Protokół po "Pochłaniaczu" Katarzyny Bondy
Styczniowa książka geograficznie bardzo wpisała się w
wydarzenia z ostatnich dni w Trójmieście oraz sprawiła, że pojawiły się zadziwiające,
„wiedźmowate” zbiegi okoliczności, zwłaszcza w sferze kulinarnej (o czym
poniżej).
1. W trakcie spotkania dano upust emocjom wywołanym dramatyczną śmiercią prezydenta Gdańska i politycznymi, społecznymi i
indywidualnymi czynami nią spowodowanymi. Rozmawiano o Wielkiej Orkiestrze
Świątecznej Pomocy, o udziale w imprezach charytatywnych, o pomaganiu, o
przekazywaniu 1% podatku. Dyskutowano też o różnych stanach emocjonalnych,
które fluktuacyjnie pojawiają się w każdym małżeństwie czy związku partnerskim.
Wiele czasu poświęcono też na omówienie stanu samotności w sensie fizycznym
(ktoś jest sam, ale nie czuje się osamotniony, bo ma wokół siebie wiele
bratnich dusz i przyjaciół, na których może liczyć) i w sensie psychicznym (ktoś
ma rodzinę, ale w sytuacji kryzysowej jest zdany wyłącznie na siebie). Bonda ustami
jednego ze stworzonych przez siebie bohaterów daje uczestniczkom spotkania
dobrą radę, pasującą nie tylko do tematu poszukiwania drugiej połówki: „Nie
ganiaj za ludźmi, nie muszą cię lubić. Ci, którzy pasują do ciebie, znajdą cię
i zostaną. A wtedy nie udawaj nikogo i nie dopasowuj się. Staraj się tylko być,
aż poczujesz spokój. Słabości są potrzebne, nie musisz się ich wstydzić”.
2. „Pochłaniacz” okazał się średnim kryminałem. Owszem,
lektura pochłania czytelnika i niemal do ostatniej strony trzyma w zagadkowym
poczuciu niepewności. Ale jest zbyt wielowątkowa, splątana, zagmatwana (co
pewnie było celowym zabiegiem autorki). Szybko, fajnie się ją czyta. Z uwagi na
to, że Błyskawicy zostało do przeczytania sto stron, a Poldzia przeczytała
dopiero sto stron, rozmowa o książce musiała być ostrożna i wyważona, żeby nie
zepsuć tym dwu uczestniczkom przyjemności w samodzielnym odkrywaniu rozwiązania
tajemniczego morderstwa. Podsumowując: Struna nadal jest nieprzekonana do
kryminałów (choć od teraz na swój ulubiony Sopot będzie patrzeć zupełnie innymi
oczyma), Królowa (mimo dwukrotnej lektury „Pochłaniacza”) wciąż nie jest pewna,
który z bliźniaków okazał się zabójcą (upsss, miejmy nadzieję, że Poldzia i
Błyskawica nie zwróciły uwagi na to zdanie), a Gazela, która pomimo doskonałego
przygotowania do spotkania (przeczytała książkę i przygotowała sałatkę rybną),
nie dotarła na nie (chore Gazelątko), za to przysłała esemesa ze swoją opinią: „dupy
nie urywa, kryminałem bym tego nie nazwała, raczej powieścią z wątkiem
morderstwa w tle, napięcia zero :( :( ,
ale katować się, żeby ją przeczytać, wcale nie musiałam”.
3. Mimo niezbyt przychylnych recenzji, z książki udało
się wyłuskać kilka ciekawych cytatów („Jedyny pewnik w naszym życiu to zmiana”),
poszerzono wokabularzyk (sekwenator, czyli sztuczny nos) oraz przyswojono sobie
określenie, które będzie za jakiś czas pasujące do wszystkich uczestniczek
spotkania (matka głównej bohaterki była „w wieku jesiennej chryzantemy”).
4. Oprócz spożywania alkoholu (jak zwykle przodowała
Poldzia, z niecierpliwością czekająca na powrót Królowej do picia, żeby móc jej
oddać palmę pierwszeństwa w tej materii), jedzenia, głaskania dwóch policyjnych
psów tropiąco-poszukiwawczych i jednego policyjnego kota węsząco-łaszącego,
zabaw w „a-tu-tu”, czyli a kuku z Małym Lordem, rozmawiano też o zdrowiu, a
właściwie jego braku. Bowiem uczestniczki spotkania coraz bardziej regularnie
narzekają na samopoczucie i ciurkiem wymieniają swoje dolegliwości i
niedomagania. Do „chorowitego” grona ze swoimi opowieściami dołączyła Królowa,
która obrazowo opowiedziała o swoich nocnych krwotokach z nosa, ogólnym
osłabieniu oraz niepokojąco niskim ciśnieniu tętniczym i latających przed
oczami mroczkach (nie Mroczkach – bliźniakach z „M jak miłość”), co Poldzi
natychmiast skojarzyło się z mroczkami będącymi wynikiem jakiegoś miłosnego
uniesienia. Pan Rex, który dotarł do lokalu klubikowego w godzinach
późnowieczornych, wyraził swe ogromne rozczarowanie faktem, że uczestniczki
rozjechały się były do domów nie zaczekawszy na niego, jednak wytłumaczył sobie
to tym, że uczestniczki się już ewidentnie starzeją, skoro muszą iść spać o tak
wczesnej porze.
5. Spotkanie muzycznie nawiązywało do Trójmiasta
(słuchano z płyt zespołu Kobiety), do treści książki (płyta formacji Tymon i Trupy) oraz do Seattle (album „The Full
Sentence” zespołu Pigeonhead) – dużego formatu zdjęcie przedstawiające
Kosmiczną Igłę jak zwykle wisiało nad
głowami uczestniczek.
6. W temat książki wpisywał się fakt, że w gronie
uczestniczek spotkania dominującym znakiem zodiaku były Bliźnięta. Niektóre
uczestniczki miały też bliźniacze skarpetki w książki (na jedną parę składają się
dwie różne skarpety książkowe, co jednak w zestawieniu z kolejną parą na
stopach innej uczestniczki tworzy dwie bliźniacze pary skarpetkowe). Stefa i
Błyskawica przygotowały bliźniacze wypieki: babka piaskowa z rodzynkami (przez
co Błyskawica nawiązała do bursztynów zagrzebanych w piasku) oraz babka
piaskowa kawowa (Stefa zdecydowała się na dodatek kawy, bo przecież kawa
pochłania zapachy). Poldzia i Królowa bliźniaczo potraktowały łososia: Poldzia
podała go na krążkach pumpernikla z serkiem i koperkiem, Królowa na placuszkach
dyniowo-ziemniaczanych ze śmietaną i kiełkami rzodkiewki – efekt końcowy w
przypadku obu potraw był zaskakująco podobny wizualnie. Królowa zaparzyła
zieloną senchę truskawkową, a Stefa przyniosła nową paczuszkę dokładnie takiej
samej herbaty. Z potraw nie bliźniaczych, a jedynakowych wręcz, była sałatka
śledziowa przygotowana przez Strunę, podana z chrupkim pieczywem. Pochłonięto
też intensywnie czekoladowe brownie z sosem malinowym, na które przepis Królowa
wzięła z książki kulinarnej „Jedz zdrowiej”, co wspaniale usprawiedliwiało
sięganie po każdy kolejny kawałek. Sos malinowy eksperymentalnie wylany przez
Poldzię na babkę piaskową wyglądał jak gęsta krew na bladym ciele.
7. W lutym omawiać będziemy „Annę Kareninę” Lwa Tołstoja.
Spotkamy się 22 lutego. Obowiązywać będzie kuchnia miłosna, seksowna,
afrodyzjakowa, ostra, pikantna – w zależności od tego, jak kojarzyć nam się
będzie dyskutowana książka. Z uwagi na to, że będzie to spotkanie rocznicowe,
przygotowany zostanie również torcik jubileuszowy, a uczestników spotkania
uprasza się o przywdzianie bliźniaczych książkowych skarpet, które będziemy
parować.
8. Protokół ze styczniowego Spotkania Pod Pretekstem
Książki niech zamknie fragment z „Pochłaniacza”, mogący być mottem na
przyszłość czy pomostem łączącym z następnymi spotkaniami, książkami,
wydarzeniami: „Kiedy człowiek już wie, czego chce, a czego nie, jest dobrze (…)
Potem wystarczy tylko iść drogą. Nie należy liczyć kroków ani oglądać się za
siebie. Zbędny bagaż porzucić w pobliskim rowie i o nim zapomnieć. W drodze nie
wszystko jest potrzebne. Wszystko, co nieodzowne, pojawi się samo, bo na szlaku
cuda są czymś powszednim, a napotkani ludzie to ci właściwi. Życie to oddech.
Mamy ograniczoną pulę uderzeń serca. Niepotrzebnie marnujemy je na wahanie,
strach czy złość. Zawsze będą tacy, którzy chcą nas ciągnąć, kusić, przekonywać,
że wiedzą, co dla nas lepsze. A trzeba po prostu iść naprzód, znaleźć dla
siebie czyste powietrze. Takie, którym chcemy oddychać”.
Widzimy się za miesiąc!
k.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz