Protokół po "Domie Holendrów" Ann Patchett
Hello i goedemorgen!
Gwoździem programu sierpniowego Spotkania Pod
Pretekstem Książki była wizyta Polanny! Dawno niewidziana Polanna na chwilunię
przysiadła na klubikowej sofie, żeby przypomnieć sobie i pozostałym, jak to
drzewiej na spotkaniach książkowych bywało, i żeby opowiedzieć, jak jej się w
słonecznej Iberii wiedzie.
Pretekstem do spotkania był „Dom Holendrów” –
generalnie pozytywnie oceniony. Pierwsza powieść Ann Patchett omawiana w ramach
klubiku wydała się na tyle dobra i zachęcająca do sięgnięcia po inne tytuły tej
autorki, że Struna i Stefa (a może i Królowa) zadeklarowały, że do Patchett
jeszcze wrócą. „Dom…” dobrze się czyta, historia rezydencji VanHoebeeków i jej
mieszkańców jest wciągająco zagmatwana, niektóre fragmenty mocno zapadają w
pamięć. Z drugiej strony, zakończenie jest mało przekonywujące, jakby uproszczone.
Królowa miała wrażenie, że „Dom…” jest napisany według schematu z zajęć
creative writing. Ale Królowa była w trakcie lektury „Czułego narratora”
Tokarczuk, więc jej oczekiwania względem czytanych treści były na dużo wyższym
poziomie. Klubikowe grono doszło do wniosku, że „Dom Holendrów” jest przede
wszystkim opowieścią o matce marnotrawnej.
Książka była pretekstem do rozmów o relacjach
rodzinnych, o relacjach między rodzeństwem. Wspominano wcześniejsze regularne
udziały Polanny w Spotkaniach w poprzednim lokalu klubikowym. Omówiono obecną
sytuację geopolityczną w kraju i za granicą. Polanna wręczyła zebranym słoiczki
z hiszpańskim miodem z dodatkami: z fiołkami, z płatkami pomarańczy, z
mandarynką, z melonem i nawet z piwem.
Lekturze towarzyszyła kuchnia holenderska. Zgodnie z
najoczywistszymi skojarzeniami dominował ser i kolor pomarańczowy. Ale nie
zabrakło też sezonowych darów ogrodu czy innych potraw luźno związanych z
Holandią. A więc: były cukiniowe kotlety oraz owinięty szynką ser camembert z
pomarańczowym dżemem jarzębinowym -all made by Struna. Stefa przyniosła
filigranowe kruche ciasteczka serowe do maczania w domowym ketchupie z cukinii.
Cukinia pojawiła się też w formie zapiekanych holenderskich kanałów
wypełnionych farszem kaszano-warzywnym, które wyszły z piekarnika Królowej.
Były pomidorki koktajlowe w odcieniu głębokim pomarańczowym. Był sernik. Do
przyniesionych przez siebie lodów na patyku Kicia jak zwykle dorobiła zawiłą
historię o czekoladzie oblewającej loda, która jakoby była czekoladą belgijską,
czyli z sąsiadującego z Holandią kraju. Były też na tyle oczywiste, że nikt
oprócz Kici na to nie wpadł, herbatniki holenderskie. Poldzia przyniosła wino o
wdzięcznej nazwie Busy Bee. Rzeczonym winem i sokiem jabłkowym wzniesionym
toasty za Polannę oraz pozostałe Uczestniczki Spotkań. Jak zwykle najbardziej
ochoczo kieliszkiem stukał się z innymi Mały Książę, który w trakcie spotkania
rozegrał kilka partyjek domino z ciocią Polanną.
Uzgodniono, że kolejny klubik książkowy odbędzie się
9 września, a podczas konsumpcji potraw przygotowanych według sprawdzonych
rodzinnych receptur matek i babć omawiane będą „Matki i córki” Ałbeny
Grabowskiej.
Czekając na kolejny klubik książkowy we wrześniu i kolejne
odwiedziny Polanny kiedyś tam, mówimy good bye i tot ziens!
k.