Protokół po "Dworskiej tancerce" Shin Kyung-Sook
Bon jour!
Cokolwiek przeczytane jest po Tokurczuk, wydaje się
słabe i marnej jakości literackiej.
1. Tak też było i w przypadku marcowego pretekstu do
spotkania, czyli „Dworskiej tancerki”. To przedstawicielka mało znanej literatury
koreańskiej… i właściwie tyle, co można powiedzieć o powieści Shin Kyung-Sook. „Dworska
tancerka” jest płaska, nie wciąga, nie zachwyca opisami emocji (ok, rozumiemy,
że w kultura azjatycka nie powala głębią opisów uczuć), akcja jest prawie
żadna, a coś, co wydawać się mogło największym atutem, czyli koreańska tradycja
i historia, zostały przedstawione tak powierzchownie, że czytelnik, zamiast
przeniesienia się na koreański dwór, by ujrzeć oczami wyobraźni zachwycający
taniec wilgi, czyta o widzach spektaklu płaczących ze wzruszenia. „Dworska
tancerka” okazuje się być koreańskim czytadłem, aspirującym do miana wizytówki
literackiej Korei. Rzecz jasna porusza los dwórki Seo, uprzedmiotowionej,
ubezwłasnowolnionej, wykluczonej podwójnie – najpierw będąc zbyt egzotyczną dla
paryżan, potem zbyt europejską dla swoich rodaków. Jednak to za mało, żeby z
nią współodczuwać czy żeby zachwycić się powieścią.
2. Największą korzyścią płynącą z ustanowienia „Dworskiej
tancerki” pretekstem do spotkania było równoczesne wyznaczenie kuchni
koreańskiej gastronomicznym tłem dyskusji. Struna przygotowała bibimbap wegetariański,
czyli ryż z warzywami, sezamem i kotlecikami bobowymi z sałatką z rzodkwi białej.
Kicia przyniosła zrobiony przez siebie makaron ramen w sosie dandan z papryką
goczugaru – potrawa ta, bardzo pikantna, nawiązywała bezpośrednio do licznych fragmentów
z książki wieczoru, w których opisane były pot, spocone czoła czy krople potu spływające
po czyichś skroniach. Królowa zaserwowała kimchijeon z dipem na bazie sosu
sojowego – placuszki z domową kapustą kiszoną zamiast kapusty kimchi musiały
zostać podane na kawałkach chrześcijańskiego opłatka, gdyż inaczej nie dało się
włożyć ich do jamy ustnej bez ryzyka upaprania się. Królowa i Mały Lord upiekli
kokosowe mochi. Uzyskały one aprobatę pierwszego degustatora, czyli bookdoga
Azoriusza, który był wpadł do lokalu klubikowego przed wszystkimi i jednym
kłapnięciem paszczy zmiótł połowę kwadracików mochi znajdujących się na
talerzu. Na obrzeżach stołu pojawiły się jeszcze inne nawiązania do kuchni azjatyckiej:
ryż (dmuchany) i pałeczki (kukurydziane w czekoladzie oraz paluszki).
3. Trudno było dobrać muzykę do rozmów o „Dworskiej
tancerce”, ponieważ w lokalu klubikowym nie znaleziono płyt z K-popem. Dlatego wykonano
muzyczny ukłon w stronę kalendarza, wskazującego dzień św. Patryka – wysłuchano
płyty z kompilacją irlandzkich piosenek i pieśni. Potem DJ-em został Mały Lord,
który przy wyborze kolejnych albumów kierował się wyglądem okładki (szczególnie
dużo czasu poświęcił na analizę płyt zespołu Tool, które wraz z Kicią podziwiali
pod kątem nowatorskich rozwiązań graficznych).
4. Przy okazji planowania kolejnego spotkania wywiązała
się dyskusja na temat objętości wybranych na ten rok książkowych pretekstów,
tempa czytania oraz innych zajęć dodatkowych zakłócających proces czytania. Ostatecznie
ustalono, że wyzwanie w postaci opasłych „Nocy i dni” zostanie podjęte i omówione
21 kwietnia. Kicia natomiast, po zdaniu relacji ze swoich tygodniowych
aktywności pozazawodowych, zwolniona została z obowiązku przebrnięcia przez
Dąbrowską. Za to, w związku z trwającym Rokiem Szymborskiej, delegowana została
do zapoznania się z co najmniej jednym wierszem noblistki i zreferowania jego
treści pozostałym. Jednocześnie przypomina się Kici i wszystkim innym uczestniczkom
i uczestnikom, że przeczytanie wyznaczonego pretekstu książkowego nie jest
warunkiem koniecznym do udziału w spotkaniu jemu poświęconemu. Co więcej,
niezapoznanie się z książką wieczoru ma też plus: podobnie jak Kicia, można
zachęcić innych do większej aktywności fizycznej. To po prostu kwestia
zarządzania czasem własnym i najlepszego wykorzystywania każdej godziny życia.
Doba trwa tylko 24 godziny, więc albo się poprzez czytanie dba o mięśnie
mózgowe, albo się poprzez uprawianie jogi dba o kręgosłup, albo się poprzez
szydełkowanie dba… właściwie to szydełkowania powinno się zaprzestać, bo na
żadne partie mięśni to korzystnie nie wpływa, a zdecydowanie może pogorszyć
wzrok i rzeczony kręgosłup. Każdy niech sobie decyduje, na co przeznacza
pozostałe mu minuty życia. Zachęca się jednak do czynnego udziału w kolejnym
spotkaniu książkowym – po przeczytaniu całych „Nocy i dni”, po przeczytaniu fragmentarycznym
lub nawet po ich nietknięciu. Uczestniczki, które doświadczą wyrzutów sumienia
z powodu nieprzeczytanej książki wieczoru, niech pomyślą sobie o Panu Rexie,
który książki nie trzymał w ręku od czasów wczesnoszkolnych, co nie przeszkadza
mu brać aktywny udział w spotkaniu, a czasami nawet zabierać głos na temat
omawianej książki! Aby uczcić umiłowanie Niechciców do ziemi, aby docenić ich
ciężką pracę włożoną w obrabianiem pól, a jednocześnie żeby nawiązać do Szymborskiej
pochodzącej z Krakowa, gdzie wychodzi się „na pole”, na kolejnym spotkaniu
zapoznamy się z kuchnią polną.
5. Po raz kolejny sporo czasu poświęcono na dyskusję o
schodzącym na psy polskim systemie edukacji. Przysłuchujący się rozmowie Mały
Lord, rysujący w skupieniu dzbanek z herbatą i regał z książkami, zdawał się nie
widzieć tych kilkunastu lat nauki w szkole przed nim jako potencjalnego ryzyka
bycia osobowościowo zmiażdżonym, zrównanym do jednego poziomu, stłamszonym i z
podciętymi skrzydłami.
6. W ramach aneksu do jubileuszowego spotkania sprzed
miesiąca zrobiono przegląd rodzajów wypitych dotychczas alkoholi – kolekcja
jest dość pokaźna. Jednocześnie zapowiedziano już, że przy okazji omawiania „Jak
się starzeć bez godności” prosecco poleje się szerokim strumieniem.
Widzimy się wiosną!
k.