Protokół po "Białowieży szeptem. Historiach z Puszczy Białowieskiej" i "Simonie. Opowieści o niezwyczajnym życiu Simony Kossak" Anny Kamińskiej
Witajcie, Mieszkańcy puszczy i przypuszczańskich
miejscowości! Witajcie, Czytelnicy książek i niniejszego bloga!
W ubiegły piątek uczestnicy Spotkania Pod Pretekstem
Książki odbyli literacką podróż do Białowieży i na Podlasie. A wszystko to za
sprawą dwóch książek pióra Anny Kamińskiej. Oto refleksje na temat
spotkania.
1. Omawiane były dwie książki: „Białowieża szeptem.
Historie z Puszczy Białowieskiej” (przeczytana przez większość zebranych) i
„Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak” (przeczytana przez połowę
uczestników spotkania). Więcej uwag wymieniono na temat pozycji o Białowieży.
Opinie te były entuzjastyczne (Stefa), umiarkowanie entuzjastyczne (Struna),
średnio zaangażowane (Poldzia) oraz zabarwione rozczarowaniem (Królowa). Gazela
książki o Białowieży nie przeczytała, ale za to w try miga przeleciała przez
biografię Simony. Stefie historie z Puszczy Białowieskiej tak bardzo się podobały,
że wręcza je w prezencie swoim znajomym jako swoistą ewangelię o tym wyjątkowym
miejscu, jakim jest Białowieża. Strunie chyba jednak bardziej spasowała
biografia Simony Kossak (ale nie ma się co dziwić: Struna lubi takie dziwne, przełamujące
konwenanse, nietuzinkowe postacie żeńskie). Poldzia obawiała się lektury, bo
sądziła, że w książce o puszczy będzie pewnie dużo opisów przyrody i
rozwodzenia się na temat roślinek, robaczków i innych zwierzątek. Koniec końców
Poldzia książkę przeczytała i nie ma chyba o niej najgorszej opinii. Natomiast
Królowa przy okazji książki o Białowieży (na temat Simony się nie wypowiadała,
bo opowieść o niej wciąż czyta) dokonała mentalnej wycieczki do Białowieży i na
Podlasie, która w rzeczywistości miała miejsce kilka lat wstecz – zachwalała
szczególnie stację Białowieżę Towarowa i mieszczącą się w niej restaurację
Carska oraz podlaskie drogi szutrowe – idealne do uprawiania turystyki
rowerowej. Jednak o białowieskiej lekturze wieczoru Królowa powiedziała tyle,
że taką książkę można by napisać o każdej małej miejscowości, bo historie
zebrane przez Kamińską na temat mieszkańców Białowieży to właściwie opowieści,
które dzieją się od dawna we wszystkich małych społecznościach. Niektórzy z
uczestników zgodzili się z opinią Królowej i tak wywiązała się dyskusja na
temat obecnej wciąż, zwłaszcza na polskiej wsi, przemocy wobec kobiet. Potem
rozmawiano o tym, że przemoc niejedno ma imię i że zdarzają się też przypadki
przemocy wewnątrzmałżeńskiej względem mężczyzn.
2. Gdzieś tak we wczesnej fazie spotkania Królowa zadała
Poldzi z pozoru niewinne pytanie, które jednakże wywołało długotrwałą i
ożywioną dyskusję na temat dzieci. Otóż pytanie to brzmiało: czy w stosunku do
drugiego (i kolejnego) dziecka jest możliwe zbudowanie tak silnej więzi jak w
przypadku dziecka pierworodnego. Trochę oględnie, bo mówiąc o kontakcie i o indywidualnych
cechach charakterologicznych dziecka, Poldzia stwierdziła, że jest to możliwe.
To tak w skrócie.
3. A bardziej opisowo: wymiany doświadczeń, obserwacji
własnych i cudzych oraz wspomnień na temat progenitury było co niemiara.
Jednak, gwoli sprawiedliwości, z dużą dozą samokrytycyzmu pochylono się także
nad postawami rodzicielskimi i stawianiu czoła przez dorosłych problemom
wychowawczym generowanym przez dorastające dzieci. Muzyczną ilustracją do tego
była zaprezentowana przez Poldzię piosenka dostępna na jutubie, stworzona przez
nastolatka, a tekst której stanowiły najczęściej słyszane wypowiedzi jego i
jego kolegów mam. Uczestniczki spotkania ze śmiechem przysłuchiwały się
utworowi i kiwały głowami na potwierdzenie, że to szczera prawda, że same słyszały
to od swoich mam lub, o zgrozo!, same już tak do swoich dzieci mówią. Poldzia
niezmiernie barwnie dzieliła się swoimi pierwszymi doświadczeniami w stawianiu
czoła dziecięciu własnemu, które po raz pierwszy (choć zapewne nie ostatni)
wraca do domu późną wieczorową porą w stanie wyraźnie wskazującym na spożycie
napojów wyskokowych. Po wysłuchaniu zwierzeń Poldzi te z uczestniczek, które
póki co matkują kilkuletnim jeszcze dzieciom, z trwogą patrzyły w przyszłość i
już obmyślały najwłaściwsze scenariusze na wypadek, gdy one staną twarzą w
twarz z upojonym nastolatkiem.
4. Tematem potraktowanym dość marginalnie, choć nie
zasługującym na to, była przypomniana przez Strunę 130. rocznica urodzin Emila
Zegadłowicza i setna rocznica uzyskania przez kobiety praw obywatelskich. A
propos rocznic okrągłych, pojawił się wątek zbliżających się rocznic
małżeńskich. Poldzia, pragnąca zrobić swojemu małżonkowi prezent rocznicowy,
zasięgała u zebranych opinii w tej kwestii (rzecz jasna w protokole nie mogą
zostać ujawnione szczegóły przedstawionych pomysłów na prezent, gdyż wiadomym
jest, że Pan Pold czyta regularnie klubikowe protokoły, więc z niespodzianki
byłyby nici. Zdradzimy tylko, że rocznicowy wieczór w rodzinie pp. Poldów zapowiada
się wyjątkowo interesująco. Zobowiązujemy też Poldzię do podzielenia się na
następnym spotkaniu książkowym wrażeniami z obchodów kolejnej rocznicy ślubu).
5. Podczas spotkania przeniesiono się do Białowieży także
pod względem kulinarnym. Na stole
pojawił się ser koryciński z czarnuszką (Stefa) oraz tort naleśnikowy
„Białowieża” z nadzieniem z sera z Korycina oraz ze szpinakiem (nawiązanie do
koloru dominującego w puszczy) – tort podany był na ciepło i smakował wybornie;
jego autorką była Struna. Stefa przyniosła też wiejskie chipsy ziemniaczane
(wszak Podlasie z potraw ziemniaczanych słynie). Była sałatka z kaszy gryczanej
(miały być pierogi z kaszą gryczaną, ale ograniczona ilość czasu zmusiła
Królową do zmiany menu). Poldzia przyniosła kilka paczuszek herbatników w
kształcie zwierzątek z propozycją zabawy w poszukiwanie w ciasteczkowym
zwierzyńcu żubra. Zabawa byłaby przednia gdyby nie to, że paczuszki
przedstawiały zwierzątka występujące na safari. Żubra brak. Nawet ciasteczka
kształtem przypominającego choćby żubronia brak. Natomiast Małemu Lordowi
zupełnie nie przeszkadzała nieobecność polskiego króla puszczy wśród
herbatników – zajadał je ze smakiem, a gdy się już nimi napchał, przekładał je
z miseczki na stół, ze stołu do swojej plastikowej perkusji, z perkusji do
filiżanki z herbatą Poldzi, z filiżanki na dywan, a potem z powrotem do
filiżanki Poldzi. Podany został też „marcinek” – charakterystyczne dla Podlasie
wielowarstwowe ciasto z bitą śmietaną. Zainteresowaniem zebranych cieszył się
również „biało-wiejski” smalec z kiełbasą i cebulką. Zjedzono również
podsmażone na czosnku plastry cukinii (bez związku z Białowieżą, ale za to w
związku z urodzajem w ogródku Królowej).
6. Ku zdziwieniu wszystkich udało się zaplanować wstępnie
terminy spotkań książkowych na kolejne 5 miesięcy (a to przez Poldzię, której
aktywność zawodowa wymaga precyzyjnego planowania w kalendarzu piątków) oraz
tytuły na kolejne 4 miesiące (za sprawą Królowej, która zweryfikowała dostępne
listy najpoczytniejszych książek i zaproponowała kilka nowych pozycji).
Tak więc: 24 sierpnia spotkanie (prawdopodobnie na działce u rodziców Struny)
dotyczyć będzie „Domu dusz”/”Domu duchów” Isabel Allende, a obowiązywać będzie
kuchnia chilijska. We wrześniu (14. lub 28. z naciskiem Poldzi na tę drugą
datę) porozmawiamy o „Żonie podróżnika w czasie” (znana też jako "Miłość ponad czasem" i "Zaklęci w czasie") Audrey Niffenegger. W
październiku (19.) spożywając potrawy kuchni portugalskiej pochylimy się nad
„Miastem ślepców” José Saramago. Listopad (23.) będzie poświęcony „Listom
starego diabła do młodego” C. S. Lewisa. No a grudniowe spotkanie planujemy na
14. i szukamy tytułu, który byłby właściwy do omówienia w przedświątecznej
porze.
7. Kronikarski obowiązek nakazuje odnotować, że Struna
przybyła na spotkanie z dyndającym u jej klubikowego kajecika breloczkiem z
turem, który pierwotnie miał być żubrem.
Życzymy udanych wyjazdów wakacyjnych i urlopowych nad
morze, w góry i być może w podlaskie ostępy leśne.
Darz bór! Darz puszcza! Darz knieja! Darz las!
k.