Protokół po "Księgach Jakubowych" Olgi Tokarczuk
Oto i protokół.
Choć „jest w byciu obcym coś pociągającego, w czym
można się rozsmakować, co wydaje się jak słodycz”, w szabat na wyjątkowym,
jubileuszowym spotkaniu książkowym spotkali się starzy, dobrzy znajomi.
11. Spotkania Pod Pretekstem Książki mają już 11 lat! To
127 zebrań kubikowych. Z okazji rocznicy zebranym wręczono listę
dotychczasowych pretekstów, która była jednocześnie testem okulistycznym,
ponieważ weryfikowała, czy dana osoba powinna zaopatrzyć się w okulary do
czytania tekstu małą czcionką. Do listy dołączone były szydełkowe zakładki do
książek. Wypito szampana, zjedzono okolicznościowy torcik, będący jednocześnie
tortem urodzinowym Królowej. Jak zwykle razem z życzeniami jeszcze wielu
kolejnych spotkań wypowiedzianymi przez wszystkich do wszystkich, Królowa
również przyjęła ze wzruszeniem życzenia, prezenty, kwiaty, uściski i uśmiechy.
10. Wyjątkowym gościem na spotkaniu było prawie dwuletnie
wnuczę Błyskawicy, który zrazu nieśmiałe, szybko poczuło się jak w domu i bez
oporu bawiło się z Małym Lordem czy pokazywało autka kolejnym ciociom.
9. Wydaje się, że temat przewodni, czyli „Księgi
Jakubowe”, został ledwie poruszony. Ten przebogaty zbiór wątków, postaci, opowieści
z pewnością będzie wracał na kolejnych spotkaniach książkowych, bo nie sposób w
jeden wieczór omówić monumentalnego dzieła Olgi Tokarczuk. „Księgi” trzeba
czytać bez pośpiechu, smakować każde słowo, każde zdanie. Trzeba podziwiać warsztat
literacki Noblistki. Trzeba docenić ogrom pracy przez nią wykonanej, żeby,
niczym z pojedynczych nitek, utkać barwną tkaninę, od której nie można oderwać
wzroku. I choć do „Ksiąg Jakubowych” chyba wszystkie Uczestniczki podchodziły
na początku jak do jeża, te, które je przeczytały, wyraziły swój zachwyt, mówiąc
zgodnie: majstersztyk. Literatura najwyższego gatunku. Męczyła trochę mnogość
osób, nazwisk, ale skromne notatki podczas lektury wystarczyły, żeby nie zginąć
w gąszczu wątków.
8. „Księgi Jakubowe” zaczyna się jak snuta w zimowy
wieczór przy blasku świecy opowieść o wymyślonych, bajkowych, obdarzonych
magicznymi mocami postaciach, a pod koniec przypomina reporterską relację,
opisującą konkretne wydarzenia i losy konkretnych ludzi - przejście między
jednym a drugim gatunkiem literackim jest płynne, prawie niezauważalne. „To jest powieść, droga pani. Literatura. (…)
Literatura to szczególny rodzaj wiedzy, to (…) doskonałość form nieprecyzyjnych”.
7. „Księgi Jakubowe” to trochę również alternatywna
historia Jezusa i początków chrześcijaństwa. Być może jakiś jeden z pozoru
nieważny moment w historii ludzkości sprawił, że sekta Jezusa z Nazaretu w
ciągu dwóch tysięcy lat przerodziła się w jedną z trzech największych religii
świata, a współwyznawcy Jakuba Franka prawie zniknęli w otchłani czasu.
6. Tło muzyczne do rozmów stanowiły dwie płyty Oli
Bilińskiej „Berjozkele. Kołysanki jidysz” i „Libelid. Pieśni miłosne jidysz”, a
także płyta z 15. Festiwalu Kultury Żydowskie „Zichrojnes (Wspomnienia)” oraz
album „Uwodzenie” Kapeli Ze Wsi Warszawa z elementami muzyki żydowskiej.
5. Imponująco przedstawiała się gastronomiczna warstwa
spotkania, która, choć niekoszerna, pieściła podniebienia bogactwem smaków. Na
stole pojawiły się dwie chałki: zwykła i heretycka (bo pleciona z trzech, a nie
pięciu pasemek ciasta) oraz bajgle. Były żydowskie placki ziemniaczane, czyli latkes
(przygotowane przez Strunę). Błyskawica przyniosła sałatkę śledziową z
cieciorką. Królowa i Mały Lord zrobili wegetariański, mocno doprawiony czulent.
Stefa upiekła lekach, tradycyjny miodownik żydowski. Kicia, czy to z okazji
Dnia Kota, czy z powodu długiej nieobecności, nadrobiła zaległości klubikowe w
sferze potraw i przyniosła: daktyle z sosem chałwowym, domowy nalewko-grzaniec
oraz sałatkę „Podróż przez 7 granic”, wymagającą szczegółowego objaśnienia.
Otóż sałatka Kici zaczęła swą podróż w Salonikach (feta), przez całą Grecję
(suszone pomidory) prowadziła do Izraela (sok z granatu) i Włoch (uprażony
orzech włoski), żeby przez kolejne europejskie kraje po długiej wędrówce
dotrzeć do Polski (buraczki czerwone, por).
4. Z racji swoich zainteresowań głównie zawodowych
Struna była niekwestionowanym autorytetem w kwestii żydowskiej. Chętnie
dzieliła się z zebranymi swoją wiedzą, wyjaśniała niuanse tradycji żydowskiej
niczym rabini tłumaczą Torę. „Księgi Jakubowe”, opisujące wędrującą po Europie żydowską
sektę, każą się zastanowić, czy przypadkiem, gdy pogrzebać w genealogii
Uczestników Spotkań, nie mają oni wśród swoich przodków również i Żydów.
3. Rozmawiano nieco o polskim kościele katolickim, ale
w tym temacie, oprócz tego, co jest powszechnie znane, czyli że schodzi na psy,
nowości nie ma. Choć pamiętać należy, że od zarania człowiek miał potrzebę
duchowości, kontaktu ze sferami niewidzialnymi, zrozumienia niezrozumiałego i wyjaśnienia
sobie nieszczęść i cierpienia, i obecnie wiele osób nadal realizuje te potrzebę
w kościele.
2. Troszkę ponarzekano: na zawodowe niepowodzenia,
trudności i załamania oraz na obecnych wokół ludzi o cechach psychopatycznych. Jednak
więcej było rozmów o treści jeśli nie optymistycznej, to przynajmniej budującej
i dającej nadzieję na lepsze. Dyskutowano o licznych, niestety, akcjach
charytatywnych, mających na celu zbiórkę kosmicznych kwot na leczenia maleńkich
dzieci. O relacjach matka-córka i różnych na nie perspektywach. O tym, co miało
i ma wpływ na to, jacy jesteśmy obecnie. O tym, że człowiek się zmienia. Dużą
część wieczoru poświęcono omówieniu tematu związanego z mięśniami dna miednicy,
konsekwencjami ich zaniedbania, konieczności poprawienia ich stanu i podwijaniu
ogonka. Ekspertką w tym zakresie była Stefa. Dobrze, że Mały Lord, zmęczony
wizytą małego Błyskawiątka, zasnął u mamy na kolanach, bo słuchając szczegółów
o tych mięśniach, jeśli nie poczułby się zgorszony, to na pewno zacząłby
zadawać swoim rodzicielom dodatkowe pytania szczegółowe.
1. W marcu spotkamy się w Dzień św. Patryka. Jednak
omówimy książkę nie z Zielonej Wyspy, a z dalekiej Korei, czyli „Dworską
tancerkę” Shin Kyung-Sook.
Niech Book będzie z Wami.
Szalom!
k.