sobota, 23 września 2017

"Moje córki krowy" Kinga Dębska

Moje córki krowy Protokół po "Moich córkach krowach" Kingi Dębskiej

Witamy Czytających ten protokół!
„Moje córki krowy” – to nie była śmieszna książka. Nawet lekko zabawna nie była. I gdyby nie to, że na poprzednim spotkaniu nastąpiła nadinterpretacja słów wypowiedzianych na temat tej książki przez Poldzię, byłaby ona (Poldzia, nie książka) oskarżona o wprowadzenie w błąd, wypaczone spojrzenie na rzeczywistość, brak empatii i wisielczy humor.  Bo to było tak:

1. Poldzia 3 tygodnie temuuu podobno nie gwarantowała, że będziemy się śmiać do rozpuku, czytając „Moje córki krowy”, ale powiedziała, że ją śmieszyła ta książka, a przynajmniej śmieszyły ją w niej tragikomiczne dialogi. Gdy została wyjaśniona kwestia tego, co powiedziała Poldzia, czego nie powiedziała i co zrozumiały pozostałe uczestniczki spotkania, zaczęto rozmawiać na temat książki pióra Kingi Dębskiej. I cóż: to smuuutna książka. O chorobach, umieraniu, zakręconych relacjach rodzinnych. O przemijaniu, o tym, że trzeba carpe diem, bo życie jest tylko chwilką, czyli o oczywistych oczywistościach. Ta książka to również skarga i zażalenie na polską służbę zdrowia i pean na cześć niezbadanych jeszcze, niesamowitych możliwości ludzkiego móóózgu. Autorka tak przekonywująco opisała ułomności NFZu, a frustracja bohaterek książki na panujące w szpitalach procedury jest tak autentyczna, że wydaje się wielce prawdopodobne, że Kinga Dębska w dużej mierze sama przechodziła przez to, co przypisała tytułowym córkom –Marcie i Kasi. Książka nie jest zbytnio głęboka, ale za to jakby napisana obrazami gotowymi do przeniesienia ich na ekran filmowy (i tak też się stało- książka została zekranizowana).

2. Czekając na Poldzię, Struna, Błyskawica oraz Królowa rozpoczęły spotkanie od dyskusji na temat literatury dziecięcej. Zrobiono przegląd najnowszych nabytków książkowych Małego Lorda, który tak żywo zainteresowany był tym tematem, że aż mu ślinka pociekła na widok książeczek o pieskach. W dalszej części wieczoru Mały Lord brał udział w rozmowach na tematy różniaste, odpowiednio do sytuacji komentując wszystko zwięzłym, ale jakże na miejscu pełnym emocji „muuu” (względnie „maaa” lub „yyy”).

3. Gdy Poldzia dołączyła do wcześniej zebranych, od razu razem ze Struną zaczęła doić wino. Jak zwykle wraz ze wzrostem ilości wypijanego wina rosła również jej gadatliwość, ale malał sens i gubił się wątek przewodni poruszanych zagadnień. W ostatnim etapie spotkania Poldzia wychlała również resztkę wina, nie wiadomo kiedy otwartego, ale nawet zapach stęchlizny wydobywający się z butelki oraz wizja konania w męczarniach z powodu skrętu kiszek dnia następnego nie przeszkodziły Poldzi opróżnić butelki do dna.

4. W związku z tym, że „Moje córki krowy” nie były tą zapowiadaną przez Poldzię bardzo śmieszną książką, w dalszym ciągu czekamy na jej propozycję naprawdę zabawnej lektury. 

5. Bardzo dużo rozmawiano o progeniturze własnej. Najpierw o owockach, warzywkach, zupkach w słoiczku i kaszkach (Mały Lord). Potem rozmawiano o dzieciach w przededniu dojrzewania (Struniątko przejawiające typowe dla uczniów w jego wieku zabarwione dekadentyzmem znudzenie szkołą). Potem o młodszej młodzieży (Poldziątka) i o starszej młodzieży (dzieci Błyskawicy). Żeby nie być w tyle za potomkami swymi zebrani wymieniali się aktualnymi, zasłyszanymi od swoich dzieci wyrażeniami slangowymi. Uaktualniono również wiedzę na temat najmodniejszych fryzur preferowanych przez progeniturę: na jutubera Dealera, na Lewandowskiego, na samuuuraja czy na Piasta Kołodzieja (na szczęście Mały Lord jest jeszcze zbyt mały, aby protestować wobec zrobionego mu przez mamuuusię uczesania).

6. Ciekawym tematem okazała się sprawa bród, a dokładniej zarostu na brodach – tu wypowiedziała się specjalistka Poldzia, która obszernie opisała brodę Pana Polda oraz swój skromny jeszcze, ale jednak obiecujący zarost na brodzie. Gdyby Poldzia chciała zmienić pracę, wróżymy jej karierę we freak show. Choć wygląda na to, że Poldzia nie będzie mogła zarabiać na swojej rosnącej brodzie, gdyż zamierza zaszyć się w pustelni w pobliskich górach, by tam stanowić ciekawostkę dla zbłąkanych turystów.

7. Błyskawica poruszyła bardzo ważny temat – widoczny w „Moich córkach…”, ale nie wybijający się na pierwszy plan. Otóż rozmawiano o roli kobiety jako piastunki ogniska domowego. Dom, w którym brakuje kobiety, matki, jest często domem zimnym, pustym, smuuutnym. To zwykle matki robią gołąbki, pieką smakowite, pachnące ciasta, sprawiają, że dzieci, mimo wyfruwania z gniazdka, chcą wracać do domuuu, by poczuć stabilność i bezpieczeństwo. To ważne zadanie wykonywane przez obecne na spotkaniu Matki Polki nie przeszkadza im realizować się, podejmować indywidualne wyzwania – przykładem niech będą znakomite biegaczki Błyskawica i Poldzia, które znoszą do domu kolejne elementy „złomuuu”, czyli medale (Królowa obecnie jedynie może powspominać, jak to kiedyś szybko i daleko biegała).

8. Jedynym muuuzycznym nawiązaniem do książki wieczoru był Neil Young & Crazy Horse (bo od konia w miarę blisko do krowy). Za to Królowa opowiedziała stary, ale jakże pasujący do lektury dowcip:
-Dlaczego „zespół napięcia przedmiesiączkowego” nazywa się „zespołem napięcia przedmiesiączkowego”?
-Bo nazwa „choroba wściekłych krów” jest już zajęta.

9. Ku zaskoczeniu wszystkich w krowim menu towarzyszącym lekturze nie było ani jednej potrawy zawierającej wołowinę czy cielęcinę. Były natomiast: cukierki-krówki, ciasto „Krówka”, ciasteczka z Milki w kształcie krów, babka z ajerkoniakiem i krówkami. Nabiał reprezentowany był przez serowe kulki opiekane oraz zupę serową z roladą biszkoptową, a także pomidorki koktajlowe nadziewane wędzonym serem białym. Najbardziej wymyślne danie przygotowała jednak Struna: tortilla (bo krowie placki) ze szpinakiem (bo trawa, którą jedzą krowy), z serem korycińskim (bo z pełnego mleka) i z kukurydzą (bo pasza), której towarzyszył dip na bazie śmietany i muuusztardy. Wszystko było jak zwykle wyśmienite.

10. W październiku spotykamy się w trzeci piątek miesiąca, czyli dwudziestego. Omawiać będziemy książkę mającą ogromne znaczenie dla powstania naszego klubiku książkowego (patrz komentarz Struny do wpisu w zakładce „Jak to się wszystko zaczęło”) – „Wszystko za życie” Jona Krakauera. Obowiązywać będzie kuchnia na A jak Alaska, czyli mogą być andruty, arbuzy, arachidowe orzeszki, alkohol, a wołowina też przejdzie.

No to komuuu w drogę, temuuu czas.

k. 



wtorek, 19 września 2017

Przypominajka przed "Moimi córkami krowami" Kingi Dębskiej

I Ty muuusisz być na najbliższym spotkaniu książkowym! Bo będziemy słuchać muuuzyki, jeść krówki oraz rozmawiać o swoich siostrach, mamuuusiach i tatusiach. Zresztą, jak zwykle będzie mnóóóstwo ciekawych tematów do omóóówienia. Widzimy się w piątek, piątuuunio. Można się schodzić od 17.00. 

sobota, 2 września 2017

"Wielki las" Zbigniew Nienacki

Wielki las - Nienacki Zbigniew Protokół po "Wielkim lesie" Zbigniewa Nienackiego

Darz bór!
Sierpniowa lektura była omawiana w pierwszym dniu września, który w tym roku nie był jednak rozpoczęciem nowego roku szkolnego, dzięki czemu na spotkaniu książkowym dał się wciąż czuć wakacyjny duch. W dodatku zebrano się na działce rodziców Struny. Tylko zmrok zapadł wcześniej, niżby tego oczekiwano.

1. Zbigniew Nienacki – tak, tak, ten sam, który napisał uwielbianą przez tłumy serię o przygodach Pana Samochodzika. W „Wielkim lesie” zaskoczył, pokazał swoją drugą, nieznaną, przeznaczoną raczej dla dorosłego czytelnika twarz. Błyskawica była po lekturze jego dwóch „pełnoletnich” książek i na podstawie jej recenzji stwierdzono, że u Nienackiego występuje motyw kobiety zgwałconej, którą opiekuje się stary mężczyzna.

2. Książka się podobała prawie wszystkim, Stefa sprawiała wrażenie wręcz zachwyconej nią. Długo rozmawiano o instynktach, które rządzą człowiekiem, o strachu, popędzie seksualnym. O seksie w ogóle sporo dyskutowano: że seks rządzi światem, że przygodne kontakty seksualne wśród znajomych zdarzają się może nawet częściej niż w książkach, że Nienacki opisał kobiety jakby były przedmiotem w rękach mężczyzn (ciekawe, czy gdyby „Wielki las” ukazał się dzisiaj, feministki podniosłyby larum, a stróże obyczajności zakazaliby wydania książki z szokującą okładką z 1990 roku?). Tę część rozmowy podsumowano stwierdzeniem: po co nam Grey, skoro mamy Nienackiego?

3. Niektóre fragmenty książki, zwłaszcza te dotyczące Horsta Soboty i jego walki z lasem, który zabrał mu najbliższych, przypominały Strunie serial „Twin Peaks”. Swoje skojarzenia Struna zilustrowała biorąc czule w objęcia drewniany pieniek i chodząc z nim dookoła ogniska ze słowami „Ogniu, krocz za mną”.  

4. W książce niepotrzebny nieco, zagmatwany i jakiś taki dziwny wydał nam się element szpiegowski i zagraniczna działalność agenturalna Józwy Maryna – nie wiadomo co, kto i jak. Ale za to dość wnikliwie rozpatrzono temat poszukiwania miłości doskonałej i czy to, co połączyło Józwę i Weronikę, to była właśnie ta miłość czy wspólne im obojgu pragnienie znalezienia takiej miłości – odpowiedzi na to pytanie w czasie spotkania nie znaleziono.

5. Również Mały Lord w swoisty dla siebie sposób (dużo śliny oraz wyrażeń w stylu „aaaa” oraz „eeee” i „guuu”) zabrał głos w sprawie obrazu opisanego przez Nienackiego, który zapadł w pamięć wszystkim czytającym. W „Wielkim lesie” jest mianowicie wypowiedź jednej z kobiet karmiących piersią swoje liczne potomstwo – karmi ona swe maleńkie dzieci tylko jedną piersią, drugą zachowując dla męża. Mały Lord oświadczył, że on z nikim się nie dzieli i sam z zapałem ssie obie piersi swojej mamusi. W czasie spotkania Mały Lord był bardzo grzeczny (za co został pochwalony przez Poldzię), z zainteresowaniem patrzył na drzewa, kwiaty oraz ognisko (widział je po raz pierwszy). Nadchodzącą powoli burza ułatwiła mu także ucięcie sobie krótkiej drzemki w wózku pod jabłonką.

6. Opowiadano o minionych wakacjach, o nadrobionych zaległościach w czytaniu, o wyjazdach i wyprawach tu i tam. Stefa (z nowym fryzem) zdała szczegółową relację ze swojego pierwszego w życiu wypadu w Bieszczady, skąd przywiozła piwo „Bies-czadzkie – piekielnie czarne” (degustacja została przełożona na następne spotkanie). Poldzia podjęła nowe wyzwania w sferze aktywności fizycznej – udoskonalenie pływania i joga. Błyskawica przeczytała „Wszystko za Everest” i jest pod wrażeniem. Wakacje Struny zaczęły się i zakończyły muzycznie. A Królowa (z zapalonymi oskrzelami) zastanawia się, jak szybko i skutecznie pozbyć się 10 kg nadwagi (gdyby od tego zastanawiania się spalało się kalorie, Królowa już dziś byłaby jak szczypiorek).

7. Kulinarnie było po mazursku („Wielki las” rozgrywa się w Mordęgach na Mazurach). Błyskawica przygotowała cepeliny, czyli kartacze. Królowa upiekła farszynki, czyli coś jakby ziemniaczane krokiety. Stefa zrobiła kakol, czyli babkę ziemniaczaną. Struna zrobiła w kociołku nad ogniskiem nasze swojskie prażonki oraz podała tartinki z poziomkami. Do lasu nawiązywały przyniesione przez Poldzię ciastka z kremem –orzeszki. Naprędce wymyślono historię o tym, że delicje były z wiśniami z sadu Horsta Soboty, a borówki zapewne zostały nazbierane w mazurskich lasach.

8. Wrześniowa lektura omówiona zostanie we wrześniu (22-go), a będą nią „Moje córki krowy” Kingi Dębskiej -  Poldzia gwarantuje, że, czytając, będziemy się śmiać do rozpuku. Obowiązywać będzie kuchnia krowia, czyli wołowina i produkty mleczne. Z uwagi na to, że w listopadzie porozmawiamy o „Dzikich łabędziach. Trzech córkach Chin” Jung Chang (zarekomendowana po raz drugi przez naszą ulubioną podróżniczkę Beatę z Wielkopolski), które są opasłym tomiskiem, zaleca się rychłe zdobycie i rozpoczęcie lektury.

9. Z serca gratulujemy szefowej naszej warszawskiej filii – en’ca minnita została mamą! Życzymy zdrowia oraz rychłej radości ze wspólnego odkrywania fascynującej literatury dziecięcej.


Niech bór będzie w Wami!
k.