegunowe krajobrazy. Zjedzono też „kry lodowe” (chrupie pieczywo) z serową pastą z makreli.

8. Struna zaprezentowała część ze swojej depresyjnej, polarnej muzyki: z płyt zabrzmieli Bjork, Sigur Ros, Myrra Ros i Halla Nordfjord.

9. Kolejne spotkanie, przy kuchni łabędziej, zaplanowane zostało na 22 listopada. A w grudniu trzynastego omówiona zostanie Samozwaniec.

10. Uprasza się zapamiętać, że rdzenni mieszkańcy Grenlandii to nie Eskimosi - to Inuici, Inughiuci, czyli „wielcy ludzie”. Choć autokorektor Word ciągle podkreśla, że to niepoprawna nazwa.

k.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz