niedziela, 14 stycznia 2018

"Okruchy dnia" Kazuo Ishiguro

Okruchy dnia - Ishiguro Kazuo Protokół po "Okruchach dnia" Kazuo Ishiguro

Good day, ladies and gentlemen!
Jak będą mogli Państwo zauważyć z treści niniejszego protokołu, „Okruchy dnia” ubiegłorocznego noblisty Kazuo Ishiguro dostarczyły wielu tematów do dyskusji osobom zebranym na kolejnym Spotkaniu Pod Pretekstem Książki.

1. Choć Błyskawica i Poldzia zastrzegły, że nie przepadają za literaturą angielską, to jednak zgodziły się z pozostałymi uczestniczkami, że lektura wieczoru była zajmująca i przyjemna w czytaniu. Gazeli zdanie w tej kwestii jest jeszcze nieznane, gdyż rzeczona Gazela w ubiegły piątek była moczyła swe „dolne plecy” (jakby eufemistycznie powiedzieli Anglicy) w termach, jednak pokładamy nadzieję, że pożyczony od Struny egzemplarz książki przeczyta.

2. „Okruchy dnia” zaostrzyły apetyty Struny i Stefy na inne dzieła Ishiguro. Struna przejawiała nawet lekki zachwyt doskonałą umiejętnością pisarza wniknięcia w świat staroangielskiej arystokracji i jego dbałością o zgodność wielu elementów powieści z brytyjską historią. Ci z Państwa, którzy znają „Okruchy…” w wersji książkowej lub filmowej, zapewne pamiętają, że to opowieść o Stevensie - mężczyźnie, który bardziej był kamerdynerem niż człowiekiem i którego wyborem było służenie wyborom innych. Było nam żal Stevensa – bo, choć perfekcyjny i w pełni oddany swojej pracy, jednak nie potrafił ulec emocjom (ba, prawdopodobnie nie potrafił nawet przyznać się sam przed sobą, że w nim jakieś emocje istnieją!). Rozmowa o Stevensie, u którego brakowało emocji, stała w kontrze do dyskusji o kłótniach uczestniczek ze swoimi wybrankami serca, w których to kłótniach aż iskrzy od okazywanych i podlewanych łzami emocji.

3. Współczułyśmy Stevensowi, że nie potrafił żartować. Podziwiałyśmy jego oddanie swemu chlebodawcy – jego lordowskiej mości Darlingtonowi.  Zadziwiała nas jego niewzruszona, bez względu na okoliczności, postawa zawodowa. Umiejętność całkowitego wyparcia z siebie prywatności na rzecz zachowania zawodowego profesjonalizmu zaskakuje nas być może dlatego, że „ludzie z kontynentu nie potrafią być kamerdynerami, ponieważ są jako rasa niezdolni do takiego okiełznania uczuć, jakie wyćwiczył w sobie naród angielski”. Dla Stevensa godność kamerdynera była sprawą najwyższej wagi, a jej zachowanie polegało na tym, „by nie obnażać się publicznie” (zachcą Państwo przyjąć do wiadomości, że nie chodzi tu o obnażanie się w sensie fizycznym, a emocjonalnym).

4. Jak Państwo przeczytali w pierwszym akapicie, książka stała się zaczątkiem rozmów na wiele interesujących, choć często nieliterackich, tematów. Dywagowano między innymi o starzeniu się: o zmianach charakterologicznych, o zmianach w długo trwających małżeństwach (po latach okazuje się, że małżonek/małżonka są już zupełnie innymi osobami niż te, które poślubiliśmy), o tym, że na starość mężczyźni dziadzieją. Przy okazji obgadywania współmałżonków i partnerów Stefa zarekomendowała „Żelaznego Jana”, którego określiła jako książkę o dorastaniu facetów.

5. Temat starzenia ściśle wiązał się z tematem chorób. Do słabującej na zdrowiu Struny dołączyła Poldzia (która bardzo aktywnie pod względem czytelniczym przechodzi proces rekonwalescencji) oraz Stefa (która, na szczęście, otrzymała pomyślne wyniki badań). Siwe dłonie Błyskawicy mocno niepokoiły zebranych, jednak stan ten był jedynie wynikiem zakupu przez Błyskawicę nowych spodni, na których trzymała ona dłonie. Rozmawiano też o chorobach psów (łączymy się w smutku z Błyskawicą, która niedługo będzie musiała pożegnać na zawsze psiego domownika), a stąd był tylko kroczek do tematu psich ucieczek (tu niekwestionowanym liderem jest Azoriusz). Pozostając w kręgu zoologicznym, poruszono temat panicznego strachu przed pająkami, który dotyczy głównie Poldziowej córki i Stefy. Stefa wielokrotnie rekomendowała niezawodny na wszelkiego rodzaju robactw Muchozol.

6. Bardzo aktywnym uczestnikiem spotkania był Mały Lord, który nie dość, że pokazał zebranym swe niebywałe umiejętności w czołganiu się z poślizgiem, w nieśmiałym raczkowaniu, zwinnym wstawaniu przy wszelkich stolikach, szafkach i krzesłach czy wreszcie w rozbieraniu choinki na czas, to jeszcze czarował wszystkich swoimi nowymi górnymi siekaczami, chwalił się zabawkami otrzymanymi na Gwiazdkę i zaprezentował swojego czerwonego, błyszczącego Mercedesa w wersji kabriolet z napędem na dwie nogi (na razie auto działa „na pych” rodziciela, gdyż nóżki Małego Lorda siedzącego na aucie jeszcze nie dosięgają podłogi). Wśród poruszanych tematów wychowawczych znalazł się i ten, czy i kiedy należy wymagać od dzieci, aby zaangażowały się w przygotowywanie prezentów gwiazdkowych dla rodziców oraz jak nauczyć progeniturę, by pamiętała o ważnych rodzinnych rocznicach.

7. Małemu Lordowi udało się coś, czego do tej pory nie dokonała ani Poldzia, ani żadna inna uczestniczka spotkania. Otóż zaproponował on zebranym książkę, która rozśmieszyła wszystkich i która bez zastrzeżeń podobała się każdemu uczestnikowi spotkania. W ekspresowym tempie uczestnicy, śmiejąc się, przeczytali „Nie!” Marty Altes (w tłumaczeniu Jacka Dehnela) i podsumowali ją jako biografia Azoriusza.

8. Wspominano też bardzo udany świąteczny, tradycyjny wyjazd uczestników do ulubionego klimatycznego miasteczka. W spotkaniu wzięła udział między innymi zhiszpaniała już Polanna wraz z małżonkiem Xavim, a także przybyła z Antypodów nastoletnia bratanica Błyskawicy. Ten gość z daleka, oczarowany miasteczkiem i atmosferą spotkania, za pośrednictwem Błyskawicy podarował uczestnikom śliczne długopisy, za które serdecznie dziękujemy.

9. Tematem kulinarnym były okruchy, okruszki i kruchość. Było zatem ciasto jeżowiec Poldzi, kruche ciasteczka (ze sklepu), ciasteczka przygotowane przez Błyskawicę zgodnie z recepturą jej brata, eklerki (ze sklepu; związek z kruchością znikomy, a i okruszków w czasie konsumpcji nie było), wytrawne kruche babeczki z przygotowanym przez Stefę wkładem: pieczarkowym, tuńczykowym i jajecznym. Na ciepło Królowa podała warzywa pod kruszonką serową i tradycyjne angielskie owoce pod kruszonką. W nawiązaniu do kamerdynera Stevensa Poldzia przyniosła porto, jednak butelka przez cały wieczór pozostała nieotwarta, czekając na bardziej sprzyjające piciu okoliczności.

 10. Postanowiono nie ustalać kolejności lektur na 2018 rok, a uzgadniać je z miesiąca na miesiąc, wybierając spośród tytułów na zbiorczej liście propozycji, do której Poldzia dorzuciła dwa tytuły („Purezento” Joanny Bator i „Głosy Pamano” Jaume Cabre), a Struna jeden („Kaprysik. Damskie historie” Mariusza Szczygła). Na spotkaniu lutowym, w czasie którego będziemy jednocześnie obchodzić szóstą (!!!) rocznicę naszego klubiku książkowego, pochylimy się nad „Fridą” Barbary Mujicy. Obowiązywać będzie kuchnia meksykańska. Zbieramy się 16 lutego.

"Jak najlepiej, sir, dziękuję!"

k. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz