Raport dzienny po "Wyspie Węży" Małgorzaty Szejnert
No i proszę! Kwietniowe Spotkanie Pod Pretekstem
Książki za nami!
1. Wyjątkowy charakter spotkaniu nadały obchody
pierwszej rocznicy urodzin Małego Lorda, która jest jednocześnie pierwszą
rocznicą jego uczestnictwa w dyskusjach klubiku książkowego. Mały Lord nie
nabył jeszcze umiejętności dmuchania na zawołanie, więc w jego imieniu płonącą
świeczuszkę, wsadzoną w torcik sernikowy, zdmuchnęła mama. Za zdrowie jubilata
i jego dalsze postępy rozwojowe wychylono kielichy wypełnione szampanem
Picollo. Mały Lord przez cały wieczór sprawdzał, czy na stole wszystko stoi w należytym
porządku i we właściwym miejscu oraz czy znajdujące się na talerzykach i w
miseczkach potrawy na pewno są smaczne, świeże i mają odpowiednią konsystencję
do tego, żeby je bez problemu kruszyć w malutkich rączkach. Pozwolił też, aby
Pan Rex pobawił się przez chwilę jego pierwszym zestawem klocków Lego-Duplo,
który otrzymał od Struny.
2. Widok rocznego Małego Lorda przywołał wspomnienia u
Poldzi, która przypomniała sobie pewne chwile intymne (mające kilkunastoletnie
już konsekwencje) towarzyszące momentowi, kiedy to jej starsze Poldziątko
kończyło roczek. Rozmawiano także o laktacji, lęku separacyjnym u niemowląt, karmieniu
piersią, egzaminach gimnazjalistów, sprawdzianach z matematyki oraz nocnym i porannym
przychodzeniu dzieci do łóżka rodziców.
3. Książka wieczoru, czyli najnowsza powieść reportażowa
Małgorzaty Szejnert „Wyspa Węży”, początkowo została omówiona „po łebkach”, ale
w drugim podejściu wywołała żywą dyskusję, w którą włączył się nawet Pan Rex. Wszyscy
stwierdzili, że „Wyspa Węży” jest nie tylko ujawnieniem nieznanej karty z
dziejów polskiej historii z czasów drugiej wojny światowej, ale także
opowieścią o ludziach zwykłych-niezwykłych, a takie opowieści są zawsze
najciekawsze. Królowa jest wielbicielką Szejnert, więc wypowiadała się o
książce dość entuzjastycznie (choć i tak jej ulubioną nadal pozostaje „Wyspa
klucz”). Błyskawicy książka bardzo się podobała, bo ona lubi książki
historyczne, i z chęcią pożyczyła od Królowej dwa inne tytuły tej autorki.
Struna była tuż przed zakończeniem czytania, ale już mogła wypowiedzieć swoje
pozytywne zdanie o „Wyspie Węży”. Co więcej, książka i klubikowa dyskusja
nasunęły Strunie myśl, czy by nie podjąć się poszukiwania swojego nigdy nie
widzianego dziadka-wojskowego. Poldzia natomiast dość skromnie wyrażała się o
książce, bo przeczytała jedynie pierwszych 50 stron. Jednak jej mina i skąpe
słownictwo w temacie mówiły wszystko: książka jej się nie podobała i
obstawiamy, że nie doczyta jej do końca.
4. W czasie spotkania miała miejsce esemesowa
korespondencja ze Stefą. Otóż dieta oczyszczająca, którą sobie Stefa
zaaplikowała miesiąc temu, przyniosła skutki nadzwyczaj niespodziewane: podczas
stosowania tej diety Stefa oczyściła sobie również pamięć, w efekcie czego
zapomniała o klubiku książkowym. Radzimy Stefie zaprzestania stosowania
jakichkolwiek diet, a szczególnie takich, po których nie będzie jej na
spotkaniu. Poldzia zaś była jakaś taka rozmemłana i słaniająca się w fotelu.
Prawdopodobnie spowodowane to było zmęczeniem wywołanym koniecznością ciągłego
głaskania nowego, małego, kociego członka rodziny. Bookdog Azoriusz poczuł się
żywo dotknięty tą zdradą, ale, gdy tylko został wpuszczony do lokalu
klubikowego, spędził prawie cały wieczór grzejąc swym własnym ciałkiem stopy
Poldzi. Błyskawica zachwyciła obecnych swoją nową, wiosenną fryzurką.
5. Staje się już zwyczajem, że istotnym elementem
dyskusji na klubiku są sprawy związane ze zdrowiem, a właściwe z jego brakiem.
Nie było inaczej i tym razem. Poldzia, Struna i Błyskawica już teraz grupowo
cierpią sercowo, a Królowej zapaliły się korzonki, wobec czego cały wieczór
człapała po lokalu zgięta wpół niczym stuletnia babuleńka. Najzdrowiej wyglądał
Pan Rex, choć nie powinien, bo przecież nadal przebywa na L4.
6. Wiosenna aura sprzyjała rozmowom o ogrodach,
działkach i uprawach, a towarzyszyło temu pyrkanie traktora u sąsiadów, który
obciążony kierowcą i dwiema sadzarkami ziemniaków, przemykał za oknem w te i wewte.
Struna skrzętnie notowała w pamięci porady dotyczące skutecznego, humanitarnego
zwalczania ślimaków i kretów, aby móc je potem przekazać (porady, nie ślimaki i
krety) swojej mamie.
7. Z racji tego, że główni bohaterowie „Wyspy Węży”
znajdowali się na szkockiej wyspie Bute, spożywano potrawy nawiązujące do
Szkocji i szkockiej kraty. Poldzia przyniosła dwa rodzaje ciast ułożone w
dwukolorową kostkę. Błyskawica upiekła owsiane ciasteczka (podobno w Szkocji
jedzą dużo owsianki), które pomysłowo zawinęła w kraciastą ściereczkę. Struna
przygotowała pyszne tosty z wkładem ze śniadania brytyjskiego: bekonem, jajkiem
sadzonym, serem kozim (bo owczego szkockiego nie było, więc dodała też oscypek)
i z ketchupem. Małemu Lordowi najbardziej smakowały cieniutkie imbirowe ciasteczka
owsiane i nadzwyczajnie kruche ciastka „scottish shortbread”. Na ciepło, oprócz tostów Struny, była też
przygotowana przez Królową zapiekanka pasterska, będąca jej swobodną
interpretacją „shepherd’s pie”. Na tym spotkaniu nie mogło zabraknąć whisky –
jednak zamiast prawdziwej szkockiej, pojawiła się „Whisky in the Jar” w wersji
muzycznej.
8. Następne spotkanie odbędzie się 18 maja, a
porozmawiamy o „Historii pszczół” Mai Lunde. Obowiązywać będzie kuchnia – do wyboru
– angielska, amerykańska lub chińska.
Niniejszy protokół został zapisany w komputerze oraz
na blogu. Wszystko po to, by zadość uczynić słowom Jędrka
Modelskiego: „Jak się nie zapisze, to nie ma człowieka”. No to zapisujemy. Na
pamiątkę dla potomnych.
k.