Protokół po "Domie dusz" Isabel Allende
Hola!
W okrojonym na skutek wakacyjnych wojaży składzie sierpniowe spotkanie książkowe poświęcone było „Domowi dusz” / „Domowi duchów” Isabel Allende.
W okrojonym na skutek wakacyjnych wojaży składzie sierpniowe spotkanie książkowe poświęcone było „Domowi dusz” / „Domowi duchów” Isabel Allende.
1. Opisy burzliwych losów wielopokoleniowej rodziny
podczas burzliwych momentów historii (prawdopodobnie) chilijskiej, zostały
pokrótce omówione w burzliwych okolicznościach przyrody, panujących na działce
Rodziców Struny. Lekturze poświęcono mniej czasu, niż na to zasługiwała. Opinie
na jej temat były krótkie i zgodne: podobała się. Mimo sporej objętości czyta
się ją szybko, choć płynność w podążaniu za akcją utrudniała wieloosobowa
narracja. Z potwierdzonego źródła wiadomo, że nieobecne Gazela i Stefa książkę
również przeczytały i mają o niej pochlebne zdanie.
2. Żeby napisać coś więcej o tej zasługującej na
głębszą analizę i refleksję najbardziej znanej powieście Allende, przytoczmy
fragment, który zapadał w pamięć uczestniczkom spotkania: „Piszę (…), bo pamięć
jest ulotna, a żyje się bardzo krótko i wszystko dzieje się tak szybko, iż nie
potrafimy dostrzec związku między wydarzeniami i ocenić konsekwencji czynów,
wierzymy w fikcję czasu, w teraźniejszość, przeszłość i przyszłość, ale być
może wszystko dzieje się jednocześnie”.
3. Wakacyjne obrady wielbicielek książek pod jabłonką
na działce Rodziców Struny upłynęły w dużej mierze na przenoszeniu stołu i ławek
z miejsca na miejsce i osłanianiu tego co na stole parasolkami. Czynność ta była
wynikiem działalności frontu atmosferycznego, który w postaci burz i deszczu
przetaczał się z jednego krańca Polski na drugi, a nad miejscem spotkania
krążył, grzmiał, dął wiatrem, choć, na szczęście, w efekcie jego aktywności nie doszło nawet do ugaszenia ogniska.
4. Ze smutkiem (Struna) odniesiono się do mającego się
zacząć wkrótce nowego roku szkolnego. Ścieżką dźwiękową do spotkania były
pogłosy oddalonego o kilka kilometrów koncertu muzyki reggae, którym lokalna
młodzież żegnała lato. Poldzia z pewnym niepokojem wychwytywała uchem koncertowe
dźwięki, gdyż jej latorośl uczestniczyła w tej imprezie.
5. W notatkach po poprzednim klubiku książkowym
znaleziono informację, iż na spotkaniu w sierpniu Poldzia zamierza się upić. Jednakże
wykonanie planu było połowiczne, gdyż jedną z dwóch przyniesionych butelek wina
we wczesnej fazie wieczoru rozbił własnoręcznie Mały Lord - 0,75 litra białego
wina wsiąkło w glebę. Poldzi nie było dane spożyć do końca nawet wina, które
już miała w kubeczku – Mały Lord w ramach prewencji alkoholizmu wylał na siebie
równie i to. Dzięki temu Poldzia nie zalała się w trupa i na drugi dzień nie
miała kaca, nie bolała ją głowa i nie wymiotowała, za co powinna Małemu
Lordowi podziękować. Jednak wstawiła się na tyle mocno, że po zapadnięciu
wzroku zwinęła się w kłębuszek na starej wersalce w domku ogrodniczym i ucięła
sobie drzemkę. Tuż przed zaśnięciem Poldzia zadała Królowej pytanie natury
osobistej. Królowa na pytanie odpowiadała długo, wyciągając z zakamarków swej
duszy przeróżne sekrety, tajemnice, przeżycia i traumy, lecz lekko zamroczona
alkoholem Poldzia odpłynęła w objęcia Morfeusza i spała na tyle mocno, że nawet
skierowane przez Królową w ciemność do Poldzi „Czy moja wypowiedź odpowiedziała
na twoje pytanie?”, nie zdołało jej wybudzić. Królowa, tylko dzięki wsparciu
Struny, nie załamała się zupełnie tym pozbawionym szacunku zachowaniem Poldzi.
6. Poldzi jej karygodna postawa została
wspaniałomyślnie wybaczona, gdyż rekompensatę za nią stanowiła cenna porada
behawioralna z obszaru zwierząt domowych. Królowa radziła się Poldzi w kwestii
przełamywania antagonizmów na linii pies (bookdog Azoriusz) – kot (mała kotka).
Przy okazji opowieści o zwierzęcych pupilach Poldzia zademonstrowała na
Królowej, jak jej kotek budzi ją o piątej rano, żeby mu dała jeść (bliski
kontakt nosek do noska).
7. Omawiano wakacyjne podróże, wyprawy i małe wycieczki
przeszłe, teraźniejsze i przyszłe. Polecano sobie wzajemnie destynacje i
sprawdzone sposoby rezerwacji miejsc noclegowych. Ze zrozumieniem przyjęto
nieobecność Gazeli i Stefy, które pakowały się na zagraniczne urlopy, oraz
Błyskawicy, którą pochłonęły rodzinne zobowiązania. Struna opowiadała o swoich
wojażach i planowanej wizycie w Afrykarium.
8. Kulinarnym tematem przewodnim był kraj pochodzenia
Isabel Allende – Chile. Zjedzono ponoć bardzo tam popularne hot dog completos z
awokado, cebulą, pomidorami (wersja „completo italiano”), do których dodano
majonez („poco mayo por favor”) i musztardę. Do tytułu książki wieczoru
nawiązywały zabawne chrupki w kształcie duszków (niestety, zasmakowały Małemu
Lordowi). Struna przygotowała jak co roku wyśmienite prażonki. Zaserwowała też
gomułki zakopiańskie, czyli oscypki zawinięte w plastry boczku z suszoną morelą
lub daktylem – zależy, co jej tam wpadło w ręce. Oscypki zostały lekko podgrzane
nad ogniem. Przed spożyciem Struna wyjaśniła, że pochodzą z górzystej części
naszej ojczyzny, a przecież Chile to też górzysty kraj. Poldzia upiekła chlebek
bananowy z mąką kokosową, lecz go nie przyniosła do degustacji, gdyż wyszedł
twardy jak kamień. Poldzia prawdopodobnie pomyliła 300 g z 30 g albo sknociła
coś innego. Wobec faktu, że w dniu spotkania mocno jajeczkowała, wszystko mogło
jej się pokićkać.
9. Z uwagi na to, iż Królowa zaczęła „Żonę podróżnika w
czasie” (zaplanowaną na wrzesień) i oceniła, że mimo pierwszego rozdziału
niczym z „Pięćdziesięciu twarzy Greya”, po przeczytanych już kilkudziesięciu
stronach książka ta zapowiada się na powieść dla dziewcząt. W związku z tym,
aby uniknąć rozczarowania, lekturą na następny klubik książkowy będą „Myszy i
ludzie” Johna Steinbecka, a jeśli w dalszym czytaniu „Żona…” okaże się ambitniejsza,
zostanie omówiona w październiku. Kolejne spotkanie odbędzie się 28 września, a
obowiązywać będzie kuchnia mysia, czyli coś, co jedzą myszy, czyli ser, czyli
kuchnia serowa. Uprasza się o nieuwzględnianie w menu sera pleśniowego.
10. Na zakończenie spotkania Struna opuściła strefę
ogródków działkowych sposobem górnym, czyli przechodząc przez bramę (mimo
otwartej furtki) – tym samym tradycji klubikowej stało się zadość.
Adios, amigos!
k.