Protokół po "Kajś. Opowieści o Górnym Śląsku" Zbigniewa Rokity
Witejcie!
W gronie zdziesiątkowanym przez choroby własne lub
latorośli oraz chwilowe zawirowania życiowe omówiono książkę o Górnym Śląsku.
„Kajś” to lektura ważna, ponieważ opowiada o ludziach „zza
miedzy”, a właściwie o zawiłej, niejednoznacznej historii tych, którzy na Śląsku
mieszkali od zawsze albo pojawili się tam w wyniku historycznej zawieruchy co i
rusz przechodzącej przez Europę.
Omawiając „Kajś” sformułowano tezę, że Śląsk to stan
umysłu.
Jaka jest różnica miedzy Śląskiem a Zagłębiem? Skąd od
czasu ten szum medialny wokół Ślązaków, mówiących o swojej odrębności,
domagających się takich czy innych praw i przywilejów? Czy każdy dziadek
każdego Ślązaka był w Wermachcie? Jeśli ktoś wcześniej zadawał sobie te czy
podobne pytania, to w książce Zbigniewa Rokity „Kajś” znajdzie na nie
odpowiedź.
Historia Śląska jest niezmiernie zawiła. Również
dzieje współczesne są pełne paradoksów i trudnych tematów. Uczestniczki
spotkania zgodnie stwierdziły, że TEN Śląsk stoi dziś w rozkroku, szuka swojej
tożsamości. Autor w „Kajś” również szuka swoich korzeni i mierzy się z prawdą, dla
wielu niewygodną i trudną, że nasi przodkowie niekoniecznie byli tacy, jakbyśmy
chcieli. Znaleziono podobieństwo między Śląskiem a krajami skolonizowanymi przez
mocarstwa, jak Wielka Brytania czy Francja, które przez lata wyzyskiwała kraje
azjatyckie czy afrykańskie, drenując je z ich dóbr naturalnych, traktując jako
swoją własność, a rdzennych mieszkańców maając za niewolników. Wydaje się, że
Śląsk podobnie - jest takim „niechcianym dzieckiem”, które jednak można bez
pardonu wyzyskać i wykorzystać – wcześniej przez robili to Niemcy, potem
Polska. Śląsk to „ślepa kiszka Europy”, jak pisze Rokita. Wszystkie
Uczestniczki spotkania zgodnie stwierdziły, że zakończenie „Kajś” jest bardzo
zaskakujące.
Niezmiernie interesującym wątkiem uzupełniającym „Kajś”
była opowieść Struny, ilustrowana przedwojennym zdjęciem z rodzinnego albumu, o
cioci-babci Denisce, która przyjechała z rodzicami i rodzeństwem z Francji,
osiadła w Zabrzu i do której w odwiedziny ze swoimi rodzicami jeździła w
dzieciństwie Struna. Podróże do Cioci Deniski, w czasie których trzeba się było
kilkukrotnie przesiadać między różnymi środkami lokomocji, kojarzą się Strunie
również z bułką z pasztetem kupowaną na dworcu w Katowicach.
Stefa, dzięki książce Rokity, bardziej poznała region,
o którym zaskakująco niewiele wiedziała, dotychczas podchodząc do tematu w
stylu „Śląsk, wiadomo, to Śląsk”. Przy okazji Królowa poleciła Stefie „Czarny ogród”
Małgorzaty Szejnert, jako lekturę dodatkową do poszerzania wiedzy o Śląsku, bo
to książka o katowickich Giszowcu i Nikiszowcu.
Górny Śląsk – tuż za płotem. Śląska gwara obecna jest
w naszej codziennej mowie – teraz już z większą świadomością będziemy nazywać
kogoś chacharem czy ciućmokiem. Bryle, kibel, hasiok, styknie, dziołcha, bajtel
– te słowa niepostrzeżenie przeniknęły do gwary beskidzkiej i przez to śląsko
godka jest obecna w naszej mowie codziennej, a Śląsk przez to nam bliższy.
Rozmowom o „Kajś” towarzyszyła, a jakże, kuchnia śląska.
Struna zrobiła niewiarygodnie smaczne kluseczki z dziurką podane ze skwarkami i
modrą kapustą, potwierdzając tym samym swoje mistrzostwo w obszarze
gastronomii. Gdyby Struna myślała kiedyś o zmianie pracy, to pewnym jest, że
karierę zrobią i do bogactwa ją doprowadzą utoczone przez jej sprawne dłonie
kluseczki śląskie właśnie. Stefa zrobiła szałot śląski, czyli pożywną sałatkę
ziemniaczaną. Królowa podała ciapkapustę, arcyproste połącznie ziemniaków z
kiszoną kapustą. Ziemniaki pojawiły się w jeszcze jednej genialnie zaskakującej
odsłonie – jako idealne do maszkiecenia kartofelki marcepanowe. Modro kapusta
była też w postaci kiszonej.
W sferze muzycznej sięgnięto po płyty artysty z
mysłowickimi korzeniami, czyli Artura Rojka i jego projektu pobocznego, czyli
Lenny Valentino. Wysłuchano też płyty formacji U2, ponieważ pochodzi z Irlandii,
a tam, podobnie jak na Śląsku, też są kopalnie.
Tematy nieksiążkowe poruszone podczas spotkania to
między innymi rekomendowany przez Stefę podcast „O zmierzchu”, bałagan w
przepisach dotyczących podatków, a także jeden ze skeczy w programie scenicznym
Kabaretu Moralnego Niepokoju, obejrzanym niedawno na żywo przez Królową, o tym,
jak to ostatni, niepozorny, niedopity łyczek herbaty w kubku może stać się
awanturą małżeńską prowadzącą niemal do rozwodu. Stefa zadała zebranym ciekawie
pytanie na temat przyjemności – co ją sprawia?, co ją wywołuje? Po omówieniu
odpowiedzi wysnuto wniosek, że prawdziwa przyjemność to ta, która uruchamia
nasze zmysły, która dzieje się przez naszą sensorykę.
W trakcie rozmów Mały Lord ze Struną rozegrał partyjkę
gry planszowej „Jamniki” (Struna wygrała, co Mały Lord przyjął zadziwiająco spokojnie).
Para ta obejrzała wszystkie dotychczas wydane atlasy autorstwa Ewy i Pawła
Pawlaków, a szczególnie wnikliwie zapoznała się z „Małym atlasem motyli”, przy
którym Struna podzieliła się z zebranymi fragmentem swojej ogromnej wiedzy na
temat tych owadów.
Kolejne spotkanie klubiku książkowego odbędzie się w piątek
17 lutego, czyli tak, jak to się wszystko zaczęło 11 lat temu. Przy potrawach
kuchni żydowskiej omawiane będą „Księgi Jakubowe”.
Bydźcie zdrowi i adieu za miesiōnc.
k.