niedziela, 20 lipca 2014

"Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" Mario Vargas Llosa

photo.titleProtokół po "Szelmostwach niegrzecznej dziewczynki" Maria Vargasa Llosy


      To był bajeczny wieczór!
     A przepis na to, żeby taki wieczór uzyskać, jest prosty: kilka inteligentnych, oczytanych kobiet z dużym poczuciem humoru, pyszne jedzenie, jeszcze pyszniejsze wino, dobra książka i niebo pełne gwiazd.
     Omawiałyśmy „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki”, którą napisał peruwiański noblista Maria Vargas Llosa (właściwie Jorge Mario Pedro Vargas Llosa Marqués de Vargas Llosa – z powodu długości nazwiska współczujemy mu podczas wypełniania formularzy urzędowych).
 
1.   Na początku Królowita przekazała obecnym chicas wrażenia z lektury przekazanej jej telefonicznie przez nieobecną Beatitę. Beatita zwróciła uwagę (a jej doświadczenie życiowe to potwierdza), że w książce występuje ogromna ilość zdrobnień: imion, części ciała i innych. To ciekawe, jednak na dłuższą metę denerwujące. Bo ileż razy można podczas czytania natykać się na cycuszki, piersiątka, dziewczynki, chłopczyków, Chilijeczki i Peruwianeczki! 

2.   Beatita zrobiła również poszukiwania internetowe dotyczące zadziwiających fascynacji Japończyków, na których kobiety puszczające bąki działają bardziej niż niemieckie gwiazdy porno. Podczas spotkania doszłyśmy do wniosku, że gdyby sfilmować nasze posiedzenia, to filmiki te na YT cieszyłyby się zawrotną popularnością wśród Azjatów. I nie, nie mówimy tu o puszczaniu bąków przez nas - jako kobiety nieziemsko piękne i eteryczne, my oczywiście bąków nigdy nie puszczamy, w życiu! O czymś takim jak puszczanie bąków wiemy tylko z literatury. Mówimy tutaj o filmikach z naszym bookclub dog w roli głównej, który na poprzednim spotkaniu osiągnął wyżyny w puszczaniu gazów drugą stroną - ten rodzaj nagrania zadowoliłby nie tylko Japończyka w rodzaju opisywanego w „Szelmostwach…” Fukudy, ale i wszystkich azjatyckich zoofili.

3.     Gość wieczoru, czyli szefowa naszej mazowieckiej filii en’ca minnita wspaniale zaprezentowała zebranym liczne cytaty i fragmenty książki. Trzeba dodać, że była jedyną osobą, która tego wieczora miała sporządzone notatki z lektury.

4. Odczucia podczas czytania „Szelmostw…” były podobne: na początku nudził nas peruwiański wątek historyczny. Potem książka wciągała, ale opinie końcowe były już różne - większości podobała się historia życiowego fajtłapy, dupy wołowej Ricardita i jego famme fatale, kobiety o wielu twarzach i wcieleniach, która go wykorzystywała, porzucała i wracała, aby znów go wykorzystać i porzucić. Książka noblisty nie powaliła jednak Królowity na kolana (kogo jak kogo, ale królową trudno na kolana powalić). Jednak różnice w opiniach pozwoliły nam rozmawiać długo i wielowątkowo na temat takiej relacji, w jakiej byli Ricardito i jego Chilijeczka-Peruwianeczka.

5.   Wszystkie czytające zwróciły na to uwagę, ale Strunita najlepiej to podsumowała, że w książce bardzo ciekawa jest sama jej struktura - to, jak każdej nowej odsłonie Chilijeczki towarzyszyła historia mężczyzny, z którym na krótko (bo ten mężczyzna zwykle umierał lub w inny sposób znikał) zaprzyjaźniał się Ricardito.

6. Z racji tego, że spotkanie miało miejsce w ogródku działkowym, istotne tego wieczoru były sprawy związane z florą i fauną:
     -flora: upajałyśmy się zapachem kwitnących róż, a przybycie Polannity spowodowało gwałtowny opad papierówek z drzewa (pamiętając jej perypetie podczas lipcowego spotkania w ubiegłym roku, właściwie nie powinno nas to w ogóle dziwić);
     -fauna: bookclub dog został wypieszczony i wygłaskany przez wszystkich (oprócz Koralinity, wiadomo). En’ca minnita wygłosiła prelekcję na temat różnicy między świerszczem, cykadą i konikiem polnym (prelekcji towarzyszył dźwięk wydawany przez któregoś z tych trzech owadów). Podjęto też temat regionalizmów określających to coś, co nas atakowało i żarło na potęgę - latające potwory zwane ślepkami, gzami, bąkami lub końskimi muchami. Jak zwał, tak zwał - ślady po ugryzieniach wszystkie miałyśmy takie same.

7. Podjęłyśmy temat hipsterów obecnych w społeczeństwie oraz wśród naszych znajomych. Hipstera-samca można rozpoznać w ciągu sekundy. Rozpoznanie hipsterki-samiczki zajmuje trochę więcej czasu, gdyż odbywa się to w trakcie rozmowy m.in. o jej aktualnym hobby i fascynacjach kulturowych.

8. Bardzo ciekawym wątkiem były plany noclegowe podczas spotkania za miesiąc. Spodziewamy się gości, ale Królowita dysponuje teraz dodatkowymi możliwościami przenocowania uczestników spotkania, więc brano pod uwagę różne konfiguracje odnośnie tego kto z kim i na czym będzie spał. Uspokajamy jednocześnie Polannitę, że nikt nie zamierza uwieść jej niegrzecznego chłopczyka, zatem spokojnie może go przyprowadzić na spotkanie - wprawdzie nic nie będzie rozumiał z naszej dyskusji, ale znajdziemy mu jakieś zajęcie (mycie garów, wieczorny spacer z Gruditą, obieranie 20 kg ziemniaków, wybieranie ziaren grochu z popiołu, przetłumaczenie „Pana Tadeusza” z polskiego na hiszpański).

9. W związku z planowaną na ten wieczór kuchnią peruwiańsko-grillową Koralinita i Królowita podjęły liczne kroki, aby zdobyć świnki morskie, które miały zostać upieczone i podane zebranym (w Peru jest to podobno wielki przysmak). Ustaliłyśmy już miejsce zdobycia przewidzianych do spożycia świnek (sklep zoologiczny), jednakże przeszkodą nie do pokonania okazał się brak osoby, która by dla nas te świnki zabiła, wypatroszyła i przygotowała do pieczenia. Dlatego też zamiast świnek na stole pojawiły się inne peruwiańskie pyszności zawierające typowe dla Ameryki Południowej składniki:
    -Strunita przygotowała sałatkę z awokado, kukurydzę w kolbach oraz swój grillowy numer popisowy, czyli szaszłyczki z pieczonym boczkiem i śliwką suszoną;
    -nie mogło zabraknąć również grillowej wizytówki Koralinity, czyli ziemniaczków zapiekanych z boczusiem i cebulką;
   -przyrządzono też faszerowane papryczki (które podobno wywołały dnia następnego dolegliwości żołądkowe u en’ca minnity, jednakże z racji tego, że nikt inny nie zgłaszał uwag w tej dziedzinie, zwalniamy papryczki i osobę je przygotowującą z odpowiedzialności za ewentualną niestrawność en’ca minnity);
     -z powodu braku dostępu do zwyczajowo żutych w Ameryce Południowej liści koki pito coca-colę oraz zjedzono ciasto koka-kola, które miało taki kolor jak uda Chilijeczki. Miałyśmy wprawdzie ochotę wykonać telefon do przyjaciela, żeby zamówić u niego 2 gramy czystej kolumbijskiej koki, a potem wciągnąć po kresce, jednak stwierdziłyśmy, że wino działa na nas dużo lepiej, niż najczystsza kokaina;
     -w kwestii wina było dwojako: białe francuskie oraz czerwone chilijskie, ale efekt przyniosły jeden – błogość, ekstaza kubków smakowych i rozkoszny stan upojenia. Statystyka: po butelce wina „na głowę”!- drogie Niegrzeczne Dziewczynki, wracamy do formy!
     -przy podawaniu tarty limonkowej Strunita wykazała się po raz kolejny błyskotliwością i kreatywnością - szybko poinformowała nas, że stolicą Peru jest Lima, więc tarta limonkowa jak najbardziej wpisuje się w nasze peruwiańskie menu;
     -po raz kolejny jadłyśmy nasz ulubiony karmelowy ser brunost. I cóż, że ze... z Norwegii! Mamy tam stałego dostawcę, więc korzystamy z jego sympatii dla nas.

10. Zrobiono również rewizję naszych planów czytelniczych na najbliższe miesiące. Otóż postanowiono, że w sierpniu dyskutować będziemy „Niebezpieczne związki” oraz niebezpieczne związki (kuchnia barokowa, czyli złota i różowa, z naciskiem na różową…. chyba że kogoś stać na złotą). We wrześniu porozmawiamy o „Elizabeth i jej ogrodzie”, a w październiku weźmiemy na warsztat coś Ignacego Karpowicza (prawdopodobnie „Ości”).

11. Ku rozczarowaniu wszystkich po zakończeniu spotkania okazało się, że brama do ogródków działkowych jest… otwarta!!! A już rozdzielone zostały role przy przenoszeniu Grudity ponad bramą. A już planowałyśmy, jak przerzucimy rower, na którym przyjechała Koralinita. A już się cieszyłyśmy na dźwięk pustych butelek po winie, które miały z brzękiem upaść po drugiej stronie bramy. Niestety, trzeba było przejść normalnie, przez otwartą na oścież bramkę. Jedynie Strunita zachowała się w sposób tradycyjny i bez obciachu, z największą łatwością przelazła górą przez bramę.

12. Drogie dziewczynki! Widzimy się 22 sierpnia w starym, ale jakże odmienionym lokalu. Staramy się nie wplątywać w zbyt wiele niebezpiecznych związków. Zakładamy na siebie bieliznę barokową. Urlopujemy się. Odpoczywamy. Przeżywamy każdy dzień jakby miał on być ostatni. I czytamy, czytamy, czytamy.

Mamy nadzieję, że pierwsze zdanie z lipcowej lektury tj. „To było bajeczne lato” (na co zwróciła uwagę Strunita) stanie się prawdą i za miesiąc, u schyłku wakacji, lub na wrześniowym spotkaniu będziemy mogły wszystkie powiedzieć, że tegoroczne lato było dla nas rzeczywiście bajeczne.
Adios oraz à bientôt!
k.



Aneks do protokołu:

Na wniosek Strunity protokolantka dodaje następujące informacje, które dopełnią obraz tego bajecznego wieczoru:
1.  Polannita, po tym jak Strunita i en' ca minnita zużyły w czasie rozpalania grilla wszystkie dostępne zapałki, przyniosła niezbędne akcesoria piromańskie, stając się tym samym Wieczorową Niegrzeczną Dziewczynką z Zapałkami.
2.  En' ca minnita była westalką – tu zupełnie nie wiem, o co chodzi, ale skoro Strunita twierdzi, że en’ ca minnita była tą westalką, to pewnie nią była. Protokolantka, z powodu głębokiej zadumy nad omawianą książką, nie zauważyła u żadnej z uczestniczek spotkania nic westalskiego.
3.  Pomimo braku kraciastej koszuli, wydatnego brzucha i bujnego zarostu na brodzie Strunita była naszym osobistym Drwalem z Seattle. Bookclub dog Grudita pomagał jej w utrzymywaniu ognia poprzez rozgryzanie większych szczapek drewna na mniejsze kawałeczki. Strunicie wyjątkowo do twarzy było z metrową siekierą – jej wrogowie, drżyjcie! Ona umie się nią sprawnie posługiwać!

Protokolantka przeprasza za braki w protokole, które wystąpiły. Protokolantka jednakże przy całej swojej doskonałości i spostrzegawczości jest tylko człowiekiem, którego od czasu do czasu nawiedza chwilowa niedyspozycja, nieuwaga czy rozkojarzenie. Na szczęście pozostałe uczestniczki spotkania czuwają. A wszystkie Niegrzeczne Dziewczynki doskonale się uzupełniają.

Teraz to już chyba naprawdę wszystko.
Do napisania w sierpniu!
k.
 

1 komentarz:

  1. Och! To żadne zaskoczenie, że en’ca minnita dysponowała notatkami ;) Zdziwiłabym się gdyby nimi nie dysponowała ;)

    Pozdrawiam
    oczko z filii mazowieckiej ;)

    OdpowiedzUsuń