niedziela, 25 marca 2018

"Jądro ciemności" Joseph Conrad

Znalezione obrazy dla zapytania jÄ…dro ciemnoÅ›ci ksiażka Protokół po "Jądrze ciemności" Josepha Conrada


„Ciemność! Ciemność widzę!”
Ten cytat pochodzi z zupełnie innej bajki, ale pasuje do tego, co uzgodniono na temat lektury wieczoru, czyli „Jądra ciemności” Josepha Conrada.

1. Stwierdzono mianowicie, że trudno dostrzec głębię książki, znaleźć powody do zachwytu, odnaleźć klucz, który otworzył „Jądru…” drzwi do światowego sukcesu . To podobno najlepsza książka Conrada. Podobno. Nas rozczarowała, nudziła, przytłaczała. Ciężko było skupić na niej uwagę podczas czytania. W czasie lektury czekano na to „coś”, co sprawi, że i my dołączymy do piewców twórczości Conrada. Ponadto proces czytania zakłócany był przez palpitujące serce (Poldzia), co zupełnie nie było związane z treścią książki. Po przeczytaniu i omówieniu książki dalej nie wiemy, na czym polegał fenomen Kurtza, co w „Jądrze…” zafascynowało Francisa Forda Coppolę, że aż postanowił zaadaptować je na duży ekran. Po raz pierwszy od dawna uczestniczy spotkania mieli jedno zdanie na temat książki: ładnie napisana, ale nie spodobała nam się. Rozważania na temat lektury podsumowano stwierdzeniem, że uczestnicy Spotkań są prawdopodobnie zbyt mało oczytani lub zbyt prowincjonalni, żeby zrozumieć sens książki. Z „Jądra…” zacytowano dwa fragmenty: pierwszy, wybrany przez Strunę, to „Żyjemy, jak śnimy – samotnie”, drugi, będący ostatnimi słowami umierającego Kurtza, wynotowany przez Królową, „Zgroza, zgroza”.

2. Tyle na temat książki wieczoru. Choć poniżej będzie jeszcze o jądrze. Jeśli zaś chodzi o dyskusję, to wśród uczestników dała się odczuć atmosfera starzenia się, co można było poznać po licznych tematach związanych z chorobami i chorowaniem, lekarzami, szpitalami, kolejkami do poradni, lekami, strzykaniem i łamaniem w kościach oraz z pogorszonym samopoczuciem w ogóle. Polecano sobie sprawdzone specyfiki i medykamenty – i tak na ten przykład Poldzia rekomenduje picie mocnej melisy (aby osiągnąć zamierzony efekt zaleca się zaparzenie od razu całej paczki, zamiast bawić się w moczenie we wrzątku mizernej torebeczki) i oliwy, a także codzienne zjadanie oliwek. Do rangi prawie ordynatora urósł Pan Rex, który barwnie i ze szczegółami sprawozdał swój pobyt w szpitalu oraz następujące po nim proces rekonwalescencji i pielgrzymki po lekarzach specjalistach, które będą trwać co najmniej do stycznia 2019 roku. Struna na przednówku jakaś taka zmizerniała i smutnawa. Błyskawica przepracowana i zdołowana pogarszającą się sytuacją w pracy. Królowa z osłabionymi mięśniami, ale za to ze zwiększającą się wagą. Ponadto nieobecna Stefa też podobno goniąca w pracy resztkami sił i niedospana Gazela z chorującym Gazelątkiem. Zgroza! Zgroza!!

3. Żeby jednak nie popaść w zupełną beznadzieję, ciemność, depresję i nihilizm, trzeba powiedzieć o tryskającym energią, zdrowiem i radością Małym Lordzie, który w czasie spotkania demonstrował wszystkim swe nowo nabytą umiejętność chodzenia, a czasem nawet podbiegania. Poza tym Mały Lord, zafascynowany orzeszkami arachidowymi (w łupinach), próbował je położyć, przesunąć i wetknąć wszędzie, a zwłaszcza do swojej buzi (co mu się w końcu udało). Mały Lord, siedząc na biodrze swojej mamy, pląsał z nią do taktów niezwykle gorącej, rytmicznej i autentycznej muzyki z Konga w wykonaniu Koffiego Olomide.

4. Przy ustalaniu menu towarzyszącego książce wieczoru luźno interpretowano temat rdzennych mieszkańców Afryki, a szczególnie Konga, a także tytuł i treść dzieła Conrada. Zaserwowano mianowicie: jądra ciemności, czyli figowe kuleczki otoczone w maku (sprytnie wypatrzone w sklepie i przyniesione przez Strunę), spontaniczne ciasto „Murzyn w dżungli”, czyli połączenie tradycyjnego murzynka i zielonkawej nowości zabarwionej herbatą matcha (upieczone przez Poldzię w temperaturze tylko trochę wyższej niż w Afryce), herbatniki z białą i czarną czekoladą z wytłoczonym motywem żaglowca (zakupione przez Królową), znakomite kanapeczki zwieńczone czarnymi półjądrami, czyli maleńkie sucharki (Błyskawica wyczytała u Conrada, że Kongijczycy jedli dużo sucharów) z serową pastą z tuńczykiem (tuńczyk, czyli ryba, a ryba, bo znaczna część książki wieczoru rozgrywa się na wodzie), z połówkami oliwek na górze. Królowa upiekła sernik Kongo (KOkos+maNGO) według przepisu znalezionego w internecie. Był też pilaw po zanzibarsku i maharagwe, czyli potrawka z czerwonej fasoli. Miały być jeszcze pieczone banany z lodami czekoladowymi, ale objedzeni jak bąki uczestnicy wyperswadowali Strunie przygotowanie tego dobrze zapowiadającego się deseru. Pito porto, przyniesione dawno temu przez Poldzię.

5. W związku ze zbliżającymi się świętami wielkanocnymi prowadzono dość typową rozmowę o wyprawach na zakupy, poziomie czystości okien w domach i robieniu porządków mniej lub bardziej gruntownych.

6. Kolejną książką, której poświęcimy spotkanie, będzie „Wyspa Węży” Małgorzaty Szejnert – to najnowszy tytuł mistrzyni reportażu, którą zamierzano przeczytać już dawno, dawno temu, ale jakoś zeszło. A zatem 13 kwietnia spędzimy z historią opowiedzianą przez panią Szejnert, a na zagryzkę przygotujemy coś z kuchni szkockiej.

Życzymy smacznego jajeczka! I rychłej wiosny!
k.    






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz