Protokół po "Chrobocie" Tomasza Michniewicza
Saluton!*
W ogóle to Kicia myślała, że omawiany będzie „Nowy
wspaniały świat” (tak to jest, kiedy się czyta co drugie zdanie i słucha brzuchem
zamiast uchem) i w związku z tym przyniosła potrawę futurystyczną, ale prędko
dorobiła do niej nową bajkę i ciecierzyca la soma sprytnie wpisała się w gastronomiczną
cześć wieczoru poświęconemu „Chrobotowi” Tomasza Michniewicza.
1. Prawie cały czas słuchano muzyki z Zimbabwe. Według
Juanity z Kolumbii „słuchanie muzyki jest jak czytanie książki. Wpływa na
ciebie, oddaje nastrój, kształtuje myśli, przynosi obrazy. Muzyk zasiewa w
tobie ziarno swoich emocji, które może potem kiełkować”. Emocje - książka wieczoru
wzbudziła ich sporo, więcej, niż można by się spodziewać. Najbardziej
rozemocjonowana była Królowa, która przez 2 tygodnie „trawiła” zapiski
Michniewicza z rozmów przeprowadzonych z przedstawicielami siedmiu, bardzo
różnych od siebie, krajów. Pierwsze wrażenia Królowej to bezsilność,
bezradność, wstyd z powodu bycia mieszkanką bogatego kraju, bycia częścią
Świata Zachodniego, z powodu posiadania więcej, niż milionom ludzi potrzeba do
życia. Po jakimś czasie nieoczekiwanie pojawiła się złość na autora „Chrobotu”,
że napisał książkę, która wpędza czytelnika w poczucie winy, że celowo pokazał
mieszkańców Europy i USA jako uprzywilejowanych, w lepszej pozycji. Michniewicz
wprost pisze, że każdy z nas, czytelników w węższym ujęciu, ludzi Zachodu w
szerszym, przyczynia się do katastrofalnej sytuacji w krajach Trzeciego Świata.
Ale są tu jeszcze dwie kwestie. Pierwsza, Michniewicz nie pisze o wysokiej
cenie, którą Europejczycy czy Amerykanie płacą za bycie mieszkańcem kraju
bogatego. A to są choroby cywilizacyjne, stres, zawały wywołane pogonią za pieniądzem
(pogonią niejako mu narzuconą), samotność, choroby psychiczne z depresją na
czele, zatracenie umiejętności przeżycia w zetknięciu z prawdziwą naturą – obowiązkowy
udział w peletonie, w którym być może wielu nie chciało startować. Druga, „Chrobot”,
z pozoru reportaż obiektywnie pokazujący różne oblicza współczesnego życia na
świecie, jest jednak nacechowany perspektywą europejską – opis sytuacji w
Ugandzie, Zimbabwe, Kolumbii czy Indiach narzuca ocenę zachodnią, wzbudza
współczucie wobec osób żyjących za kilka dolarów miesięcznie, nie mających
dostępu do edukacji czy śpiących na glinianej podłodze w namiocie z kartonów
czy szmat. A jak tę książkę odebraliby mieszkańcy tych krajów? Czy oni również
myśleliby o życiu w swoim kraju ze współczuciem? A może z poczuciem winy, że,
choć biednie, i tak mają lepiej niż ludzie z Japonii, Finlandii czy USA?
2. W czasie rozmowy pojawiły się pytania o to, co można
zrobić, czy ma się wpływ na los dziecka w Indiach czy Ugandzie? Padło pytanie,
czy w jakiś sposób „Chrobot” zmienił życie jego autora? Stefę najbardziej
zainteresował wątek modeli wychowania -
w każdym zakątku świata perspektywa na dziecko, na zapewnienie mu warunków
rozwoju i przygotowanie do życia, jest inna. Stefa nie oceniała, gdzie dzieciom
jest lepiej, ale spostrzegła, że coś, co w Polsce byłoby uznane za niewydolność
wychowawczą czy zbytnie narażanie dziecka na niebezpieczeństwo, gdzie indziej
jest normą i najwłaściwszym przygotowaniem do życia. Strunę najbardziej ujęła
historia japońskiej nauczycielki. Początkowo niektórym przeszkadzała formuła
książki: historie o kolejnych bohaterach wymieszane, poprzeplatane,
utrudniające szybkie zorientowanie się w akcji. Ale z biegiem czytania wszystko
zaczęło się składać w jeden obraz.
3. Dużo rozmawiano o naszych czasach, czyli
współczesności, o konsumpcjonizmie, o materializmie, o dominacji pieniądza, o
polityce opartej na wyzysku najbiedniejszych, o współczesnym nieustannym
zaspakajaniu przerośniętych, wmówionych potrzeb. Zastanawiano się, co robimy
lub co możemy zrobić, żeby wyjść ze spirali kupowania, używania (nie zużywania),
wyrzucania, i znowu kupowania w ilości większej, niż naprawdę potrzeba. Wysnuto
wnioski, że świata nie zmienimy, ale takie książki jak „Chrobot” pomagają w
budowaniu świadomości, w autorefleksji na temat tego, że, być może w sposób
niezależny od nas, jednak uczestniczymy w procesie bogacenia się bogatych i
biednienia biednych. I nie o zrównanie tych nierówności tu chodzi, ale o
świadomość ich istnienia. W „Chrobocie” jest napisane: „Jedni potrzebują, inni
chcą pomóc, ale ktoś po prostu zarabia na tym pieniądze”.
4. Z dalekich krajów przeniesiono się na rodzime podwórko.
Mówiono małych i dużych troskach domowych, o tym, że młodsze Poldziątko właśnie
wkracza w dorosłość, o pociesznym wnuczęciu Błyskawicy. Stefa zaczęła interesujący
temat: obserwując jedną ze scenek rodzajowych z udziałem swoich rodziców,
zadała sobie pytanie, co ma po mamie. Odpowiedź na to pytanie znalazła, ale
może warto na kolejnym klubiku poprosić pozostałe Uczestniczki o udzielenie
informacji, co mają po swoich mamach.
5. Nie zabrakło tematów mniej poważnych. Poldzia
opowiedziała o tym, w jak niedoskonałym stanie dostarczyła Poldziątku urodzinowy
tort. Ważną rolę w jej zabawnych opowieściach udział wzięły również parówki. Błyskawica
i Poldzia zdały relację z pewnego wyjazdu do SPA, w którym skorzystały z pakietu
relaksacyjnego dla par.
6. Na osobny akapit zasługuje informacja o likwidacji
sklepu, w którym wszystkie Uczestniczki zaopatrywały się w rewelacyjne majtki
(jedne z nich, czerwone, były w przeszłości prezentem ofiarowanym przez Poldzię
pozostałym Uczestniczkom). Zazdrośnie patrzono na te, które wcześniej zapobiegawczo
zdążyły się w owym sklepie zaopatrzyć w odpowiednią ilość bielizny.
7. Jedzono potrawy z krajów opisanych w „Chrobocie”.
Kicia naprędce przypisała huxleyowską somę z młodą kapustą do Indii, wszak
ciecierzyca w kuchni hinduskiej jest powszechna. Zaserwowane przez nią danie
wyróżniało się olbrzymią oryginalnością i po degustacji stwierdzono, że może
zostać podane powtórnie na kolejnym spotkaniu książkowym. Struna oddała
kulinarny hołd Kanae Takasaki z Tokio – przygotowała pyszne okonomi yaki. Stefa
przyrządziła rybę po japońsku, aka po holendersku, aka po portugalsku (pomieszanie
krajów jak w „Chrobocie”). Królowa zrobiła afrykańską pożywną zupę fistaszkową
i amerykańskie strasznie słodkie i strasznie tłuste (2,5 kostki masła!) nanaimo
bars, czyli czekoladowe batoniki domowe. Błyskawica przyniosła lody. A Poldzia,
z racji tego, że książki nie przeczytała, przyniosła zupę „nic”, która wniosła
wakacyjną świeżość i owocową lekkość. O dziwno na stole nie pojawił się rolex,
czyli znany w Afryce płaski omlet z warzywami zwijany w rulonik – rolled eggs.
8. Wstępnie rozmawiano o konieczności ustalenia formuły wspólnego
klubikowego świętowania urodzin. Dyskusję postanowiono kontynuować w mediach
społecznościowych z udziałem wszystkich jubilatek
czerwcowo-lipcowo-sierpniowych. Padło również hasło miejsca kolejnych spotkań.
Przypomina się, że w tej kwestii nikt monopolu nie ma, więc spotkać można się u
tego, kto wyrazi chęć goszczenia u siebie rozgadanej i często rozchichotanej, a
bywa, że i pod wpływem alkoholu, grupki pań w średnim wieku.
9. W dzień zakończenia roku szkolnego Uczestniczki znowu
się zbiorą, żeby omówić „Nowy wspaniały świat” Huxleya. Obowiązywać będzie
kuchnia nowa, poprawiająca nastrój.
10. Podczas rozmów Uczestniczek Mały Lord siedział sobie
na podłodze, bawił się klockami, układał puzzle, od czasu do czasu spróbował
czegoś z klubikowego stołu. Dziecko – spokojne, bezpieczne, radosne. Otoczone
kochającymi Rodzicami, Ciociami, bookdogami i bookkotem. Dziecko mające więcej
niż jedną parę butów i więcej niż jedną książkę. Być może nie będzie nadużyciem
porównanie Spotkań Pod Pretekstem Książki do ugandyjskiej wioski Marggie, w której
„wszyscy sobie zawsze pomagali. Razem mają akurat tyle, żeby sobie jakoś
poradzić (…). W takich wioskach dorastasz wiedząc, że nie żyjesz sam, a wśród
innych. Trzeba być razem, bo warunki ciężkie, nigdy nie wiesz, co się wydarzy.
Bez innych może sobie w ogóle nie poradzisz. Gdy się dzieje źle, ta świadomość
przynosi dużą ulgę. Nie musisz być przez cały czas samowystarczalny, zawsze
masz na kogoś liczyć”.
Życząc sobie znalezienia fińskiego poczucia stanu
sielunrauha, żegnamy się do następnego spotkania za miesiąc.
k.
*Saluton! (esperanto) – Cześć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz