Protokół po Spotkaniu Pod Pretekstem..."Sztukmistrza z Lublina" Isaaca Bashevisa
Shalom!
Po raz pierwszy uczestniczki Spotkań Pod Pretekstem Książki zebrały się w
plenerze (bo wcześniejsze chwilowe obrady na balkonie się nie liczą). Rodzice
Struny użyczyli nam swojej działki w Ogrodach, gdzie odbyła się
dogłębna dyskusja na temat „Sztukmistrza z Lublina” Isaaca Bashevisa Singera. Świeże
powietrze, komary, prowizoryczny wychodek za folią obok kompostownika,
spadające z drzewa papierówki, huśtawka, zapach lilii, kłęby dymu z ogniska i z
grilla oraz leżaki, które pamiętają czasy głębokiej komuny - wszystko to tworzyło wspaniały klimat do
jedzenia, picia i rozmawiania. Oto kilka refleksji.
1.
Omawianiu „Sztukmistrza…”
towarzyszyło słowo „opozycja”. Bo najpierw wszystkie stwierdziłyśmy, że nam się
ogólnie książka podobała – tylko Koralina powiedziała, że jej nie. Potem Stefa
bardzo dzielnie broniła swoich racji i przekonań, ale została zakrzyczana,
zagadana, prawie zmiażdżona, co zniosła nad wyraz mężnie, a rozmowa nie
przerodziła się w walkę na noże tudzież szpikulce do szaszłyków. I nie wypłynęło to na ogólną opinię Stefy o uczestniczkach spotkań-
nadal ma zamiar czytać i dyskutować z nami kolejne lektury.
2.
Jasza,
tytułowy bohater „Sztukmistrza…” wyzwalał w nas dużo emocji. Wkurzałyśmy się na
niego m.in. za to, że zamiast stawić czoło problemom (jak zrobiłaby na jego
miejscu każda kobieta), uciekł, stchórzył, poszedł na łatwiznę (co robi
większość facetów). Wiele wymian zdań spowodowały również losy licznych kobiet
Jaszy. Bardzo nam było żal Magdy (to największa ofiara Sztukmistrza). Zaciekawienie
i uśmiech na twarzy wywoływała Zewtel (z czekającej wiernie żony przemieniła
się w bajzelmamę w Buenos Aires). Litość, ale i wściekłość powodowała w nas
postawa Estery- naiwnej i w jakiś sposób bezradnej żony Jaszy. Emilia, wdowa po
profesorze, która interesownie podchodziła do swojego związku z Jaszą – ona tez
została przez nas omówiona.
3.
Dyskusjom nie
towarzyszyła kuchnia żydowska koszerna, ale jak najbardziej nasza polska:
grillowa, działkowa, piknikowa. Takiego obżarstwa jeszcze na naszym spotkaniu
nie było, aj waj! W drodze powrotnej toczyłyśmy się jak piłki (lekarskie),
spodnie pękały w szwach, guziki w pasie strzelały, a trawienie tego, co
spożyłyśmy w sobotę, trwało co najmniej 48 godzin. Zatem na wniosek większości
wprowadzamy limity żywnościowe na kolejne spotkania: każda osoba może przynieść
tylko jedną potrawę w ilości symbolicznej. Koralina uważa, że wszystkie
uczestniczki spotkań chcą się wykazać, jakimi wspaniałymi kucharkami są, ale
przy takim podejściu wkrótce zostaniemy pasibrzuchami i żadne bieganie nam nie
pomoże. Na alkohol nie wprowadzamy póki co żadnych limitów. Dla potomnych
notujemy frykasy, którymi się raczyłyśmy: prażonki, ziemniaczki w folii (to
nic, że nieco zwęglone), tzatziki, chleb z masłem czosnkowo-bazyliowym,
kiełbaski, boczuś, sałatka z ogórków z rzodkiewką, sałatka z warzyw
grillowanych z rukolą, szaszłyki warzywne oraz mięsne (ślinotok wystąpił
podczas spożywania zwłaszcza tych ze śliwką suszoną), a na dobitkę dla
największych obżarciuchów grillowane kolby kukurydzy. Na deser: banany zapiekane z czekoladą, ciasto ze
śliwkami, owoce grillowane z bitą śmietaną. Arbuz zalany wódką może być
zaliczony do kategorii deserów lub napojów – tak czy inaczej smakował wybornie
i doskonale wzmacniał pite wino.
4.
Oprócz
jedzenia, picia, rozmawiania i poddawania się błogostanowi, niektóre z nas wykonywały
czynności dodatkowe. Polanna była Strażniczką Ognia, która prawie poświęciła
swoje włosy, aby podniecić ogień. Była też Newtonem lub Ewą (tą od Adama), co
dało się rozpoznać po spadających na nią prosto z drzewa jabłkach. Struna była
Panią Klozetową, bo dzielnie zaprowadzała wszystkie pełne pęcherze do kącika za
foliowym tunelem. A Beata i Koralina utworzyły dwuosobowy Klub Posiadaczek
Szyderczo Dyndających Brzuchów.
5.
Pomimo ciążących ku ziemi wypełnionych
brzuchów, zmuszone zaistniałą sytuacją zakończyłyśmy spotkanie zbiorowym
przejściem przez płot (podobno niektóre uczestniczki będąc na górze płotu
szczytowały, a inne poczuły się jak Wałęsa i zrobiły z palców jego znak
solidarności). Struna wykazała się ogromnym doświadczeniem i zręcznością w tej
dziedzinie i odtąd jest dla nas autorytetem w przechodzeniu przez płot. Cała
operacja logistycznie utrudniona była dodatkowo przez puste butelki w
reklamówce, które trzeba było w miarę cicho przerzucić na drugą stronę. A już
bezpieczne przeniesienie psa książkowego Grudzi ponad płotem było nie lada
wyzwaniem – Koralina i Polanna zapewniły, że Grudzia cała i zdrowa wylądowała na
ziemi.
6.
Postanowienia
na przyszłość: 9 sierpnia (piątek) o 19:00 mieć będzie miejsce kolejny
wieczorek filmowy. Obejrzymy „Moje wielkie greckie wakacje”. Lokal zapewni Koralina, która na ten czas eksmituje z domu swego małżonka (ale jeszcze nie
wystawi mu czarnych worków za drzwi).
7.
W sierpniu
Spotkanie Pod Pretekstem Książki odbędzie się w piątek 23-go o 17:30 u mnie.
Czytamy „Dziwne losy Jane Eyre” Charlotte Bronte. Książka jest dość opasła
(czytane przez nas książki objętościowo coraz bardziej upodabniają się do nas),
zatem radzimy już teraz zacząć czytać. Te, co zapuszczają włosy do ślubu i przez
to nie mają czasu na czytanie, wyjątkowo mogą obejrzeć ekranizację filmową twej
książki.
8.
Te które nie
były w ubiegłą sobotę na spotkaniu, bo imprezowały w innym towarzystwie lub
pracowały (łącząc to pewnie z imprezowaniem), niech żałują, bo spotkanie
książkowe ze „Sztukmistrzem…” było magiczne.
Do zobaczenia już niedługo.
Miłych wakacji, aj waj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz