Protokół po "Zakonnice odchodzą po cichu" Marty Abramowicz
Umiłowane Siostry i Bracia w czytaniu!
W porze, kiedy większość naszych rodaków (a zwłaszcza
rodaczek) wierzących i praktykujących zbierała się wokół przydrożnych kapliczek,
aby odśpiewać Litanię Loretańską, stali uczestnicy Spotkań Pod Pretekstem Książki
w strojach ciemnych i skromnych zgromadzili się wokół stołu, aby
łamać chleb (orkiszowy, upieczony przez Błyskawicę) i dzielić się wrażeniami z
lektury książki Marty Abramowicz „Zakonnice odchodzą po cichu”.
1. Spotkanie rozpoczęło się od oprowadzenia zebranych po nowym
lokalu – wrażenia i oceny były pozytywne, mimo że wciąż kilka elementów mieszkaniowych
wymaga dopracowania i dopieszczenia (ze zrozumieniem przyjęto utrudnienia
łazienkowe i na podwórku). Pan Rex pęczniał z dumy – zasłużenie, albowiem on to
rękami swymi i siłami własnymi stworzył ten lokal. Przybyłe uczestniczki
spotkania z życzeniami bujnego wzrostu i wydawania owoców wręczyły gospodarzom
zachwycającą wierzbę skupioną (łac. salix integra) „Hakuro-nishiki” –
gospodarze zostali poruszeni do głębi tym pięknym, symbolicznym darem. Na cześć
gości i gospodarzy wypito szampana.
2. Struna rzekła, że z „Zakonnic…” nie dowiedziała się niczego,
czego by wcześniej nie wiedziała. Jak się w trakcie wieczoru okazało, wyrażone
opinie wszystkich uczestniczek zebrały się na zatrważający obraz kobiet, które
zdecydowały się wstąpić do zakonu. Historie opisane w książce plus nasze własne
doświadczenia czy znane osobiście przypadki pozwalają stwierdzić, że zakony
żeńskie przypominają sekty (zwłaszcza w kontekście werbowania młodych dziewcząt),
a powołanie, podążanie za wezwaniem bożym odbiega w rzeczywistości od ideałów –
trudno jest czynić dobro będąc zakonnicą, bo najpierw trzeba być bezwzględnie
posłuszną wobec matki przełożonej. W ramach lektury uzupełniającej Błyskawica
zapoznała się z „Drewnianym różańcem” Natalii Rolleczek. A Poldzia, przy
wsparciu Koraliny, opowiedziała o filmie „Niewinne”, przedstawiającym historię
pewnych zakonnic tuż po drugiej wojnie światowej.
3. W tonie, który bez dwóch zdań nie spodobałby się księżom, a
zwłaszcza proboszczom, dyskutowano o mężczyznach, wypełnianiu przez nich ról
ojca i syna, i… męża lub partnera. Faceci – czasami bywają przydatni, ale
generalnie to same problemy są z nimi. Oni, rzecz jasna, to samo twierdzą o
kobietach. Niestety, kobiety bardzo często same są winne temu, jak traktują je
mężczyźni. Kobiety same doprowadzają się do stanu przemęczenia, same podnoszą
sobie poprzeczkę, pozwalają na bycie poniżaną, obciążają się nadmiernie – i po
co? Nie wiadomo.
4. Zaraz po tym, jak Pan Rex opuścił lokal, uczestniczki
spotkania wymieniły się swoimi sprawdzonymi sposobami na osiągnięcie celu w
relacjach z mężczyznami, porównano skuteczność różnych odmian fochów, dąsów i
awantur. Rozmawiano o płaczach do poduszki, trwających miesiąc cichych dniach, ale
i o krzykach, prawie rzucaniu talerzami i nieodpartej pokusie spakowania rzeczy
małżonka do czarnych worków i wystawienia ich za drzwi. W takim to dość wrogim
wobec mężczyzn nastroju wystąpiono z propozycją sformułowania życzeń dla
świeżuteńkiej mężatki, Polanny, jednakże wymowa tych życzeń („Coś ty
zrobiła?!?”, „Nie trzeba od razu kupować krowy, żeby się napić mleka”)
prawdopodobnie nie nastawiłaby Polanny zbyt optymistycznie do przyszłego
wspólnego życia z jej Spaniardem.
5. Bardzo dużo rozmawiano o lokalnych sposobach praktykowania
wiary. Zastanawiano się, dlaczego Kościół rzymsko-katolicki w Polsce, a
zwłaszcza w małych miasteczkach i na wsiach, tak znacząco różni się od Kościoła
rzymsko-katolickiego na zachodzie Europy. Dyskutowano o wierze, pobożności,
chodzeniu do kościoła, manipulacjach kościelnych wobec nieświadomych niczego
dzieci. Struna u kresu wytrzymałości i cierpliwości opowiadała o kościelnych
wymaganiach, pomysłach i wymysłach związanych z przystąpieniem do
pierwszej komunii. Królowa, z racji bycia wielokrotną matką chrzestną, również
miała co nieco do powiedzenia na temat pierwszej komunii mejd in Poland.
6. Poldzia i Błyskawica zdały relację ze stanu przygotowania do
rychłego przystąpienia do biegu na królewskim dystansie 42,195 km. Poldzia, maratonka-debiutantka,
była opanowana, pozytywnie nastawiona. Pomodlimy się za siostry nasze
biegające, które będą się zmagać z bólem i zmęczeniem. Będziemy je wspierać
duchowo w tym biegu wieńczącym miesiące treningów, pracy nad sobą, nieulegania
grzechowi lenistwa. A za Strunę pomodlimy się w intencji przetrwania
maratonu pierwszokomunijnego.
7. Sporo dyskutowano o współczesnej młodzieży, pierwszych miłościach
progenitury (Poldzia) czy uzależnieniu od telefonów komórkowych dziatwy
szkolnej (Struna).
8. Muzycznym tłem wieczoru były fragmenty Pisma Świętego ubrane
w rockowe dźwięki przez zespół 2Tm2,3. Potem wysłuchano anielskiego głosu Antoniny
Krzysztoń. Następnie z płyty „Grace” zabrzmiał Jeff Buckley, a z nabożnym skupieniem
wysłuchano jego utworu „Hallelujah”. Wieczór zakończyła ścieżka dźwiękowa do
filmu „Dead man walking”, w którym jedną z dwóch głównych postaci jest siostra
Helen, grana przez Susan Sarandon.
9. Przed jedzeniem podziękowano Panu za jego hojne dary i
poproszono o błogosławieństwo dla tych, którzy te dary przygotowali. Spożyto,
oprócz wspomnianego już chleba orkiszowego, kuleczki winogrona i melona, które, misternie
ułożone w misie przez Poldzię, przypominały koraliki różańca. Na cześć jednej z
bohaterek „Zakonnic…”, umartwiającej się za wyimaginowane grzechy jedzeniem
cebuli, przygotowano pieczone cebule faszerowane kaszą z pieczarkami. Z
cebulkami bardzo współgrała musztarda Rajska. Zgodnie z przepisem gotującej
siostry Anastazji przyrządzono roladki naleśnikowe. Struna przyniosła Pastylki
Niebiańskie ze Spiżarni Benedyktyńskiej. Było też ciasto Pokusa: warstwa
wierzchnia przypominała zakonny habit, pod nią cielesna czerwona warstwa
truskawkowa, przez która trzeba było się przedrzeć, żeby dotrzeć do
niebiańskiej warstwy kokosowej. Raczono się miodem pitnym z Piwnicy
Klasztornej. Niestety, nie udało się zdobyć wina mszalnego.
10. Kolejne spotkania kongregacji czytających kobiet odbędzie
się w sobotę 18 czerwca, a obecność swoją zapowiedziała już mazowiecka Pejo. Czytamy
„Szeptuchę” Katarzyny Bereniki Miszczuk. Kuchnia ziołowa. Albo staropolska.
Albo wiedźmowata (przypomina się, że jaszczurki, ropuchy i krety są pod
ochroną).
11. Za oknem bosko piękny bażant przechadzał się majestatycznie,
mimo ponurej aury blaskiem wielkości Stwórcy wszystkimi odcieniami zieleni jaśniała
wiosna, a bracia nasi mniejsi Grudosława i Azoriusz jak zwykle cieszyli się z
obecności swoich ulubionych czytających, miziających je sióstr. Stokrotne
dzięki za wspólnie spędzony w jedności duchowej wieczór.
Niech book będzie z Wami!
Amen!
k.
Pozdrawiam wszystkie czytelniczki :)
OdpowiedzUsuńCzytelniczki dziękują za pozdrowienia :)
UsuńI zapraszają do udziału w którymś z kolejnych Spotkań Pod Pretekstem Książki!