Protokół po "Stu latach samotności"Gabriela Garcíi Márqueza
¡Hola!
W okrojonym nieco składzie (nieobecność spowodowana
grypą, pracą lub pieczeniem ciast) w promieniach zachodzącego, niewidzianego
przez wiele dni słońca spotkano się, aby omówić najbardziej znane dzieło
literackie Gabriela Garcii Marqueza.
1. Okazuje się, że ze „Sto lat samotności” prawie wszyscy
mieli do czynienia dawno temu. I ciekawie było zderzyć to, co się z tego
pierwszego czytania tej książki w młodości zapamiętało, z refleksjami po
bieżącej lekturze. W odniesieniu do przeszłości wrażenia były w stylu: „to była
moja ulubiona książka”, „prawie nic z niej nie pamiętam”, „pamiętam tylko, że
książka była bardzo zawiła i zagmatwana”, „nie mogłam przez nią przebrnąć” (te
opinie zostały wyrażone na poprzednich klubikach również przez nieobecne uczestniczki).
A po przeczytaniu książki na potrzeby Spotkania ogólne wrażenia były trochę
rozczarowujące, choć po przeanalizowaniu kilkunastu wątków okazało się, że
powieść Marqueza jest rzeczywiście zakręcona jak świński ogon, ale wiele w niej
interesujących czy zabawnych wątków.
2. Powieść Marqueza jest o osamotnieniu w obłędzie i
obsesji, które, choć były udziałem wszystkich członków rodziny Buendia, to
jednak dotyczyły każdego z nich indywidualnie. To również historia ludzi znikąd,
którzy po stu latach zamieszkiwania odizolowanego od reszty świata Macondo odeszli
w ruinę, zapomnienie i niebyt. To opowieść magiczna, fantastycznie realna i
realnie fantastyczna z klątwą wiszącą nad tymi, którzy popełniają grzech kazirodztwa:
im to urodzi się dziecko ze świńskim ogonem. Struna zadała sobie trud i zrobiła
drzewo genealogiczne rodziny Josego Arcadii i Urszuli Buendiów. Przy tej okazji
policzyła, że w książce występuje aż 20 mężczyzn o imieniu Aureliano, więc nic
dziwnego, że czytelnik w pewnym momencie przestaje się orientować, kto jest
kim. Wykazując się niemałym zboczeniem zawodowym, Struna wynotowała również zdanie
19-krotnie złożone! Królowa zaś określiła „Sto lat...” jako Twin Peaks w wersji
latino – równie mroczne, poplątane, z granicy snu (a czasem koszmaru) i jawy, pełne
dziwnych postaci i zaskakujących wydarzeń. Zupełnie na trzeźwo książkę
podsumowano mówiąc, że Marquez na pewno wypił dużo wina w czasie jej pisania.
3. Bardzo interesująco wyglądały na stole talerze i
miseczki wypełnione daniami kuchni kolumbijskiej: były wykonane przez Strunę
arepas, czyli wypełnione nadzieniem plackowate kieszonki, i była barras de
limon, czyli upieczone przez Królową ciasto lemonkowo-cytrynowe. Królowa
popełniła też ciasto bananowo-ananasowo-kokosowe –najbardziej wyczuwalne w
smaku były banany, co ładnie wiązało się z Kompanią Bananową występującą w
książce Marqueza. Banany pojawiły się jeszcze w dwóch innych formach: suszone
plasterki (zakupione przez Gazelę) i pianki w czekoladzie (zakupione przez
Strunę). Na stole miały pojawić się także bezmięsne burgery, jednak receptura
kolumbijska nie sprawdziła się w polskim klimacie, bo konsystencja burgerów
okazała się zbyt luźna, w efekcie czego powstała smakowita
soczewicowo-ciecierzycowa pasta do chleba. Gazela przyniosła również wino
włoskie (kolumbijskiego nie było, ale to włoskie nawiązywało do stroiciela
organów Pietra Crespiego) i kolumbijską kawę, której nie wypito, bo to jednak było
trochę za późno na kawę. A Mały Lord brał aktywny udział w przygotowywaniu
ciast degustowanych podczas biesiady –ilość dodanego przez niego do ciasta
bananowego cynamonu była idealna.
4. Muzycznym tłem do spotkania miały być m.in. zakręcone
dźwięki Toola czy A Perfect Circle, jednak Mały Lord zaraz na początku zażyczył
sobie piosenki o tacie z repertuaru Małego VooVoo, którą, tańcząc z mamą,
wysłuchał parokrotnie.
5. Z tematów pozaksiążkowych poruszono też wątki
dotyczące procesu odpieluszkowywania (Mały Lord chyba jeszcze nie zdaje sobie
sprawy, co go czeka), objawów szkarlatyny (Gazelątko już prawie jest zdrowe), prawdopodobnego
początku dojrzewania u Struniątka, najnowszych książek w biblioteczce Małego
Lorda czy obecnie ulubionych bajek Gazelątka („Listonosz Pat”, który w Strunie
obudził pytanie: „Czy Pani Coggings jeszcze żyje?”). Struna przedstawiła
również listę bestsellerów przypisanych do danego roku począwszy od lat 60-tych
dwudziestego wieku. Zainteresowanych stanem zdrowia usikującego bookdoga
Grudosławy informujemy, że psiny nerki i pęcherz są zdrowe, jednak wiek i
wykonana przed laty sterylizacja zaowocowały brakiem hormonów odpowiedzialnych
za trzymanie moczu. Uczestniczki spotkania, myśląc o swojej przyszłości, były
żywo zainteresowane nazwą lekarstwa, które przyjmuje Grudosława.
6. Następny klubik książkowy odbędzie się 21 czerwca. Ze
względu na uroczysty charakter spotkania (urodziny, urodziny, urodziny!) nie
będziemy omawiać planowanego wcześniej „Tatuażysty z Auschwitz”. Porozmawiamy
za to o książce Mariusza Szczygła „Nie ma”. Idąc drogą wskazaną przez nazwisko
autora, postanowiono, że obowiązywać będzie kuchnia ptasia.
Do zobaczenia w ostatni dzień roku szkolnego i w
pierwszy dzień lata.
k.