Protokół po "Purezento" Joanny Bator
ハロー
W jesiennych już okolicznościach przyrody Uczestniczki i
Uczestnicy spotkania książkowego zebrali się, aby podzielić się wrażeniami z
przeczytania „Purezento” i z innych wydarzeń z ostatnich kilku tygodni.
1. Książka Joanny Bator podobała się, choć patrząc na ilość
czasu poświęconą dyskusji na jej temat, nie była aż tak porywająca czy
kontrowersyjna. Czytało się ją dobrze i, co może trochę dziwne, była łatwiejsza
w odbiorze niż sierpniowa lektura Sukegawy czy powieści Murakamiego. Łatwiej
było zrozumieć „co autor miał na myśli”. Polski rodowód autorki stanowił
przewagę w ukazaniu istoty japońskości zawartej w książce. Japończycy piszą o
doznaniach, polscy pisarze piszą o emocjach. „Purezento” jest nie tylko dla
osób w kryzysie, w rozpaczy, na życiowym zakręcie czy podnoszących się po
emocjonalnym upadku. To również przesłanie czy apel o zwolnienie, o robienie
nawet najprostszej rzeczy z uwagą i z namaszczeniem, o życie tu i teraz, o
angażowanie się każdą czynność na 200%. Powieść Bator wpisuje się w modne
ostatnio slowlife czy mindfullness.
2. Kulinarnym wyznacznikiem był tytuł omawianej w sierpniu
książki Sukegawy, czyli czerwona fasola i wiśnia. Struna przygotował sałatkę „Umami”
według wymyślonej przez siebie receptury: mix sałat z czerwonymi buraczkami,
oliwkami, serem lazur i oczywiście wiśniami. Sałatka ta była jedyną wytrawną pozycją
w menu. Stefa upiekła kruche ciasto z wiśniami pod bezową kołderką. Poldzia przyniosła
ciasto z czerwonej fasoli. Królowa zrobiła babeczki z wiśniowym dżemem,
wiśniami mocno alkoholizowanymi i bitą śmietaną z serkiem mascarpone. Pojawiły
się też na stole quasi dorayaki, czyli oryginalnie ponoć nieziemsko słodkie japońskie
placuszki z farszem z czerwonej fasoli, wokół których kręciła się akcja „Kwiatu
wiśni i czerwonej fasoli”. W klubikowej wersji dorayaki składały się z placuszków
(zamiast jednego będącego połączeniem dwóch sklejonych ze sobą) i fasolowego
farszu podanego w miseczce obok placuszków, gdyż farsz klubikowy był zbyt
płynny i nijak nie dał się zamknąć w placuszkach. No i dorayaki zrobione na
potrzeby Spotkania zostały wykonane przy użyciu ok. 1/8 zalecanego w przepisie
cukru, choć i tak były dość słodkie. Konsumpcji i rozmowom towarzyszyła muzyka
Johna Lennona z płyty „Imagine”. Niestety, nie wysłuchano żadnego utworu Neneh
Cherry.
3. W trakcie spotkania omawiano najnowsze nabytki książkowe.
Komentowano też nowe kłafiury Stefy i
Królowej, a przy okazji skomentowano usługi świadczone przez lokalnych
fryzjerów i cenniki tychże usług. Rozmawiano o inauguracji kolejnego roku
szkolnego przez progeniturę Uczestniczek i o kupowaniu torebek (chwilowa
refleksja, że może kolejna torebka jest niepotrzebnym zbytkiem, że po co komu następna
torebka, została zagłuszona szybko stwierdzeniem, a właściwie filozofią życiową
jednej z cioć Królowej, że przecież „torebek i butów nigdy za wiele”).
Uczestniczki obgryzając paznokcie ze zdenerwowania kibicowały Poldzi na finiszu
aukcji internetowej, w której Poldzia chciała wylicytować dla siebie emaliowany
talerz (Poldzia talerza nie zdobyła, zasady aukcji w ostatniej chwili zostały
nieco nagięte przez administratorkę, więc finisz pozostawił za sobą lekki
smrodek i nutę rozczarowania wśród Uczestniczek).
4. Oprócz spraw przyziemnych dyskutowano również tematy
duchowe. Stefa podzieliła się refleksją na temat potrzeby zwolnienia w życiu,
zatrzymania się na chwilę, złapania oddechu. Do niej dołączyły głosy dotyczące
uciekającego z zawrotną szybkością czasu (przy okazji Królowa przytoczyła
wyniki niedawno przeprowadzonych badań naukowych potwierdzających, że czas
szybciej upływa osobom optymistycznie nastawionym do życia, natomiast
pesymistom czas się dłuży). Wrócono na chwilę do książki o kobietach tj. „Brakująca
połowa dziejów” i do wątku traktowania kobiet przez współczesny Kościół polski.
Wygłoszono sprzeciw wobec dobrze widocznego (zwłaszcza w obecnych
okolicznościach politycznych) zjawiska wyznawania Kościoła, a nie Boga.
5. Zaplanowano też wstępnie lektury na trzy kolejne miesiące: w
październiku (25.10) omówimy „Sprawę Hoffmanowej” Katarzyny Zyskowskiej
(obowiązywać będzie kuchnia zakopiańska, tatrzańska), w listopadzie „Motory”
Emila Zegadłowicza, a w grudniu „Shantaram”.
Z jesiennym pozdrowieniem,
k.
Jeszcze trzy jeny ;) ode mnie, czyli kolejny dowód na to, jak jedna książka prowadzi do drugiej :)
OdpowiedzUsuńW "Purezento" Bator jest pod koniec taka scena, gdy bohaterka widzi w herbacianym pawilonie parę staruszków. Starsza pani ma zniekształcone dłonie, brakuje jej palców jak Tokue z "Kwiatu wiśni i czerwonej fasoli" Sukegawy. I cytacik: "W brzydocie jej zniekształconych dłoni ukrywała się potencja innego piękna. Takiego, które doświadczyło cierpienia i utraty."
Struna