Protokół po "Migocie. Z krańca Grenlandii" Ilony Wiśniewskiej i "Dolinie Kwiatów" Niviaq Korneliussen
Na
Grenlandii jest lód, stąd i protokół z kilkudniowym poślizgiem.
1. W czasie wciąż
jeszcze letnim, ale tuż przed zimowym, z perspektywy Polek, Europejek, osób
wychowanych w tzw. kulturze zachodniej popatrzono na Grenlandię i jej rodzimych
mieszkańców. Nie da się całkiem od tej perspektywy odciąć, więc uwierają opisy polowania
i zabijania fok, a trzymane w ciepełku bookdogi Grudosława i Azoriusz, gdyby
potrafiły czytać, zapłakałyby nad losem ich psich braci karmionych surowym
foczym mięsem co trzy dni. Ale Ilona Wiśniewska wykonała kawał dobrej roboty -
pokazała czytelnikom, że na życie w Grenlandii nie można patrzeć przez okulary
Zachodu. Zanim podniesie się głos nawołujący do zaprzestania polowań i
zabijania tych słodkich, egzotycznych dla nas zwierząt, zanim się powie, że z
depresję można leczyć, a samobójstwom należy bardziej stanowczo przeciwdziałać,
Inughuitów trzeba próbować zrozumieć. Jednak dopóki w ogrodzie czerwienią się jabłka
i mienią kolorami drzewa, dopóki lodówka pełna, a do supermarketu i lekarza
najwyżej 15 minut piechotą, to zrozumienie będzie trudne.
2. „Migot” i „Dolina
Kwiatów” bardzo się uzupełniają, dopełniają. Obie są przygnębiające, obie walą
czytelnika między oczy, obie wprowadzają w dyskomfort emocjonalny. Podobnie jak
„27 śmierci Toby’ego Obedy”. Porównanie nie jest przypadkowe, bo i tu palec
wskazujący skierowany jest na „białych”, którzy prawdopodobnie jako jedyni
skorzystali z „cywilizacji” Inuitów. No i rola Danii w tych dwóch opowieściach –
dyskretny, niemy niemal wyrzut za uczynienie z Grenlandii krainy podległej i
zależnej.
3. Autorka „Migotu”
to bardzo odważna kobieta, niebywale wrażliwy człowiek, jej książki chce się czytać
wielokrotnie, choć nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Autorka „Doliny
Kwiatów” to kobieta stamtąd, z Grenlandii – z jednej strony współczesna,
nowoczesna, bywająca w świecie, ale z drugiej strony zakorzeniona w inuickiej
kulturze, postrzegająca się wciąż jako inna, niepasująca. „Dolina Kwiatów” –
piękna nazwa przywołująca rajskie skojarzenia, ale gdy się ją przeczyta, czar
pryska. Obie autorki piszą o tym, że życie na Grenlandii jest ekstremalnie
trudne nawet dla tych, którzy tam od zawsze mieszkają.
4. Literacka podróż
na Grenlandię zmusiła Uczestniczki do refleksji, że dzisiaj nie umiemy milczeć,
nie wiemy, jak radzić sobie z ciszą, że żyjemy w szaleństwie aktywności, zajęć
dodatkowych, w które od wczesnych lat życia wciągamy dzieci, że ogromną
trudność sprawia nam najpierw znalezienie 10 minut w wypełnionym harmonogramie
dnia na to, żeby usiąść w hamaku, a jeśli nawet te 10 minut się znajdzie, to nie
potrafimy bezrefleksyjne gapić się na chmury, tak bez myślenia, co się zrobi
zaraz po zejściu z tego hamaka. My, ludzie „kultury Zachodu” gdzieś się w tym
wszystkich chyba trochę zagubiliśmy.
5. W czasie
spotkania sporo czasu poświęcono nowym tytułom, które wpisane zostały na listę
pretendentów do książkowych pretekstów spotkań w 2025 albo w 2026 roku. Wśród
nominowanych znalazła się „Kobieta zdobywa świat” Janiny Brzostowskiej, choć,
jeśli nie będzie wznowienia tej książki, to raczej długo posiedzi na liście
oczekujących do omówienia – jedyne wydanie z 1937 roku jest praktycznie nieosiągalne.
6. Ważnym tematem
rozmów były relacje rodzinne, a szczególnie wpływ więzi matka-dziecka na
dorosłe życie syna. Przysłuchujący się dyskusji Mały Lord, który na ten wieczór
przyjął pseudonim Gumowe Ucho, wyjątkowo mocno przytulał się do swojej mamusi, jakby
chciał oznajmić całemu światu, że mimo tego, co gadają te wszystkie uczone psychologi,
on jej nie opuści przez następne co najmniej 50 lat.
7. Jak zwykle
było smacznie. Struna przygotowała „narwale”, czyli roladki z burakiem
imitującym posokę i wykałaczką w roli rogu (uwaga, przy przyrządzaniu tej potrawy
nie ucierpiał żaden narwal ani żadne inne zwierzę). Stefa przyniosła ciasto „śnieżny
puch” z kokosową posypką i różaną herbatę Earl Grey. Królowa upiekła ciasto z
jabłkami, które obficie posypane cukrem pudrem przypominało podbiegunowe
krajobrazy. Zjedzono też „kry lodowe” (chrupie pieczywo) z serową pastą z
makreli.
8. Struna zaprezentowała
część ze swojej depresyjnej, polarnej muzyki: z płyt zabrzmieli Bjork, Sigur
Ros, Myrra Ros i Halla Nordfjord.
9. Kolejne
spotkanie, przy kuchni łabędziej, zaplanowane zostało na 22 listopada. A w
grudniu trzynastego omówiona zostanie Samozwaniec.
10. Uprasza się
zapamiętać, że rdzenni mieszkańcy Grenlandii to nie Eskimosi - to Inuici, Inughiuci,
czyli „wielcy ludzie”. Choć autokorektor Word ciągle podkreśla, że to niepoprawna
nazwa.
k.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz