Protokół po "Akuszerkach" Sabiny Jakubowskiej
Kiciątko
się urodziło! Nie mogło być piękniejszego wydarzenia ilustrującego „Akuszerki”!
1. Alerty RCB,
burzowe chmury i duchota sprawiły, że od wczesnych godzin popołudniowych
Uczestniczki z niepokojem spoglądały na niebo i w różne pogodynkowe aplikacje
mobilne. Podjęto jednak odważną decyzję i na działce u rodziców Struny w
deszczu spadających z drzewa papierówek (z niemałym wysiłkiem) rozpalono
tradycyjnie ognisko. Niestety, przetaczające się po okolicy burze sprawiły, że Kicia
została uziemiona ze swoim dziecięciem w domu, bo maluszek non stop szukał
ukojenia „u mamy na bufecie”.
2. Małopolska,
wieś Jadowniki koło Brzeska, jakieś 100-150 lat temu; wydarzenia historyczne,
które tak naprawdę były tłem, działy się gdzieś za oknem, przetaczały się przez
Polskę, podczas gdy na pierwszym planie było życie w całej swojej palecie barw:
narodziny, choroby, głód, śmierć, tęsknota, cierpienie, strach, ale i miłość, radość,
pomoc bliźnim, odwaga. Sabina Jakubowska z wątków autentycznych i przez siebie
wymyślonych wspaniale utkała powieść, która angażuje od pierwszej strony.
Powieść zainspirowaną losami jej babci, akuszerki.
3. Strunie w
trakcie czytania rzuciło się w oczy podobieństwo „Akuszerek” do omawianych w
maju „Chłopek” Joanny Kuciel-Frydryszak. Nic dziwnego, bo oba tytuły opisują głównie
życie kobiet wiejskich w XIX i w pierwszej połowie XX wieku. „Chłopki” to
jednak literatura faktu, a w „Akuszerkach” pełno jest emocji, no i mężczyźni częściej
są pokazani od tej pozytywnej strony, jako kochający i szanujący swoje żony,
potrafiący ugotować i zająć się dziećmi. Pod tym względem Uczestniczkom
spodobał się stworzony przez Jakubowską Wawrzon, w którym Stefa nawet się przez
chwilę zakochała. Wiele, bardzo wiele w „Akuszerkach” jest fragmentów, które na
długo zostaną Uczestniczkom w pamięci.
4. Przywołano
postaci z rodzinnych historii, które, zgodnie z ówczesną praktyką, urodziły się
w domu. Mama Królowej czy tata Struny przyszli na świat w asyście akuszerek
właśnie. Wciąż zaskakująco dużo osób z najbliższego grona tak urodzonych, co
świadczy o tym, że porody w szpitalu pod opieką lekarza są względnie nowym
wynalazkiem. Teraz dzieci rodzą się w czystych, sterylnych niemal szpitalach, mają
zapewnioną najlepszą opiekę medyczną, zwiększającą przeżywalność dzieci i matek
podczas porodu. Kiedyś narodziny były naprawdę namacalną, integralną częścią
życia, matki nie znikały z domu na kilka dni, żeby wrócić już z niemowlęciem. Dzieci
rodziły się w izbach, w których byli inni domownicy, w cieple pieca, na którym
gotował się rosół, choć jednocześnie poród otoczony był tajemnicą, nabożnością
wobec Życia i Śmierci. Dziś dziecko można zobaczyć już w łonie matki, zmierzyć
je, zważyć, ocenić genetycznie. Przy okazji wspomniano ubiegłoroczne wakacyjne spotkanie
książkowe na działce, w czasie którego skakano przez ognisko, co, jak przypomniała
Struna, w pradawnych czasach miało przywoływać moce płodności. Mistrzynią w
skokach przez ogień była wtedy Kicia, a medalem zwycięstwa jest kwilące dziś u
jej piersi dzieciątko.
5. W związku
z przypadającymi w dzień spotkania urodzinami Stefy, a także niedawnymi urodzinami
Struny, Poldzi i zbliżającymi się urodzinami Kici, podano torcik sernikowy w
kolorze baby pink. Stefę odpytano o jej marzenia i życzenia względem przyszłości.
Wraz z torcikiem skonsumowano inne potrawy łączące się z książką lub dozwolone
dla kobiet w połogu i matek karmiących. Były więc wafelki Familijne, deser
grysikowy z wiśniami, mini sucharki, koreczki, sałatka z grillowaną gruszką (wybitnie
kobiecy kształt) i innymi warzywami będącymi źródłem wielu witamin i minerałów (sałatka
została podana na talerzu w muszle po również urodzonej w domu cioci-babci
Struny), szarlotka i ptysiowe tampony oraz sałatka ziemniaczana. W roli
podpłomyków wystąpiła pinsa z serem, pomidorami i kiełbasą przypieczona na
ognisku. Nie zabrakło wódki – w wersji minimalistycznej, jako nadzienie
czekoladek dla dorosłych.
6. Rozmawiano
o tegorocznych minionych już i przyszłych wyjazdach urlopowych. Przytoczono
kilka turystycznych anegdot. Podzielono się doświadczeniami w posługiwaniu się
językami obcymi za granicą. Wygląda na to, że w tym roku do Grecji nikt nie
wyjeżdża, jednak Uczestniczki w wyobraźni za pośrednictwem „Wyspy” Victorii
Hislop przeniosą się na Kretę i leżącą nieopodal Spinalongę. Kuchnia oczywiście
grecka. Przed spotkaniem 16 sierpnia uprasza się o rozgrzanie nóg - do
odtańczenia Greka Zorby.
7. Klamrą
zamykającą lipcowe spotkanie książkowe było tradycyjne przejście górą przez
ogrodzenie (mimo otwartej bramy) w wykonaniu Struny.
A po pobliskiej łące majestatycznie
przechadzał się bocian.
k.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz