Protokół po "Greku Zorbie" Nikosa Kazantzakisa
Kalimera! Kalimera!
Ach, co to był za wieczór! Co to było za spotkanie! Bardzo
radośnie, bardzo wspominkowo, lecz również z optymistycznym spojrzeniem w
przyszłość uczestniczki Spotkań Pod Pretekstem Książki hucznie świętowały
trzecią rocznicę powołania do życia ich prywatnego dyskusyjnego klubiku
książkowego.
1. Lekturą wieczoru był „Grek Zorba”. Większości uczestniczek
się podobał. Niejednokrotnie przytaczano fragmenty książki, które wspierały
naszą opinię, że Zorba to wzór do naśladowania dla wielu mężczyzn. Urzekło nas
jego uwielbienie do kobiet, jego ubóstwianie kobiecości, jego misja w
zaspokajaniu wszystkich kobiecych potrzeb. Jak to określiła Polanna, Zorba to
ekspansywny zbawiciel kobiet, który nie był ostatnim ch*jem. Koralina jak
zwykle celnie spuentowała dyskusje na temat książki wieczoru: zmarły
pierworodny syn Zorby oraz ten, który urodził się pod koniec jego życia stanowili
elementy łączące w kole życia Zorby; jego historia ma kompozycję klamrową.
2. Na fali greckiego uniesienia odtańczono zbiorowo (oprócz
Koraliny pełniącej rolę obserwatorki) taniec Greka Zorby, który początkowo był dość
chaotyczny (taniec, nie Zorba), jednakże z każdym sekundą nabierał
prędkości i precyzji w stawianych krokach. Naszym tańcem zachwycony był przede
wszystkim klubikowy bookdog, który ochoczo dołączył do pląsającego grona.
3. Sporo czasu poświęcono przywoływaniu książek, które w ciągu
minionych trzech lat były pretekstami do naszych spotkań- ich motywów, postaci,
emocji towarzyszących nam podczas dyskusji, gości uczestniczących w obradach,
dań i trunków przygotowanych specjalnie na okazję spotkania. Było co wspominać.
Z nostalgią wróciłyśmy pamięcią do czasów, kiedy wino lało się strumieniami Ale
my nie powiedziałyśmy jeszcze ostatniego słowa w tym temacie- lubimy nowe
wyzwania, więc może już niedługo pobijemy własny rekord w ilości spożytego wina
wynoszący w tej chwili butelkę na głowę.
4. Kielichy mniejsze i większe wznoszone były co i rusz i z
okrzykiem „Oo-pa!” uczestniczki spotkania spełniały kolejne toasty: rocznicowe,
urodzinowe czy jako przejaw radości z faktu, że Struna wygrała 26 książek i ma
zamiar się nimi z nami podzielić. Polanna szczególnie ochoczo wlewała w siebie
alkohol, co, jak można się było spodziewać, przypłaciła bólem głowy i ogólnie
podłym samopoczuciem następnego poranka.
5. Wspaniałym prezentem rocznicowym dla uczestniczek spotkania
była wiadomość, że jedna ze spokrewnionych z nami bystra 7-latka wstąpiła w
Anglii do tamtejszego szkolnego klubu książkowego - jesteśmy z niej takie
dumne!
6. By zadość uczynić tradycji odsłuchano kilkakrotnie
kubikowy hymn tj. utwor Kings Of Leon „Sex on Fire”. To znowuż sprowokowało
Strunę i Królową do podjęcia wędrówki w czasie- najpierw wspominano koncerty
ubiegłoroczne, potem planowano wydarzenia muzyczne w najbliższych miesiącach.
Struna wraz z Królową, jako przodowniczki w dziedzinie szaleństw
kontrolowanych, wybiegły w przyszłość i poza kontynent i wstępnie zaplanowały
podróż przez Stany Zjednoczone w stylu Thelmy i Louise (jednakże bez fatalnego
zakończenia, które było ich udziałem) ze startem w Seattle.
7. Sporo czasu poświęcono kinematografii. Najpierw pokrótce
omówiono ekranizację jednej z naszych lektur nadobowiązkowych tj.
„Pięćdziesięciu twarzy Greya”- podobno w naszych polskich serialach typu „Na
Wspólnej” jest więcej erotyki niż w tym osławionym pornogniocie. Do kina na
„Greya” się nie wybieramy. W kontekście rychłej gali rozdania Oskarów
przeprowadzono szczegółową analizę nominowanej „Idy” oraz innych polskich filmów poruszających
tematykę Żydów w Polsce- dyskusja była pogłębiona wieloma przykładami oraz
wielce pouczająca.
8. Łzy radości wywołał temat uniwersalnych imion. Uczestniczki
spotkania pomagały Polannie wybrać imię dla dziecka, którego wprawdzie się
jeszcze nie spodziewa, jednak jest to kwestią czasu. Najpoważniejszą propozycją
był Jesus (czyt. Hesus), który wspaniale będzie się wpisywać się w wypowiedzi
przyszłej babci i matki owego dziecka (babcia powie: „Moim wnukiem jest Jesus” –
i skierowanie do psychiatryka w sekundzie gotowe, matka powie: „Jestem matką
Jesusa”- reakcja „O, matko boska!”).
9. Greckie potrawy, spożywane w lutym, podziałały na
uczestniczki spotkania niczym balsam łagodzący ich zimowe depresje i szarości.
Błyskawica przyniosła wyśmienitą rybę po grecku. Struna przygotowała tartę ze
szpinakiem, fetą i oliwkami, która od razu zniknęła w naszych żołądkach. Podano
bułeczki z nadzieniem z suszonych pomidorów, ciasto wytrawne ze szpinakiem i
fetą oraz tzatziki. Do ciągłego podgryzania służyły przyniesione przez Koralinę
oliwki z czosnkiem, a także ser kozi. Ze słodkości zajadano chałwę i sezamki
oraz suszone figi nasączone białym winem z serkiem mascarpone i cynamonem
pyszny, prosty deser. Polanna pojechała po bandzie i serek mascarpone dodawała
do wszystkiego, co było na stole.
10. Alkohole pito różnorodne. Było prawdziwe wino greckie oraz
prawdziwe śródziemnomorskie. Dokończono (11-letniego już) Macallana. Kosztowano
prawdziwe greckie Ouzo. Mimo tego sporego wachlarza trunków, nikt pawia nie
puścił.
11. Kolejne spotkanie będzie miało miejsce 20 marca. Pochylimy
się nad „Radością życia” Emila Zoli. Kuchnia francuska.
A zatem do zobaczenia!
Wasza k.
(odchodzi krokiem bocznym posuwistym z rękami nieco
uniesionymi, nucąc: „Tam, ta-tam, ta-ta-ta-tam-…. Ta-da-da-da-da-da-da-da…
Ooo-pa!)