Protokół po "Awarii małżeńskiej" Nataszy Sochy i Magdaleny Witkiewicz oraz "Były sobie świnki trzy" Olgi Rudnickiej
Cześć i czołem!
Kolejny wakacyjny klubik książkowy na działce
Rodziców Struny za nami.
Książki wieczoru nie były przedstawicielkami literatury
z górnej półki, raczej z tej niższej, tej na czas podróży pociągiem, tej na
takie przemęczenie umysłowe, że mózg jest w stanie tylko składać litery i odczytywać
treść prostą, bez rozkminek intelektualnych. „Awaria małżeńska” przypomina licznie
reprezentowane filmowe komedie amerykańskie w stylu nieoczekiwania zamiana ciał,
żeby wejść w rolę swojego wroga, a dzięki temu zrozumieć go i na końcu
pokochać. Tutaj dodatkowo mamy wątek stereotypowego obrazu matki Polski i jej
niedojrzałego męża. W wyniku wypadku heroiczne matki muszą odpuścić, a
zdziecinniali tatowie wydorośleć. I wszystko kończy się happy endem. W „Były
sobie świnki trzy” jest trochę więcej śmiechu, dialogi są bardziej zabawne,
inteligentniejsze, postaci bardziej charakterystyczne, a cała historia aspiruje
do komedii kryminalnej w stylu Chmielewskiej. „Świnki trzy” ocenione zostały
lepiej niż „Awaria”. Obie książki łączy to, że sprawiają wrażenie jakby wyszły
spod pióra absolwentek kursu pisania lekkich powieści dla kobiet, idealnie nadających
się do przeniesienia na ekran – et voilà, mamy kolejną polską komedię romantyczną
z Tomaszem Karolakiem, Małgorzatą Sochą i Piotrem Adamczykiem.
Inspiracją do zaserwowanych potraw były „Były sobie
świnki trzy”. Struna przygotowała świnię w trzech odsłonach, czyli grillowane
paróweczki z bekonem, szaszłyki z boczkiem i suszoną śliwką oraz swojską
kiełbasę. Autorstwa Struny była też trójskładnikowa sałatko-salsa. Błyskawica
przyniosła ciasto drożdżowe z trzema rodzajami owoców. Królowa zrobiła trzyczęściową
zupę: gazpacho plus warzywa do chrupania plus wędzony ser biały do posypania.
Poldzia poszła na łatwiznę i kupiła batoniki „3bit”. Jedzono też ser
grillowany, ale sposób przygotowania był chyba nieprawidłowy, bo efekt końcowy
na talerzu daleki był od zdjęcia na opakowaniu.
Wieczór był chłodny, więc ognisko, rozpalone przez
Pana Struna, pełniło funkcję nie tylko dekoracyjną, ale głównie grzewczą.
Wspominano przeszłe wakacyjne klubikowe spotkania na działce Rodziców Struny. Zdano
relację z wydarzeń z ostatnich dwóch tygodni. Omówiono samopoczucie psychiczne
zebranych (najwięcej do powiedzenia miała Poldzia). Zaplanowano kolejne
spotkanie (19 sierpnia), którego główną bohaterką kobiecą będzie dawno
niewidziana Polanna, a książkową „Dom Holendrów” (kuchnia, wiadomo,
holenderska).
W ciszy i spokoju zrelaksowano się i miło spędzono
czas.
Do zobaczenia za miesiąc z hakiem!
k.