Protokół po "Szelmostwach niegrzecznej dziewczynki" Maria Vargasa Llosy
To był bajeczny wieczór!
A przepis na to, żeby taki wieczór uzyskać, jest prosty: kilka
inteligentnych, oczytanych kobiet z dużym poczuciem humoru, pyszne jedzenie,
jeszcze pyszniejsze wino, dobra książka i niebo pełne gwiazd.
Omawiałyśmy „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki”, którą napisał
peruwiański noblista Maria Vargas Llosa (właściwie Jorge Mario Pedro Vargas Llosa Marqués de Vargas Llosa – z powodu
długości nazwiska współczujemy mu podczas wypełniania formularzy urzędowych).
1. Na początku Królowita przekazała obecnym
chicas wrażenia z lektury przekazanej jej telefonicznie przez nieobecną Beatitę.
Beatita zwróciła uwagę (a jej doświadczenie życiowe to potwierdza), że w
książce występuje ogromna ilość zdrobnień: imion, części ciała i innych. To
ciekawe, jednak na dłuższą metę denerwujące. Bo ileż razy można podczas
czytania natykać się na cycuszki, piersiątka, dziewczynki, chłopczyków, Chilijeczki
i Peruwianeczki!
2. Beatita zrobiła
również poszukiwania internetowe dotyczące zadziwiających fascynacji Japończyków,
na których kobiety puszczające bąki działają bardziej niż niemieckie gwiazdy porno.
Podczas spotkania doszłyśmy do wniosku, że gdyby sfilmować nasze posiedzenia,
to filmiki te na YT cieszyłyby się zawrotną popularnością wśród Azjatów. I nie,
nie mówimy tu o puszczaniu bąków przez nas - jako kobiety nieziemsko piękne i
eteryczne, my oczywiście bąków nigdy nie puszczamy, w życiu! O czymś takim jak
puszczanie bąków wiemy tylko z literatury. Mówimy tutaj o filmikach z naszym
bookclub dog w roli głównej, który na poprzednim spotkaniu osiągnął wyżyny w
puszczaniu gazów drugą stroną - ten rodzaj nagrania zadowoliłby nie tylko
Japończyka w rodzaju opisywanego w „Szelmostwach…” Fukudy, ale i wszystkich
azjatyckich zoofili.
3. Gość wieczoru,
czyli szefowa naszej mazowieckiej filii en’ca minnita wspaniale
zaprezentowała zebranym liczne cytaty i fragmenty książki. Trzeba dodać, że
była jedyną osobą, która tego wieczora miała sporządzone notatki z lektury.
4. Odczucia podczas czytania „Szelmostw…” były podobne: na
początku nudził nas peruwiański wątek historyczny. Potem książka wciągała, ale opinie
końcowe były już różne - większości podobała się historia życiowego fajtłapy,
dupy wołowej Ricardita i jego famme fatale, kobiety o wielu twarzach i
wcieleniach, która go wykorzystywała, porzucała i wracała, aby znów go
wykorzystać i porzucić. Książka noblisty nie powaliła jednak Królowity na
kolana (kogo jak kogo, ale królową trudno na kolana powalić). Jednak różnice w
opiniach pozwoliły nam rozmawiać długo i wielowątkowo na temat takiej relacji,
w jakiej byli Ricardito i jego Chilijeczka-Peruwianeczka.
5. Wszystkie czytające zwróciły na to uwagę, ale Strunita
najlepiej to podsumowała, że w książce bardzo ciekawa jest sama jej struktura -
to, jak każdej nowej odsłonie Chilijeczki towarzyszyła historia mężczyzny, z
którym na krótko (bo ten mężczyzna zwykle umierał lub w inny sposób znikał)
zaprzyjaźniał się Ricardito.
6. Z racji tego, że spotkanie miało miejsce w ogródku
działkowym, istotne tego wieczoru były sprawy związane z florą i
fauną:
-flora: upajałyśmy się zapachem kwitnących róż, a przybycie Polannity
spowodowało gwałtowny opad papierówek z drzewa (pamiętając jej perypetie
podczas lipcowego spotkania w ubiegłym roku, właściwie nie powinno nas to w
ogóle dziwić);
-fauna: bookclub dog został wypieszczony i wygłaskany przez wszystkich
(oprócz Koralinity, wiadomo). En’ca minnita wygłosiła prelekcję na temat
różnicy między świerszczem, cykadą i konikiem polnym (prelekcji towarzyszył
dźwięk wydawany przez któregoś z tych trzech owadów). Podjęto też temat
regionalizmów określających to coś, co nas atakowało i żarło na potęgę -
latające potwory zwane ślepkami, gzami, bąkami lub końskimi muchami. Jak zwał,
tak zwał - ślady po ugryzieniach wszystkie miałyśmy takie same.
7. Podjęłyśmy temat hipsterów obecnych w społeczeństwie oraz wśród
naszych znajomych. Hipstera-samca można rozpoznać w ciągu sekundy. Rozpoznanie
hipsterki-samiczki zajmuje trochę więcej czasu, gdyż odbywa się to w trakcie
rozmowy m.in. o jej aktualnym hobby i fascynacjach kulturowych.
8. Bardzo ciekawym wątkiem były plany noclegowe podczas spotkania za
miesiąc. Spodziewamy się gości, ale Królowita dysponuje teraz dodatkowymi
możliwościami przenocowania uczestników spotkania, więc brano pod uwagę różne
konfiguracje odnośnie tego kto z kim i na czym będzie spał. Uspokajamy
jednocześnie Polannitę, że nikt nie zamierza uwieść jej niegrzecznego
chłopczyka, zatem spokojnie może go przyprowadzić na spotkanie - wprawdzie nic
nie będzie rozumiał z naszej dyskusji, ale znajdziemy mu jakieś zajęcie (mycie
garów, wieczorny spacer z Gruditą, obieranie 20 kg ziemniaków, wybieranie
ziaren grochu z popiołu, przetłumaczenie „Pana Tadeusza” z polskiego na
hiszpański).
9. W związku z planowaną na ten wieczór kuchnią peruwiańsko-grillową
Koralinita i Królowita podjęły liczne kroki, aby zdobyć świnki morskie, które
miały zostać upieczone i podane zebranym (w Peru jest to podobno wielki
przysmak). Ustaliłyśmy już miejsce zdobycia przewidzianych do spożycia świnek
(sklep zoologiczny), jednakże przeszkodą nie do pokonania okazał się brak
osoby, która by dla nas te świnki zabiła, wypatroszyła i przygotowała do
pieczenia. Dlatego też zamiast świnek na stole pojawiły się inne peruwiańskie
pyszności zawierające typowe dla Ameryki Południowej składniki:
-Strunita przygotowała sałatkę z awokado, kukurydzę w kolbach oraz
swój grillowy numer popisowy, czyli szaszłyczki z pieczonym boczkiem i śliwką
suszoną;
-nie mogło zabraknąć również grillowej wizytówki Koralinity, czyli
ziemniaczków zapiekanych z boczusiem i cebulką;
-przyrządzono też faszerowane papryczki (które podobno wywołały dnia
następnego dolegliwości żołądkowe u en’ca minnity, jednakże z racji tego, że
nikt inny nie zgłaszał uwag w tej dziedzinie, zwalniamy papryczki i osobę je
przygotowującą z odpowiedzialności za ewentualną niestrawność en’ca minnity);
-z powodu braku dostępu do zwyczajowo żutych w Ameryce Południowej
liści koki pito coca-colę oraz zjedzono ciasto koka-kola, które miało taki
kolor jak uda Chilijeczki. Miałyśmy wprawdzie ochotę wykonać telefon do przyjaciela,
żeby zamówić u niego 2 gramy
czystej kolumbijskiej koki, a potem wciągnąć po kresce, jednak stwierdziłyśmy,
że wino działa na nas dużo lepiej, niż najczystsza kokaina;
-w kwestii wina było dwojako: białe francuskie oraz czerwone
chilijskie, ale efekt przyniosły jeden – błogość, ekstaza kubków smakowych i
rozkoszny stan upojenia. Statystyka: po butelce wina „na głowę”!- drogie Niegrzeczne
Dziewczynki, wracamy do formy!
-przy podawaniu tarty limonkowej Strunita wykazała się po raz kolejny
błyskotliwością i kreatywnością - szybko poinformowała nas, że stolicą Peru
jest Lima, więc tarta limonkowa jak najbardziej wpisuje się w nasze
peruwiańskie menu;
-po raz kolejny jadłyśmy nasz ulubiony karmelowy ser brunost. I cóż, że ze... z Norwegii! Mamy tam stałego dostawcę, więc korzystamy z jego sympatii dla nas.
-po raz kolejny jadłyśmy nasz ulubiony karmelowy ser brunost. I cóż, że ze... z Norwegii! Mamy tam stałego dostawcę, więc korzystamy z jego sympatii dla nas.
10. Zrobiono również rewizję naszych planów czytelniczych na
najbliższe miesiące. Otóż postanowiono, że w sierpniu dyskutować będziemy
„Niebezpieczne związki” oraz niebezpieczne związki (kuchnia barokowa, czyli
złota i różowa, z naciskiem na różową…. chyba że kogoś stać na złotą). We
wrześniu porozmawiamy o „Elizabeth i jej ogrodzie”, a w październiku weźmiemy
na warsztat coś Ignacego Karpowicza (prawdopodobnie „Ości”).
11. Ku rozczarowaniu wszystkich po zakończeniu spotkania okazało się,
że brama do ogródków działkowych jest… otwarta!!! A już rozdzielone zostały
role przy przenoszeniu Grudity ponad bramą. A już planowałyśmy, jak przerzucimy
rower, na którym przyjechała Koralinita. A już się cieszyłyśmy na dźwięk
pustych butelek po winie, które miały z brzękiem upaść po drugiej stronie
bramy. Niestety, trzeba było przejść normalnie, przez otwartą na oścież bramkę.
Jedynie Strunita zachowała się w sposób tradycyjny i bez obciachu, z największą
łatwością przelazła górą przez bramę.
12. Drogie dziewczynki! Widzimy się 22 sierpnia w starym, ale jakże
odmienionym lokalu. Staramy się nie wplątywać w zbyt wiele niebezpiecznych
związków. Zakładamy na siebie bieliznę barokową. Urlopujemy się. Odpoczywamy.
Przeżywamy każdy dzień jakby miał on być ostatni. I czytamy, czytamy, czytamy.
Mamy nadzieję, że pierwsze zdanie
z lipcowej lektury tj. „To było bajeczne lato” (na co zwróciła uwagę Strunita) stanie
się prawdą i za miesiąc, u schyłku wakacji, lub na wrześniowym spotkaniu
będziemy mogły wszystkie powiedzieć, że tegoroczne lato było dla nas
rzeczywiście bajeczne.
Adios
oraz à bientôt!
k.
Protokolantka przeprasza za braki w protokole, które wystąpiły. Protokolantka jednakże przy całej swojej doskonałości i spostrzegawczości jest tylko człowiekiem, którego od czasu do czasu nawiedza chwilowa niedyspozycja, nieuwaga czy rozkojarzenie. Na szczęście pozostałe uczestniczki spotkania czuwają. A wszystkie Niegrzeczne Dziewczynki doskonale się uzupełniają.
Aneks do protokołu:
Na wniosek Strunity protokolantka dodaje następujące
informacje, które dopełnią obraz tego bajecznego wieczoru:
1. Polannita,
po tym jak Strunita i en' ca minnita zużyły w
czasie rozpalania grilla wszystkie dostępne zapałki, przyniosła niezbędne akcesoria
piromańskie, stając się tym samym Wieczorową Niegrzeczną Dziewczynką z
Zapałkami.
2. En' ca minnita była westalką – tu zupełnie nie wiem,
o co chodzi, ale skoro Strunita twierdzi, że en’ ca minnita była tą
westalką, to pewnie nią była. Protokolantka, z powodu głębokiej zadumy nad
omawianą książką, nie zauważyła u żadnej z uczestniczek spotkania nic
westalskiego.
3. Pomimo braku kraciastej koszuli, wydatnego brzucha i
bujnego zarostu na brodzie Strunita była naszym osobistym Drwalem z
Seattle. Bookclub dog Grudita pomagał jej w utrzymywaniu ognia poprzez
rozgryzanie większych szczapek drewna na mniejsze kawałeczki. Strunicie wyjątkowo
do twarzy było z metrową siekierą – jej wrogowie, drżyjcie! Ona umie się
nią sprawnie posługiwać!
Protokolantka przeprasza za braki w protokole, które wystąpiły. Protokolantka jednakże przy całej swojej doskonałości i spostrzegawczości jest tylko człowiekiem, którego od czasu do czasu nawiedza chwilowa niedyspozycja, nieuwaga czy rozkojarzenie. Na szczęście pozostałe uczestniczki spotkania czuwają. A wszystkie Niegrzeczne Dziewczynki doskonale się uzupełniają.
Teraz to już chyba naprawdę wszystko.
Do napisania w sierpniu!
k.
Och! To żadne zaskoczenie, że en’ca minnita dysponowała notatkami ;) Zdziwiłabym się gdyby nimi nie dysponowała ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
oczko z filii mazowieckiej ;)