Protokół po "Szamańskiej chorobie" Jacka Hugo-Badera
Zdrastwujtie!
Od aneksu się zacznie i na zapowiedzi aneksu się skończy.
1. Pierwszy aneks dotyczy wyjazdu Uczestniczek Spotkań do
miejsc związanych z pisarką omawianą na klubiku czerwcowym, Janiną Barbarą
Górkiewiczową. Uczestniczki udały się do izby pamięci poświęconej Górkiewiczowej,
w której zgromadzone został pamiątki po pisarce oraz inne artefakty pochodzące
z czasów i miejsc, w których żyła. Izba malutka, skromna, pachnąca kurzem i
myszami, ale mająca gospodarzy z pasją: dyrektor szkoły i polonistka, skromni społecznicy,
ludzie, którym się chce. Po wizycie w izbie pamięci Uczestniczki strzeliły
sobie focię z odlaną z metalu Górkiewiczową, przytwierdzoną na stałe do
ławeczki stojącej na brzegu Jeziora Mucharskiego. Potem, nie bez wysiłku,
odszukały dom, w którym Górkiewiczowa mieszkała i tworzyła. A na końcu, też z
pewnymi trudnościami, na cmentarzu w Mucharzu znalazły grób, w którym spoczywają
Janina Barbara i Tadeusz Górkiewiczowie. Podróż śladami pisarki była
ekscytująca, inspirująca, pouczająca, a czasami przyprawiająca o dreszcze (duch
Górkiewiczowej najmocniej dmuchnął w kark Stefy). Co jeszcze można zrobić, żeby
Górkiewiczowa nie została całkiem zapomniana? Struna znalazła prostą odpowiedź:
czytać jej książki. Czytajmy więc.
2. A teraz bohaterka spotkania książkowego wrześniowego: „Szamańska
choroba”, czyli reportaż z wyprawy Jacka Hugo-Badera, faceta w czerwonych
portkach i z jednym okiem, do dalekich krain w byłym Związku Radzieckim w
poszukiwaniu znachorów, uzdrowicieli, odmieńców, wróżbitów, hochsztaplerów,
szaleńców i szamanów oczywiście. To już druga książka Hugo-Badera omawiana na
klubiku (wcześniej były „Dzienniki kołymskie”, którą wzięto na tapet jako jeden
z pierwszych pretekstów książkowych w historii Spotkań). Wrażenia ogólne bardzo
dobre. Hugo-Bader skutecznie wprowadził Uczestniczki w mistyczny stan, w czasie
którego dywagowano o „przypadkowych przypadkach”, o niewytłumaczalnych
doznaniach duchowych, o tajemniczym kontakcie z duszami bliskich zmarłych, o
snach, o cudach, o zmysłach, o więzi siostrzanej nie z krwi, a z ducha, o coraz
powszechniejszych zaburzeniach psychicznych, o rozumie ludzkim, który, wydaje
się, tak mało jeszcze pojmuje. Z uwagi na to, że spotkanie miało miejsce na
działce rodziców Struny, gdzie palono ognisko, Uczestniczki obmyły się dymem,
okadziły, oczadziły, w efekcie czego śmierdziały spalenizną jeszcze długo po
zakończeniu spotkania. Dym, ogień, ciemność i szamańska atmosfera najbardziej
udzieliły się Strunie („Ogniu, krocz za mną!”), która przeskakiwała rączo przez
płonące ognisko, a wszystkie oddane skoki złożone były w ofierze duchom i bogom
w różnych, bliskich sercom Struny i pozostałych Uczestniczek intencjach. Kilka razy
przez ogień przeskoczyła również Kicia. W skocznym nastroju Struna zakończyła
spotkanie, przechodząc, jak nakazuje klubikowa tradycja, ponad bramą do ogródków
działkowych, mimo otwartej furtki bocznej.
3. Jacek Hugo-Bader ma lekkie reporterskie pióro, dobrze
się czyta jego książki. Z łatwością można sobie wyobrazić, jak siedzi przy
ognisku i opowiada o swoich niesamowitych przygodach, a wszyscy wokół słuchają
go z otwartymi buziami. Ale z „Szamańskiej choroby” wyłania się też Hugo-Bader
prowokator, chojrak, kozaczący Polaczek o dużym ego, taki, który nie boi się podważać
wiarygodności swoich rozmówców. On chyba już tak ma, że jest mu bliżej do
gawędziarza Sabały niż do reportera obiektywnie relacjonującego zaobserwowane
zdarzenia.
4. W związku z tym, że „nie ma przypadkowych przypadków”,
Uczestniczki z gęsią skórką przeczytały ostatnie strony „Szamańskiej choroby”, gdzie
mowa była o zaginionej 4-letniej Karince Czikitowej ze wsi Kjacziczi, która ze
swoim pieskiem przeżyła w tajdze 12 dni. A kiedy odnaleziono w książce
wyjaśnienie, że „czuma” to szamańska chata, już nikogo nie dziwiło, że wrześniowe
spotkanie miało miejsce tam, gdzie miało.
5. „Szamańska choroba” wywołała rozmowy na tematy różne i
różniaste. Mówiono o sąsiadach zaburzonych psychicznie (Stefa i Kicia), o
mijającym lecie i bezkrwawym polowaniu na motyle (dla Struny sezon był średnio
udany – znalazła jedynie 35 rodzajów motyli), o dzieciach własnych i znajomych,
o planowanym jesiennym wypoczynku urlopowym (Królowa). A w tle rozmów pobrzmiewała przytłumiona
muzyka lokalnej imprezy: Oktoberfestu zorganizowanego w septembrze (takie
rzeczy tylko u nas).
6. W czasie spotkania ciała nakarmiono potrawami
związanymi z zielarstwem i znachorstwem -wszamano: ziemniaki spod garnka
upieczone w ogniu, okraszone masłem ze szczypiorkiem, zupę jarzynową z kociołka
z chlebem drwala, paszteciki z grzybami, grillowane roladki ziołowe z bakłażana
według przepisu rosyjskiej jutuberki z Gruzji, bajgle z ziołami prowansalskimi,
ciasteczka „anielskie oczy”, kształtem przypominające szamańskie bębny krążki
sera z ziołami i pieprzem, które przypiekane były nad ogniem i podane z
brusznicą, chrupki z soczewicy, rogaliki, maliny, borówki, arbuza. Za
pośrednictwem Kici rosyjscy oligarchowie przysłali paczkę z wycieczki do
Francji, zawierającą pękatą butlę szampana 0%, (trunek ochoczo wypito do
ostatniej kropelki). Raczono się również miętowym napojem wspomagającym trawienie
i orzeźwiającym umysł. Na deser Struna sprezentowała każdej Uczestniczce bukiecik, w skład którego weszły nagietek, nawłoć i inne będące pod ręką ziela.
7. Kicia, tuż przed wylotem na urlop, była już lekko w
nastroju „siga-siga”. Pozostałe Uczestniczki, mimo natłoku obowiązków domowych
i zawodowych, powoli nabierają odpowiedniego dla swojego wieku dystansu do problemów
i kłopotów, a przede wszystkim do ludzi wokół, których języki są kąśliwe, a
słowa przepełnione żółcią i zazdrością. Ludziom o złej energii mówimy stanowcze
„paszoł won!”. Uczestniczki niech zaś zachowają (w miarę możliwości) stoicki spokój
wobec niepokojów codziennych, niech okadzają się dymem, niech wąchają i palą
zioła, niech się cieszą życiem – cokolwiek, co pomoże im zachować pogodę ducha,
optymizm i sprawny umysł (zaleca się czytanie książek w dużej ilości, ewentualnie
rozwiązywanie krzyżówek) na starość. Hugo-Bader pisze: „Bo choroby biorą się od
złych myśli, stresu, zgryzoty, a trzeba próbować być szczęśliwym, lekarstwo
jest w twojej głowie i sercu. Na wszystko”.
8. Drugi aneks będzie miał miejsce podczas październikowego
spotkania książkowego, w czasie którego, w nawiązaniu do „Szamańskiej choroby”,
dokonana zostanie degustacja różnych nalewek domowej produkcji, mających
działanie lecznicze, uzdrawiające, rozweselające, poprawiające trawienie oraz wprowadzające
w inny wymiar. Sprawdzone zostanie, jak działa nalewka wypita z nibyabsyntem. Rzeczonym
napojom towarzyszyć będzie jadło artystyczne.
9. Wszystko w życiu jest po coś. Spotkania książkowe też
są po coś. I to październikowe, w czasie którego będziemy mówić o Witkiewiczu i
Witkacym, też będzie po coś. „Z tego wyniknie jakieś dobro, tylko, na Boga, nie
pękaj, nie załamuj się, wyjdź na drogę i machaj – ktoś na pewno się zatrzyma”.
Na przykład książkobus się zatrzyma.
Z wdzięcznością z kolejne spotkanie,
k.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz