Protokół po "Nie ma" Mariusza Szczygła
A ku ku!
Najdłuższy dzień w roku był i gorący, i parny, i
burzowy - w tych okolicznościach pogodowych miało miejsce kolejne spotkanie
książkowe.
1. Na początku złożono życzenia i wręczono prezent
czerwcowej jubilatce Strunie, a potem również czerwcowej Błyskawicy, która
przybyła na spotkanie nieco spóźniona, co spowodowane było koniecznością
wyjazdu do weterynarza ze schorowanym kotem.
2. Mimo że Struna już w drodze na spotkanie obwieściła,
że „Nie ma” jakaś wybitna nie jest, przeczytała ją z zaciekawieniem. Co więcej,
książka wieczoru okazała się świetnym pretekstem do poruszenia naprawdę różnorakich
tematów, a Stefa poczuła się silnie zmotywowana, żeby ją przeczytać. Cytowano
wiele fragmentów (na przykład: „Nauka wyniesiona z domu, że chleba i książek
nie wyrzucam”), z przyjemnością podążano za literackimi tropami zostawionymi
przez Szczygła, porównywano wrażenia dotyczące poszczególnych historii.
Znaleziono nawiązania do Szekspira, Szymborskiej, Miłosza, Tokarczuk,
dostrzeżono silną pisarską więź autora z Hanną Krall. Tak naprawdę „Nie ma”
przeczytały jedynie Struna i Królowa, ale Stefa i Błyskawica miały do
powiedzenia wiele w tematach wywołanych przez lekturę wieczoru. „Nie ma”
powstała jako efekt odkrycia dokonanego przez Szczygła, gdy skończył
czterdzieści lat, że się starzeje i że kiedyś umrze. Zawarte w książce bardziej
lub mniej ciekawe historie o ludziach, rzeczach, zwierzętach, stanach umysłu
łączy filozoficzne stwierdzenie, że ich już nie ma. Albo są, jedynie gdy zostaną zapamiętani. Bo żyć po śmierci można tylko w pamięci innych, jeżeli nikt cię
nie zapamięta, to tak, jakby cię nigdy nie było. Więc ta książka została chyba
po to napisana, żeby pamiętać tych, co odeszli. I żeby pamiętać o Mariuszu
Szczygle, gdy umrze.
3. Przy okazji omawiania cierpiących psychicznie
bliźniaczek –pisarek Woźnickich ubolewano nad smutnym losem książek
bibliotecznych, które, jeśli nie są wypożyczane wystarczająco często, poddane
zostają eutanazji, czyli wyjęte z regału i oddane do utylizacji. Wspomniano
Czechowa, omawianego na jednym z wcześniejszych spotkań klubikowych, któremu
nasze zainteresowanie i wypożyczenie dały być może kilka dodatkowych lat życia
w lokalnej bibliotece. Z przerażeniem pomyślano o tych wszystkich książkach z klasyki
literatury wycofanych z obiegu bezpowrotnie i zniszczonych. Być może należy
podjąć jakąś inicjatywę pozwalającą książkom niechcianym już przez biblioteki
znaleźć nowe domy – temat do podjęcia na kolejnym spotkaniu.
4. Nieco dłuższą chwilę poświęcono tematowi wywołanemu
przez Szczygła w opisanym przez niego budapesztańskim sklepie z przedmiotami po
ludziach zmarłych. Natychmiast przywołano Jacka Dehnela i jego pasję
kolekcjonerską związaną z bardzo starymi zdjęciami osób z nim niespokrewnionych. Trochę też ubolewano nad obecnym podejściem do robienia zdjęć i
ich powszechnym przechowywaniem w formie wyłącznie elektronicznej.
5. W trosce o zachowanie jako takiej równowagi psychicznej
nie omówiono zawartej w „Nie ma” historii zakatowanego na śmierć chłopca i jego
oprawców – ten reportaż był zbyt wstrząsający, by móc się z nim zmierzyć i
cokolwiek na jego temat powiedzieć.
6. Obecnego przez chwilę na spotkaniu Pana Rexa
poproszono o potwierdzenie jednej z wypowiedzi znalezionej w „Nie ma”: „Faceci
muszą raz na jakiś czas wejść razem do sauny i podotykać się siusiakami.
Polecam”. Pan Rex krótko odparł, że się z tym stwierdzeniem nie zgadza.
7. „Nie ma” wywołało dyskusję o starzeniu się i starości:
zaczęto się przechwalać, kto starszy i komu bliżej do 50-tki, porównywano cielesne
oznaki upływającego czasu (zmarszczek i siwych włosów już nawet nie wspominano,
bo już dawno się do nich przyzwyczajono, za to chwalono się „chomikami” po obu
stronach brody, plamami wątrobowymi i oczywiście różnymi chorobami powodującymi
konieczność stałego przyjmowania leków) i próbowano odgadnąć motywy kobiet,
które decydują się na chirurgiczne odmładzanie się. Ten temat zamknięto apelem
o większą akceptację swojego wieku, swojej starzejącej się fizys, a nawet
podejmowanie prób cieszenia się z dojrzałości wiekowej będącej naszym udziałem.
8. U progu wakacji polecano sobie książki, filmy i
płyty warte uwagi: „Kwiat wiśni i czerwona fasola” (Struna sprawdzi, czy warta
jest omówienia na forum klubikowym), „Sprawa Hoffmanowej” (Stefa sprawdzi, czy
rzeczywiście tak interesująca jak mówią recenzje), „Koronkowa robota. Sprawa
Gorgonowej” (Królowa postara się zaopiniować ją w najbliższym czasie), Jazz
Band Młynarski-Masecki (polujemy na koncert), Tool (przebieramy nogami,
czekając na pierwszą po bodajże 13 latach muzycznego milczenia płytę).
9. Mariusz Szczygieł swoim nazwiskiem wywołał temat
kulinarny wieczoru: kuchnia ptasia. Najbardziej kreatywnie podeszła do niego
Struna, która przygotowała maleńkie grzaneczki z pastą bakłażanową i nazwała je
„Na raz do dzioba”. Przyniosła też czereśnie (uwielbiane przez szpaki) oraz melon miodowy swoim kształtem przypominający
jajo jakiegoś wielkiego egzotycznego ptaka. Jajo, będące najpierwotniejszą
formą ptasią, było również inspiracją dla Błyskawicy, która przyniosła
sernikowate ciasto bez jaj. Ptasie mleczko pojawiło się w dwóch postaciach:
jako orzeźwiająco chłodne ciasto zrobione przez Stefę i jako piankowe czekoladki.
Kukułki też były w dwóch wersjach: jako klasyczne cukierki (Mały Lord
specjalizował się w ich rozpakowywaniu i wpychaniu do buzi każdemu, kto mu się
nawinął) i jako ciasto zawierające tryliardy kalorii (podczas spożywania tego
ciasta odwołano się do zasady, że przecież ptaszki też jedzą tyle, ile same
ważą). Indyk pojawił się w wersji zaskakująco smacznej: zawinięty wokół
suszonej śliwki i usmażonej. Były też ciasteczka „Angry birds”.
10. Ptaki przybrały również formę muzyczną: wysłuchano
podwójnej płyty Edith Piaf „Songs of Sparrow” (sparrow to po angielsku wróbel,
a nie jaskółka jak podano na spotkaniu – niniejszym za wprowadzenie w błąd uprasza
się o wybaczenie). Chciano wysłuchać też „Bird of Prey” zespołu The Doors, jednak
na posiadanej kompilacji rzeczonej piosenki nie było, więc wysłuchano innych
utworów tego zespołu.
11. W następnym miesiącu (spotykamy się 19 lipca)
omówimy „Dziewczynę z pociągu”, a delektować się będziemy kuchnią pociągową lub
pociągającą.
12. Wychodzące późnym wieczorem z lokalu uczestniczki
mogły dostrzec na zachodzie rozjaśnione wciąż niebo.
Choć jeszcze nie umieramy (chyba), kończymy słowami,
które Mariusz Szczygieł przygotował sobie jako ostatnie do wygłoszenia przed
śmiercią: Dziękuję!
k.